O „Wiadomościach”
Ze Stefanią Kossowską rozmawia Edward Dusza
EDWARD DUSZA: Jest Pani trzecim redaktorem Wiadomości, po założycielu Mieczysławie Grydzewskim i Michale Chmielowcu. Proszę opowiedzieć o przeszłości tego pisma, a przede wszystkim o głównych jego celach.
STEFANIA KOSSOWSKA: Przeszłość Wiadomości jest jednocześnie złożona i prosta. Prosta dlatego, że pismo założone w Warszawie przed 57 laty – w styczniu 1924 – przez Mieczysława Grydzewskiego przetrwało pod jego redakcją 43 lata i dalszych 14 do dzisiaj, nie tylko w tej samej formie zewnętrznej co dawniej, ale również w pełnej zgodzie z wyznaczonym przez niego kierunkiem i półwiekową tradycją. Wojna i powojenne koleje losu skomplikowały tę zasadniczą prostotę. Pismo najpierw zmieniło w 1940 r. w Paryżu, gdzie znalazło się ze swym redaktorem, nazwę, zastępując przymiotnik Literackie na Polskie, a potem już w Londynie zrezygnowało z przymiotnika i pozostało jako Wiadomości. Jak to się wszystko stało i dlaczego, wyjaśniają liczne opracowania na temat Wiadomości, m.in. w książce wydanej na XXX-lecie pisma i w Książce o Grydzewskim, wydanej po jego śmierci.
Na pytanie o główne cele pisma wyręczę się słowami redaktora Grydzewskiego, które przytacza Stanisław Baliński w Książce o Grydzewskim. Na pytanie zadane mu wtedy, gdy zakładał pismo, jaka będzie jego ideologia, Grydzewski – jak pisze Baliński – „pienił się i krzyczał: »Żadnej ideologii! Żadnej doktryny, ani ideowej ani artystycznej! Musi to być trybuna jak najszersza, obejmująca wszystkie przejawy życia literackiego i artystycznego. Musi to być trybuna śmiała, nowoczesna, postępowa.. i na tym koniec!«”. Grydzewski do końca odrzekał się od wszelkich programów. Natomiast trzymał się z żelazną konsekwencją pewnych zasad, bardzo rzadkich w polskich stosunkach, a od których i ja staram się nie odstępować. Do zasad tych należy absolutna bezstronność i kategoryczna odmowa załatwiania w piśmie jakichkolwiek porachunków, co obowiązuje zarówno redaktora, jak i autorów (których nieraz trzeba z konieczności poskramiać!). Niewiązanie się z żadnym kierunkiem, politycznym czy literackim, nadało Wiadomościom eklektyczny charakter, który pozwalał zawsze, jak i pozwala do dziś, drukować w Wiadomościach każdego dobrego autora.
– Jak wiadomo, redaktor Mieczysław Grydzewski był z krwi i kości historykiem, uczniem i wyznawcą Askenazego i starał się zachować i przekazać dla przyszłej użyteczności wspomnienia, które według niego – należało utrwalić. Zarzucano mu więc popieranie „wspominkarstwa”. Trudno się z tym zgodzić, bo przecież wiele artykułów w Pani piśmie dotyczy przede wszystkim spraw aktualnych.
– Znam ten zarzut skłonności do „wspominkarstwa”, które wypominano Grydzewskiemu. Jeszcze nieraz słyszę go dzisiaj, przeważnie zresztą od ludzi, którzy Wiadomości od dawna nie czytają, albo czują do nich jakąś niechęć. O czym dzisiaj pisze się głównie na świecie? Utworów oryginalnych – jak powieści – jest coraz mniej, natomiast zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie – zresztą z odmiennych powodów – bez przerwy wraca się do przeszłości. Wystarczy przejrzeć stosy książek w byle wielkiej księgarni lub czytać o nich recenzje – niemal sama historia. Historia ludzi, wydarzeń, rzeczy, biografie, wspominki. W Anglii od paru lat na liście największych bestsellerów jest autentyczny domowy dzienniczek pewnej nieznanej „edwardiańskiej lady”. Na kulturę składa się dorobek ludzkości w ciągu dziejów. Więc jakże – zajmując się kulturą – do przeszłości nie wracać?
Grydzewski był w specjalnej sytuacji, wydając Wiadomości w czasie wojny i po wojnie. Przed wojną Wiadomości Literackie zajmowały się prawie wyłącznie i gorąco współczesną im rzeczywistością. Nie darmo ktoś, pisząc o nich niedawno w kraju – gdzie wciąż są tematem rozważań, m.in. w ostatnim numerze Więzi – nazwał je „zwierciadłem epoki”. Wojna stworzyła lukę w historii polskiej. Po fizycznym zniszczeniu kraju i jego historycznego dorobku przyszło późniejsze, trwające do dziś, fałszowanie przeszłości. W tej sytuacji Grydzewski uważał za swój obowiązek ukazywać prawdę tej przeszłości, pisząc o historii, przedrukowując dawnych autorów (których rozrywano podczas wojny), drukując wspomnienia.
– Jest Pani związana z pismem od wielu lat. Jeden z członków naszej redakcji zwrócił uwagę, po przeczytaniu Pani książki Jak cię widzę, tak cię piszę, że zrobiono Pani wielką krzywdę ofiarując kierowanie pismem, głównie dlatego, że zajęcia związane z jego redagowaniem nie pozwalają Pani poświęcić się własnej twórczości. Wiadomo nam, że redaguje Pani pismo sama. Jest to praca ciężka i na pewno nie do pozazdroszczenia.
