Maria Legieć
Od momentu przedstawienia Niemcom rachunku za ofiary II wojny światowej (ponad 1,3 bln euro), temat ten nie schodzi ze szpalt niemieckich mediów. Od lewa do prawa – wszędzie ta sama narracja w stylu: „żądania za wysokie, nie mamy, nie damy”. W rozmowie prywatnej z pewnym niemieckim lekarzem padła nawet groźba: „no to teraz będzie wojna!”.
W artykule opublikowanym przez Frankfurter Allegemeine Zeitung z 1 września Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS, został nazwany „mężczyzną, który Berlinowi wystawił rachunek” (Der Mann, der die Rechnung an Berlin präsentierte). Autor artykułu, Reinhard Veser poinformował, że Arkadiusz Mularczyk, który od 2017 roku stoi na czele grupy posłów pracujących nad ustaleniem wysokości szkód wyrządzonych przez niemieckiego okupanta podczas II wojny światowej, zaprezentował (dokładnie w rocznicę wybuchu wojny) 40-stronicowy dokument prawny – wyniki pięcioletniej, skrupulatnej pracy parlamentarnego zespołu ds. oszacowania wysokości odszkodowań należnych Polsce od Niemiec za szkody wyrządzone w trakcie II wojny światowej.
Reakcja niemieckich kół politycznych, mediów i niektórych historyków pozwala stwierdzić, że polski „rachunek krzywd” jest nie do przyjęcia przez rządzących tym krajem.
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz w wywiadzie dla Frankfurter Allgemeine Zeitung 6 września powiedział: „Mogę zaznaczyć, podobnie jak wszystkie poprzednie rządy federalne, że kwestia ta została ostatecznie rozstrzygnięta w prawie międzynarodowym”. Tym samym odrzuca polskie żądania naprawienia szkód wyrządzonych przez Niemcy w Polsce w czasie II wojny światowej. Jego zdaniem Polska nie powinna mieć możliwości wysuwania nowych roszczeń – zwłaszcza że w 1953 roku „zrzekła się dalszych roszczeń i otrzymała od Związku Radzieckiego rekompensatę głównie w postaci cedowanych niemieckich terytoriów wschodnich”. Już ostatnio, podczas inauguracyjnej wizyty w Warszawie w grudniu 2021, Olaf Scholz odrzucił żądania Polski dotyczące reparacji wojennych („kwestia reperacji jest prawie zamknięta”) i zaznaczył, że Niemcy wnoszą „bardzo, bardzo wysoki wkład” w finansowanie budżetu UE. Polska jest największym odbiorcą netto funduszy unijnych (powiązanie funduszy unijnych ze zniszczeniami wojennymi?).
Rzecznik niemieckiego MSZ Steffen Hebestreit, w mailu uzyskanym przez agencję informacyjną Reuters stwierdził: „Sprawa reparacji dla Polski jest zamknięta”. Komentując stanowisko rządu w Berlinie, wyjaśnił: „Polska już dawno, bo w 1953 roku, zrzekła się dalszych reparacji i kilkakrotnie potwierdzała to zrzeczenie. To podstawa obowiązującego obecnie porządku europejskiego”. I dodał: „Niemcy ponoszą odpowiedzialność polityczną i moralną za II wojnę światową”. O materialnej – ani słowa!
Robin Wagener (Zieloni) też odnosi się do zrzeczenia się przez Polskę – w przeszłości – roszczeń reparacyjnych. Ponadto krytykuje podejście Polski: „Żaden członek polskiego rządu nie przekazał oficjalnie tego żądania. Uderzające jest to, że ta ekspertyza ani razu w okresie minionego rządu PiS nie była z nami dwustronnie dyskutowana na szczeblu rządowym. (…) To prawda, że formalnie poprawne politycznie jest odrzucenie postulatów. Ale moralnie i politycznie debata nie jest jednak zakończona i powinniśmy szukać przystępnego dialogu w tej sprawie z naszymi najbliższymi partnerami i przyjaciółmi. Przecież Niemcy były odpowiedzialne za najpoważniejsze naruszenia praw człowieka w Polsce”. Tak Wagener z Zielonych.
