Marian Kałuski
Ostatnio jako polityczny nonkonformista coraz mniej zabieram głos w polskich sprawach politycznych. I nie dlatego, że mieszkając dalej niż daleko od Polski jestem mniej zorientowany w sprawach krajowych od przeciętnego Polaka mieszkającego w kraju, ale dlatego, że społeczeństwo na całym zachodnim świecie schamiało i stało się mniej tolerancyjne. To dotyczy także Polaków i Australijczyków (mieszkam w Australii). Pomimo tego istnieje duża różnica między polską a australijską nietolerancją. Dla przykładu, w Australii polityk z Partii Liberalnej (konserwatywnej) będzie rozmawiał i pił piwo razem z politykiem z Australijskiej Partii Pracy (bardzo lewicowej), chociaż w sprawach politycznych walczą na noże. Czegoś takiego w Polsce nie ma. Jarosław Kaczyński i Donald Tusk nie rozmawiają ze sobą, a tym bardziej nie piliby razem piwa. I tak jest ze wszystkimi Polakami mającymi inne poglądy w sprawach politycznych i nie tylko politycznych.
Tak spolaryzowanego społeczeństwa, szczególnie w sprawach politycznych, jak Polacy nie ma chyba na całym świecie. Jestem zszokowany wprost potworną polityczną nietolerancją Polaków. Nawet wojna na Ukrainie i ewentualne zagrożenie dla Polski ze strony Putina nie zjednoczyła Polaków. Opozycja dolała oliwy do ognia (Robert Mazurek: „Dbajmy o kompot”, Rzeczpospolita 1.4.2022 oraz Małgorzata Wołczyk „Dziennikarz »Wyborczej« twarzą głośnego antypolskiego dokumentu w hiszpańskiej TV”, Do Rzeczy 3.4.2022). Jak tak dalej pójdzie, to w Polsce dojdzie do wybuchu wojny domowej. Jak pomyślę o trawiącej społeczeństwo polskie wojnie polsko-polskiej, to serce mi się kraje.
Aby ponownie nie być gołosłownym, podam najnowszy przykład. Otóż Łukasz Warzecha, znany krajowy prawicowy publicysta napisał w mediach społecznościowych: „Przyjmujemy uchodźców i dobrze”, ale zaraz potem zadał „niepopularne pytanie” wśród polityków PiS i jego zwolenników. Zapytał o koszty przyjmowania uchodźców z Ukrainy. I dalej stwierdził, że takie pytania „trzeba zadawać teraz”, a nie wtedy, kiedy skończy się entuzjazm okazywany dziś przez społeczeństwo i zaczną problemy („Najwyższy Czas” 1.3.2022). Jego słowa wywołały oburzenie. Ze strony zwolenników rządu spadła na niego fala hejtu. Starano się go zagryźć, ustawić do pionu. Gorzej. W programie Rafała Ziemkiewicza doszło do ostrego starcia między Warzechą a innym prawicowym – prorządowym publicystą Stanisławem Janeckim. Poszło właśnie o sprawę uchodźców z Ukrainy w Polsce. Warzecha mówił ponownie o problemach, które mogą wyniknąć z obecności uchodźców z Ukrainy w Polsce. Powiedział: – Uważam, że pozostanie dużej części tych uchodźców to jest szansa. Ale żeby to zagrało, to trzeba przewidywać, jakie problemy mogą z tego wyniknąć, a nie w momencie, jak one zaczną wynikać. Janecki przyjął to stwierdzenie z oburzeniem. Warzecha odparł: – Staszku, ale nie jesteśmy w programie „Otwórz swoje serce”, tylko w programie, w którym analizujemy politykę. W odpowiedzi Janecki powiedział: – Nie jesteśmy też w programie „Jakim jesteś sukinsynem”. Czyli Warzecha za właściwe i na czasie podejście do sprawy uchodźców ukraińskich został nazwany „sukinsynem”! (wPolityce 20.3.2022).
Ja także wiele razy, niestety także w KWORUM, spotkałem się ze wściekłymi atakami ze strony trolli, tylko za to, że miałem inne zdanie na jakiś temat od tego, jakie oni mieli lub partia, dla której działali, albo po prostu z ich własnej głupoty i zawiści. Nigdy nie polemizowali z tym, co napisałem (bo na to ich nie było stać), tylko zawsze pluli jadem i złośliwością. Czynili to nawet wtedy, gdy stawali w „obronie” papieża Jana Pawła II, nie zdając sobie sprawy z tego, że swoim chamstwem i złośliwością więcej szkodzą papieżowi (no bo jakie on ma owieczki!) niż słuszna krytyka niektórych jego posunięć. Papież też jest tylko człowiekiem i dlatego może podlegać krytyce jakieś jego pociągnięcie. Np. wielu katolików – z tych wyższych półek (konserwatywna inteligencja katolicka) do dziś krytykuje jego pocałowanie islamskiego Koranu. I nie dlatego, że są oni nietolerancyjni, tylko dlatego, że uważają, iż tym aktem papież, który chciał się przypodobać muzułmanom, zrównał Koran z Pismem Świętym (Internet).
Dzisiaj zabieram jednak głos, gdyż mamy do czynienia z wyjątkowo brutalną agresją Rosji na Ukrainę. Barbarzyńskie działania rosyjskiej armii można porównać do działań nazistowskiej Schutzstaffel, głównej organizacji paramilitarnej Adolfa Hitlera, w czasie II wojny światowej. Zbrodnie rosyjskich żołnierzy, które mają cechy ludobójstwa, wstrząsnęły światową opinią publiczną. Zachęciła mnie także do tego seria poważnych artykułów opublikowanych w ostatnich dniach, z którymi bardzo często się zgadzam. Czyli nikt mi nie zarzuci, że wymyśliłem sobie jakieś brednie. Zawsze lubię powoływać się na opinie mądrych ludzi. Nie lubię artykułów, które albo wściekle atakują (nie krytykują, a tylko atakują!) PiS albo PO pisanych przez politycznych aparatczyków albo służących nie Polsce i sprawie polskiej (a te łatwo zdefiniować), a tylko interesom zagranicy. Osobiście uważam, że najbardziej bezstronnym polskim dziennikiem w istniejących polskich warunkach jest Rzeczpospolita, w której można znaleźć wiele ciekawych i wartościowych artykułów, których autorzy są z przeciwnych obozów. Natomiast większość mediów w Polsce po prostu pluje jadem na PiS i ochrania PO od wszelkiej krytyki, nawet tej w pełni uzasadnionej. Tym bardziej jest to oburzające, że PO ma na pewno więcej grzechów na sumieniu (np. całkowicie uzależnili Polskę od rosyjskiej ropy naftowej i gazu ziemnego, a Tusk i Putin wymieniali przyjacielskie uściski!) niż PiS (który oczywiście także nie jest bez winy). Jest jednak kolosalna różnica między PiS a PO i lewicą. W PiS bije jednak serce polskie, w PO i u lewicy serce zdecydowanie bardziej europejskie niż polskie. Widać to wyraźnie po stanowisku PO w obecnym sporze rządu polskiego (PiS) z Unią Europejską: PO za miskę ryżu jest gotowa zrezygnować z SUWERENNOŚCI Polski! To pokazuje, jak marnymi patriotami jest połowa Polaków, czyli ludzie popierający partie opozycyjne. Tak jakby nie można było połączyć jednego z drugim – jednoczesną miłość do Polski i do Europy. A przecież Polska to Europa, a Europa to Polska. W interesie Polski można i należy wzmacniać powiązania Polski z Unią Europejską i jednocześnie dbać o to, aby nasz kraj był suwerennym państwem. To leży w interesie także Unii Europejskiej. Bo jak pokazuje przykład Związku Sowieckiego i dzisiejszej Ukrainy – walczącej dziś o niepodległość i suwerenność, bez niepodległych i suwerennych państw Unia Europejska jako nowy Związek Sowiecki upadnie, tak jak upadł on, w którym Rosjanie poddali swemu dyktatowi inne narody, odbierając im suwerenny byt.
Ukraina po raz pierwszy jako państwo pojawiła się na mapie i w dziejach Europy dopiero w 1991 roku.
Od kilkudziesięciu lat zajmuję się Kresami dawnej i przedwojennej Polski, pisząc na ten temat wiele setek artykułów i 10 książek. Nigdy nie wypowiadałem się przeciwko istnieniu państwa ukraińskiego, bo każdy naród ma prawo do jego posiadania. Jednak będąc znawcą spraw kresowych jako Polak krytycznie podchodzę do Ukraińców, szczególnie z dzisiejszej tzw. Zachodniej Ukrainy, czyli ziem, które przed wojną należały do Polski.
Historia stosunków polsko-ukraińskich nie była idyllą. I to nie tylko z winy Ukraińców, ale także Polaków. Polska jednak nigdy nie okupowała ziem ukraińskich (pod polskie pośrednie panowanie dostały się w wyniku dobrowolnej unii polsko-litewskiej zawartej w 1385 r., a bezpośrednio pod polskie panowanie w 1569 r. w wyniku dobrowolnie zawartej unii lubelskiej), bo ich nigdy nie podbiła i zawsze, szczególnie w okresie międzywojennym, Ziemie Wschodnie wchodziły do Polski nie tylko zgodnie z prawem międzynarodowym, ale także za zgodą ukraińskiego rządu Symona Petlury (sojuszniczy układ polsko-ukraiński z 21 kwietnia 1920 r.). Mówić, że Polska okupowała Małopolskę Wschodnią i Wołyń, to tak jakby mówić, że Anglia/Wielka Brytania okupuje Szkocję i Walię, Francja np. Bretanię i Kraj Basków, a Włochy Górną Adygę, chociaż ziemie te nie zamieszkują Anglicy, Francuzi czy Włosi. Ile łajdactwa jest w antypolskiej propagandzie, w której słyszymy czy czytamy, że Polacy z ukraińskich (także białoruskich i litewskich) chłopów „wysączali ostatnią kroplę potu”, przy jednoczesnym pomijaniu także tego faktu, że polska magnateria i szlachta „wysączała ostatnią kroplę potu także chłopom POLSKIM, że magnateria i większość szlachty na Kresach to byli spolonizowani Rusini i Litwini, a tamtejszych chłopów (także w Polsce) rozpijali nie polscy, a żydowscy karczmarze. I to są fakty historyczne. Za często za grzechy innych oskarżani są Polacy!
Wrogość do Polaków Ukraińców z ziemiach ukrainnych zapoczątkowały wydarzenia XVII wieku. Jest prawdą, że tamtejsi Ukraińcy byli prześladowani nie tyle przez Polaków co, jak już wspomniałem, przez spolonizowanych językowo i kulturalnie ruskich (od Rusini, a nie od Rosjan) magnatów i tamtejszą szlachtę, także w większości pochodzenia ruskiego. Ziemie te od końca XVIII w. znalazły się pod panowaniem rosyjskim, a następnie sowieckim. Wówczas wrogość tamtejszych Rusinów/Ukraińców do Polaków znacznie ostygła, chociaż nie całkowicie, o co dbał okupant rosyjski, a potem sowiecki. Inaczej te sprawy wyglądały na Ziemi Lwowskiej, która od 1340 r. do 1945 r. należała do Polski. Tam do połowy XIX w. nie było wrogości między Rusinami i mieszkającymi tam bardzo licznie Polakami (były powiaty z większością polskiej ludności, a w miastach Rusini/Ukraińcy stanowili mały odsetek mieszkańców). Wrogość tę siał od 1772 do 1918 roku austriacki zaborca tej ziemi (nazywaną przez niego Galicją), zgodnie ze starorzymską polityką „dziel i rządź” (divide et impera). Tamtejsza ludność rusińska stała się zażartym wrogiem Polski i Polaków, do tego stopnia, że w latach 1943-44 dokonała masowego ludobójstwa na tamtejszych Polakach (kilkadziesiąt tysięcy ofiar; do dziś nie osądzonego; Ukraińcy nie zgadzają się także na ich godny pochówek; Ukraińcy również ani myślą przeprosić za nie Polskę i Polaków, uważając, że mieli prawo do „wyplenienia” Polaków z „ukraińskiej” ziemi). Chociaż Stalin Małopolskę Wschodnią (przedwojenna nazwa Galicji) włączył do sowieckiej Ukrainy w 1945 r., ta wrogość uległa tylko nieznacznemu ochłodzeniu wśród bardzo dużego odsetka ludności, bo ona im weszła w krew. Faktem jest, że wszyscy (wyjątki potwierdzają regułę) tamtejsi politycy i urzędnicy samorządowi (np. ukraińskie władze Lwowa nie zwróciły Polakom-katolikom mieszkającym w tym mieście ani jednego spośród 29 kościołów zabranym im przez Stalina), są nadal wrogo ustosunkowani do Polski i Polaków, czego bardzo często nawet nie tuszują, np. stawiając pomniki ludziom, którzy brali udział w ludobójstwie Polaków. Ukraińcy galicyjscy zaszczepili swój antypolski nacjonalizm także nad Dnieprem, wznosząc w Kijowie pomnik Stepana Bandery, osobie odpowiedzialnej politycznie za te mordy!). Także jest faktem, że do samej rosyjskiej agresji na Ukrainę władze ukraińskie gdzie tylko mogły szkodziły Polsce (np. przed samą wojną blokowały przejazd do Polski chińskich pociągów towarowych, chcąc tym wymusić na Polsce bardziej korzystne dla nich umowy tranzytowe, wcześniej wspólnie uzgodnione). Ukraińcy, podobnie jak Rosjanie, mają imperialne cele, chociaż Rosji pod każdym względem nie dorastają nawet do kostek. Pomimo tego zachowywali się wobec Rosji jakby Ukraina była równa Rosji i przez to była zdolna do podskakiwania. Zwrócili na to uwagę w australijskiej telewizji państwowej ABC zaraz po ataku Rosji na Ukrainę dwaj komentatorzy polityczni – jeden amerykański, a drugi australijski. Ukraina ma także wielkie ambicje przewodzenia krajom Europy Wschodniej, próbując strącić Polskę z tej pozycji. I chociażby z tego powodu Ukraina i Ukraińcy nigdy nie będą przyjaciółmi Polski. Tym bardziej że Ukraińcy mają uzasadniony kompleks niższości względem Polaków (i to ich boli), co także nie przyczynia się do budowania przyjaźni polsko-ukraińskiej.
