sobota, 23 listopada, 2024

Źle się dzieje

MAREK BOBER

Legislatorzy w Springfield, stolicy Illinois, uchwalili kolejne prawa i przepisy, które weszły w życie 1 stycznia 2023 roku. Jedni mówią, że jest ich 180, inni, że 300, więc tak po prawdzie nagłosowali się, że aż hej. Jak się uwzględni nowe ustawy, uchwały, poprawki i rezolucje, będzie tego kilka tysięcy. Ale czy będzie tego trzy, pięć czy siedem tysięcy – nikt normalny nie policzy i nie przeczyta. Kiedy w 2021 r. uchwalali nową ustawę o funkcjonowaniu policji, to zmieściła się ona na 800 stronach. I co z tego? Papier przyjął wszystko, a przestępcy nawet nie dostrzegli, że coś w funkcjonowaniu policji się zmienia i grasują sobie coraz odważniej.

Oznajmiono nam teraz, że od nowego roku na przykład nie może być w szkołach dyskryminacji ze względu na fryzurę. Ustawa zwana Jett Hawkins Act powstała po tym, jak 4-letni chłopiec z Chicago miał się zetknąć w przedszkolu z dyskryminacją ze względu na splecione czy też pozlepiane w warkoczyki włosy. W związku z rzekomą dyskryminacją ze względu na młodą czuprynę, jego matka, Ida Nelson, rozpoczęła akcję, aby w przedszkolach i szkołach nie było owej dyskryminacji, jeśli ktoś ma – jak to nazwano – etniczną fryzurę, jakieś loki, warkocze, afro czy inne „skręty”. W sierpniu tę jakże przełomową ustawę uroczyście, w asyście chłopaka, matki i stacji telewizyjnych, podpisał gubernator J.B. Pritzker, oświadczając wszem i wobec: – Przez dziesięciolecia czarnoskórzy obywatele byli prześladowani ze względu na swoje naturalne i ochronne fryzury. Teraz prawo wymaga od Illinois State Board of Education dostarczenia szkołom materiałów edukacyjnych do nauczania o „czarnoskórych” fryzurach. Nie podano, ile to będzie podatnika kosztować.

Mamy kolejną ciekawą ustawę, zwaną Hayli’s Law. Legislacja powstała na cześć 12-letniej mieszkanki miasteczka Kankakee Hayli Martinez, którą spotkało nieszczęście, kiedy lokalni urzędnicy – kierując się ponoć wymogami higieny i zdrowia publicznego – zakazali sprzedawania przed domem lemoniady. Teraz – tak mówi ustawa – stoiska z lemoniadą oraz napojami bezalkoholowymi, obsługiwane przez osoby poniżej 16. roku życia, nie podlegają regulacjom (aby było śmieszniej, właśnie regulację wprowadzono!), a punkty sprzedaży napoi nie mogą być zamykane przez instytucje i urzędników zajmujących się zdrowiem publicznym. Zaznaczono wyraźnie ponadto, że dzieci nie muszą mieć specjalnego zezwolenia, aby sprzedawać lemoniadę np. w parkach publicznych czy na terenie prywatnym. Nastąpił więc przełom w tej jakże kluczowej dla gospodarki stanu Illinois gałęzi. 

Co jeszcze znamiennego uchwalono w Springfield? Choćby to, że od 1 stycznia każdy lokal gastronomiczny musi zakazać używania rękawiczek lateksowych podczas przygotowywania i obchodzenia się z żywnością. Takich rękawic nie może też używać personel ratunkowy i udzielający pierwszej pomocy; dodajmy, że dla pracowników służby zdrowia ustawa wejdzie w życie za rok. Przypomnijmy może, że jeszcze nie tak dawno, bo w czasie „pandemii COVID-19” używanie lateksowych rękawiczek było nie tylko zalecane, ale i wymagane niemalże od wszystkich i wszędzie.

