niedziela, 24 listopada, 2024

Rządowa paczka

Andrzej Moniuszko

Wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje, iż powoli zmierzamy do końca covidowej pandemii. Jednym z takich optymistycznych prognostyków są dane świadczące o tym, iż udało się przełamać związek między rosnącą liczbą zakażeń a liczbą osób poważnie chorych i hospitalizowanych z powodu infekcji wywołanych przez koronawirusa. Czas najwyższy, rzec by się chciało, bo jeżeli kompanie farmaceutyczne będą pracowały w takim tempie jak dotychczas, to wkrótce będziemy mieli więcej odmian szczepionek aniżeli wersji wirusa.

W myśl starego porzekadła, iż zwycięstwo ma wielu ojców, prezydent Biden i jego stratedzy uradzili, że nie będą zasypiać gruszek w popiele. Postanowili zadać śmiertelnemu wrogowi zabójczy cios, aby w ten sposób dołączyć do spodziewanej parady pogromców wirusa. Nie umknęło ich uwadze i to, iż moment zwycięstwa będzie okazją nie tylko do medialnych peanów o sprawności zarządzających, ale i sposobnością do wypuszczenia zasłony dymnej na nieudolność, niekonsekwencje, absurdy, przekłamania i nielogiczności, których byliśmy świadkami w czasie pandemii.

Takim przedsięwzięciem wymyślonym przez strategów spod znaku osła i mającym zapewnić sławę i chwałę jego autorom jest idea bezpłatnych testów i masek covidowych. Zgodnie z planem te pierwsze będą dostarczane do gospodarstw domowych – ich dystrybucję powierzono U.S. Postal Service, który zobowiązał się dostarczyć je zgodnie z zamówieniami i w określonych terminach. Brzmi to jak opowieść z krainy fantazji, zważywszy, że poczta nie może niczego gwarantować, a szczególnie doręczenia terminowego przesyłek. Dodajmy, iż ok 1/3 z 1 miliarda zamówionych testów wyprodukowana będzie przez Chińczyków. 

Z maskami będzie trochę inaczej – 400 milionów masek KN95 zostanie rozesłanych do aptek, lokalnych centrów kultury i placówek ochrony zdrowia, gdzie obywatele będą musieli, o zgrozo!, pofatygować się osobiście, aby je odebrać, co w pewnych kręgach może być postrzegane jako celowe utrudnianie dostępu do świadczeń społecznych. Na pocieszenie pozostaje fakt, iż każdy będzie mógł je otrzymać niezależnie od płci, upodobań seksualnych, religii, przynależności partyjnej, rasy i pochodzenia. Zapewne wyżej wymienione placówki nie mają za wiele do roboty, skoro spełniając liberalne zachcianki znajdą czas i chęci na rozdysponowanie masek zgodnie z rozdzielnikami i ustalonymi zasadami. Dziwić może fakt, iż geniusze z Białego Domu wcześniej nie wpadli na pomysł bezpłatnego rozdawania np. mydła do mycia rąk, gdyż ta metoda zapobiegania infekcjom jest bardziej skuteczna od masek. 

Maski KN95 prawdopodobnie pochodzić będą z tego samego źródła, z którego administracja rządowa zaopatrzyła członków Kongresu Stanów Zjednoczonych, czyli również z Chin. Należy mieć tylko nadzieję, że ich efektywność będzie znacznie wyższa od tych, które urzędnicy sprezentowali senatorom. Jak się bowiem okazało, ok. 70 proc. tych gadżetów nie spełniało standardu jakości wymaganego przez amerykański urząd OSHA, czyli Instytut Higieny i Bezpieczeństwa Pracy. 

Dodajmy, iż większość obywateli w ideę darmowego rozdawania już dawno przestała wierzyć i każdy zdrowo myślący obywatel wie, iż wcześniej raczej niż później będzie musiał za nie zapłacić w formie np. podatku, zawyżonych cen i podniesionych stawek ubezpieczeń. Co jest pewne, to to, że zyski z ich dystrybucji trafią zapewne tam, gdzie powinny, to znaczy tam, gdzie zawsze trafiają. Lub odwrotnie, co dla obywatelskiej kieszeni znaczenia mieć nie powinno.

Chociaż generalnie nie mam nic przeciwko testom wykonywanym w domu, które np. w przykładu chorych na cukrzycę są znakomitym uzupełnieniem samokontroli, to jednak pomysł z domowym darmowym badaniem na covid i bezpłatnymi maskami uważam za chybiony i to z kilku powodów. Pierwszy z nich jest natury merytorycznej. Musimy zdawać sobie sprawę, iż badania wykonywane w domu są generalnie mniej dokładne od tych przeprowadzanych w placówkach medycznych, chociaż i te są obarczone błędami. W praktyce może to oznaczać, że pozytywny test wykonany na początku choroby wcale taki nie jest i może się okazać, iż jest negatywny, czyli fałszywie pozytywny. A negatywny może być pozytywny, czyli fałszywie negatywny. W jednej i w drugiej sytuacji zapewne konieczne będzie wykonanie kolejnego testu na obecność COVID-19, aby potwierdzić wynik eksperymentu wykonanego w domu. W przypadku nasilenia się objawów infekcji i wymagających wizyty w placówce służby zdrowia takie badanie będzie oczywiście powtórzone, bo medycy nie rozpoczną terapii na podstawie rezultatu chałupniczej próby. Musimy też pamiętać, że niektóre instytucje, np. linie lotnicze, szkoły, pracodawcy, służby graniczne itp., nie będą tych wyników akceptować, żądając przedstawienia rezultatu badania wykonanego w autoryzowanej placówce laboratoryjnej. Może się więc okazać, iż nasze wysiłki razem z trudami pracowników USPS będziemy mogli podsumować twierdzeniem, że wykonaliśmy kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. 

