LUCYNA KONDRAT
Pytanie, kto włączył zielone światło do strącenia z piedestału gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, jest równie zagadkowe co tajemnica upadku HarveyA Weinsteina. Ich nietykalność gwarantowała przez lata szczelna osłona medialna i wsparcie establishmentu Partii Demokratycznej. I chociaż relacje o zabójczym rozporządzeniu Cuomo dotyczącym zakażonych wirusem Covid seniorów w domach opieki i ośrodkach dla osób upośledzonych krążyły w Internecie od wiosny ub. roku, to media głównego nurtu na ten temat milczały. Na codziennych konferencjach w TV gubernator krytykował Donalda Trumpa i mówił aprobująco o własnym działaniu. Media nie mogły się go nachwalić, a w listopadzie Cuomo otrzymał nagrodę Emmy za „umiejętne wykorzystywanie TV i dobre przywództwo w kryzysie”. Dopiero w styczniu tego roku coś pękło za sprawą oskarżenia go o molestowanie seksualne. Napływające odtąd fale nowych oskarżeń grożą zatopieniem Cuomo, tym bardziej że zaczęli je wspierać niektórzy demokraci. Głos pojedynczych osób wołających o sprawiedliwość dla wydanych na śmierć bezbronnych ludzi grzęźnie w sieci mętnych oskarżeń o molestowanie, co nie jest przypadkowe.
Obraz tego, co się działo za kulisami telewizyjnych konferencji Cuomo w czasie kryzysu covidowego w 2020 r., można odtworzyć śledząc sprawy wstecz. W marcu i kwietniu ub. roku Cuomo podjął decyzję przyjmowania seniorów zakażonych wirusem Covid ze szpitali do domów opieki i ośrodków dla umysłowo upośledzonych. Firmował tę decyzję lekarz – komisarz ds. zdrowia oraz jego zastępczyni, dyplomowana pielęgniarka. Osłonę propagandową zapewniały media. Ukrywając prawdę o groźnych decyzjach gubernatora i szefostwa departamentu zdrowia, telewizja CNN, MSNBC, The New York Times, etc. pomagały im działać bezkarnie. Finansowe powiązania Cuomo & Co. stanowiły wpływowe korporacje i lobbyści. W 2018 roku w trakcie zażartej walki o re-elekcję komitet wyborczy gubernatora Cuomo otrzymał milion dolarów w gotówce od The General New York Hospital Association (GNYHA), potężnej korporacji w dziedzinie szpitalnictwa. Według dostępnych raportów GNYHA dała demokratom stanu niespotykaną wcześniej kwotę 3 mln dolarów w roku wyborczym 2018. Z tej sumy gubernator Cuomo i jego komitet otrzymali łącznie ponad 2 miliony dolarów od różnych szpitali i domów opieki. Już jako ponownie wybrany gubernator stanu, Cuomo odwzajemnił się podwójnie hojnym sponsorom. Najpierw w marcu 2020 r. wydając rozporządzenie o przyjmowaniu chorych na Covid ze szpitali do domów opieki, a potem w kwietniu rozszerzając je do ośrodków dla umysłowo upośledzonych oraz podpisując klauzulę chroniącą dyrektorów i administratorów szpitali i domów opieki od odpowiedzialności karnej we wszelkich procesach związanych z Covid-19. Klauzula ta została podłączona do corocznej ustawy budżetowej i w całości przegłosowana przez legislaturę stanu NY. W ten sposób ludzie, którzy zarabiali miliony dzięki rozporządzeniu Cuomo dotyczącego przyjmowania zainfekowanych pacjentów do domów opieki, dostali teraz immunitet prawny. Warto wiedzieć, że grupa biznesowa GNYHA opłaca różne firmy lobbingowe do załatwiania swych interesów. Jedna z nich, zwana The Bolton-St. Johns, wpłaciła na konto wyborcze Cuomo 40 tysięcy dolarów w 2018 r. Firmą tą zarządza rodzina DeRosa, której córkę Melissę gubernator Cuomo zatrudnia jako swą główną sekretarkę/asystentkę. Widać ją było u jego boku podczas ubiegłorocznych konferencji telewizyjnych dotyczących walki z wirusem.