Sekretarz generalny FDP, Bijan Djir-Sarai też uważa, że kwestia reparacji została prawnie zamknięta wraz z traktatem „Dwa plus cztery”. „Nie ma żadnych podstaw prawnych do jakichkolwiek żądań ze strony Polski. W związku z tym żądania muszą zostać odrzucone”. Argumentuje: „Traktat »Dwa plus cztery«, zawarty w Moskwie 12 września 1990 roku pomiędzy dwoma państwami niemieckimi a czterema zwycięskimi mocarstwami II wojny światowej, oficjalnie ustanowił ostateczną suwerenność wewnętrzną i zewnętrzną zjednoczonych Niemiec”.
Członek niemieckiego Budestagu Aydan Oezoguz (SPD) podkreśliła bliskie więzi łączące Niemcy i Polskę w NATO i UE. Ale powiedziała: „Jest przeciwskuteczne, a także szkodliwe dla klimatu społecznego między naszymi krajami, jeśli takie żądania [odszkodowania – przyp. autorki] są wysuwane z oczywistych wewnętrznych względów politycznych. Lecz prawdą jest również, że niezmierzone cierpienia i zniszczenia, które Niemcy spowodowały w Polsce podczas II wojny światowej, są wciąż niewystarczająco rozumiane i uznawane przez nas, Niemców, dzisiaj”. Nie wystarczy więc po prostu odrzucić moralne obawy stojące za materialnymi żądaniami wielu Polaków – uważa polityk SPD. „Potrzebny jest uczciwy i otwarty dialog w tej sprawie na poziomie oczu”.
I w podobnej narracji komentowany jest polski raport przedstawiony na Zamku Królewskim w Warszawie – także przez niemieckie media i ludzi nauki.
W prasie argumenty na „nie” krążą nieustannie jak mantra, wokół tak zwanego zrzeczenia się przez Polskę wypłat reparacji. W artykule „Polska obstaje przy kwestii wypłat reparacji” (Polen hält am Thema Reparationszahlungen fest, MDR.de) napisano: „Jeszcze w sierpniu 1953 roku Polska wydała deklarację o rezygnacji z dalszych wypłat reparacji, aby wnieść »dalszy wkład w rozwiązanie kwestii niemieckiej w duchu demokracji i pokoju (…). Wobec faktu, że Niemcy wypełniły już w znacznym stopniu swoje zobowiązania do zapłaty reparacji oraz że poprawa sytuacji gospodarczej Niemiec leży w interesie ich pokojowego rozwoju, rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej podjął decyzję o odstąpieniu od wypłaty reparacji Polsce z dniem 1 stycznia 1954”.
Media krytykują byłego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, który uzasadnia żądania polskiego rządu stwierdzeniem, że porozumienie zawarte przez komunistyczny rząd polski z Republiką Federalną w 1953 roku jest nieważne. Cytuje się wypowiedź Antoniego Macierewicza, że PRL przed 1989 rokiem była, podobnie jak NRD, „zależnym państwem marionetkowym” Związku Radzieckiego. Polska złożyła deklarację o rezygnacji ze spłat reparacji pod naciskiem reżimu sowieckiego. „Nie jest prawdą, że Polska zrzekła się reparacji należnych nam od Niemiec” – tak Antoni Macierewicz.
Z tym stwierdzeniem nie zgadza się nikt z wypowiadających się na niemieckiej scenie politycznej. Nikt też nie wspomina, że nie ma żadnego dokumentu, który stanowiłby prawnie wiążący dowód zrzeczenia się przez Polskę lub PRL płatności reparacyjnych, nie pojawiły się żadne inne dokumenty dotyczące decyzji tego zrzeczenia, nie było żadnej oficjalnej umowy między Polską a Niemcami, że wiadomość tę (notatkę!) podano wtedy w Trybunie Ludu!
Eksperci od prawa międzynarodowego, jak Christian Tomuschat, zwracają nawet uwagę, że roszczenia Polski są przedawnione. „W prawie międzynarodowym nie ma stałych zasad w tej kwestii, przyjmuje się około 30 lat, aby roszczenie stało się prawnie nieważne” – powiedział Heute im Osten Tomuschat.
