Robert Strybel
Na wstępie warto pamiętać, że kampania wyborcza sprzed 18 lat miała wyłonić rząd koalicyjny Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska i Prawa i Sprawiedliwości braci Kaczyńskich. PO-PiS, sojusz dwóch powstałych w 2001 r. nowych i ideowo zbliżonych partii konserwatywnych, zaczął się kruszyć latem 2005 r., na kilka miesięcy przed wyborami. Wówczas Tusk rozpisał swoim ludziom role, a atak na PiS przydzielił Bronisławowi Komorowskiemu, który wcześniej porzucił współtworzone przez siebie Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe i przystąpił do silniejszej i korzystniejszej dla kariery politycznej Platformy.
Wówczas w całym kraju kierowców witały duże bilbordy zuchwale zapowiadające prezydenta z Kaszub (Tuska) i premiera z Krakowa (Jana Marię Rokitę). Łatwo można sobie wyobrazić, jak się musiał wściec bezwzględnie i chorobliwie ambitny oraz pewny siebie Tusk, kiedy wybory parlamentarne wygrał PiS, a w miesiąc później Lech Kaczyński go pokonał w rywalizacji prezydenckiej. Zamiast dojść do wniosku, że błędem było rzucenie się na koalicjanta PiS w trakcie kampanii wyborczej, upokorzenie spowodowane podwójną porażką wyborczą przerodziło się w potęgujący się anty-PiS, z którym mamy do czynienia do dziś. Bez wątpienia w dużej mierze uczyniło to z Polski jeden z najbardziej politycznie spolaryzowanych krajów Europy.
Najeżdżanie na PiS i Kaczyńskiego stało się warunkowym odruchem Platformy. Na jednym z niedawnych wieców wyborczych ktoś zapytał Tuska, dlaczego zamiast programu jego partia ma obsesję na punkcie PiSożerstwa. Szybki refleks wytrawnego polityka bronił taktyki anty-PiS jako najlepszego sposobu mobilizowania elektoratu do odsunięcia od władzy partii Kaczyńskiego. Wkrótce potem jednak na platformerskim zgromadzeniu w Olsztynie Tusk wreszcie odsłonił program wyborczy Koalicji Obywatelska (jak obecnie nazywa się Platforma).
Pod chwytliwym tytułem „Sto konkretów na sto dni” program ten powstał pod wyraźnym wpływem PiS, począwszy od samej nazwy. Od początku kampanii PiS zarzucał KO, że nie ma konkretnego programu a Kaczyński już przedstawił własny zestaw „konkretów”. Tusk skopiował ten termin i przedstawił ich aż sto. Jednym z nich jest podniesienie z 30 do 60 tys. zł (prawie $14 tys.) rocznego zarobku wolnego od podatku dochodowego. Zakrawa to na hipokryzję, zważywszy, że Tusk potępił PiS za rozrzutne rozdawnictwo populistyczne, gdy rząd PiS w 2022 r. podniósł kwotę wolną od podatku z 8000 do do 30 tys. zł.
Inne prorodzinne „konkrety” KO są nietypowe dla formacji neo-liberalnych i w celu zwabienia wyborców zostały zapożyczone z „populistycznego” arsenału PiS. Do nich zaliczyć można m.in. następujące:
- emerytura do 5 tys. zł będzie zwolniona z podatku dochodowego;
- PiS wprowadził tani dwuprocentowy kredyt na zakup pierwszego mieszkania, więc KO go przebija, obniżając go do 0 procent;
- ceny biletów na transport publiczny (autobusy, tramwaje, metro) mają być niższe;
- podniesiony zostanie zasiłek pogrzebowy i wprowadzi się specjalny dodatek dla wdów i wdowców;
- w szkołach podstawowych ponownie pojawią się bezpłatne gabinety dentystyczne;
- osoby niepełnosprawne będą mogły pracować i nadal otrzymywać rentę, a kobiety niepracujące zawodowo otrzymają prawo do urlopu.
Ale oprócz typowych dla PiS świadczeń socjalnych Tusk dorzucił garść własnych, odzwierciedlających przechył na lewo obecnej Platformy. Dotyczy to szeroko pojętej dziedziny spraw płciowo-reprodukcyjnych czyli „międzynoża”, w którym szczególne lubują się partie liberalno-lewicowe. Państwo będzie finansować produkcję dzieci „z próbówek” (in vitro), każda kobieta ma mieć prawo do bezpłatnego znieczulenia przed porodem, a aborcja na żądanie będzie dozwolona do 12. miesiąca ciąży. Mają zostać wprowadzone związki partnerskie chyba także dla par homoseksualnych, choć oficjalna lista tego nie precyzuje. Prawdopodobnie Tusk przezornie nie chce odstraszyć bardziej konserwatywnych wyborców.