Pytany o cel marcowego rozporządzenia dotyczącego przyjmowania zarażonych wirusem do domów opieki Cuomo odpowiadał, że szło o zwiększenie liczby miejsc w szpitalach. Szokujące jest to, że już wtedy wiedziano, jak groźny jest nowy wirus dla starszych schorowanych ludzi. Z dostępnych obecnie raportów wynika, że na skutek tej niepojętej polityki co najmniej 15 tysięcy seniorów zmarło jak więźniowie pozamykani w domach opieki oraz ośrodkach dla umysłowo chorych. Zamiast obiecanej opieki i bezpieczeństwa doświadczyli okrutnej izolacji, opuszczenia i śmierci w samotności. W czasie, kiedy Cuomo wydał groźne w skutki rozporządzenie – rzekomo by zwiększyć liczbę miejsc w szpitalach – zaczęły się dziwne przepychanki w sprawie przysłanego na pomoc przez Donalda Trumpa do Nowego Jorku pływającego szpitala USNS Comfort. Jego minimalne wykorzystanie i bezczynność skłoniło w końcu prezydenta Trumpa do odesłania statku do Wirginii. Podobny los spotkał ogromny szpital polowy ustawiony w Parku Centralnym z inicjatywy chrześcijańskiej organizacji charytatywnej Samaritan Purse. W tym samym czasie mnóstwo starszych chorych przenoszono ze szpitali do domów opieki i… z powrotem. Niektórych pacjentów przenoszono po sześć razy i to bez wiedzy ich rodzin. Niektóre rodziny dowiadywały się o śmierci swych bliskich z gazet i to już po skremowaniu zwłok. Inni umierali opuszczeni w pokojach przez pracownice przerażone możliwością zarażenia się wirusem. Zapytany przez reporterów o radę dla nowojorczyków Andrew Cumo powiedział, że sam nie położyłby swej matki w domu opieki w obecnym czasie. Z zadziwiającą otwartością mówił, że „najlepiej jest trzymać starsze, podatne na choroby osoby we własnym domu, a nie tam, gdzie nie mamy kontroli nad tym, co się dzieje. Nie da się zapewnić bezpieczeństwa w domach opieki ani w innych miejscach zbiorowego pobytu, bo to są żerowiska wirusów”.
Zadowoleni z polityki gubernatora mogli być tylko menadżerowie GNYHA. Darowany im przez Cuomo immunitet prawny stworzył okazję do maksymalizacji zysków. Nie jest tajemnicą, że najdroższą częścią prowadzenia biznesu jest pracownik. Musiało się to odbić na poziomie opieki medycznej, który pogarszał się na skutek zbyt niskiej liczby osób zatrudnianych do służby przy rosnącej liczbie chorych. Wielu starszych, ciężko chorych ludzi leżało praktycznie bez opieki. Odcięci od rodziny i bez duchowego wsparcia umierali w strasznym cierpieniu. W okresie od marca do maja 2020 r. Nowy Jork zanotował najwyższy wskaźnik śmiertelności nie tylko w USA, ale i na świecie. Nie wirus bezpośrednio, lecz bezduszne ludzkie działanie zbierało straszliwe żniwo. Kiedy zapytano Cuomo, co powiedziałby rodzinom ofiar szukających sprawiedliwości, gubernator zareagował pytaniem: „Jak dochodzić sprawiedliwości dla tych rodzin? Kogo postawić pod sąd za ich śmierć? Nikogo. Naturę? Pana Boga? A skąd ten wirus przyszedł? Ludzie będą przez niego umierać. Taka jest prawda”.