Wiadomo już, że – zgodnie z nowym prawem – dzień 1 sierpnia będzie obchodzony w Illinois jako „Dzień docenienia słodkiej kukurydzy”, a dolostone (praktycznie to dolomit) będzie z kolei oficjalnym kamieniem Illinois. Wprowadzono też poprawkę do stanowej ustawy i zdecydowano, że „eastern milksnake” (wąż mleczny wschodni) zostaje oficjalnym wężem stanu Illinois (przy okazji wyjaśniono nazwę węża: dawniej ludzie – błędnie zresztą – myśleli, że wąż ten jest w stanie wydoić krowę). 

Mamy też polski wątek dorobku legislacyjnego naszych ustawodawców w Springfield. Słynna ulica Milwaukee, a dokładnie jej część od ulicy Sangamon w Chicago do ulicy Greenwood w Niles zwie się od 1 stycznia „The Milwaukee Avenue Polish Heritage Corridor”. Ustawa zezwala, aby Departament Transportu, jeśli zechce, umieścił specjalne tabliczki z ową nazwą. Tak więc mamy powód, aby Polonia chicagowska mogła się uznać po raz kolejny za poważną grupę polityczną o poważnych wpływach w Illinois, aby polonijni liderzy i przywódcy mogli odtrąbić sukces i aby polonijne media mogły się podniecać przez dwa-trzy dni.

Nie twierdzę, że wszystkie nowe ustawy są durne lub niepotrzebne, bo jakieś poważne chyba się w całym zbiorze znalazły. Tylko jak się owe ustawy i cała praca stanowych parlamentarzystów mają do codziennego życia tzw. zwykłych ludzi? A niewiele się mają.

Problemy ludzi w Illinois to problemy ludzi w Chicago i najbliższych przedmieść, gdyż w metropolii żyje trzy czwarte mieszkańców stanu. I mają to co mają, czyli mają to na co zasłużyli, bo przez swoją głupotę wybierają głupich polityków i biernie zgadzają się na ich głupie decyzje. 

Te problemy są powszechnie znane. Wysoka, przerażająca wręcz przestępczość, ogromne podatki, coraz słabsza służba zdrowia, wątpliwej jakości szkolnictwo, pogarszające się warunki do prowadzenia biznesu, gigantyczne zadłużenie największego miasta, czyli Chicago, i stanu jako takiego. To tak pobieżnie. 

Ludzie utracili poczucie fizycznego bezpieczeństwa. W 2022 r. tylko w Chicago dokonano 695 morderstw (rok wcześniej 804), 2033 przestępstw seksualnych, napadów rabunkowych było 8996, włamań 7622, kradzieży 20194, kradzieży samochodów (w tym carjacking) 21425, strzelanin 2832. Mamy jeszcze brutalne pobicia/napady (aggravated battery) z użyciem narzędzia/broni: 5890. To oficjalne dane. Bardziej przerażająco to wygląda, jak się poczyta, ile zginęło lub zostało postrzelonych małych dzieci. Słabo się robi, jak się poogląda zapis kamer rejestrujących nocą ulice Chicago. A śmiesznie i dramatycznie zarazem robi się, kiedy się słyszy urzędującą jeszcze burmistrz Chicago Lori Lightfoot, która w październiku ub. roku, zwracając się do swoich krytyków, powiedziała, że miasto jest… bezpieczne. – Każdego dnia ciężko pracujemy, aby ludzie czuli się bezpiecznie i są bezpieczni – powiedziała Lightfoot. – Dlatego z roku na rok spada liczba zabójstw o 17 proc., strzelanin o 19 proc. i cały czas szukamy sposobów na poprawę. Wspomnę, że Departament Policji zatrudnia ok. 13 tys. ludzi (bywało więcej) z budżetem blisko 2 mld dol. rocznie. I na przestępcach nie robi to wrażenia. Ludzie przyzwyczaili się już prawdopodobnie do strzelanin na ulicach i autostradach na okrągło, do tego, że włamania do domów prywatnych i biznesów to codzienność, przyzwyczaili się i do tego, że w weekend zginie pięć, 10 a może 15 osób, ale jaka to różnica…