12 lipca 2021 roku Władimir Putin opublikował artykuł pt. „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”. W artykule napisanym w duchu starego nacjonalizmu rosyjskiego dowodzi, że nie było aż do epoki sowieckiej czegoś takiego jak naród ukraiński. Według niej i Putina Ukraińcy stanowią odwieczną, nieodłączną (obok Rosjan i Białorusinów) część „trójjedynego narodu ruskiego”. Wspólne są historia, kultura, język, „ruska” identyfikacja etniczna oraz religia prawosławna. Państwo ukraińskie – pisze dalej Putin – ma przed sobą jakąkolwiek przyszłość jedynie pod warunkiem zachowania (lub raczej powrotu do) tej symbiozy. Jeśli jednak wytrzymałość tych więzi będzie wciąż poddawana próbie (inspirowanej z zewnątrz), dojść musi siłą rzeczy do rozpadu ukraińskiej państwowości. Zawdzięcza ona bowiem całkowicie swój terytorialny kształt czerwonej Moskwie (co jest prawdą!; w dzisiejszej Ukrainie są ziemie, których nigdy w historii nie zamieszkiwała ludność ukraińska i nie należały ani do Rusi Kijowskiej, ani przedrozbiorowej Rzeczypospolitej). Stała się dodatkowo w 1945 roku „beneficjentem odzyskiwania ziem ruskich” przez ZSRR kosztem Polski, Rumunii, Czechosłowacji/Węgier oraz „historycznej Rosji” (Krym, który otrzymała w 1954 r., w którym Ukraińców było niewielu). Ukraińskość jako taka była od zawsze pomysłem imperiów rywalizujących z Rosją o wpływy w regionie. Początkowo Austro-Węgier, później Niemiec. Dziś państwo ukraińskie staje się znów, zdaniem prezydenta Rosji, „dobrowolnym zakładnikiem cudzej woli geopolitycznej”. Zachód próbuje uczynić z Ukrainy „anty-Rosję”, „poligon” i barierę między Rosją a Europą. To echo planów „ideologów polsko-austriackich”, którzy chcieli stworzyć „antymoskiewską Ruś” (za Rzeczpospolitą 1.4.2022).
Myliłby się ten, kto by myślał, że Putina w tej sprawie nie popierają Rosjanie, w tym tzw. inteligencja rosyjska. Przeprowadzony wśród Rosjan sondaż pokazał, że aż 84 proc. Moskali popiera politykę Putina wobec Ukrainy. Co więcej, tę politykę popiera także elita rosyjska. Na Twitterze zamieszczono nagranie Andreia Sidorowa, dziekana wydziału stosunków międzynarodowych Moskiewskiego Uniwersytetu im. Łomonosowa, a więc czołowej rosyjskiej instytucji szkolnictwa wyższego, w której przekonuje, że Ukraina i „wiele innych małych państw”, należących przedtem do Związku Sowieckiego, nie powinno zachować swojej suwerenności! Czyli moskiewski dziekan odbiera Ukrainie i innym państwom prawa do suwerenności! Były ambasador Stanów Zjednoczonych w Federacji Rosyjskiej Michael Anthony McFaul określił słowa Sidorowa jako „obrzydliwe” i jako absolwent Uniwersytetu Moskiewskiego jest nimi zawstydzony. („Rosyjska „elita” popiera agresję! Szokujące nagranie profesora z Moskwy. „Nie jestem pewien, czy Ukraina i inne małe państwa”, wPolityce 2.4.2022).
Bliżej 24 lutego 2022 roku, czyli 15 lutego, Władisław Surkow, dawniej bliski współpracownik Putina, taki jego ideolog, wypuścił tekst zatytułowany „Mglista przyszłość obrzydliwego pokoju”, w którym postawił tezę, że dzisiejsza Rosja leży w granicach, które przypominają te wytyczone w traktacie brzeskim podpisanym między Niemcami a bolszewikami 3 marca 1918 r., traktat ten miał odrzucić Rosję na wschód, zabierając jej ważne części swojego imperium, przez co Rosja w dzisiejszych granicach się męczy, bo są niesprawiedliwe, wręcz obrzydliwe. I tłumaczy czytelnikom, że nastał czas, by te granice zacząć naprawiać (Bartłomiej Gajos „To wojna Rosjan, a nie tylko Putina”, Rzeczpospolita 1.4.2022).
Artykuły Putina i Surkowa był złowróżbne, gdyż odzwierciedlały stanowisko samodzierżcy współczesnej Rosji, człowieka znanego od wielu lat z chęci odbudowy imperium rosyjskiego – Imperialnej Rosji w granicach sprzed 1914 roku oraz Rosjan w sprawie Ukrainy. Marzyli o tym od wielu lat, aż Putin wreszcie powziął decyzję, aby słowo stało się ciałem. Podejmując tę decyzję, dyktator rosyjski wierzył w to, że Ukraińcy z terenów należących do carskiej Rosji, na których mieszka także 7-8 milionów Rosjan, a drugie tyle posługuje się na co dzień językiem rosyjskim, czyli że obie grupy etniczne mające „wspólną historię, kulturę, język, »ruski«, identyfikację etniczną (wschodniosłowiańską) oraz religię prawosławną”, myślał, że ludność wschodniej Ukrainy będzie witać jego żołnierzy kwiatami, że wojska rosyjskie zajmą kraj w ciągu kilku, no najwyżej kilkunastu dni i dość łatwo uda mu się zwasalizować większość terytorium Ukrainy. Prawdopodobnie myślał, że część kraju, która w międzywojniu była w granicach II Rzeczypospolitej, pokrywająca się z dzisiejszą Ukrainą Zachodnią, której ludność jest bardzo nacjonalistyczna, w większości katolicka/grekokatolicka (Galicja) i skrajnie antyrosyjska, mogłaby stać się jakimś kadłubowym państwem, do którego uciekłby Zełenski i część elit przeciwna rosyjskiej dominacji, ale że tę część kraju, która przed 1939 rokiem należała do Związku Sowieckiego sobie podporządkuje (B. Gajos).
Wbrew wielokrotnym solennym zapewnieniom, że zgrupowane wzdłuż granic Ukrainy wojska rosyjskie (ok. 150 tys.) nie napadną na Ukrainę, Putin dał dowódcom tych wojsk zielone światło do marszu na Ukrainę. Atak nastąpił 24 lutego 2022 roku. Armia rosyjska napadła na Ukrainę z północy, wschodu i południa. Putin nazwał ten atak „specjalną operacją wojskową”. W przemówieniu skierowanym do Ukraińców Putin powiedział, że jej celem jest „zdemilitaryzowanie i zdenazyfikowanie” Ukrainy, rządzonej przez nazistów i narkomanów i wezwał ukraińskich żołnierzy do złożenia broni i udania się do domów. Powiedział również, że „cała odpowiedzialność za możliwy rozlew krwi będzie spoczywać wyłącznie na sumieniu reżimu rządzącego na terytorium Ukrainy”.
Za to, że doszło do inwazji na Ukrainę, wielką winę poza Putinem ponosi także Unia Europejska i Niemcy, które były głównym motorem niemiecko-rosyjskiej i unijnej współpracy gospodarczej z Rosją, która doprowadziła do uzależnienia wielu państw europejskich od rosyjskiego gazu ziemnego i ropy naftowej. Eksport gazu i ropy dawał Rosji każdego dnia aż 1 miliard dolarów, które to pieniądze Putin przeznaczał na wielkie zbrojenia, na realizowanie rosyjskiej polityki podboju krajów, które zamierzał przyłączyć do Rosji. Władze polskie przestrzegały przed tym uzależnieniem się od Rosji Niemcy i Unię Europejską. Na darmo. Niemcy z uporem maniaka wierzyły, bo Putin im powiedział, że Rosja nigdy tego uzależnienia nie wykorzysta do szantażowania Europy. A on prawdziwie po kacapsku zaszantażował! Dzisiaj Niemcy i Unia Europejska oraz cały świat (także w dalekiej Australii) przyznają, że Polska miała rację („Poland warned but the West wasn’t listening”, The Weekend Australian, 26-27 March 2022). Ale mleko się już rozlało i za tę głupotę czy raczej tradycyjną – historyczną niemiecko-rosyjską miłość i współpracę (zawsze w imię panowania obu państw nad Europą) płaci dziś swoją krwią Ukraina. Ta krew jest nie tylko na rękach Putina, ale także niemieckiej kanclerz w latach 2005-21 Angeli Merkel/Niemiec, która była głównym architektem niemiecko-rosyjskiej współpracy gospodarczej, jak i Unii Europejskiej. Duński dziennikarz i ekspert zajmujący się gazociągami Nord Stream 1 i 2 Jens Hovsgaard w swojej książce Gier, Gas und Geld („Chciwość, gaz i pieniądze”) opisuje sieć powiązań kryjących się za powstawaniem Nord Stream 1 i 2. Pytany przez niemiecki dziennik Die Welt, czy Niemcy są odpowiedzialne za wojnę, odpowiada: „Powiedziałbym nawet, że Niemcy utorowały Putinowi drogę na Ukrainę” (wPolityce 9.4.2022).
Już w pierwszym dniu niewypowiedzianej formalnie wojny, rozpoczęły się rosyjskie barbarzyńskie ataki rakietowe na miasta ukraińskie, które trwają po dziś, siejące zniszczenia i śmierć. Jednocześnie do podboju Ukrainy weszła armia rosyjska i rozpoczęły się ciężkie walki z regularną armią ukraińską, nie przynoszące sukcesu stronie nacierającej. Oddziały rosyjskie weszły w ciągu pierwszych dwóch dni najgłębiej na 50 km w głąb Ukrainy i tak pozostało w zasadzie na wielu odcinkach frontu do dziś. Lekkie siły ukraińskie, działając z zasadzek, zadawały i zadają spore straty rosyjskim kolumnom pancernym i zmechanizowanym przy pomocy wyrzutni rakiet przeciwpancernych i przesyłanej im broni przez szereg państw oburzonych atakiem na Ukrainę i barbarzyństwem wojsk rosyjskich, nie wyłączając dalekich krajów, jak np. Australia. Wojska ukraińskie zadały armii rosyjskiej bardzo duże straty w ludziach i sprzęcie wojskowym. W gruzach legła legenda o niezwyciężonej armii rosyjskiej, spadkobierczyni Armii Czerwonej. Rosyjscy dowódcy, którym nie udało się odnieść szybkiego zwycięstwa, zmienili taktykę i zintensyfikowali bombardowanie ukraińskich miast. Około 300 osób zginęło w Teatrze Dramatycznym w Mariupolu w wyniku rosyjskiego bombardowania, a teraz ponad 50 w zbombardowanym dworcu kolejowym w Kramatorsku. Jednocześnie żołdacy Putina eskalują zbrodnie na cywilach na terenach przez nich okupowanych. To jest część świadomej taktyki rosyjskiej, miażdżenia oporu przeciwnika, zastraszania, zwiększania strat cywilnych. „To jest czyste barbarzyństwo, które Rosja wprowadza do Ukrainy. To są zbrodnie wojenne” – powiedział Bartłomiej Sienkiewicz, były szef MSWiA (Onet 6.3.2022). Z każdym kolejnym dniem wojny te zbrodnie są coraz bardziej widoczne.
