Minęło 40 lat od wprowadzenia przez reżim gen. Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego na terenie całej Polski. Wtedy to sowieccy janczarzy wypowiedzieli swojemu własnemu narodowi wojnę. Czy ten okrutny akt zmienił bieg historii? Ostatecznie Solidarność zwyciężała, zwyciężył naród. Ale czy to tak jest naprawdę? Czy wyciągnięto naukę z tych bolesnych wydarzeń?
Bogdan Strumiński, prezes Koła „Solidarność” oświadczył publicznie, że ubolewa nad tym, iż do tej pory nie uczy się prawdziwej historii dotyczącej tamtych czasów i wydarzeń. „Wielokrotnie będąc w Polsce – mówił lub spotykając się tutaj (w USA – przyp. red.) z przedstawicielami Instytutu Pamięci Narodowej, który dysponuje archiwalnymi materiałami, wnioskowałem o stworzenie specjalnego zespołu ponad podziałami, który opracowałby podręczniki, z których młodzież mogłaby się uczyć prawdy o tamtych tragicznych wydarzeniach. Do tej pory nic takiego się nie stało”.
12 grudnia 2021 roku w kościele Świętej Trójcy w Chicago odbyła się uroczysta msza święta upamiętniająca rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Uroczystość ta wywarła ogromne wrażenie na uczestnikach, przez kilka dni rozsyłano w Internecie kazanie ks. Bohdana Molendy, ekonoma prowincji oo chrystusowców w Stanach Zjednoczonych. Kapłan podsumował zryw wolnościowy polskiego narodu, który zaowocował powstaniem wolnego związku zawodowego, słynnej na całym świecie „Solidarności”. „Ten festiwal wolności – mówił ksiądz Molenda – trwał tylko kilkanaście miesięcy. Radość, wolność na uczelniach, uśmiech ludzi na ulicy, niezależne gazety, które zaczęły wychodzić, prawda w mediach, to wszystko skończyła grudniowa noc. Kto to przeżywał, to wie, jak wyglądała polska ulica 13 grudnia 1981 roku. Zomowcy w hełmach z długimi pałami, tarczami i karabinami maszynowymi, czołgi, które raz po raz przejeżdżały przez miasto, żeby pokazać, kto ma siłę. Na rogatkach miast żołnierze grzejący się przy koksownikach (…) My dzisiaj nie obchodzimy rocznicy stanu wojennego w znaczeniu świętowania, bo nie świętuje się rocznicy pogrzebu matki czy ojca, ale wspomina się tę rocznicę. I my ją wspominamy, aby oddać hołd tym, którzy wtedy oddali życie, cierpieli w nocy, byli wywlekani z domów do więzień, do tzw. Internatów. (…) Taka bolesna rocznica jest nam potrzebna, byśmy nie zapomnieli czym był totalitaryzm i czym grozi brak umiaru w życiu społecznym – stwierdził ks. Molenda.
Należy tu jeszcze przytoczyć jakże bolesną wypowiedź prezesa Strumińskiego. „Karygodnym jest fakt – stwierdził on dobitnie – iż po odzyskaniu przez naród wolności, przez kolejne dziesięciolecia oprawcy mieli się lepiej niż ofiary i bardzo często stawali się bohaterami.
Dodajmy, że niektórych nawet pokochano. Przecież ostatnio pojawiły się nagrania w mediach w Polsce, na których zarejestrowano czułe obejmowania, pocałunki i wyznania miłosne Michnika, kierowane do Wojciecha Jaruzelskiego! Inni spokojnie trawili sute emerytury, a po śmierci sprawiono im uroczyste pochówki. Sędziowie, którzy skazywali działaczy wolnościowego zrywu na długotrwałe uwięzienia, wyrokują, o zgrozo, do dzisiaj. Polska to nie Republika Czeska. Nie potrafiono poradzić sobie z komunistyczną wszawicą.