Inne typowo platformerskie inicjatywy to rozdział Kościoła od państwa, co zapewne spodoba się wszelkiej maści katożercom, antyklerykałom i ateistom, choć nie ma jak tego legalnie przeprowadzić. Konstytucja nie używa pojęcia „rozdział”, lecz mówi o współpracy państwa i Kościoła. Zmiana ustawy zasadniczej wymaga poparcia dwóch trzecich posłów, co w polskich warunkach graniczyłoby z cudem. Platforma chce także zlikwidować Fundusz Kościelny, który finansuje m.in. remonty zabytkowych świątyń, jak i świadczenia zdrowotne i emerytalne dla duchowieństwa oraz wspomaga działalność charytatywną, oświatową i wychowawczą Kościoła katolickiego i innych wyznań. Wymiar antykościelny ma też zamiar wprowadzenia niedzielnego handlu, chociaż w ubóstwianych przez Tuska Niemczech sklepy i centra handlowe są zamknięte w niedzielę.
Donald „Nicht nur für Deutschland” Tusk uzyskał taki przydomek, kiedy publicznie piał wdzięczne peany na cześć swojej szefowej, kanclerz Angeli Merkel, mówiąc, że przysłużyła się nie tylko Niemcom, ale całej Europie. W końcu uczyniła zeń przewodniczącego Rady Europejskiej. Nic dziwnego więc, że wśród wyborczych „konkretów” znalazł się jego apel o „zakończenie zimnej wojny z Niemcami”. Zapowiada to inny punkt apelujący o „weryfikację” (jeszcze nie likwidację) projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego. Znając modus operandi Platformy, owa weryfikacja najprawdopodobniej dojdzie do wniosku, że koszt projektu przerasta możliwości budżetu państwa. Prawdziwą przyczyną będzie nierobienie konkurencji podobnemu portowi lotniczemu w Berlinie. Platforma także sprzeciwia się budowie pilskiego portu kontenerowego w Świnoujściu, aby nie zabierać biznesu Hamburgowi.
W latach 2008-2009 leciał w Polsce serial obyczajowy o życiu 30-latków w dużym mieście pod tytułem Teraz albo nigdy. To hasło jak ulał pasuje do przedwyborczych zmagań obu dużych bloków politycznych. Jeśli wygra Zjednoczona Prawica (ZP) – PiS oraz Suwerenna Polska, Republikanie i Kukiz-15 – będzie miała możliwość dalszej rozbudowy sił zbrojnych, odbudowy Pałacu Saskiego w Warszawie, budowy w centralnej Polsce pomiędzy Warszawą i Łodzią wyżej wymienionego Centralnego Portu Komunikacyjnego. Rządząca od ośmiu lat prawica zamierza rozwinąć różne projekty infrastrukturalne (drogi, autostrady, mosty, sieć kolejową), oświatowe i kulturalne. Imponujący dorobek obozu rządowego w ciągu minionych ośmiu lat osiągnięto jakby pod górkę, gdyż totalsi niemal każdą inicjatywę atakowali, bojkotowali lub sabotowali.
Z kolei zwycięstwo KO oznacza, że projekty niedokończone przez rządzących prawdopodobnie zostaną wstrzymane. Anty-PiS nie skończy się z wyborami, gdyż trzeba będzie niejedno odkręcić, rozwiązać czy odwołać, aby wprowadzić własne porządki i własnych ludzi. Platformersi chcą rozliczyć PiS z różnych prawdziwych czy rzekomych przekrętów, skandali czy niedociągnięć i pomścić porażki i upokorzenia, jakich przez osiem lat doznali, będąc w opozycji. Tusk odniesie wielkie zwycięstwo osobiste, jeśli UE wreszcie uwolni grube miliardy wstrzymywane po to, by ukarać rządzoną przez prawicę Polskę. Ale dla Platformy to też „teraz albo nigdy”. Zdaniem niektórych obserwatorów KO nie wytrzyma trzeciej kolejnej kadencji poza „korytem” i może się rozpaść na mniejsze ugrupowania albo nawet zniknąć w ogóle.
Wyborcy, także polonijni głosujący w Ameryce, w efekcie mają do wyboru dwie różne Polski. Jedna będzie ideowo postępowa, nowoczesna, zeświecczona, kosmopolityczna i hołdująca globalizmowi. Taka Polska sprzyjać będzie wielkomiejskim elitom kosztem reszty kraju. Będzie też coraz bardziej integrować się z Unią Europejską, bezkrytycznie ulegać jej wyrokom i zaleceniom oraz dążyć do zastąpienia złotówki wspólną walutą euro (€). Ponadto będzie utrzymywała specjalne relacje z Berlinem, rozluźniając zarazem stosunki z Waszyngtonem. Druga Polska wręcz przeciwnie – akcentować będzie suwerenność i uznawać UE jako dobrowolny związek narodowych ojczyzn i jak najdłużej zostanie przy złotówce. Ważny będzie naród, wiara chrześcijańska, rodzina i tradycja. Polska jest jedna, więc powinna dążyć do równomiernego rozwoju całego kraju. Dobre stosunki będzie utrzymywać z wieloma krajami, ale szczególne będą ją łączyć z USA. Jak będzie naprawdę, dowiemy się w dniach następujących po 15 października i nieco później. Nie wszystko bowiem da się definitywnie ustalić i uporządkować w ramach jednego tygodnia powyborczego.