Z Chicago lub okolic wyprowadziły się lub zamierzają to zrobić w najbliższym czasie znane firmy, dające pracę nie 10 osobom, ale dziesiątkom tysięcy i dające dobrze zarobić: Boeing, Citadel, Tyson Foods czy Caterlpillar. Z Chicago i okolic wyprowadzają się ludzie, zazwyczaj poza Illinois, szukając przede wszystkim bezpieczeństwa. Zgodnie z danymi U.S. Census Bureau, populacja Illinois zmalała dziewiąty rok pod rząd. Będąc szóstym pod względem zaludnienia stanem (12.582.032), Illinois może się „pochwalić” spadkiem mieszkańców w ciągu roku na 1 lipca 2022 o 104.437 osób. To tyle, gdyby zniknęły z mapy takie miasta jak Peoria czy Springfield. Sąsiednie dwa stany również tracą populacje, ale w porównaniu z Iowa stan Illinois traci pięć razy szybciej a Michigan – 13 razy szybciej. Od 1 kwietnia 2020 r. do 1 lipca ub. roku liczba mieszkańców Illinois spadła z 2,8 do 2,5 mln. 

Ted Dąbrowski z firmi Wirepoints zwrócił uwagę jeszcze na jeden wskaźnik. Z danych spisu powszechnego wynika, że wzrósł w stosunku do roku wcześniejszego wskaźnik ubóstwa i wynosi on 12,1 proc. – I to się nakręca – mówi Dąbrowski. – Kierujemy coraz więcej ludzi na bony żywnościowe, kierujemy więcej ludzi ma Medicaid, tworząc w ten sposób więcej uzależnionych i niesamodzielnych osób a nie tworzymy miejsc pracy. To jest katastrofalna kombinacja. To powoduje, że ludzie opuszczają nasz stan.

Niedawno firma Kiplinger przedstawiła raport o 10 najgorszych stanach dla mieszkańców klasy średniej. Illinois jest jedynym stanem w tej dziesiątce ze stanów Środkowego Zachodu.

Chicago nie zniknie z mapy, nie podzieli losu Detroit, nie zbankrutuje, nie zostanie spalone (?), nie runie w zgliszczach. Nadal tutaj będą przybywać ludzie, pojawią się jacyś emigranci, pojawią się jacyś przybysze z innych stanów, będą się uczyć, pracować i bawić. Ale Chicago, także Illinois, nie ma dobrej przyszłości politycznej i gospodarczej, nie ma przyszłości przede wszystkim do spokojnego życia.

W lutym odbędą się wybory burmistrza i członków Rady Miasta. Można śmiało powiedzieć, kto będzie burmistrzem (zresztą, jaka to różnica, skoro będzie z tej samej partii, która rządzi miastem i stanem od wielu lat, oszukuje ludzi i marnotrawi potencjał miasta). Można też śmiało powiedzieć, że na 50 radnych 49 będzie z Partii Demokratycznej i być może uchowa się jeden republikanin. Ale nie o barwy polityczne tutaj chodzi. Chodzi o to, aby spokojnie i godnie żyć. Nie ma jednak nadziei na to, gdyż ludzie wyraźnie nie myślą, kogo wybierają. No chyba, że im miasto z bandytami w roli głównej i politycznymi przestępcami odpowiada… Albo doszczętnie zobojętnieli.

Marek Bober

Zdjęcie:

W ubiegłym roku chicagowska policja zanotowała wzrost o prawie 25 tys. czynów kwalifikowanych jako przestępstwa a w sumie doszło do 111 tysięcy takich zdarzeń

fot. Archiwum

Najnowsze