Pamiętając o wyczynach poniektórych posłów oraz antypolskiej działalności partii opozycji totalnej, także tych, reprezentujących Polskę w Unii Europejskiej, jakże słuszne jest stwierdzenie konsul Małgorzaty Bąk-Guzik, która stwierdziła, że „musimy pamiętać o wszystkich ofiarach, osobach represjonowanych i bohaterach, bo to dzięki ich odwadze i sile komunizm upadł. Te osoby są dzisiaj wśród nas”. Zapowiedziała tu wyróżnienie Krzyżem Wolności i Solidarności działacza opozycji antykomunistycznej, Mariana Andrzeja Brokosa, za zasługi oddane na rzecz suwerenności Polski oraz przestrzegania praw człowieka i obywatela.
Krzyż Wolności i Solidarności jest znakiem wdzięczności państwa polskiego dla osób, które swymi zmaganiami z systemem komunistycznym w latach 1956–1989 przyczyniły się do odzyskania przez Polskę niepodległości po półwieczu zniewolenia i zależności od Związku Sowieckiego.
Nie występowali wprawdzie z bronią w ręku, wyróżniani są jednak odznaczeniem nawiązującym do Krzyża Niepodległości, ustanowionego w II Rzeczypospolitej dla zasłużonych w walce o suwerenny byt naszej Ojczyzny, zwieńczonej zwycięstwem w 1918 roku.
Krzyż Wolności i Solidarności honoruje osoby, które dołączyły do bohaterów z początku wieku, tworząc kolejne ogniwo w łańcuchu pokoleń Niepodległej.
Damy i Kawalerowie Krzyża Wolności i Solidarności walczyli z systemem komunistycznym, który czynił wszystko, aby odebrać narodowi wartości tworzące nazwę odznaczenia: „krzyż” – to ponad tysiąc lat obecności chrześcijaństwa i współtworzenia cywilizacji łacińskiej, „wolność” – istotę polskości i „solidarność” – doświadczenie wspólnoty zrodzonej w sierpniu 1980 roku.
Sprzeciwiając się komunizmowi, wybierali męstwo. „Podstawowym warunkiem człowieka ku zdobywaniu prawdy, a tym samym ku likwidowaniu zła, którym jest kłamstwo, będzie zdobycie cnoty męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu” – mówił ks. Jerzy Popiełuszko.
Instytut Pamięci Narodowej wypełnia zaszczytne zadanie składania wniosków, na podstawie których Prezydent Rzeczypospolitej przyznaje Krzyż Wolności i Solidarności. Pamięć narodu o ludziach oddanych sprawie wolności i solidarności oraz nasza wierność tym wartościom są jednym z fundamentów niepodległości.
(dr Jarosław Szarek)
Nasz bohater został aresztowany 14 grudnia 1981 roku za organizację i kierowanie strajkiem w przedsiębiorstwie Gazyfikacji Bezprzewodowej w Rypinie, w województwie Kujawsko-Pomorskim (Ziemia Dobrzyńska). Był więziony do marca 1983 roku, po uwolnieniu pozostawał bez pracy, na tzw. „cichym wilczym bilecie”. Nie mając środków do życia, a na utrzymaniu rodzinę: żonę Annę i dwie córeczki, Magdę i Justynę, zdecydował się na emigrację. W maju 1984 roku rodzina Brokosów wyjechała do Niemiec, a następnie do San Diego w Stanach Zjednoczonych. Tutaj Marian włączył się w działalność Ruchu Społeczno-Politycznego Pomost i współpracował z Alfredem Znamierowskim, Adamem Kiernikiem i Edwardem Duszą (ten ostatni z Pomostu-Wisconsin).
Po trzyletnim pobycie w Kalifornii, wraz z innym członkami Pomostu, dokonał „desantu na Chicago”. Uczestniczył tu niestrudzenie w działalności kierowniczych struktur Pomostu aż do rozbicia tej organizacji przez Andrzeja Czumę. Był też współtwórcą Klubu Myśli Politycznej w Chicago.
Do legendy przeszedł epizod z Parady Trzeciomajowej w Chicago, kiedy to w czasie brutalnej interwencji i tamtejszej policji Brokos został powalony na hydrant przeciwpożarowy, w wyniku czego trafił do szpitala. A było to, o zgrozo, w czasie demonstracji na rzecz wolnych wyborów w Polsce, kiedy to Zachód zobowiązał się do nadzoru ich przebiegu, aby zapobiec powtórzeniu się nowej Jałty.