Właśnie po wycofaniu się wojsk rosyjskich z północnej Ukrainy na jaw wychodzą potworne zbrodnie dokonane przez żołdaków rosyjskich na cywilnej ludności. Na terenach podkijowskich, przede wszystkim w Buczy, 2 kwietnia odkryto setki zabitych cywilów. Na opublikowanych przez dziennikarzy zdjęciach widać nie tylko olbrzymie zniszczenia, ale także liczne ciała ofiar, leżące na ulicach bez broni i w cywilnych ubraniach. Tylko na jednej ulicy w wyzwolonej Buczy dziennikarze naliczyli 20 ciał jej mieszkańców. Część ofiar była związana albo miała związane na plecach ręce, według doniesień Ukraińców niektórzy zginęli od strzałów w tył głowy (tak zabijano w Katyniu w 1940 r. polskich oficerów). Wiemy, że ekshumowano dotychczas ciała 163 zabitych przez Rosjan mieszkańców Buczy. W Hostomlu wojska rosyjskie zamordowały 400 mieszkańców. W wielu innych miejscowościach także doszło do potwornych zbrodni na cywilach. Dotychczas zginęło około 200 dzieci.
Po wyjściu na jaw zbrodni w Buczy cały świat był i nadal jest wstrząśnięty tą zbrodnią. „Domagam się jak najszybszego zwołania Rady Europejskiej w sprawie zbrodni rosyjskich i w sprawie skutecznych sankcji” – powiedział premier Mateusz Morawiecki, a kanclerz Niemiec Olaf Scholz powiedział: „Mordowanie cywilów to zbrodnia wojenna i musimy nieustępliwie prowadzić śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych przez rosyjskie siły zbrojne” (Rzeczpospolita, 3.4.2022). Z wielu zachodnich stolic płyną głosy potępiające rosyjskie zbrodnie popełnione na Ukrainie. Cywilizowany świat domaga się międzynarodowego śledztwa i ukarania winnych zbrodni. Brytyjski premier Boris Johnson opisał działanie Rosjan jako „podłe ataki” na cywilów. Dodał, że Wielka Brytania zaostrza sankcje i wsparcie wojskowe oraz wzmacnia pomoc humanitarną dla Ukraińców. Przypomniał, że jego kraj przoduje we wspieraniu śledztwa Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) w sprawie okrucieństw popełnionych na Ukrainie. Amerykańskie władze także potępiły rosyjskie akty okrucieństwa w Buczy. Sekretarz stanu USA Anthony Blinken zapowiedział pełną dokumentację rosyjskich mordów na cywilach i pociągnięcie sprawców do odpowiedzialności.
W zbrodniach rosyjskich wojsk na Ukrainie nie ma niczego nowego. Takie zachowanie to wielkowiekowa tradycja postępowania wojsk rosyjskich na podbijanych ziemiach – wystarczy poczytać książki historyczne na ten temat, a z najnowszej historii przypomnieć sobie, co ci barbarzyńcy stepowi (wielu z nich ma w żyłach krew mongolsko-tatarską) robili w Czeczenii i Syrii. Po prostu to chyba naród dzierżący palmę pierwszeństwa na świecie, skądinąd pełnego barbarzyństwa i zbrodni, to barbarzyńcy i zbrodniarze, z czego zawsze sami byli dumni, tak władcy Rosji i sami Rosjanie – np. wiersz Eugeniusza Puszkina pt. „Rocznica Borodina”, w którym przypomina rzeź warszawskiej Pragi z 1794 r. (20 tys. ofiar) dokonaną przez carskich bandytów w mundurach – i nie ma z nią absolutnie żadnego problemu, jest wręcz dumny z tego, że Warszawa została w taki sposób zdobyta. Pamiętam jak w jednym z dzienników wydawanych w Melbourne (prawdopodobnie w The Age) komentator polityczny napisał, że Rosjanie będą jedli suchy chleb, popijając go wodą, jeśli to pomoże w panowaniu Rosji w Europie i Azji. A przecież takie panowanie wiązałoby się z podbojami i tym samym ze zbrodniami. Takimi samymi jak w Katyniu czy Buczy.
Inwazja Rosji na Ukrainę stanowi naruszenie Karty Narodów Zjednoczonych. Zgodnie z prawem międzynarodowym stanowi zbrodnię agresji, która może być ścigana na mocy jurysdykcji uniwersalnej. 25 lutego organizacja Amnesty International oświadczyła, że posiada niezbite dowody na to, że Rosja naruszyła międzynarodowe prawo humanitarne, a niektóre z jej ataków mogą być uznane za zbrodnie wojenne. Organizacja ta oraz Human Rights Watch stwierdziły, że siły rosyjskie przeprowadziły masowe ataki na obiekty cywilne, w tym na szpitale. 27 lutego Ukraina skierowała do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości pozew przeciwko Rosji. Następnego dnia naczelny prokurator MTK Karim Khan rozpoczął śledztwo w sprawie ewentualnych zbrodni na Ukrainie, a 27 lutego również polski Instytut Pileckiego powołał Centrum Dokumentowania Zbrodni Rosyjskich na Ukrainie im. Rafała Lemkina, który zajmuje się zbieraniem świadectw ludności cywilnej i żołnierzy ukraińskich (Wikipedia). Prezydent USA Biden 16 marca otwarcie nazywał Putina „zbrodniarzem wojennym”. I zejdzie on z tego świata z tą nazwą i tak zostanie zapamiętany w historii.
W tym miejscu chcę zwrócić na jedną sprawę, o której zapewne nikt nie pamięta. Otóż po napadzie Stalina/Związku Sowieckiego na Finlandię 30 listopada 1939 roku Związek Sowiecki został wydalony z Ligi Narodów (ówczesne ONZ). Dlaczego dzisiaj nie wyrzuci się Rosji z ONZ lub co najmniej zawiesi w prawach członkostwa i Stałej Rady Bezpieczeństwa? Ile racji było w słowach prez. Wołodymyra Zełenskiego wypowiedzianych podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ: „Gdzie jest bezpieczeństwo, którego potrzebuje Rada ONZ? Nie ma go. Gdzie jest ta gwarancja pokoju, którą powinna dać ONZ? Rosyjscy żołnierze celowo miażdżą ukraińskie miasta”. Dodał też, że „Rosja zmieniła swoje weto w Radzie Bezpieczeństwa w prawo do zabijania” (Onet 5.4.2022). I świat to toleruje!
Ukraińcy, a także Rosjanie nie witali kwiatami wojsk rosyjskich w miejscowościach, które sołdaci zdołali zająć, na co liczył Putin. Przeciwnie, nie tylko nikt ich nie witał, ale w szeregu miast zajętych przez Rosjan doszło do protestów miejscowej ludności. Największym zaskoczeniem dla Putina i jego dowódców wojsk inwazyjnych był i jest bohaterski opór żołnierzy ukraińskich walczących w obronie ojczyzny. Ich bohaterski opór podziwia cały świat. Co prawda dużą rolę w ich zwycięstwach nad sołdatami odgrywa nowoczesna broń, którą wolny świat dostarcza Ukrainie. Nie pomniejsza to jednak patriotyzmu i bohaterstwa żołnierzy ukraińskich. Tego Putin się nie spodziewał. Po pięciu tygodniach walk na Ukrainie armia rosyjska nie tylko nie zdobyła Kijowa – stolicy Ukrainy, która miała być zajęta w kilku dniach, ale zajęła jedynie 12-15 proc. obszaru Ukrainy, z którego jest wypierana w ostatnich kilku dniach. W tych sukcesach ukraińskich, poza bohaterskim wojskim ukraińskim, największą zasługę ma prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Ten żydowski syn ukraińskiej ziemi udowodnił, że nie tylko jest wielkim patriotą ukraińskim, ale także w tym trudnym okresie wojennym liderem swego kraju na miarę Winstona Churchilla. Bartłomiej Sienkiewicz powiedział, że „To, co zrobili Ukraińcy pod przewodnictwem Wołodymyra Zełenskiego, to zadanie Rosji śmiertelnego ciosu informacyjnego w skali globalnej. Rosja się z tego ciosu nie podniesie, niezależnie od tego, jak się dalej potoczą wydarzenia w Ukrainie” (Onet 6.3.2022). Co daj Boże, amen. Jednak przede wszystkim Ukraińcy zadali kłam tezie Putina i prawie wszystkich Rosjan, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród i przez to Ukraina powinna należeć do Rosji.
Chciałbym, aby Polacy włącznie z polskimi politykami byli tak wielkimi patriotami, jakimi jest bardzo wielu dzisiejszych Ukraińców. Ich patriotyzm obronił istnienie Ukrainy. Natomiast większość polityków polskich w swoich działaniach zachowuje się tak, jakby nie byli patriotami polskimi, jakby los Polski i Polaków ich nie obchodził. Np. Donald Tusk, który był premierem polski w latach 2007-14, w artykule „Polak rozłamany”, opublikowanym w miesięczniku Znak w 1987 roku, napisał, że „polskość to nienormalność”. A wtórowało i wtóruje mu w tej jego „miłości” do Polski tysiące innych polityków i tzw. intelektualistów „polskich”. Zdrada narodowa czy patriotyzm inaczej to przypadłość głęboko zakorzeniona wśród wielu „Polaków”. Wystarczy zaglądnąć do podręczników historii czy życiorysów setek „Polaków” w Polskim Słowniku Biograficznym – polityków i intelektualistów. Bo chłopi i robotnicy polscy – ta prawdziwa sól polskiej ziemi – wydali ze swego grona niewielu zdrajców Ojczyzny. Chyba żaden naród na świecie nie wydał w swej historii i nie wydaje tylu zdrajców co naród polski.
Najważniejsze w konflikcie ukraińsko-rosyjskim jest to, że Putin/Rosja nie jest w stanie zniszczyć wolnego i suwerennego państwa ukraińskiego, co jest ważne z punktu widzenia geopolitycznego dla Polski. Chociaż Polska graniczy z Rosją na odcinku kaliningradzkim, to Ukraina mimo wszystko stanowi ważny dla naszego kraju bufor oddzielający Polskę od Rosji. Bowiem przed marszem na Polskę Rosjanie muszą podbić Ukrainę. A to chyba raczej już się im nie uda.
Paryska Kultura, a właściwie jej redaktor Jerzy Giedroyć rzucił hasło, że „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”. Osobiście odrzucałem je, szczególnie po tym, jak Polska w 1999 roku została członkiem NATO i w 2004 roku Unii Europejskiej. Myślałem, że od tej pory Rosja nie stanowi zagrożenia dla Polski. Przez inwazję Putina na Ukrainę zrozumiałem, że się myliłem. Chociaż niepodległość Polski na pewno nie jest uzależniona od istnienia niepodległej Ukrainy, to jednak wolna Ukraina bez wątpienia wzmacnia niepodległość naszego kraju. Dlatego w naszym interesie narodowym jest istnienie wolnego państwa ukraińskiego.
W związku z tym, że wojska rosyjskie nie były w stanie opanować Kijowa, Putin zrezygnował (czy jak na razie?) z planów jego zajęcia, co zapowiedział rosyjski wiceminister obrony Aleksander Fomin (Super Express, 30.3.2022); dotyczy to zapewne także z rezygnacji (chwilowej?) podboju centralnej Ukrainy. Rosja przystąpiła do przerzucania wojsk spod Kijowa do Donbasu – najbardziej rosyjskiej części Ukrainy, którego podbój (całego jego obszaru; do tej pory w granicach Ukrainy pozostawało 2/3 jego terytorium), jak również ziem nad Morzem Azowskim, umożliwiających lądowe połączenie Rosji z Krymem oraz ziem zabezpieczających dopływ wody z Dniepru na Krym. To teraz staje się jej głównym priorytetem militarnym Putina, aby pokazać Rosjanom, że inwazja na Ukrainę się opłacała, że przyniosła Rosji konkretne korzyści. Jednak plany Putina mogą ulec zmianie. On wciąż bez wątpienia chce odzyskać wszystkie ziemie ukrainne (poza polskimi przed 1939 r.), które należały do carskiej Rosji. On ma prawdziwego fioła w tej sprawie i jest przy tym nieobliczalny w swych czynach, co potwierdza groźba użycia przez Rosję w tej wojnie broni atomowej. Dlatego na pewno będzie próbował to zrealizować. Jeśli nie teraz to za jakiś czas – jak się lepiej przygotuje do nowej inwazji. Ale tak jak napisałem, jest to teraz mało prawdopodobne.
Amerykański ośrodek ISW (Institute for the Study of War) tak skomentował sukcesy wojsk ukraińskich w rejonie Kijowa: „Ukraińskie wojska wygrały bitwę o Kijów, ale wojna jest daleka od zakończenia i jej wynik wciąż może być pomyślny dla Rosji” (wPolityce, 4.4.2022).
Tak więc wojna na Ukrainie ciągle trwa i chyba jeszcze potrwa przez wiele tygodni, chociaż za pośrednictwem tureckim odbywają się kolejne rozmowy ukraińsko-rosyjskie w sprawie jej zakończenia. Jednak Rosja nie zakończy wojny, dopóki nie odniesie dużych sukcesów militarnych i zajęcia tych ziem ukraińskich, które Putin chce przyłączyć do Rosji. Wie, że bez tego „minimum” jego los jako dyktatora Rosji może być zagrożony. Rozpoczyna więc walki o Donbas.
Z kolei aż 95 proc. badanych Ukraińców wierzy w zwycięstwo nad Rosją (Rzeczpospolita, 5.4.2022). Dlatego władze ukraińskie/Wołodomyr Zełenski wielokrotnie podkreślali, że Ukraina nie pójdzie na kompromis w kwestii integralności terytorialnej i suwerenności. „Nie handlujemy naszym terytorium, nie zgodzimy się na naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy i nie zaakceptujemy niczego poza zwycięstwem” – powiedział Zełenski w wywiadzie dla amerykańskiej stacji Fox News, dodając: „Ukraina nie handluje swoim terytorium, a kwestia integralności terytorialnej i suwerenności nie podlega dyskusji” (polsatnews.pl, 2.4.2022).
Rosja nie powinna wynieść żadnych korzyści z inwazji na Ukrainę, a szczególnie terytorialnych. To byłoby zwycięstwo bezprawia! Na samą myśl o tym u każdego porządnego człowieka musi się zrodzić głośny protest. Jednak rzeczywistość geopolityczna w tym rejonie daje przewagę Rosji. Wiedzą o tym Ukraińcy i wie cały świat, nie wyłączając Australii. W niedzielę (3 kwietnia) komentator polityczny stacji telewizyjnej Channel 7 w Melbourne powiedział, że żadna siła na świecie nie zmusi Rosji do opuszczenia terytoriów Ukrainy zajętych podczas obecnej inwazji. I to jest wielkim problemem Ukrainy, gdyż niezawarcie pokoju z Rosją będzie oznaczało długotrwałą wojnę, która zniszczy nie tylko miasta i gospodarkę Ukrainy, ale może doprowadzić do upadku samego państwa ukraińskiego. Bowiem eksperci polityczni i wojskowi nie wykluczają możliwości użycia przez Rosję broni atomowej na wypadek zarysowującej się klęski armii rosyjskiej.
Ukraina nie jest członkiem ani Unii Europejskiej, ani NATO. A nie jest członkiem NATO z własnej winy. Ameryka była zdecydowana przyjąć Ukrainę do NATO. Jednak do 2014 roku przygniatająca większość Ukraińców nie chciała widzieć Ukrainy w strukturach obronnych NATO. Nie będąc członkiem, nie może liczyć na oficjalną militarną pomoc ze tego paktu wojskowego. Zełenski już po rosyjskiej inwazji na Ukrainę domagał się przyłączenia swego kraju do tego bloku wojskowego, ale teraz to jest niemożliwe. Ukraina musi więc walczyć sama. Może liczyć jedynie na pomoc w uzbrojeniu, która jest jej bez przerwy przesyłana, włącznie z nowoczesną bronią, dzięki której wojska ukraińskie odnoszą sukcesy w walce z wojskiem rosyjskim.
Politycy ukraińscy uświadomili sobie, że mają pewną siłę i starają się ustawiać politykę innych państw z pozycji męczennika (Do Rzeczy, 7.4.2022). Stąd Zełenski prowadzący bardzo intensywną i zarazem agresywną dyplomację na całym świecie, zarzucając szeregu państwom to i owo, nie daje za wygraną, co jest zrozumiałe w obliczu tegom co się dzieje na Ukrainie i raczej niewesołych perspektyw dla tego państwa. Nie grzeszy przy tym pychą, kiedy mówi światu: „Nauczymy świat, by był odważny jak Ukraińcy” (Odwagi i bohaterstwa to Ukraińcy mogliby się uczyć od Polaków, np. od tych, którzy w 1920 r. wygrali wielką wojnę z Czerwoną Armią/Rosją Lenina – Polska była jedynym państwem, które rozgromiło Armię Czerwoną w wielkiej wojnie). Żerując na moralności domaga się od świata jak największej pomocy militarnej. Grozi, że Putin nie zatrzyma się na Ukrainie, że pójdzie dalej, realizując swój podbój Europy. Straszy najwięcej Polskę. Ukraińcy nakręcili filmiki pokazujące zniszczoną Warszawę przez Rosjan. I robi wszystko, co może, żerując na haśle, że Polska MUSI pomóc Ukrainie zgodnie z koncepcją Jerzego Giedroycia, aby wciągnąć Polskę do tej wojny. Jestem pewny, że gdyby Polska nie była członkiem NATO i Unii Europejskiej, to skrajnie pro-ukraiński rząd PiS i kierujący się hasłem „Za WASZĄ wolność i naszą”, już dawno wysłałby wojska polskie na Ukrainę, wciągając nasz kraj do wojny z Rosją, a tym samym zapewne NATO do wojny z Rosją, gdyż zgodnie z artykułem 5 traktatu północnoatlantyckiego, który stanowi, że każdy atak zbrojny z zewnątrz zwrócony przeciwko jednemu lub kilku państwom członkowskim traktowany będzie jako atak przeciwko wszystkim sygnatariuszom umowy. Gdyby doszło do wojny atomowej, to po niej nie byłoby ani Polski, ani Ukrainy, a prawdopodobnie i świata. Jeśli by jednak dowództwo NATO uznało awanturnictwo Polski jako sprzeczne z decyzjami dowództwa NATO i nie przyjdzie Polsce z pomocą, to los naszego kraju nie byłby do pozazdroszczenia. Filmik ukraiński o zburzonej przez Rosjan Warszawie stałby się faktem! I żeby została zburzona tylko Warszawa! Czy kochani rodacy nad Wisłą zastanowili się, że gdyby spadła bomba atomowa na Warszawę (a Putin by to zrobił z wielką przyjemnością), to w jednej sekundzie nie byłoby rządu polskiego, chyba wszystkich polityków polskich, centralnych urzędów państwowych itp., czyli mielibyśmy totalną anarchię w państwie. Dziwi mnie i zatrważa, jako trzeźwo myślącego człowieka, a także jako prawdziwego patriotę polskiego troszczącego się przede wszystkim o swój kraj, nonszalancja ludzi rządzących dzisiejszą Polską odnośnie ignorowania tak tragicznej perspektywy dla Polski i groźby Putina użycia broni atomowej, próby przekazania polskich samolotów bojowych Ukrainie i wysyłania do niej jakiegoś korpusu pokojowego, którego nawet nie zechciał Zełenski.
„Rząd polski swoim postępowaniem i decyzjami wciąga Polskę w wojną rosyjsko-ukraińską, ryzykując poważnie bezpieczeństwo naszej ojczyzny (każdy rząd stara się o nie dbać). Inne państwa regionu w większości starają się unikać roli awangardy. A my chętnie się na to piszemy, tyle że nic z tego dla nas nie wynika, z wyjątkiem sympatii, uścisków rąk itd.” – mówi dr hab. Rafał Chwedoruk, politolog, prof. Uniwersytetu Warszawskiego (Rzeczpospolita, 8.4.2022) oraz większego zagrożenia dla naszego kraju ze strony Rosji.
Bardzo znany pisarz rosyjski przebywający na emigracji Boris Akunin zapytany w redakcji Polsat News, czy użycie broni jądrowej wobec Polski to realna groźba, odparł: „Obawiam się, że tak. Kiedy tak ogromną władzę w swoich rękach skoncentrował człowiek, który jest na tyle nienormalny, to sytuacja dla świata jest naprawdę niedobra”. Podobnie wypowiedziało się szereg innych osób na Zachodzie, w tym szef portalu śledczego Bellingcat Christo Grozewa, który powiedział, że Władimir Putin jest gotów użyć wobec Polski taktycznej broni jądrowej. Natomiast Jerzy Marek Nowakowski – były ambasador RP na Łotwie (w latach 2010-2014) i w Armenii (2014-2017) – w rozmowie przeprowadzonej z red. Piotrem Zychowiczem z cyklu „Historia realna” stwierdził, że w jego ocenie Rosja może obecnie rozważać ewentualne użycie broni atomowej również wobec Polski, w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium Ukrainy – w celu „zastraszenia przeciwnika, żeby on się wycofał z konfliktu (…)”. Miałoby się to wiązać z taktyką „eskalacji dla deeskalacji”, wpisanej w rosyjską doktrynę wojenną. „Taka możliwość rzeczywiście istnieje. Niestety, taka opcja jest realna” – powiedział były ambasador, zwracając uwagę na wielokrotne pogróżki padające ze strony rosyjskiej. Prezydent Zełenski ma rację ostrzegając świat, że Rosja może użyć broni jądrowej, gdy będzie bezkarna. A Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) mówi, że przygotowuje plan kryzysowy na wypadek rosyjskich ataków chemicznych w Ukrainie.
Niestety do rządu polskiego te ostrzeżenia wcale nie docierają, a tym samym lekceważą je. Co więcej, z dnia na dzień premier Mateusz Morawiecki agresywnie atakuje Rosję i Putina na wzór ukraińskiego prezydenta Zełenskiego. Taka wyjątkowo głośna i agresywna akcja skierowana przeciwko Rosji i Putinowi polityka w sprawie wojny na Ukrainie niewiele pomoże Ukrainie, a Polsce może bardzo, bardzo zaszkodzić. Ona jakby wręcz zachęcała Putina do zemsty na Polsce. Czy dwa stare polskie powiedzenia: „po co drażnić niedźwiedzia” i „po co wywoływać wilka z lasu” są Mateuszowi Morawieckiemu i Jarosławowi Kaczyńskiemu w ogóle nieznane? Potrząsamy szabelką pod nosem Putina tak, jakbyśmy mieli rakiety z głowicami atomowymi wycelowanymi w Rosję. Tymczasem to rosyjskie rakiety są już nawet przygotowane do ataku na Polskę.
Prawda, bardzo ostro Putina i Rosję atakuje również prezydent USA Joe Biden i premier brytyjski Boris Johnson. Ale oni mogą sobie na to pozwolić – oba państwa mają także broń atomową i tego faktu Putin, gdyby nawet był wściekły do nieprzytomności na tych przywódców, jej nie użyje przeciwko USA i Wielkiej Brytanii. Wszystkie inne kraje europejskie, nawet te, które dużo pomagają Ukrainie, robią to bez słownej agresji i często sekretnie. Wyjątkiem są Węgry, które potępiają agresję wojskową, stoją za suwerennością Ukrainy, pozwalają na przyjmowanie setek tysięcy uchodźców, na największą humanitarną działalność w historii naszego kraju, dostarczają setki ton żywności i innych darowizn. Jednocześnie ustami szefa węgierskiej dyplomacji Peter Szijjartó mówią: „Bezpieczeństwo Węgier i Węgrów jest dla nas najważniejsze. To nie jest nasza wojna, (…). Nie jesteśmy skłonni ryzykować pokoju i bezpieczeństwa węgierskiego, dlatego nie dostarczamy broni ani nie głosujemy nad sankcjami energetycznymi. Rozumiemy, że Ukraińcy mają inny interes, nie kłócimy się z tym: dla nich interesy Ukrainy, a dla nas interesy Węgier są najważniejsze” (Do Rzeczy, 6.4.2022). Wielu Polaków z tym się nie zgadza, zapominając, że nie są panami węgierskich sumień i interesów narodowych. Czy Polska nie powinna pójść w ślady papieża Piusa XII, który, jak mówią historycy, prowadził z Niemcami tzw. „CICHĄ dyplomację”? No chyba, że chce, aby zaistniała polska Bucza, czyli ponownego zniszczenia Warszawy i innych miast polskich. Widać, że lubimy odbudowywać miasta z gruzów. Ale czy będzie komu to robić?! Istnieje także możliwość trwałego oderwania od Polski przez Rosję Suwalszczyzny, która oddziela dzisiejszą rosyjską enklawę kaliningradzką od lądowego połączenia z Rosją przez de facto rosyjską dziś Białoruś. Dziennik hiszpański El Pais (3.4.2022) pisze: „Korytarz suwalski jest jedynym połączeniem lądowym państw bałtyckich z pozostałymi krajami NATO i UE. Wśród wielu osób istnieją dziś obawy, iż ten zaledwie 65-kilometrowy przesmyk pomiędzy rosyjską enklawą Kaliningradem (Królewcem) a Białorusią mógłby zostać zaatakowany w okresie rosnącego napięcia między Rosją a Sojuszem Północnoatlantyckim”. A my do tego niebezpieczeństwa nalewamy oliwy do ognia. Ukraińcy podpuszczają Polskę i Polaków na Rosję, robią wszystko i to na każdym kroku, aby nasz kraj wciągnąć do wojny, licząc na to, że w końcu Polacy złapią się na ten lep. Odnośnie Kaliningradu Ołeksij Daniłow, sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO), twierdzi, że wojna na Ukrainie skończy się dla Rosji zmianą granicy. Polska miałaby zająć obwód kaliningradzki. I na ten idiotyzm złapali się niektórzy politycy polscy, a Rosja od razu zareagowała na to pogróżkami, które tylko głupiec by ignorował. Nie dostalibyśmy Kaliningradu (Królewca), ale właśnie wtedy moglibyśmy utracić na wieki Suwalszczyznę. Oj, kubeł zimnej wody potrzebny jest na ochłodzenie głów wielu polskich polityków.
Przypuszczam, że niektórzy okrzykną mnie „agentem Putina”. Cóż, świat jest pełen głupków i dlatego tak mamy na świecie jak mamy. Przecież głupi i nieobliczalny Putin jest tworem właśnie innych głupich ludzi.
Nie, ja nie jestem agentem Putina! Ja jestem rozumnym patriotą polskim. Kieruję się zawsze słowami wielkiego Polaka pochodzenia żydowskiego Mariana Hemara (chciałbym, aby Polacy byli tak samo wielkimi patriotami polskimi, jakimi było wielu zasymilowanych polskich Żydów z wielkim polskim sercem), który napisał: „Polityka jest amoralna, co więcej, musi być amoralna, w tym jej siła i realizm. Polityka jest bowiem sztuką działania dla dobra własnego narodu, dla żadnych innych celów, jest sztuką świętego egoizmu, świętego oportunizmu, świętej hipokryzji, świętego profitu” (Awantury w rodzinie, Londyn 1967, str. 84). Zełenski i Ukraińcy taką politykę prowadzą w odniesieniu do swego państwa. I mają do tego pełne prawo i tym pokazują swoją mądrość. My, czyli wszyscy politycy polscy po 1989 roku, przyjęli bezkrytycznie i realizują koncepcję polityczną paryskiej Kultury/Jerzego Giedroycia (agenta amerykańskiej polityki kresowej), która bardzo szkodzi polskiej racji stanu, bowiem przynosi duże korzyści tylko Ukrainie i Litwie. Jeszcze żeby przynosiła choć jakieś dobre owoce także Polsce. Ale, gdzie tam! Ukraińcy i Litwini tak jak nas nie lubili, tak nas nadal nie lubią, szkodzą Polsce jak tylko mogą i tępią polskość na przedwojennych polskich Ziemiach Wschodnich, które w 1945 roku sprezentował im Stalin, po uprzednim podboju Polski. Jeśli się mylę, to niech polscy zwolennicy tej polityki udowodnią czarno na białym, że Polska na tej polityce odniosła i odnosi jakieś korzyści. Bo to, co oficjalnie się głosi na ten temat, to zwykła propaganda, która nie ma pokrycia w faktach.
Wolny świat spieszy Ukrainie z pomocą w różny, ale rozumny sposób, dostrzegając zagrożenie rosyjskie dla siebie i świata, o którym ciągle mówi prezydent Biden i NATO. Robi to nie przez potrząsanie szabelką, jak to czyni rząd polski, ale w taki sposób, który może zaszkodzić Rosji w dalszym prowadzeniu wojny. I tak, w związku z konfliktem na Ukrainie Unia Europejska, a więc także i Polska oraz Stany Zjednoczone nałożyły na Rosję pakiet sankcji sektorowych. Restrykcje dotyczą sektora bankowego i energetycznego. Teraz Parlament Europejski chce pełnego embarga na rosyjską ropę, gaz, węgiel i paliwa jądrowe. Dodatkowo szereg państw UE (także Polska) zakazało rosyjskim liniom lotniczym i samolotom prywatnym korzystania ze swojej przestrzeni powietrznej. Sankcje objęły także ludzi związanych z Putinem.
Sankcje uderzyły bardzo boleśnie w finanse i gospodarkę rosyjską. Po czterech falach zachodnich sankcji na Rosję widać już pierwsze pęknięcia w gospodarce rosyjskiej: gwałtowną inflację, widmo niewypłacalności, zapaść w sektorze motoryzacji – pisze dziennik La Tribune, a za nim Rzeczpospolita (7.4.2022). Analitycy Instytutu Finansów Międzynarodowych (IIF) prognozują, że wojna i sankcje mogą skurczyć gospodarkę rosyjską do poziomu PKB z 2007 r. (niestety, według EBOR także gospodarka Ukrainy zmniejszy się w roku wojny o 20 procent; Polska i inne państwa także na nich w mniejszym lub większym stopniu ucierpią). Zostały ograniczone różne kontakty kulturowe. 25 lutego z inicjatywy Polski i Ukrainy Rosja została zawieszona w prawach członka Rady Europy, a 15 marca wydalona z Rady Europy (Wikipedia). Rosja została także 7 kwietnia zawieszona w prawach członka Rady Praw Człowieka przy ONZ.
Jak to ze współczesnymi wojnami bywa, także z Ukrainy wojna wypędziła i wciąż wypędza chmary ludzi do sąsiednich państw. I tak, w ciągu marca Ukrainę opuściło łącznie 3,9 mln ludzi a 6,5 mln musiało przemieścić się wewnątrz tego kraju – poinformowała zastępczyni sekretarza generalnego ONZ ds. humanitarnych Joyce Msuya (Niezależna, 30.3.2022). Do 23 marca do Polski uciekło ponad 2,17 mln osób. Na drugim miejscu znalazła się Rumunia, którą wybrało ponad 563 tys. uchodźców. Trzecie miejsce przypadło Mołdawii, dokąd uciekło ponad 374 tys. osób, następne są Węgry z liczbą powyżej 330 tys. ukraińskich uchodźców oraz Słowacja z ponad 260 tys. osób. Z kolei Federację Rosyjską wybrało nieco ponad 271 tys. osób (zapewne sami Rosjanie), a Białoruś ponad 5,5 tysiąca (Express Ilustrowany, 24.3.2022). Uchodźcy ukraińscy ciągle napływają do Polski i do 2 kwietnia przybyło do naszego kraju już 2,461 mln osób. Jednocześnie od 24 lutego na Ukrainę powróciło 442 tys. osób, głównie mężczyzn, przybyłych przedtem na roboty do Polski, aby walczyć o wolną i suwerenną Ukrainę.
I tu dochodzimy do dwóch bardzo ważnych spraw związanych z Polską i wojną na Ukrainie: zachowanie się rządu polskiego wobec agresji rosyjskiej na Ukrainie oraz rządu polskiego i społeczeństwa polskiego wobec tajfunowego napływu do Polski ukraińskich uchodźców.
Porozmawiajmy więc najpierw o natychmiastowej i spontanicznej pomocy Polaków i rządu polskiego okazywanej przybywającym do Polski uchodźcom ukraińskim, a następnie o wyjątkowo skrajnie filoukraińskiej postawie wszystkich polskich rządów po 1989 roku i o tym, skąd się ona w ogóle wzięła i o obecnie okazywanej rządowej pomocy Ukrainie i ukraińskim uchodźcom.
Uwaga ogólna, wstępna: ucieczka Ukraińców z terenów wschodniej Ukrainy jest bardzo szkodliwa dla samej Ukrainy. Oczyści bowiem te ziemie z elementu ukraińskiego, a tym samym bardzo ułatwi Putinowi przyłączenie ich do Rosji. Podobnie stało się na Cyprze na Morzu Śródziemnym, od 1960 roku będącym niepodległym państwem. W kraju tym Grecy wówczas stanowili 80 proc. ludności, a Turcy 17 proc. W 1974 roku Turcja, idąc z pomocą rzekomo prześladowanej ludności tureckiej, dokonała inwazji na Cypr i wojska tureckie zajęły 36 proc. obszaru kraju (północno-wschodnia część wyspy), na którym akurat mieszkało mało Turków. Z terenu tego uciekli prawie wszyscy Grecy – 200 tysięcy. Skutkiem tego na tym dziś etnicznie tureckim terenie powstało pseudopaństewko tureckie – Turecka Republika Cypru Północnego pod protektoratem czy po prostu zależne od Turcji (kolonizowane teraz przez Turków z Turcji), które, oczywiście, nie jest uznawane przez żadne państwo na świecie.
Teraz – w związku z nadciągającymi walkami o Donbas władze ukraińskie wzywają tamtejszych mieszkańców do opuszczenia tego obszaru, póki jest jeszcze to możliwe. To prezent dla Putina, bo ucieknie stamtąd głównie ludność ukraińska. Jednak wszyscy tego nie uczynią. W Wiadomościach nadanych w telewizji Polsat 7 kwietnia pokazano Ukrainkę, która mówi, że stąd nigdzie nie wyjedzie, bo tu jest ojczyzna/kraj rodzinny – „tu się urodziłam i tu chcę umrzeć”. To jest właśnie przykład na prawdziwy patriotyzm i przywiązanie do kraju rodzinnego. Tak postąpiło wielu Polaków na oderwanych od Polski przez Stalina Ziemiach Wschodnich, którzy z miłości do kraju ojczystego/rodzinnego odmawiali w latach 1945-46 wyjazdu do stalinowskiej Polski, wiedząc jak podłe życie mogą mieć w Związku Sowieckim. Ci co wyjechali to nie dlatego, że nie kochali Wilna i Lwowa. Od sowieckiego zniewolenia wybrali jednak życie w stalinowskiej Polsce, czyli wśród Polaków. Natomiast Ukraińcy uciekający przed wojskiem rosyjskim z reguły nie przenoszą się na ziemie ukraińskie będące poza zasięgiem agresji rosyjskiej, tylko uciekają za granicę. W bardzo wielu przypadkach jest to zdrada ojczyzny, bo wielu z nich już na Ukrainę nie powróci. Wybiorą życie na obczyźnie – dużo lepsze od tego, jakie mieli na biednej Ukrainie. I o dziwo: rząd ukraiński i Ukraińcy sami im w tym pomagają. Rząd nie urządza obozów dla uchodźców, a Ukraińcy z Zachodniej Ukrainy specjalnie nie spieszą się z udzielaniem pomocy rodakom. We Lwowie dopiero teraz ma powstać pierwsze na Ukrainie miasteczko dla uchodźców wewnętrznych z całego terytorium ukraińskiego dla zaledwie 350 osób (Do Rzeczy, 7.4.2022). Czy to nie kpina? A teraz porównajmy spontaniczną i wielką pomoc, jaką Polacy udzielają uchodźcom ukraińskim – obcym ludziom – z tym, co robią dla nich sami Ukraińcy na Ukrainie. To niebo a ziemia!
Przypomnijmy tu jeszcze, że kiedy Niemcy napadły na Polskę we wrześniu 1939 roku, cywilna ludność polska nie uciekała z Polski na Węgry, do Rumunii, na Litwę czy Łotwę – dokąd mogła uciekać (Polskę z powodu klęski opuszczały tylko polskie jednostki wojskowe/żołnierze, aby nie wpaść w sowieckie łapy (17 września Związek Sowiecki napadł na polskie Ziemie Wschodnie) i aby dalej walczyć o wolną Polskę u boku wojska francuskiego i angielskiego. Niektórzy Polacy opuszczali zachodnią Polskę zajmowaną przez wojsko niemieckie, przemieszczając się jednak tylko do centralnej Polski, a potem ew. na Kresy (ojciec mojej matki, który mieszkał na Pomorzu, pozostał na miejscu, ale swoje dzieci odesłał do Warszawy; pociąg został zbombardowany za Toruniem i one wróciły do domu). Zdecydowana większość nie chciała opuszczać swojej ojcowizny, wierząc, że Polska na nowo powstanie. Tymczasem Ukraińcy, rzekomi patrioci, ludzie, którzy wierzą, że w tej wojnie pokonają wojska rosyjskie/Rosję, zamiast przemieszczać się na tereny centralnej i zachodniej Ukrainy, których nie dotknęła wojna, a to aż 80 proc. kraju, masowo opuszczają swój kraj. Tłumaczę to nie tylko strachem przed wojną, co jest naturalne, ale także brakiem tzw. przywiązania do ojcowizny i szukania lepszego życia poza krajem, które na Ukrainie nie było łatwe (biedny kraj). Szczególnie w Polsce, która nie tylko szeroko otworzyła dla nich granicę, ale także gości ich prawie że po królewsku.
Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku polskie granice przekroczyło już ponad 2,5 mln uchodźców z Ukrainy. MSWiA ocenia, że 1,5 mln z nich pozostaje w naszym kraju. Kto wie, czy nie więcej. Angielska gazeta Sunday Telegraph (2.4.2022) zwraca uwagę, że wskutek największego kryzysu humanitarnego w Europie od czasów II wojny światowej wkrótce nawet 10 proc. ludności Polski może być pochodzenia ukraińskiego.
Wtrącę tu, że w 1945 roku Stalin, prezydent USA Roosevelt i premier brytyjski Churchill postanowili oderwać od Polski Ziemie Wschodnie, włącznie z arcypolskimi miastami – Lwowem i Wilnem, bo zadecydowali, że Polska ma być jednorodnym etnicznie krajem, a więc zamieszkałym wyłącznie przez Polaków. Dzisiaj kolonizują Polskę Ukraińcy i będziemy mieli podobne kłopoty z nimi, jakie mieliśmy przed 1945 rokiem. Bo że będziemy mieli, to więcej niż pewne. Polska, kraj o zachodniej cywilizacji powróci na Wschód. Zmieni zachodnioeuropejskie oblicze na mieszane, takie, jakie było na Kresach – rozsiądzie się na ETNICZNIE polskiej kultura bizantyjska, której symbolem będą cebulaste cerkwie w każdym mieście polskim i napisy w cyrylicy. Nie wiem jak komu, ale mnie podobała się zachodnioeuropejska Polska z małą domieszką cudzoziemców. Bo mieszkając w Australii wiem, że wielokulturowość ma wiele plusów i wzbogaca każdą społeczność. Jednak masowy napływ cudzoziemców stanowi duże zagrożenie dla każdego państwa. W Australii mieszka ponad 500 tysięcy Chińczyków, przybyłych tu po 1990 roku. Tymczasem coraz bardziej pogarszają się stosunki Australii z komunistycznymi Chinami, które zaczynają się zachowywać bardzo agresywnie wobec nas, z powodu tradycyjnych więzów polityczno-wojskowych Australii z USA. Jestem ciekawy, jak zachowają się australijscy Chińczycy w godzinie próby. Po której stronie będzie ich lojalność?
Napływ aż tylu Ukraińców do Polski stanowi duże wyzwanie społeczne i humanitarne. Zadziałało jednak słynne polskie „damy radę” i fakt, że od 2014 roku w Polsce pracuje legalnie w Polsce około 850 tysięcy Ukraińców, a przy uwzględnieniu szarej strefy może to być nawet 1,5 miliona Ukraińców. Stąd przez ostatnie lata mieliśmy okazję zaprzyjaźnić się z obywatelami Ukrainy. I dlatego teraz – w tych trudnych dla nich i Ukrainy chwilach jesteśmy gotowi ich przyjąć lub nieść im pomoc. Polacy na tragedię Ukraińców odpowiadają z niezwykłą solidarnością. Od wybuchu wojny w pomoc uchodźcom włączyły się liczne organizacje pozarządowe, samorządy, wszystkie wspólnoty religijne, a przede wszystkim ludzie dobrej woli – wolontariusze, którzy oferują uchodźcom transport spod granicy, noclegi, wsparcie materialne albo finansowe. Już po przekroczeniu granicy uchodźcy otrzymują ciepły posiłek i potrzebne informacje. Na przejściach granicznych pojawiło się wszystko, co potrzebne uchodźcom – oprócz jedzenia także leki i ubrania. W całym kraju powstały placówki przyjmujące od ludzi żywność, ubrania, leki i inne rzeczy. Ta pomoc wciąż jednak nie jest odgórnie koordynowana. Aby to ułatwić, społeczność innowatorów skupiona wokół Kampusu Innowacji CIC Warsaw stworzyła od podstaw platformę PomocUA.com, gdzie Ukraińcy mogą znaleźć potrzebną im pomoc, a Polacy – ją zaoferować. Według badania przeprowadzonego przez CBOS 68 proc. obywateli RP w jakiś sposób – rzeczowo lub finansowo – wsparło ukraińskich uchodźców (Do Rzeczy, 15.3.2022), a 56 proc. polskiego społeczeństwa trwale zaangażowało się w tę pomoc. Te liczby procentowe pokazują, że nie mamy do czynienia z działaniem marginalnym, a rzeczywistą mobilizacją społeczną o ogromnym zasięgu. „Nie mamy w Polsce żadnego obozu dla uchodźców! Nie musieliśmy do tej pory budować w Polsce żadnego takiego obozu, co jest typowe w niektórych miejscach na świecie. Wszyscy ludzie zostali przyjęci w prywatnych domach, w domach studenckich, w hotelach, pensjonatach, sanatoriach, w różnych miejscach udostępnionych przez lokalne władze” – powiedział prezydent RP Andrzej Duda w wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN (Prezydent.pl, 7.4.2002).
Wielką pomoc ukraińskim uchodźcom okazuje również skrajnie pro-ukraiński rząd polski, który nadał przybywającym Ukraińcom wszystkie prawa, jakimi cieszą się Polacy, poza obywatelstwem, a nawet często lepsze za pieniądze polskiego podatnika. Przede wszystkim otrzymują numer PESEL. Rozwiązanie to pozwala na realizację szeregu usług publicznych. W celu ułatwienia dostępu do usług publicznych online, wraz z nadaniem numeru PESEL, obywatele Ukrainy mogą uzyskać profil zaufany. Jednocześnie zagwarantowany został im dostęp do polskiego rynku pracy oraz rejestracje w powiatowym urzędzie pracy. Po przybyciu wszyscy uchodźcy otrzymują jednorazową pomoc w wysokości 300 zł na osobę, mogą pracować, uzyskują dostęp do opieki zdrowotnej poza systemem (!) oraz edukacji, otrzymują 500+, wsparciem dla pracowników z Ukrainy jest zwolnione z PIT, przysługuje im prawo do świadczenia dobry start, rodzinnego kapitału opiekuńczego oraz dofinansowania obniżenia opłaty za pobyt dziecka m.in. w żłobku, obywatelowi Ukrainy w Polsce, którego członek rodziny powróci na terytorium Ukrainy w związku z trwającymi tam działaniami wojennymi, mogą być przyznawane także świadczenia na zasadach i w trybie ustawy o pomocy społecznej, jak również środki Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych mogą być przeznaczane na działania kierowane do ukraińskich uchodźców w Polsce, pracodawcy często starają się o mieszkanie dla swoich pracowników). Ukraińscy uchodźcy są zwolnieni od płacenia opłat za przejazd autostradami. Ranni ukraińscy żołnierze są leczeni w Polsce (powstaje dla nich szpital polowy) na koszt polskiego podatnika. W urzędach, na budynkach powiewają ukraińskie flagi, są w redakcjach telewizyjnych i wszędzie i w ogóle, gdzie się da. Oficjele, dużo intelektualistów i setki tysięcy ludzi mają na klapach marynarki i bluzkach kokardki w kolorze ukraińskiej flagi. Polacy wykrzykują ukraińskie pozdrowienie narodowe „Chwała Ukrainie!”, które było hasłem także banderowców (dodali jednocześnie do powitania wymóg wykonania salutu rzymskiego, wzorując się tym samym na partiach faszystowskich), którzy masowo mordowali Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943-44. Pełno wszędzie napisów ukraińskich. Nad budynkiem Sejmu – polskiego parlamentu bezprawnie, bo wbrew sejmowemu protokołowi, powiewa ukraińska flaga. Wisi na nim – na froncie i u wejścia – flaga obcego państwa. „Flaga Ukrainy wisi w miejscu przynależnym gospodarzowi. To się nie godzi, to niewłaściwe” – mówił w Sejmie poseł Braun (Do Rzeczy, 6.4.2022). Cudzoziemiec może się pogubić, gdzie jest – w Polsce czy na Ukrainie, czy ma do czynienia z Polakami czy Ukraińcami. To jedynie polskie zjawisko – za granicą czegoś podobnego nie ma, a jak ono gdzieś występuje, to nie w takich przesadzonych rozmiarach.
Rozumiem solidaryzowanie z doświadczanym ciężko narodem ukraińskim. Jednak patriotyzm powinien być zachowany dla własnej ojczyzny. No bo ostatecznie Ukraina to nie Polska. Gazety między sobą prześcigają się w filoukrainizmie, dopuszczając się przy tym poprawiania języka polskiego. Wielki słownik poprawnej polszczyzny (2004) pod red. Andrzeja Markowskiego uznaje za poprawną jedynie formę: na Ukrainie / na Ukrainę. Tymczasem, choć to ma fałszywy wydźwięk, narzuca się w imię poprawności politycznej i proukraińskości formę „w Ukrainie”. Także cerkwie prawosławne i grekokatolickie gdziekolwiek by nie były, były zawsze nazywane „cerkwiami”, w przeciwieństwie do kościołów katolickich i protestanckich. Dzisiaj media mówią i piszą o kościołach prawosławnych w odniesieniu do cerkwi na Ukrainie. Chyba tylko dlatego, aby nie kojarzyły się one z cerkwiami rosyjskimi. Paranoja!
„Cały świat podziwia serdeczność i zaangażowanie w pomoc ukraińskim uchodźcom w Polsce. Jest to trudne do opisania słowami” – stwierdził amerykański ambasador w Polsce Mark Brzezinski, dodając: „Byłem świadkiem podziwu dla doskonałej organizacji oraz wdzięczności, którą prezydent USA Joe Biden wyraził w rozmowie z premierem Mateuszem Morawieckim i prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim”. Natomiast były ambasador USA w Polsce Daniel Fried, chwaląc nasz kraj za pomoc ukraińskim uchodźcom, napisał na Twitterze: „Polska jest największą na świecie humanitarną organizacją pozarządową”. Także brytyjski premier Boris Johnson jest pod dużym wrażeniem Polaków: „Składam wyrazy uznania narodowi polskiemu za wszystko, co robi dla wsparcia Ukrainy”. Unijna komisarz do spraw spójności i reform Elisa Ferreira mówiła z uznaniem o Polsce: „Cała UE patrzy na Polskę z podziwem i szacunkiem. Jestem pod wrażeniem ludzi hojnie otwierających domy”. Premier Belgii De Croo podziękował Polsce za pomoc ukraińskim uchodźcom. Itd., itd. – to bardzo dobra reklama Polski w świecie.
Do tej pory Kancelaria Premiera z rezerwy ogólnej budżetu państwa na pomoc uchodźcom przybywającym z Ukrainy przeznaczyła 107,8 mln zł (stan na 30 marca). Do tego trzeba doliczyć wydatki Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, które przekroczyły już 238,4 mln zł – wynika z danych oficjalnych zebranych przez Rzeczpospolitą. To tylko jednak wierzchołek góry. Jednym z największych kosztów jest transport uchodźców spod granicy. Ministerstwo Infrastruktury podało, że na zorganizowanie specjalnych pociągów dla Ukraińców zarezerwowano do końca roku 700 mln zł – w ciągu miesiąca przewieziono nimi milion osób. Do tego trzeba doliczyć transport autokarami, także do kilkunastu miast Europy Zachodniej – obsługą zajmowała się Państwowa Straż Pożarna. „W kulminacyjnym momencie w pierwszej połowie marca zaangażowanych było codziennie około 1000 strażaków oraz od 200 do 400 autokarów, z czego 104 autobusy z PSP i policji” – podaje bryg. Karol Kierzkowski, rzecznik straży. Rządowa ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy wprowadziła fundusz pomocy dla uchodźców z Ukrainy. To prawie 8 mld złotych. Prawie 3,5 mld z tej kwoty przewidziano dla samorządów i wojewodów na zorganizowanie recepcji dla obywateli ukraińskich, ale także dla Polaków, którzy zdecydowali się przyjąć pod swój dach uchodźców z Ukrainy (media narodowe, 14.3.2022). Tymczasem analitycy Pekao SA wyliczyli, że koszt utrzymania uchodźców w takim wymiarze jak teraz to rocznie ok. 24 miliardów złotych. Jeśli to suma właściwa, to będzie to duże obciążenie i dla Polski, i dla podatników polskich. „Uważam, że powinniśmy pomagać Ukraińcom, ale robimy to kompletnie bez planu” – zauważył Paweł Lisicki redaktor Do Rzeczy (7.4.2022). I tak jak byśmy byli najbogatszym krajem na świecie. Co więcej, rząd nie tylko pomaga uchodźcom ukraińskim w Polsce, ale także nie żałuje pieniędzy polskich podatników na finansowanie samej Ukrainy. Jak pisze Rzeczpospolita (5.4.2022), z rezerwy premiera Mateusza Morawieckiego kilkadziesiąt milionów złotych ma być wydane na rzecz ochrony i ratowania ukraińskiego dziedzictwa kultury. Tak jakby nie były potrzebne pieniądze na ratowanie polskiego dziedzictwa kultury. Jeśli ta pomoc jest przeznaczona na ratowanie polskiego dziedzictwa kultury, często bezprawnie przytrzymywanego na Ukrainie, to niech rząd ma odwagę to powiedzieć. Niech nie ukrywa przez społeczeństwem polskim kradzieży przez Ukraińców w latach 1939-45 polskiego dziedzictwa kultury i cennych polskich pamiątek narodowych, których ofiarodawcy zapisywali w testamencie narodowi polskiemu. Tej kradzieży, tak jak zbrodni katyńskiej i rzezi Polaków przez Ukraińców na Wołyniu, nie da się ukryć. Gdyby Polską rządzili prawdziwi patrioci polscy, to by robili wszystko, aby te cenne polskie pamiątki odzyskać. To nie Polska ma zobowiązania wobec Ukrainy, a Ukraina wobec Polski. Ukraińcy mają teraz – właśnie teraz – szansę na uczynienie gestu wobec Polski przez zwrócenie chociażby najcenniejszych polskich pamiątek narodowych, które przecież nie są im potrzebne do szczęścia. Osobiście widzę w tym ich złośliwość! Premierze Morawiecki, postaraj się o to. Zrób coś także dla Polski.
Eksperci finansowi mówią, że Polska nie jest w stanie zapewnić długoterminowej pomocy dla ponad 2 milionów plus czy nawet dla miliona uchodźców z Ukrainy. Także dlatego, że wśród uchodźców dominują kobiety z dziećmi oraz osoby ciężko chore, z których na pewno większość przybyła do Polski nie tyle ze strachu przed wojną, co z chęci skorzystania z bezpłatnego i lepszego leczenia w Polsce niż na Ukrainie. To niesie ze sobą większe kłopoty dla polskiego lecznictwa, w którym już przed falą uchodźczą brakowało lekarzy i pielęgniarek, oraz dla szkolnictwa i bezpieczeństwa publicznego. Bowiem nie ulega wątpliwości, że do Polski dostali się również różni kryminaliści – wzrośnie przestępczość i prostytucja, bo wiele z tych kobiet będzie musiało na chleb zarabiać swoim ciałem. Będzie wiele innych problemów. Bo jest ich zawsze wiele z imigrantami i mniejszościami narodowymi. Co jak Ukraińcy zaczną budować Ukrainę w Polsce, zaczną domagać się tego i owego, jak np. budowy nie tylko z języka, ale i z ducha ukraińskich szkół, ukraińskiego uniwersytetu? A przecież będzie to dodatkowe obciążenie dla polskich podatników. Co będzie, jak wielki wpływ na nich będą mieli antypolscy banderowcy, wnukowie tych, którzy mordowali Polaków na Wołyniu i Ziemi Lwowskiej?
Problem ten pogłębia fakt, że Unia Europejska wcale nie myśli, a już na pewno nie kwapi się do przyjścia Polsce z finansową pomocą.
Prezydent RP Andrzej Duda we wspomnianym wyżej wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN powiedział także: „Staramy się pomagać ze wszystkich sił, ale wsparcie międzynarodowe jest nam bardzo potrzebne” (Prezydent.pl, 7.4.2002).
Rząd polski uważa, że „opieka nad uchodźcami powinna być solidarnie świadczona przez całą Unię Europejską, także w zakresie finansowym”. Domaga się zryczałtowanego finansowania z budżetu UE – tysiąca euro na osobę. Zdaniem dr. Wojciecha Paczosa, makroekonomisty, wykładowcy w Cardiff University i adiunkta w Instytucie Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk, na razie i tak ogromną większość kosztów ponoszą obywatele. „To koszty udzielenia schronienia i udzielania bezpośredniej pomocy rzeczowej i finansowej. Koszty będą rosły i każdego miesiąca będą wynosić przynajmniej kilkaset euro miesięcznie na osobę. Nie wliczam w to kosztów prywatnych” – wskazuje Paczos. O wielkości skali tej pomocy świadczy chociażby jednostkowy, choć wyjątkowy przypadek Władysława Grochowskiego, prezesa Arche, którego Fundacja Leny Grochowskiej w ciągu pięciu tygodni przejęła nieodpłatnie w Polsce siedem budynków, wyremontowała je i wyposażyła w sprzęt, by dać dach nad głową 2 tys. ukraińskich kobiet z dziećmi. Koszt to ok. 2 mln zł. „Robimy swoje, a na pieniądze od państwa nie liczę, bo nie dlatego to robię” (Rzeczpospolita, 4.4.2022). Jednak ten zapał do pomocy uchodźcom w sposób naturalny będzie stygł, bo znowu aż tylu Polakom się nie przelewa. A do tego dochodzi inflacja, rekordowe ceny benzyny i produktów spożywczych. To bardzo uderzy Polaków po kieszeni. A na dodatek rząd będzie musiał podnieść podatki, aby pokryć rosnące koszty utrzymania uchodźców. To może doprowadzić do niezadowolenia społecznego. Tego, jak się zdaje, rząd polski nie wziął pod uwagę.
Tymczasem w EU empatia i zrozumienie są dla problemów z uchodźcami. Mówienie o Polsce jako państwie, które staje się wzorem do niesienia pomocy uchodźcom również, ale pieniędzy nie ma. Tak skwitowała w rozmowie z Polskim Radiem europoseł Anna Zalewska debatę w sprawie ukraińskich uchodźców w Parlamencie Europejskim, dodając: „Oprócz rytualnych zapewnień ze strony PE, jeszcze daleko do tego, żeby pomoc finansowa została udzielona”. „Polscy” europosłowie z opozycji nie pomagają sprawie. Np. Janina Ochojska, która podczas tej debaty mówiła, by środki, jeśli będą Polsce przyznane, trafiały bezpośrednio do samorządów, a nie do władz państwowych. Tymczasem muszą to być przede wszystkim pieniądze systemowe. „Mamy ponad 2 mln uchodźców, prawie 200 tys. dzieci w systemie edukacji, dzieci, które wraz z rodzicami zgłaszają się do szpitali. Rząd jest potrzebny, żeby koordynować te środki, żeby nimi dysponować, aby ta pomoc była rzeczywiście celowa” – tłumaczyła Zalewska. Gorzej. Kilka dni temu Ochojska uczciwie i rzetelnie powiedziała, że europosłowie opozycji robią wszystko w Parlamencie Europejskim, aby Polska nie otrzymała pieniędzy także z Funduszu Odbudowy (Do Rzeczy, 6.4.2022). W tej chwili Polska może pozyskać z unijnych funduszy jedynie około 1,4 mld euro na sfinansowanie pomocy dla uchodźców z Ukrainy. Jednak spora część tych środków to nie nowe dotacje, a pieniądze przesunięte z innych unijnych programów. Takie rozwiązanie nie podoba się polskiemu rządowi. UE robi sobie kpiny z tego problemu. Polska nie ma więc dodatkowych funduszy z UE na pomoc Ukrainie, a środki, które wskazuje Unia, już są rozdysponowane. Potrzebny jest nowy unijny fundusz – uważa minister funduszy i polityki regionalnej Grzegorz Puda (Dziennik Gazeta Prawna, 2.4.2022).
Jeszcze w ostrzejszych słowach o Unii Europejskiej mówi były poseł i kandydat na prezydenta RP Marek Jakubiak. Stwierdza: „Żyjemy w zakłamaniu i zdradzie Europy” i dalej, że: „Polska jest tak samo na froncie jak Ukraina. Z tą różnicą, że tam giną ludzie, a nas starają się (w Brukseli) zagłodzić. Działają w ten sposób, ponieważ cała Unia Europejska, a w niej Parlament i Komisja, nie przeżywają wojny w ten sam sposób co Polacy. My ponosimy bezpośrednie skutki wojny (niosąc pomoc uchodźcom z Ukrainy). Gdyby ci ludzie stali pod Brukselą lub Berlinem, to eurokraci natychmiast działaliby. Nie pomagają, nie uruchomili z miejsca środków pomocowych dla Polski, równolegle wstrzymali środki z KPO, które miały pomóc naprawić gospodarkę po epidemii COVID-19, a jednocześnie debatują o praworządności w Polsce. Naprawdę na wariatów nie ma recepty. Polacy mają zubożeć, mają być wciąż w strefie wpływów Niemców. Mamy do czynienia ze schizofrenią europejską. Nie chcą słuchać i widzieć, jak łamane są traktaty. Nie myślałem, że dożyję czasów, w których mówi się człowiekowi: pokaż mi przepis, na podstawie którego mam działać, a odpowiedź brzmi, że nie ma takiego przepisu, a jednocześnie karzą nas” (Do Rzeczy, 7.4.2022).
Miejmy odwagę mówić coraz głośniej, że Unia Europejska, która została założona jako unia wolnych państw i narodów, pod obecnymi rządami liberałów i lewaków, w tym europosłów reprezentujących „polską” opozycję i sterowana przez Niemców z Berlina (przewodniczącą Komisji Europejskiej jest także nie-Europejka, a zatwardziała Niemka – Ursula von der Leyen), z roku na rok staje się nowym Związkiem Sowieckim zarządzanym przez Niemców. A że Polska się temu sprzeciwia, nie zgadza się na łamanie traktatów UE, na dowolnie interpretowaną praworządność i tzw. fundamentalne wartości lewactwa europejskiego, dlatego wiceprzewodniczącą Parlamentu Europejskiego – Niemka Katarina Barley w rozmowie z Deutschlandfunk powiedziała, że „Państwa, takie jak Polska i Węgry trzeba finansowo zagłodzić. Dotacje unijne stanowią bowiem do tego skuteczną dźwignię”. Kiedy zrozumiano potworność tych słów, wypowiedzianych możliwie, że przez wnuczkę jakiegoś hitlerowskiego zbrodniarza wojennego (tj. uczestnika barbarzyńskiej wojny), a na pewno zwolennika Hitlera (bo faktem jest, że prawie wszyscy Niemcy popierali Hitlera i jego podboje), i które wywołały oburzenie i komentarze polskich polityków, redakcja wydała oświadczenie, że sfałszowała oświadczenie Katariny Barley, która tak tego nie powiedziała (Dziennik.pl, 2.10.2020). Ale chyba tylko durnie w to uwierzyli. Ale jeśli nawet tego nie powiedziała, to Pan Jezus powiedział „Po owocach ich poznacie”. Zagładzanie finansowe Polski przez UE jest w toku, o czym świadczy wypowiedź europosła PiS Bogdana Rzońcy i wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego. Europoseł napisał w serwisie społecznościowym Twitter: „Niesamowite. W środę w Parlamencie Europejskim w Strasburgu po raz kolejny odbędzie się debata dotycząca »braku praworządności« w Polsce i na Węgrzech. To nie żart. O planie pomocy UE dla państw pomagającym uchodźcom z Ukrainy debaty brak” (Do Rzeczy, 4.4.2022). A przecież w marcu była podobna debata, czyli grillowanie Polski. I to grillowanie i „głodzenie” Polski będzie trwało tak długo, aż Polska ulegnie i stanie się kolonią niemiecką – bez wojny, czyli jej podboju przez Bundeswehrę. Niemcy chcą zawładnąć Polską bez rozlewu krwi niemieckiej.
W zawładnięciu Polski korzystają i całkowicie wspierają „polską” opozycję, czyli nową Targowicę, wiedząc, że ona bez wahania odda Polskę w niewolę niemiecką. Wiceminister Jabłoński także krytycznie odniósł się do działań Unii Europejskiej w obliczu wojny na Ukrainie i wypowiedzi polityków czy urzędników Unii Europejskiej, którzy mówią, że „jest jeszcze za wcześnie, aby okazywać pomoc”, że „trzeba jeszcze ocenić sytuację”.
„Myślę, że warto, żeby ktoś się obudził ze snu. Od 43 dni trwa wojna, mamy zbrodnie wojenne. Już ponad 4 mln osób uciekło z Ukrainy do krajów Unii Europejskiej, z czego ponad 2,5 mln do Polski. Jeżeli mamy do czynienia z taką sytuacją, to nie rozumiem, na co UE chce czekać” – powiedział Paweł Jabłoński na antenie TVP Info. Wiceminister podkreślił, że od początku wojny na Ukrainie Polska nie dostała na pomoc uchodźcom „ani jednego euro centa dodatkowego wsparcia”. „Cały czas słyszymy, że uruchomione mogą zostać jakieś pieniądze. Ale mowa o środkach, które już wcześniej były zaplanowane. To po prostu przerzucanie z jednego koszyka do drugiego. Niestety, nie ma ambitniejszego podejścia w tym zakresie. A to jest test na europejską solidarność, ponieważ mamy do czynienia z sytuacją, kiedy europejskich wartości bronią Ukraina oraz każde państwo, które pomaga Ukrainie i przyjmuje ukraińskich uchodźców – powiedział polityk. – Jako Unia Europejska musimy podjąć decyzję, czy naprawdę będziemy bronić europejskich wartości, czy będziemy kontynuować politykę wewnętrznych podziałów – politykę, która de facto wzmacnia Putina” – dodał (Do Rzeczy, 7.4.2022).
Jako pierwsza z pomocą Polsce powinna przyjść Unia Europejska. Nie przyszła i za wiele nie ma co na nią liczyć. Gorzej. Niemcy poprosiły Polskę, aby wstrzymała pociągi jadące do Berlina z uchodźcami, którzy wyrazili chęć udania się do Niemiec. Z pomocą finansową i w przyjmowaniu do siebie uchodźców pospieszyły natomiast kraje spoza UE – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Kanada; także Australia przyjmie 10 tysięcy uchodźców.
Z zachowania się władz polskich można wywnioskować, że raczej nie wiedzą, jak właściwie ustosunkować się do polakożerstwa Unii Europejskiej i łudzą się, że w końcu dojdzie z nią do jakiegoś modus vivendi. Do tego bez kapitulacji Polski nigdy nie dojdzie. Sprawa jest bardzo poważna. Dlatego uważam, że powinien być zorganizowany jakiś sejm Polaków, złożony z polityków i ekspertów, którzy przedyskutowaliby w spokoju i powadze obecną polakożerczą politykę Komisji Europejskiej i TSUE (bo taką ona jest!) i zastanowili się nad tym, jak rząd polski powinien się ustosunkować do niej i co konkretnego może zrobić w tej sprawie. Jednak czy w przypadku panującej na noże wojny polsko-polskiej jest to możliwe? Jeśli nie, to taki sejm powinien być złożony z ludzi kulturalnych i dobrej woli oraz patriotów polskich ze wszystkich opcji politycznych i z grona wybitnych uczonych i intelektualistów, kierujących się dobrem Polski i narodu polskiego.