Mało wciąż znanym aspektem nowojorskiego skandalu jest sposób, w jaki pracowników medycznych wykorzystywano do opieki i jednocześnie narażano na zarażenie wirusem Covid-19 w domach dla upośledzonych. Ujawniło to paru informatorów w wywiadzie dla The Washington Examiner, opisując metody, jakimi władze stanowe zmuszały ich do pracy w kilku różnych ośrodkach na raz. Roznosili przez to wirusa do miejsc dotąd niezainfekowanych. Pracownicy albo nie byli testowani (podobnie niektórzy chorzy), albo ignorowano pozytywne wyniki testów. Stosowano rotację bez zgody i uprzedzenia pracowników. Dowiadywali się o konkretnym miejscu pracy danego dnia o 7.00 rano. Trzeba pamiętać, że brakowało w tych domach osobistych ochronnych kombinezonów, a nawet rękawiczek czy masek. Szczególnie bały się tej pracy matki małych dzieci. Pracownikom protestującym grożono różnymi sankcjami, łącznie ze zwolnieniem z pracy. W ten sposób władze stanowe próbowały przykryć pogarszający się stan liczebny pracowników medycznych na skutek coraz liczniejszych zachorowań wśród nich oraz ich podopiecznych. The Washington Examiner ocenia, iż ponad 10 tysięcy pracowników domów opieki zaraziło się wtedy wirusem Covid-19, a 33 z nich zmarło. Z danych wynika, że zmarło także ponad pół tysiąca osób upośledzonych w różnym wieku. Do masowych zarażeń dochodziło z powodu mieszania pracowników i pacjentów w domach zarażonych i wolnych od wirusa. Nic dziwnego, że liczba zakażonych w Nowym Jorku rosła tak drastycznie, bijąc rekord USA i świata. Za sprawą niebezpiecznych rozporządzeń Andrew Cuomo zamienił domy opieki wolne od wirusa w pułapki śmierci dla podopiecznych i ich opiekunów.
W styczniu wybuchła jak bomba prawda skrywana dotąd przez gubernatora i jego sztab. Zdetonowała ją Melissa DeRosa, sekretarka Andrew Cuomo, podczas telefonicznej konferencji ze stanowymi liderami Partii Demokratycznej. Ujawniła, że biuro gubernatora zataiło prawdziwe dane liczbowe ofiar Covida-19 w domach opieki i ośrodkach dla upośledzonych. Doniósł o tym nazajutrz The New York Post, a po nim inne media, opisując skandal i cytując m.in. „przeprosiny” Melissy DeRosa pod adresem… partii. Sekretarka Cuomo wyraziła żal, że „to, co się stało, jest nie fair, bo stawia demokratów w złym świetle względem republikanów”. Prosiła też partyjnych kolegów o wyrozumiałość ze względu na kontekst sprawy, za który winę ponosi… Donald Trump. Twierdziła, iż jego tweety zmusiły biuro Cuomo do ukrycia całościowych danych w obawie przed politycznie motywowanym śledztwem federalnym. Zatwardziałość grzeszników zdradza zrzucanie winy na innych oraz żal z powodu wpadki, zamiast żalu za popełnione zło. Na razie nie wiadomo, czym kierowała się DeRosa, wbijając nóż w plecy szefowi. Wiadomo natomiast coraz więcej o tym, jak ukrywano ślady przestępczych działań.
Zarówno rodziny, jak i władze federalne i stanowe oraz nowojorscy kongresmani bezskutecznie domagali się ujawnienia wszystkich danych dotyczących zmarłych w szpitalach i domach opieki. Przy trwającej w ub. roku blokadzie medialnej trudno było nadać rozgłos nowojorskiej tragedii. Jedyną słyszalną czasem postacią była Janice Dean, meteorolog z telewizji Fox News, której mąż stracił oboje rodziców w domu opieki. Korzystając z prawa Freedom of Information Law, Janice Dean z mężem zaangażowali się w akcję ujawnienia prawdziwych danych liczbowych ofiar i ukarania winnych. Przeszkadza w tym od początku gubernator Cuomo. Wszyscy, którzy od miesięcy domagali się ujawnienia danych liczbowych ofiar, byli blokowani – od instytucji medialnych po prywatnych obywateli. W sierpniu gubernator zablokował także ujawnienie danych dla Departamentu Sprawiedliwości, o które Waszyngton zwrócił się do władz NY oraz trzech innych stanów. Jako wymówkę odmowy udostępnienia danych Melissa DeRosa podała strach przed rzekomo upolitycznioną akcją republikanów pod pozorem śledztwa. Kiedy w październiku U.S. Department of Justice rozszerzył dochodzenie domagając się wydania danych dotyczących także wielu prywatnych domów opieki, rzecznik prasowy gubernatora Cumo orzekł, że to „politycznie motywowana zagrywka i ohydne nadużycie władzy”. Cuomo blokował też interpelacje kongresmenów i stanowy departament sprawiedliwości pod pretekstem przygotowania danych najpierw dla władz federalnych. Nawet dochodzenie prowadzone od ub. roku przez Letitię James, demokratkę stojącą na czele stanowego departamentu sprawiedliwości, nie przebiło się przez blokadę gubernatorską.
Zdumiewający jest fakt, że formalny raport Letitii James ze stycznia br. na temat pandemii koronawirusa nie zawiera ostatecznej liczby nowojorskich ofiar śmiertelnych. Nawet najwyższy funkcjonariusz wymiaru sprawiedliwości stanu nie miał mocy wydobycia tych danych z rąk Andrew Cuomo. Raport szacuje, że prawdziwa liczba ofiar może być o połowę wyższa niż podawana przez stanowy wydział zdrowia, ale nie mówi o tym, że posiada on dokładniejsze dane, tylko nie chce ich ujawnić. Dopiero po opublikowaniu raportu pod koniec stycznia br. komisarz departamentu zdrowia zmienił stanowisko i przyznał, że w domach opieki zmarło o ok. 50 proc. osób więcej niż podawano. Dziś wiemy, że zmarło ok. 15 tysięcy osób. Komisarz Howard zasygnalizował, że ostateczna liczba ofiar może być jeszcze wyższa. Nie wiadomo, czy Letitia James nie prosiła o dokładne dane z wydziału zdrowia czy też została zablokowana przez gubernatora. Tego raport James nie wyjaśnia. Jej zasługą jest natomiast ujawnienie faktu zaniżania danych o ok. 50 proc. przez Cuomo i jego sztab. Bez dokładnych danych liczbowych raport James nie daje możliwości wykorzystania go do sformułowania na przyszłość odpowiedniego stosunku liczby chorych do zatrudnionych pracowników medycznych, o co zabiega związek zawodowy pielęgniarek. Idzie o ważną korelację między niższą liczbą opiekunów medycznych a wyższą śmiertelnością chorych. Jednakże brak rzetelnych i całościowych danych z Nowego Jorku nie pozwala wykazać tej korelacji w przekonujący sposób.
W czasie, kiedy polityka gubernatora powodowała drastyczny wzrost liczby chorych i umierających w Nowym Jorku, on sam zajęty był pisaniem książki opiewającej efekty swego przywództwa w walce z pandemią i atakującej Donalda Trumpa ze rzekomą niekompetencję, cynizm i nieuczciwość. Na stronach wydanej w październiku American Crisis: Leadership Lessons From the COVID-19 Pandemic Cuomo reklamuje się jako lider nie bojący się mówić twardej prawdy i zwycięsko walczący z groźnym wirusem. Pytanie, dlaczego więc nie chce ujawnić prawdy na temat liczby ofiar Covida, pozostanie bez odpowiedzi, dopóki Cuomo nie uzna, że mu się to opłaca, choćby sądowo. Nie ma on też moralnych wątpliwości, czy należało pisać na sprzedaż taką książkę podczas trwania epidemii. Zainkasował już za nią awansem kilkaset tysięcy dolarów. Pod wpływem krytyki poszkodowanych rodzin i pytań dziennikarzy gubernator powiedział, że przeznaczy część zysków za książkę na cele charytatywne, ale nie chciał ujawnić, ile za nią otrzymał. Chyba tylko narcystyczne urojenie tłumaczy rozmijanie się z prawdą o własnym postępowaniu na skalę, jaką to robi Andrew Cuomo w książce i w realu. Póki co, jej wydawca zawiesił promocyjne turnee gubernatora.