Według Mariana Brokosa, Polska nie doprowadziła do dekomunizacji w takim stopniu, jak zrobiły to inne kraje regionu. Wielu ludzi, i to nie tylko ubeków, ale i tych, związanych z Solidarnością, obłowiło się na polskiej transformacji, ba! wykwitły ogromne fortuny. Znaleźli się zdrajcy, którzy poszli na służbę obcym państwom. Historia się powtórzyła, targowica i prywata wzięły górą. Nadal tracą na wartości polskie ideały, a hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” coraz częściej, zazwyczaj bezkarnie, jest obrażane i sprowadzone do archaicznego pojęcia. Do dzisiaj nie ukarano winnych morderstw politycznych, zapominano zbyt często o prawych Polakach, którzy podejmowali w przeszłości walkę ze zbrodniczym reżimem. Dzisiaj wypasione na krzywdzie narodu cwaniacy i dewianci, usadowieni w strukturach Unii Europejskich, Sejmie i Senacie RP, także w środkach masowego przekazu, skazują ich na zapomnienie i jakże często nędzną wegetację. Za to Adam Michnik, pokrętny ideolog lewicy, każe nam wierzyć w to, że Jaruzelski to porządny gość. Nie do pomyślenia w innych byłych „demoludach” byłaby kariera Józefa Iwulskiego, sędziego, który wsławił się wyrokami skazującymi działaczy solidarności na surowe kary więzienia. Nagrodzony wysokim odznaczeniem RP w 2002 roku w niby wolnej i niezawisłej Polsce nadal pracował w sądownictwie, nie ponosząc konsekwencji za swoje haniebne czyny, wymierzone w wolność i gwałcące podstawowe prawa człowieka i obywatele. O skrzywdzonych przez niego ludzi nie ujęły się żadne organizacje europejskie, za to w obronę Iwulskiego włączyła się nawet Unia Europejska*.
Konsul Bąk-Guzik słusznie zauważyła, że powinniśmy pamiętać o wszystkich ofiarach, osobach represjonowanych i bohaterach, bo to dzięki ich odwadze i sile komunizm upadł i Polska odzyskała niepodległość. Wspomniała również o politykach amerykańskich różnego szczebla, którzy w tamtym czasie wyrazili poparcie dla narodu polskiego i działali na rzecz przywrócenia Polski do kręgu państw demokratycznych.
Dzięki poświęceniu ludzi podobnym Marianowi Brokosowi mamy wolną Polskę. Wielu z nich mieszka poza granicami ojczyzny, z daleka od swoich miast i wiosek. Do dzisiaj płaca oni cenę za swój patriotyzm nic w zamian nie otrzymując. Profity za ich walkę zgarnęli inni. Ale taki to już jest niesprawiedliwy i co gorsze, odwieczny bieg rzeczy. Pocieszającym jest fakt, że czasami u różnych decydentów nagle do głosu dochodzi sumienie i poczucie przyzwoitości. Niedawno prasa doniosła, że z Belgii sprowadzono do Polski prochy Maurycego Mochnackiego, emigranta politycznego, płomiennego trybuna wolności i uczestnika powstania listopadowego. Jeszcze do niedawna nie wszyscy znali jego nazwiska, zarówno w kraju, jak i na emigracji. Wielu z nas usłyszano o nim po raz pierwszy. A jednak Ojczyzna o nim nie zapomniała.
Odznaczenie Krzyżem Wolności i Solidarności Mariana Andrzeja Brokosa jest dla nas, zwłaszcza na emigracji, dojściem do głosu narodowego sumienia i przyzwoitości. Uważam, że to nagle Ojczyzna przypomniała sobie o Marianie Brokosie.
*W latach 1982–1983 Józef Iwulski co najmniej czterokrotnie był w składach sądów, które skazywały za działalność opozycyjną w stanie wojennym[. Jak wynika z danych w archiwach i katalogach IPN, od 3 grudnia do 26 stycznia Józef Iwulski brał udział w wydaniu siedmiu wyroków na łącznie 16 opozycjonistów. Trzech z nich zostało uniewinnionych, a 13 skazanych, z czego 9 w zawieszeniu, a 4 na kary więzienia.
(Opracowanie redakcji)