niedziela, 24 listopada, 2024

Stąpanie po cienkim lodzie

Anna Tokarska

Węgry, stosunkowo niewielkie państwo w Europie Środkowowschodniej, wciąż pamięta i silne są w nim reminiscencje za dawną potęgą w ramach Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Traktat w Trianon, zawarty w Wersalu w 1920 r. pomiędzy Ententą a Węgrami, okroił je z powierzchni dwóch trzecich terytorium na poczet sąsiadujących z nim państw. To bolesne doświadczenie historyczne ma w świadomości Węgrów swoje skutki aż po dziś. 

Pomimo że Węgry są pełnoprawnymi członkami UE i NATO, a więc w pełni są zintegrowane ze strukturami europejskimi i euroatlantyckimi, wyróżniają się na tle całego kontynentu prowadzoną od wielu lat polityką. Żadne inne państwo europejskie (nawet historycznie prorosyjska Francja czy antyamerykańskie w swojej polityce Niemcy) nie pozwala sobie na podobne działania czy też tolerowanie szpiegowskiej aktywności innego państwa. 

Na Węgrzech już kilka lat temu ujawniono obecność oficerów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, którzy szkolili ekstremistyczne prawicowe grupy węgierskie w zakresie posługiwania się bronią. Szef rosyjskiego wywiadu zagranicznego Siergiej Naryszkin ulokował w Budapeszcie swojego syna Andrieja, który nie tylko uzyskał prawo stałego pobytu na Węgrzech, ale mieszkał w apartamencie będącym własnością firmy powiązanej z szefem gabinetu politycznego Orbana.

Mimo uznania przez służby węgierskie obecności Andrieja Naryszkina za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, nie udało się usunąć go z kraju, co albo świadczy o słabości Węgier, albo o wyjątkowej pobłażliwości dla osoby powiązanej z rosyjskim wywiadem. 

Kolejny przykład, skłaniający jednak do przyjęcia wniosku o bezprecedensowej pobłażliwości dla obywateli Rosji powiązanych w rosyjskim wywiadem, jest funkcjonowanie Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego w Budapeszcie, zwanego „bankiem szpiegowskim” z uwagi na jego silne powiązania z Kremlem. Po agresji Rosji na Ukrainę 24 lutego ubiegłego roku mógł on nadal swobodnie funkcjonować w stolicy Węgier. 

Wszystkie państwa UE po napaści Federacji Rosyjskiej na Ukrainę wydaliły ze swoich terytoriów dyplomatów państwa agresora – w przeciwieństwie do Węgier, które jeszcze dodatkowo zwiększyły ich liczbę w stolicy swojego kraju.

Kolejnym aspektem są sankcje Unii Europejskiej wobec Rosji. Węgry akceptują je jako zło konieczne. Dlaczego nie chcą więc ukarać państwa agresora, które niszczy architekturę bezpieczeństwa ukształtowaną w latach 1989-91 ubiegłego wieku? 

Jest to zasadnicze pytanie, które należy postawić w kontekście stosunków węgiersko-rosyjskich i relacji UE – Węgry.

Przede wszystkim nasuwa się wniosek, że Węgry nie są przywiązane do tej właśnie, wypracowanej przez kluczowych graczy na arenie międzynarodowej, architektury bezpieczeństwa. Po dziś silne jest w nich poczucie krzywdy sprzed ponad stu lat, kiedy zapadały decyzje w Trianon, w Wersalu, tworzące nowy porządek stosunków międzynarodowych po I wojnie światowej. 

W nowym układzie sił, który wyłonił się po zakończeniu zimnej wojny, a więc w latach 1989-1991, będącym następstwem wcześniejszych doświadczeń historycznych, które w XX w. wstrząsnęły kontynentem europejskim, Węgry także nie mogą się do końca odnaleźć, pielęgnując swoją traumę z roku 1920. 

Rzeczywiście, w następstwie decyzji podjętych przed stu laty ogromna rzesza obywateli Węgier znalazła się poza granicami swojego państwa, stanowiąc liczne mniejszości narodowe sąsiadujących z nimi państw. Taki stan rzeczy pozostał aż do dziś. Duże węgierskie, zwarte skupiska ludzkie znajdują się na Zakarpaciu, które obecnie jest częścią Ukrainy, w Rumunii, byłych państwach Jugosławii oraz częściowo w Czechach i na Słowacji. 

Stanowi to zarzewie konfliktów na tle narodowościowym, które mogą przeradzać się w napięcia na płaszczyźnie stosunków międzynarodowych i tym samym wchodzić na arenę polityki zagranicznej UE.