Wśród mało znanych danych dotyczących Covid-19 są ważne wskaźniki socjologiczne. W USA aż 42 proc. zgonów przypada na zaledwie 0,6 proc. populacji. Te zdumiewające liczby wskazują, iż niemal połowa śmiertelnych ofiar koronawirusa to ludzie z domów opieki i innych ośrodków wspomaganego życia zbiorowego! Według danych Forbesa z ub. roku 2,1 miliona Amerykanów – czyli 0,62 proc. ludności USA – mieszka w różnych domach opieki. Na bazie danych udostępnionych przez 43 stany widać, że aż 42 proc. wszystkich zgonów związanych z wirusem Covid miało miejsce w domach opieki. A może to być wynik zaniżony, jak pokazuje Nowy Jork. Są stany USA, gdzie ponad połowa zgonów przypada na domy opieki, np. 70 proc. w Ohio, 69 proc. w Pensylwanii, a w Minnesocie aż 81 proc. Tragedia polega na tym, że można było tego śmiertelnego żniwa uniknąć. Już w marcu ub. roku wybitny epidemiolog ze Stanfordu prof. John Ioannidis ostrzegał, że nawet łagodne typy koronawirusa potrafią siać spustoszenie w domach opieki. Niestety, władze zignorowały te mądre słowa. Dziś wiemy z pewnością, że niebezpieczne rozporządzenia gubernatora Nowego Jorku i innych stanów, np. New Jersey, Michigan, Kalifornii czy Waszyngtonu, nie znajdują żadnego usprawiedliwienia.
W medialnej kampanii obnażania wyselekcjonowanych win nowojorskiego gubernatora uderza brak refleksji nad istotą skandalu. Establishment Partii Demokratycznej i służące jej media wolą modny temat molestowania kobiet jako narzędzie do pozbycia się toksycznego Andrew Cuomo i osłony innych gubernatorów-demokratów obciążonych podobną winą. Ani Kamala Harris, ani inne znaczące feministki nie wzywają Cuomo do ustąpienia. Nie miały takich zahamowań w jawnie spreparowanym oskarżeniu przeciwko sędziemu Kavanaugh. Nie mówi się ani o tragedii tysięcy starszych ludzi, ani o innym ważnym problemie. Jest nim akceptacja społeczna dla wysyłania starzejących się rodziców do domów opieki przez dorosłe dzieci. Skandal z Andrew Cuomo to nie tylko problem nowojorski. Ujawnia on moralne bankructwo współczesnej kultury. Nie ma w niej moralności, sumienia ani Boga. Nie ma wstydu. Jest walka o władzę i niepohamowana żądza zysku. Jest dążenie do wygody życia za wszelką cenę. Burzy go sama obecność starszych ludzi, tym bardziej niesprawnych. Większość mieszkańców domów opieki to ludzie niechciani przez bliskich, choć jest to temat tabu. Tylko mały odsetek stanowią ci, którzy nie mają dzieci ani wnuków lub są całkowicie niezdolni do samodzielnego życia. Trzeba odwiedzić kilka takich domów, by odczuć panującą tam samotność i ból opuszczenia. Odkryć skrywane poczucie krzywdy u ludzi, którzy na starość, po latach poświęconych na wychowanie dzieci, znaleźli się poza ich wygodnymi domami. Mieszkają pod wspólnym dachem, ale z obcymi. Za towarzystwo mają włączone telewizory. Nie mają obecności najbliższych ludzi ani szczególnie potrzebnego w starości poczucia bezpieczeństwa i opieki duchowej. Pogrzeb kolejnego mieszkańca pod wspólnym dachem to dominujące wydarzenie towarzyskie. Jeden Bóg wie, ilu mieszkańców amerykańskich domów opieki zachowało ufność do końca, a ilu odchodziło w goryczy i rozpaczy. Tylko On wie kto – jak Rotmistrz Pilecki – ma swoje motto: „Starałem się tak żyć, żebym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć niż lękać”.
Nam, żyjącym, trzeba „śpieszyć się kochać ludzi, bo szybko odchodzą” i pamiętać, że „pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości”.
Lucyna Kondrat