Świat nauki ma również coś do powiedzenia na powyższy temat. Na przykład dyrektor Niemieckiego Instytutu Polskiego, profesor historii Peter Oliver Loew powiedział: „Żądanie tak wysokiej wypłaty reparacji jest trochę nie na czasie w czasach dobrego sąsiedztwa”.
Dyrektor Colegium Pollonicum Universytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą i „specjalista” od stosunków polsko-niemieckich Krzysztof Wojciechowski, w artykule „To jest ewidentna kampania przedwyborcza PiS” (Das ist eindeutig Stimmungsmache vor der Wahl) stwierdza: „Pomysł, że 80 lat po II wojnie światowej należy wymyślić reparacje wojenne, jest po prostu absurdalny. (…) niemiecka kultura polityczna, która rozwinęła się w ciągu ostatnich dziesięcioleci – a jest to kultura pewnej pokory, cierpliwości i zrozumienia – zwycięzcy i że ta fala [tej „kultury” – przyp. autorki] zostanie, że tak powiem, podtrzymana. Kiedyś w Polsce zostanie wybrany inny rząd i wszystko wróci do normy”!
Zaś „drogi przyjaciel”, jak nazwała przewodnicząca KE Ursula von der Layen Donalda Tuska, stwierdził: „Narodowo-konserwatywnej partii rządzącej PiS nie chodzi o reparacje od Niemiec, ale o wewnętrzną kampanię polityczną. Lider PiS Jarosław Kaczyński nie ukrywa, że tą antyniemiecką kampanią chce zbudować poparcie dla partii rządzącej”.
I tutaj docieramy do źródła wszelkich szkód, jakie polskiej racji stanu, naszego prawa do otrzymania odszkodowań od Niemców – wyrządziła ta powyższa wypowiedź! Powołują się na nią niemal wszyscy, którzy chcą, myślą, że mają – coś do powiedzenia: „manipulacja przed wyborami” (CDU-Froemmer), „uważamy je za nową wewnętrzną kampanię polityczną w okresie poprzedzającym wybory w Polsce w 2023 roku”, „roszczenia całkowicie nierealne” i „wewnętrzna kampania polityczna, która służy antyniemieckim nastrojom”– (nowy) prezes Związku Wypędzonych Fabritius (w rozmowie z Redaktions Netzwerk Deutschland), „Lider PiS Kaczyński rozsiewa absurdalne zarzuty o Niemczech, które mają przywołać wspomnienia o narodowych socjalistach”– Phillip Fritz w Die Welt. Oczywiście wszystkiemu jest winien PiS!
Na zakończenie jeszcze dwa, odmienne w charakterze, głosy wołające na pustyni: Jan Emendoerfer w gazecie Die Welt 10 września: „De facto Niemcy poniosły ciężkie winy swoją brutalną wojną eksterminacyjną w Polsce, a żądania reparacji nie są wymyślane z powietrza”. Niestety niedługo potem zmienił zdanie.
Pozostał niezmienny w ocenie polskich oczekiwań odszkodowań tylko jeden Niemiec – historyk i lekarz dr Karl Heinz Roth, zajmujący się tym tematem od lat 80. XX wieku: „Roszczenia strony polskiej o reparacje za niemieckie zbrodnie wojenne i zniszczenia są w pełni uprawnione – powiedział Polskiej Agencji Prasowej. – Polska i Polacy ucierpieli szczególnie mocno w wyniku okupacji niemieckiej. Wynikające z tego roszczenia z tytułu reparacji nie ulegają przedawnieniu”. Dotychczasowy brak odszkodowań za zbrodnie i zniszczenia dr Roth określa jako „zachowanie obłudne”.
PS W portalu finansowym Boerse.de ukazał się (29 lipca br.) fragment rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z szefem partii CDU Friedrichem Merzem. Doświadczony polityk Merz powiedział, że „żaden rząd niemiecki nie zgodzi się na to w tej chwili”. Na co doświadczony polityk, szef PiS: „Historia jest dynamiczna. Ale z tego, co w tej chwili rozpoczęliśmy – nie możemy zrezygnować”.
I to jest najlepsze przesłanie dla polskiego rządu, dla Polaków!
Maria Legieć