Przypuszczam, iż z domowego testowania zadowolone będzie CDC i gubernatorzy, którym potrzebne są liczby i statystyki, aby mieć powód do wydawania bzdurnych zarządzeń i do starania o dodatkowe fundusze na podtrzymanie wygasającej pandemii. I to będzie łatwe do wykonania, zważywszy, że większa liczba testów wykonanych oznacza w praktyce większą liczbę wyników dodatnich. Oczywiście nie będzie znaczyło, iż zwiększyła się nam liczba chorych, ale do absurdu mierzenia pandemii liczbą pozytywnych badań już się chyba wszyscy przyzwyczailiśmy. 

Problem z bezpłatnymi maskami wydaje się mieć trochę inne podłoże. Trudno się oprzeć wrażeniu, iż większość obywateli traktuje je na zasadzie zła koniecznego, trochę tak na wszelki wypadek i trochę w myśl zasady „chcecie, to macie”. A może po trosze z cywilnego obowiązku, bo obywatel powinien zarządzenia gubernatorskie respektować. Oczywiście do czasu, bo gdy okażą się one bzdurą na czterech fajerkach, to i te obowiązujące i te, które po nich władza wydrukuje, obywatel schowa tam, gdzie słońce nie dociera… Wiary w efektywność masek nie umocniły też widoki członków Białego Domu i gubernatorskich rodzin buszujących na przyjęciach, uroczystościach i… plażach Florydy. Prawdziwe i niezamaskowane twarze nakazujące czynić to, co one każą, a nie to, co one robią. Może więc to tym osobom zarządzający powinni zapewnić bezpłatne zasoby masek? Z dokładną instrukcją ich stosowania uwzględniającą również metodę ich przytwierdzania za pomocą taśmy przylepnej, propagowaną przez środowiska pedagogiczne. A tak na marginesie, to trudno oprzeć się wrażeniu, że Floryda zda się być ostoją normalności i rozsądku, chyba że liberałowie obarczą ją winą za ostatnią falę mrozu, która ogarnęła słoneczny stan zapewne w ramach globalnego ocieplenia.

Pomijając wyżej wymienione powody przeciwko darmowemu testowaniu i maskowaniu uważam, iż pomysł narusza podstawowe zasady funkcjonowania państwa. Myślę, że jest czas najwyższy, aby Biden i spółka przestali traktować swoich obywateli jak bezwolnych i bezbronnych idiotów, niezdolnych do zapewnienia sobie i swoim rodzinom bezpieczeństwa i środków do życia. Zadaniem rządu nie powinno być rozsyłanie testów i mydła do gospodarstw domowych, ale zapewnienie, aby były one dostępne w punktach sprzedaży i spełniały wymogi jakościowe. Władze są wybrane i powołane po to, aby zajęły się problemami w skali makro, które decydują o rozwoju kraju i dobrobycie jego obywateli, takimi jak np. tworzenie nowych stanowisk pracy i walka z inflacją. Troską rządu powinna być walka z przewalającą się przez kraj falą przestępstw, która pochłania coraz więcej niewinnych ofiar. I jest to zadanie niewymagające ani chwili zwłoki, bo to co jeszcze kilka miesięcy temu wywoływało społeczne poruszenie, staje się powoli nową rzeczywistością. Takiego niezwłocznego działania wymaga zalewająca kraj nielegalna emigracja i przemyt narkotyków, które już zbierają swoje ekonomiczne i śmiertelne plony. A lista bolączek wymagających niemalże natychmiastowej rządowej interwencji jest nie tylko dłuższa, ale zda się ciągle rosnąć. I zapewne będzie kilka razy dłuższa, zanim pierwsze przesyłki z testami covidowymi dotrą do adresatów.

Bezpłatne domowe testy covidowe i maskowy obłęd to nic innego jak tylko próba odwrócenia uwagi społeczeństwa od prawdziwych zagrożeń. Chyba że rząd, patrząc perspektywicznie, pracuje nad stworzeniem wizerunku obywatela, który nie opuszcza domowych pieleszy, bo w kieszeni pustka a ulice niebezpieczne. I wpatrzony w ekran masowego ogłupiacza oczekuje na ratunek w postaci rządowej paczki już nie tylko z darmowym testem, ale i mydłem, i powidłem.

Andrzej Moniuszko

Najnowsze