Wątek mniejszości narodowościowej podnosiły Węgry od początku wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej, ale szczególnie Polska, która również ma poważne i tragiczne zaszłości z Ukraińcami w ubiegłym wieku, uznała, że w obliczu wspólnego zagrożenia, jakie stanowi Putin i terrorystyczna Rosja, zaszłości historyczne muszą w tej chwili zejść na plan dalszy, bo zasadniczą sprawą jest pokonanie śmiertelnego zagrożenia, jakie we współczesnym świecie niesie barbarzyńska w swoim charakterze Rosja. 

Nie można także pominąć niezwykle istotnego zagadnienia, jakie stanowi wymiar bezpieczeństwa energetycznego Węgier. Ponieważ jest to państwo, które z przyczyn swojego położenia geograficznego nie posiada dostępu do morza, ma ono tym samym ograniczone pole manewru, jeśli chodzi o zapewnienie stałych dostaw energii do swojego państwa. 

Zależność Budapesztu od Moskwy w tym wymiarze sięga jeszcze czasów ZSRR. Szkoda, że po inwazji Putina na Ukrainę w 2014 r. Węgry nie zrewidowały swojej polityki energetycznej i nie podjęły wysiłków na rzecz dywersyfikacji dostaw energii, jak to na przykład uczyniła Polska, która obecnie nie importuje już ani kropli ropy naftowej czy metra sześciennego gazu ziemnego z Rosji. 

Całkowite uzależnienie energetyczne Węgier od Rosji nie tylko w wymiarze importu ropy naftowej czy gazu ziemnego, ale przede wszystkim w zakresie technologii nuklearnej (elektrownia atomowa znajdująca się w miejscowości Paks na Węgrzech jest oparta na technologii rosyjskiej) ma swoje poważne konsekwencje. 

Cztery reaktory elektrowni atomowej zapewniają dostawy prądu dla połowy mieszkańców Węgier. Planowana jest jej rozbudowa o dalsze dwa reaktory, oczywiście również w oparciu o technologię rosyjską, co w zakresie eksploatacji elektrowni, dostarczania paliwa jądrowego, serwisu, całkowicie uzależnia Węgry od dobrej woli Rosji. Dlatego też Budapeszt drży, aby nie rozdrażniać najmniejszym swoim ruchem Moskwy, bo przykręcenie kurka przez Rosję i tym samym odcięcie od źródeł energii doprowadziłoby Węgry w krótkim czasie do katastrofy ekonomicznej. A na to żaden rząd tego stosunkowo niewielkiego państwa położonego nad Dunajem nie może sobie pozwolić. 

Stąd też dziwaczne ruchy Orbana, który pomimo że jest bardzo zdolnym i zręcznym politykiem, znalazł się w bardzo trudnym położeniu i wykonuje coraz bardziej karkołomne posunięcia. Węgry, będąc integralnym członkiem Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego, zachowują się jak państwo określane przez niektórych obserwatorów sceny międzynarodowej jako „piąta kolumna Putina w Europie”.

Poza otwartą sympatią deklarowaną wobec Putina i Federacji Rosyjskiej, trudno jest dostrzec, żeby Orban podejmował jakieś alternatywne działania, próbując wydostać się z tego polityczno-gospodarczego klinczu z Moskwą. Czy premier Węgier słyszy te komentarze, które na pewno nie przynoszą chluby jego państwu? Na pewno nie jest mu obojętne, że prestiż Węgier mocno na tym cierpi. 

Poczucie krzywdy, wypływające z historycznych zaszłości i traktatu w Trianon, może być zrozumiałe. Jednak przeszłości nie da się już zawrócić, poczucia krzywdy sprzed 100 lat naprawić. Węgry nie mają na to możliwości militarnych, politycznych, ekonomicznych i wywiadowczych. Czy Węgrzy chcieliby dochodzić sprawiedliwości dziejowej i naprawy porządku rzeczy, sankcjonowanego niesprawiedliwym w ich odczuciu Traktatem z Trianon z pomocą barbarzyńskiej Rosji? 

Ustawianie się w jednym szeregu z Putinem, za którym Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał list gończy, jako za zbrodniarzem wojennym, odpowiedzialnym za straszliwe zbrodnie wojenne popełnione w Ukrainie, jest działaniem niezwykle ryzykownym i stąpaniem po cienkim lodzie.

Z drugiej strony państwa naszej cywilizacji, zamiast stygmatyzować Orbana i Węgry pejoratywnymi określeniami, brzmiącymi jak obelgi z poprzedniej epoki, powinny pomyśleć, jak dopomóc Budapesztowi w dywersyfikacji dostaw energii w takim zakresie, żeby w znacznym stopniu uniezależnić ich państwo od Rosji i samego Putina. 

W końcu Węgry to organizm państwowy będący integralną częścią naszej cywilizacji judeo-chrześcijańskiej, opartej na filozofii greckiej i prawie rzymskim. Euroatlantycka wspólnota, dzieląca te same wartości, powinna poczuwać się do współodpowiedzialności za współczesne Węgry i przyszłość tego europejskiego państwa.

Anna Tokarska

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze