piątek, 22 listopada, 2024

Rosyjska napaść na Ukrainę a świat?

Robert Strybel

Nie ma dnia, żeby media nie przekazywały najnowszych wiadomości z rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Po wycofaniu się Rosjan ulice podkijowskiej Buczy usłane były rozkładającymi się trupami zamordowanych cywili. Moskwa odrzuciła proponowane przez Kijów zawieszenie broni na Wielkanoc. „Orki” (jak Ukraińcy mówią na Rosjan) bombardują szkoły, szpitale i dzielnice mieszkaniowe i ostrzeliwują ambulanse i ewakuujących się uchodźców. Ukraińcy dwiema rakietami zatopili flagowca rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Wyjątkową rolę odgrywają Polacy jako główni dobroczyńcy oblężonych sąsiadów. Takie i podobne wydarzenia, oparte w dużej mierze na źródłach ukraińskich i międzynarodowych oraz doniesieniach własnych korespondentów wojennych, dominują w naszej euro-amerykańskiej przestrzeni publicznej. Zachodnie media przekazują wszelkie informacje, do jakich potrafią dotrzeć. Przytaczają różnorodne opinie i naświetlają najdrobniejsze szczegóły. 

Dla rosyjskiej i światowej opinii publicznej Kreml ostatnio wyreżyserował scenkę, jak siedzący przy małym stoliku Putin rozkazuje swojemu ministrowi obrony Sergiejowi Szojgu odwołać planowany szturm na wielki mariupolski kombinat metalurgiczny „Azowstal”. Jego podziemny labirynt tuneli i bunkrów stał się ostatnią redutą dla ok. 2000 obrońców Ukrainy i schronieniem dla setek cywili. Zdaniem Putina szkoda rosyjskich sołdatów, którzy mogliby zginąć w takim szturmie. Mimo to kombinat był nadal bombardowany. Przy okazji spostrzegawczy obserwatorzy zauważyli, że Putin podczas tej rozmowy kurczowo trzymał się brzegu stolika. Czy aby po to, by zamaskować objawy parkinsona lub innej trzęsionki? A może był to celowo wyreżyserowany chwyt, żeby „ocieplić” wizerunek wodza – cierpi, a jednak ma wszystko pod kontrolą. Zauważono też, że dyktator już nie przyjmuje rozmówców przy długim, czterometrowym stole, co miało zdradzać jego paniczny lęk przed pandemią. 

Natomiast cenzurowane media kremlowskie nie podały opartych na źródłach ukraińskich wyliczeń wojennych strat Rosji od 24 lutego, mianowicie: 21,2 tys. poległych żołnierzy oraz 838 czołgów, 2162 transportery opancerzone, 397 systemów artyleryjskich, 138 wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych, 176 samolotów, 153 śmigłowce, 1523 ciężarówki, osiem okrętów i 172 drony. Ponieważ obie strony konfliktu korzystają z takich samych pojazdów bojowych sowieckiego pochodzenia, nie zawsze od razu da się ustalić, do kogo należał porzucony, wypalony czołg. 

Choć na ogół sympatyzują z Ukraińcami, media wolnego świata podają też narrację strony rosyjskiej, m.in. te słowa rzecznika Ministerstwa Obrony Igora Konaszenkowa: „Wszystkich prowodyrów kijowskiego reżimu i ich pomagierów wytropimy i spotka ich nieunikniona, właściwa kara. Wszystkie ich twarze, głosy, telefony, miejsca pobytu, adresy IP i wiadomości przekazywane wśród ukraińskich nazistów są identyfikowane i ewidencjonowane”. Z kolei ukraiński wywiad wojskowy opublikował dane 1963 żołnierzy rosyjskich, którzy mieli popełniać zbrodnie wojenne na cywilach. Lista zawiera m.in. imiona, nazwiska, funkcje czy też daty urodzenia. 

Ostatnio pojawiły się nowe dowody na prawdziwe cele Putina. Mówił o „demilitaryzacji” i „denazifikacji” Ukrainy, ale najwyraźniej chodzi mu głównie o jej deukrainizację. Szczególnie w obleganym Mariupolu, cywili ukraińskich siłowo przesiedla się w głąb Rosji, a ich osierocone dzieci oddaje się na wychowanie i rusyfikację rodzinom rosyjskim. Putin najwidoczniej wzoruje się na swoim prekursorze Stalinie, który lekką ręką deportował i mordował członków „podejrzanych” grup etnicznych, ich dzieci zaś sowieckie sierocińce wychowywały na wzorowych obywateli „robotniczego raju”.

Choć dyktator zamierzał podzielić UE i NATO, jego napaść na Ukrainę zjednoczyła Europejczyków jak jeszcze nigdy. Polska wyraźnie wyróżnia się swoją gościnnością wobec uchodźców ukraińskich, jak i intensywnym lobbowaniem za pomocą militarną dla walczącego narodu. Uznają tę rolę rządy i media wielu krajów świata, co nieco rekompensuje Polakom lata, kiedy była chłopcem do bicia dla lewicowo-liberalnych „elit” w kraju i za granicą. 

Ale ta rządząca Unią Europejską monopolistyczna formacja nie odpuszcza i nadal piętnuje Polskę, wstrzymuje należne Polakom wypłaty unijne i karze Polskę w wysokości €1,5 mln ($1,62 mln) dziennie za niezlikwidowanie kopalni Turów i niecofnięcie reform sądownictwa. To kolejny dowód na to, że w Unii są równi i równiejsi. Ukraińcy są zabijani z broni, którą dostarczyły Putinowi Francja i Niemcy, łamiąc unijne embargo na eksport do Rosji uzbrojenia po jej aneksji Krymu i pierwszej inwazji Donbasu w 2014 r. Ale Bruksela za to nie podała tych krajów do Trybunału Sprawiedliwości UE. Bo to nie wypada. To są przecież potężne Niemcy i kulturalna Francja!

Do najlojalniejszych przyjaciół Ukrainy oprócz Polski należą m.in.: Wielka Brytania, kraje bałtyckie, Czechy, Słowacja, Szwecja i Finlandia. Te dwa ostatnie teraz chcą wstąpić do NATO. Najbardziej lawirujące są prorosyjskie Niemcy i Węgry. (Na tym tle ostatnio doszło do spięć między Kaczyńskim i Orbánem). Poza Europą dobitnie proukraińskie stanowisko reprezentują m.in. USA, Kanada, Australia i Japonia. 

Widząc ogrom sankcji przeciwko Kremlowi i zamykanie portów dla statków rosyjskich, Chiny się przestraszyły. Dyplomatycznie nie popierają Ukrainy, nie potępiają Rosji, a jedynie deklarują konieczność rozmów pokojowych i zakończenia wojny. Neutralne stanowisko przyjęły Indie, które połowę uzbrojenia importują z Rosji. 

Dla nikogo nie będzie niespodzianką, że w sprawie wojny Kuba powtarza narrację Moskwy. Korea Północna wykorzystała okazję do przypuszczenia kolejnego ataku propagandowego na „amerykańskich hegemonistów”. W odwet za rzekomą ekspansję NATO pod bokiem Rosji, Moskwa wysłała specjalnych delegatów do prosocjalistycznej Wenezueli i Nikaragui. Ostatecznie nic z tego nie wyszło i zrezygnowano z próby stworzenia sztucznych prorosyjskich przyczółków pod bokiem Ameryki.

W dalszej perspektywie ważniejsze od obecnych stanowisk wobec konfliktu będą jej ogólnoświatowe konsekwencje. Przewiduje się poważne perturbacje gospodarcze, inflację, która już szaleje, spadek inwestycji i PKB. Nie można też wykluczyć kryzysu głodowego, zwłaszcza w krajach Trzeciego Świata. Rosja i Ukraina należą do największych eksporterów zboża i innych towarów rolnych, lecz wojna rozregulowała ten rynek i zmniejszyła eksport, niebezpiecznie windując ceny zboża na świecie. 

Wiele na to wskazuje, że Putin zamierza zniszczyć ukraiński przemysł zbożowy, demolując mariupolski port, przez który ukraińska pszenica wędrowała w świat. Jeszcze poważniejszym ciosem byłoby zajęcie przez Rosjan czarnomorskiego wybrzeża Ukrainy. Podobno Putin chce połączyć Rosję z Nadniestrzem, żyjącym z przemytu broni i papierosów dziwnym kraiczkiem. Formalnie wchodzi w skład Federacji Rosyjskiej, ale oddziela go od moskiewskiej „macierzy” pas ziemi ukraińskiej. Ale przewidując ewentualne komplikacje, Warszawa i Kijów zawarły porozumienie o awaryjnym eksporcie zboża ukraińskiego lądem przez Polskę.

O dalekosiężnych konsekwencjach wojny rosyjsko-ukraińskiej można będzie poważniej podyskutować dopiero po jej zakończeniu. Jak i kiedy to nastąpi, na razie pozostaje w sferze spekulacji. Ostatnio bojowników ukraińskich podniosły na duchu pierwsze znaczniejsze transporty cięższej broni z Zachodu – wreszcie mają czym walczyć. Z drugiej strony, zdaniem zachodnich wywiadów, Rosja dotychczas do walki rzuciła zaledwie połowę swoich zmobilizowanych wojsk. Ostateczny wynik zatem jest nadal na wodzie pisany.

Najnowsze