I tak doszliśmy do ostatniego tematu, do tego, skąd się bierze skrajny filoukrainizm wszystkich polskich rządów po 1989 roku, który często jest sprzeczny z polską racją stanu – z interesami Polski i Polaków.
Polska i Ukraina są sąsiadami i dlatego stosunki między obu państwami powinny być nie tylko poprawne, ale i dobre, czego na pewno chcą wszyscy Polacy, tym bardziej że sprawa granicy, która była kiedyś bardzo zapalna, nie stwarza już problemu we wzajemnych stosunkach (chociaż są politycy ukraińscy domagający się przyłączenia Przemyśla i Chełma do Ukrainy, chociaż to dzisiaj tak bardzo polskie miasta, jak bardzo ukraiński jest Lwów, do 1945 r. arcypolskie miasto – trzecie najważniejsze miasto w historii Polski i narodu polskiego). I do tego celu powinniśmy dążyć. Dzisiaj przeszkodą do realizacji tego celu nie są Polacy. Raczej Ukraińcy, ciągle mający jakieś pretensje za zaszłości historyczne i ich wybujałe ambicje polityczne – bycia najważniejszym i przewodnim państwem w Europie Środkowo-Wschodniej. I w tym widzą Polskę jako konkurenta.
Jako chrześcijanin pamiętam, co powiedział Pan Jezus: kochajcie się nawzajem, bo wszyscy jesteśmy braćmi. Gdybyśmy postępowali zgodnie z tym nakazem, to ludzie by się kochali i nie byłoby żadnych wojen. Przyjemnie by się żyło na świecie. Ale, jak uczy nas Katechizm religii katolickiej (Warszawa 1957, str. 91): „Chociaż przykazanie miłości bliźniego odnosi się do wszystkich ludzi, istnieje porządek w zaspokajaniu potrzeb naszych bliźnich. Najwięcej powinniśmy służyć rodzinie, własnemu narodowi, z jednoczesnym zachowaniem szacunku dla innych narodów. Miłość Ojczyzny, zdrowy patriotyzm jest uczuciem szlachetnym i na wskroś chrześcijańskim”. Tymczasem w Polsce, jak już pisałem, postawa patriotyczna jest udziałem najwyżej połowy Polaków. Pozostali to raczej tylko polskojęzyczne osoby, obywatele RP i często nie tylko Polski (któremu państwu oni służą?!). Np. Adam Michnik, redaktor naczelny Gazety Wyborczej posługuje się na co dzień językiem polskim, ale czy on jest Polakiem, a tym bardziej patriotą polskim? Pan Jezus powiedział także: „Po owocach ich poznacie”. On był jednym z pierwszych, który przenosił na grunt polski, a jako redaktor Gazety Wyborczej i narzucał Polakom ideę polityki wschodniej paryskiej Kultury i był wielkim szermierzem słowa „oszołom” oraz propagatorem i osobą narzucającą Polakom tzw. „politykę wstydu”.
A więc ab ovo – Kultura i jej walka z polską racją stanu.
W latach 1947-2000, początkowo w Rzymie, od 1948 roku ukazywało się w Paryżu pod redakcją Polska inaczej – bez serca dla Polski, albo polskojęzycznego Litwina (np. przyjął litewskie odznaczenie państwowe, a odmówił przyjęcia polskiego!) Jerzego Giedroycia polskie czasopismo Kultura, stanowiące centrum kulturalno-polityczne dla pewnej części emigracji polskiej po II wojnie – ludzi nie związanych z polskim ośrodkiem niepodległościowym w Londynie. Pismo było finansowane przez Amerykanów, co ujawnił dyrektor Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa (z siedzibą w Monachium), Jan Nowak w artykule opublikowanym w czasopiśmie RWE Na Antenie w czerwcu 1972 roku. Stąd Kultura stała się już w latach 50. ośrodkiem politycznym prowadzącym tajne akcje w krajach komunistycznych, szczególnie w Polsce na rzecz Ameryki. Pismo w okresie zimnej wojny reprezentowało amerykańską politykę wobec Europy Wschodniej, często będącą w sprzeczności z polską racją stanu; pomimo tego jej działalność była także korzystna dla spraw polskich. Celem Kultury miało być nakłonienie narodu polskiego do rezygnacji z przedwojennych Kresów (co miało rozgrzeszać Amerykanów z grzechu Jałty) wraz z arcypolskimi bastionami – Lwowem i Wilnem oraz do bliższej współpracy politycznej z Ukraińcami, Litwinami i Białorusinami w celu rozbijania Związku Sowieckiego. Aby to osiągnąć, Polska musi definitywnie zrezygnować z Kresów i zapomnieć o pozostałych tam Polakach, o odzyskaniu trzymanych tam bezprawnie polskich skarbów narodowych (czyli z dziedzictwa polskiego), zapomnieć o ukraińskim ludobójstwie dokonanym na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943-44 (dbał o to sam Giedroyć: otwarcie sugerował przemilczanie tej zbrodni!), a przede wszystkim ustępować Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom we wszystkich spornych i nawet we wszystkich innych kwestiach. Jerzy Giedroyć wraz z Juliuszem Mieroszewskim ostatecznie koncepcję tą sformułowali w 1974 roku na łamach Kultury (nr 9), w artykule pt. „Rosyjski »kompleks polski« i obszar ULB” (Marian Kałuski „Sprawy kresowe bez cenzury. Tom I”, Toruń 2017). To tam po raz pierwszy padły KŁAMLIWE – mijające się z prawdą historyczną oskarżenia, że Polska okupowała Litwę, Białoruś i Ukrainę, że te ziemie były polską kolonią, bezwzględnie eksploatowaną. To wówczas w bardzo zażydzonym środowisku Kultury zrodziła się tzw. „polityka wstydu”, uprawiana namiętnie w Polsce w latach 1989-2015 przez wielu działaczy polskiej opozycji, związanych głównie z Gazetą Wyborczą, wmawiająca Polakom, że są gorszym od innych narodem, pełnym różnych grzechów. Miała ona złamać moralnie Polaków i zmusić do zapomnienia o czymś takim jak polska racja stanu. Prowadzenie tej polityki przez Kulturę ułatwiły lata 70. i 80., gdy strajki budziły nadzieję na wyzwolenie Polski z reżimu komunistycznego. Wówczas Kultura wzmogła pomoc dla intelektualistów krajowych, narzucając im jednocześnie swoje zapatrywania polityczne. Za tą akcją stała także Ambasada USA w Warszawie. Intelektualiści z kolei wywierali naciski na wszystkich działaczy opozycji do akceptacji tej polityki, jeśli nie chcą być nazywani „oszołomami” (oszołom – był to szeroko używany wyraz w słowniku liberalno-lewicowej opozycji – określano nim każdego człowieka, który się z nimi w czymkolwiek nie zgadzał) i brutalnie przepędzeni z polskiej polityki. Naciski te sprawiły, że rzeczywiście zdecydowana większość polskiej anty-PRL-owskiej opozycji przyjęła je bez zastrzeżeń (nawet tacy patrioci jak Lech Kaczyński i Jarosław Kaczyński), a po dojściu do władzy w 1989 roku wprowadziła je w życie. Po dziś wszystkie kolejne rządy polskie są w stu procentach wierne koncepcji politycznej Kultury/Jerzego Giedroycia, pomimo tego, że, jak już wspomniałem, w niektórych sprawach jest sprzeczna z polską racją stanu. Aż dziw, że nikt z rządzących Polską od 1989 roku nie wzniósł pomnika w Polsce swemu guru – Jerzemu Giedroyciowi.
Jednocześnie zwolennicy opluwania Polski i Polaków wśród Polaków czy raczej tylko obywateli polskich sączą antypolski jad i wrogość do Polski także wśród obcych. Widzimy to jak na dłoni, jak europosłowie opozycji szkodzą Polsce i Polakom w Parlamencie Europejskim tylko dlatego, że to nie oni rządzą Polską i Polakami. A teraz, kiedy Polska i Polscy tak wiele pomagają i Ukrainie, a przede wszystkim dwóm milionom wojennych uchodźców ukraińskich w Polsce, to marszałek Senatu z ramienia opozycji Tomasz Grodzki szkaluje Polskę na Ukrainie i to w języku ukraińskim – zwracając się do ukraińskich parlamentarzystów skrytykował polski rząd, że mało robi na rzecz Ukrainy/Ukraińców (Wprost, 26.3.2022), które to łajdactwo musieli skrytykować nawet niektórzy politycy opozycji. A teraz Mateusz Mazzini, publicysta, który jest związany m.in. z Gazetą Wyborczą, w amerykańskim dzienniku Washington Post pluje na Polskę i Polaków – że obrzydliwi nacjonaliści partii rządzącej chcą wynaradawiać dzieci uchodźców ukraińskich (wPolityce, 7.4.2022). Jarosław Kaczyński powiedział o takich „Polakach”: „Chamska hołota o zdradzieckich mordach” (300Polityka, 20.6.2022).
I tak, zgodnie z koncepcją Jerzego Giedroycia bezgranicznego wysługiwania się Ukraińcom – spełniania ich wszystkich próśb i żądań, podczas konferencji prasowej rzecznik MSZ Łukasz Jasina powiedział szczerze: „Jesteśmy (tzn. polski rząd i polskie MSZ) sługami narodu ukraińskiego, jego próśb, jego wniosków”. Słowa te wywołały oburzenie w mediach społecznościowych. Komentujący przypomnieli rzecznikowi, że obowiązkiem polskiego rządu jest być sługą polskiego narodu – napisał jeden z internautów, a znany publicysta krajowy Łukasz Warzecha napisał: „bardzo niedobre sformułowanie. Polska ma być wyłącznie sługą polskiego narodu, który ma własne interesy. To idzie zdecydowanie za daleko” (wKraju24.pl, 29.3.2022). Na wypowiedź polityka zdecydowanie zareagowali przedstawiciele Konfederacji, m.in. posłowie Ruchu Narodowego Krystian Kamiński i Michał Urbaniak, a także poseł Grzegorz Braun. „Nie jesteśmy sługami narodu ukraińskiego! Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych zapomniał chyba, które państwo reprezentuje” – napisał Kamiński. „Pan Rzecznik MSZ chyba trochę się zagalopował. Jak mamy być traktowani na arenie międzynarodowej poważnie? Jak wygrywać polskie interesy, gdy Pan rzecznik określił, że MSZ RP będzie sługą ukraińskich przyjaciół? Polakom rząd ma służyć, nie innym ośrodkom władzy!” – skomentował Urbaniak (Do Rzeczy, 29.3.2022).
Tak, rządy polskie powinny być wyłącznie sługami narodu polskiego i interesów polskich. Nawet w czasach tragicznej sytuacji na Ukrainie, politycy polscy powinni pamiętać czy raczej wreszcie to zrozumieć, że często interesy polskie nie są tożsame z ukraińskimi. Wątpię jednak, czy kiedykolwiek tak się stanie. Bowiem także romantyzm polski wraz z jego arcygłupim hasłem „Za WASZĄ i naszą wolność” (w tej kolejności!) jest głęboko zakorzeniony wśród dużego odsetka polskiej inteligencji. Czyli: dla nas – Polaków interesy polskie są mniej ważne od interesów wszystkich innych. Tak jest uprawiana polska polityka zagraniczna od 1989 roku. Polskie rządy i MSZ szczególnie nagminnie do 2015 roku więcej dbały o interesy Unii Europejskiej, Ukrainy i Litwy, a nawet czasami Rosji (patrz: „Rząd Tuska i Pawlaka dał Gazpromowi miliard złotych prezentu” Dziennik.pl, 2.7.2018). Pieniądze te w 2010 roku należały się Polsce od Gazpromu za tranzytu gazu do Niemiec przez Polskę. Ukraina także kosztowała Polskę setki milionów dolarów, nic nie otrzymując w zamian. A w Polsce jest np. chroniczny brak pieniędzy na służbę zdrowia. No, ale interesy Polaków są mało albo wcale nie istotne. Rzuca im się jedynie ochłapy przed wyborami (tak robią politycy na całym świecie).
Być sługą narodu polskiego i interesów polskich nie oznacza, że nie mamy pomagać innym. Pomagając Ukrainie i Ukraińcom pomagamy także Polsce. Jednak także jakakolwiek pomoc ma swoje granice. Oprócz humanitarnego aspektu musi być brany pod uwagę interes narodowy. Tego w przypadku polskiej pomocy dla Ukrainy nie ma. Mają rację redaktorzy Do Rzeczy (7.4.2022) Rafał A. Ziemkiewicz i Paweł Lisicki mówiąc: „Polska miłość do Ukrainy jest bez granic. Więcej w niej serca niż rozumu”. Zapomina się, że interesy polskie i ukraińskie nie są zbieżne w 100 procentach.
Tak, rząd polski i kolejne rządy powinny być wyłącznie sługami narodu polskiego i interesów polskich.
Marian Kałuski