– Jestem rzeczywiście związana z Wiadomościami od wielu lat – zaczęłam je czytać w czwartej klasie gimnazjalnej. Ale zbliżenie osobiste nastąpiło znacznie później, w Londynie. Przyjaźniliśmy się oboje z mężem z redaktorem Grydzewskim jeszcze w czasie wojny. Parę razy umieściłam wtedy w Wiadomościach jakieś opowiadanie, ale stale zaczęłam prowadzić w nich rubrykę pt. „W Londynie”, podpisywaną „Big Ben” – w 1954 r. A na początku 1969 r. zaczęłam je redagować na zmianę z Michałem Chmielowcem. Przyjemnie mi słyszeć to, co Pan powiedział o mojej książce, ale jeszcze przyjemniej byłoby mi wrócić do pisania. Niestety, nie mogę nikogo winić za obarczenie mnie pracą w Wiadomościach, która nie pozwala mi na robienie czegokolwiek innego. Jestem jednym z kilku powierników Wiadomości, którym Grydzewski powierzył swoje pismo i gdy Chmielowiec, wybrany przez nas redaktor, zaczął chorować, najpierw po parę miesięcy w roku, a od 1973 r. praktycznie bez przerwy – nie mogąc znaleźć nikogo na jego miejsce, zdecydowałam się – z wielkimi oporami, wziąć na siebie redagowanie pisma na czas jego nieobecności. Jako trustee czułam się odpowiedzialna za dalsze trwanie Wiadomości, a nie było nikogo innego na zastąpienie Chmielowca. Nie wiedziałam, że to będzie „wyrok dożywotni”. Może free lance – dziennikarstwo, które uprawiam zawodowo od ponad 40 lat – sprawiało mi znacznie więcej satysfakcji i pozwalało na pozostawienie jakiegoś marginesu prywatnego życia, którego w obecnych warunkach jestem całkowicie pozbawiona.
– Oczywiście wie Pani, że sytuacja wszystkich pism ukazujących się na emigracji jest bardzo ciężka. Niektóre z amerykańskich dzienników polonijnych są subsydiowane, wydawcy znajdują różne źródła poparcia finansowego dla pisma. Ostatni apel Wiadomościprzypomniał, że „świątynia emigrancka” (tak Wiadomości nazwała Gwiazda Polarna) może zostać zamknięta i że życie literatury polskiej na emigracji poniesie przez to niepowetowane szkody. Wiadomości żyją tylko z prenumerat. Patrząc na sytuację pisma ze Stanów Zjednoczonych jesteśmy pełni podziwu, że ciągle ono wychodzi. Jak przedstawia się w chwili obecnej przyszłość Wiadomości? Czy uważa Pani, że bez stałych subwencji pismo może przestać wychodzić?
– Nie tylko pisma emigracyjne zagrożone są w swym istnieniu, ale i inne, zwłaszcza te o małym zasięgu, poświęcone głównie kulturze, a więc elitarne. Niedawno dowiedzieliśmy się z prasy o niebezpieczeństwie zamknięcia amerykańskiego pisma Harper’s, w którym pisywali najwybitniejsi pisarze amerykańscy. Pismo zostało uratowane przez konsorcjum naftowe Atlantic Richfields. My niestety nie możemy liczyć na taką pomoc. Zresztą nasze kłopoty są nie tylko finansowe. Brak nam ludzi o odpowiednich umiejętnościach, by takie pismo wydawać i którzy mogliby sobie na taką pracę pozwolić, wiedząc, że nie mogą z tego żyć. Dosyć szczegółowo mówiłam o tym na niedawnym „Wieczorze Wiadomości”, urządzonym w Londynie, z którego sprawozdanie zostało ogłoszone w Wiadomościach z 17 sierpnia br. [1980]. Sytuacja jest bardzo trudna, ale mamy różne projekty i może znajdziemy jakąś ułatwioną formę wydawania Wiadomości.
– Czytaliśmy ostatnio list czytelnika z USA, skierowany do redakcji Wiadomości, w którym proponował przenieść pismo do USA. Znając sytuację na tym terenie uważamy to za pomysł poroniony. Polski Londyn ciągle wywiera wpływ na emigrację w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii. Autorzy publikujący w londyńskich Wiadomościach nie zdają sobie często sprawy, że artykuły ich są wielokrotnie powielane (bez wiedzy redakcji Wiadomości) przez pisma emigracyjne poza Wielką Brytanią. To, że Wiadomości są pilnie czytane również i w Polsce, świadczy odnotowywanie czy powoływanie się na utwory przez nie zamieszczone w opracowaniach krajowych (na przykład ostatnio w Utworach zebranych Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czy wstępie Michała Sprusińskiego do wierszy Aleksandra Janty). Wynika z tego, że Wiadomości, łącznie z Dziennikiem Polskim i Tygodniem Polskim stanowią swoistą „agencję informacyjną” nie tylko dla pism emigracyjnych. W odpowiedzi na list wspomniany wyżej oświadczyła Pani, że pismo związane jest z Londynem. Stąd rodzi się też pytanie, czy pismo Pani jest informowane o życiu literackim poza stolicą Wielkiej Brytanii?
– Wydaje mi się, że tak. Dostaję teksty od polskich autorów ze wszystkich stron świata – z Nowej Zelandii, Południowej Afryki, Wenezueli, nie mówiąc o Europie i Ameryce. Nie myślę jednak, że można to nazwać „życiem literackim”, czyli istnieniem jakiegoś ośrodka poza Londynem, może coraz bardziej – Stanami Zjednoczonymi.
– Niektórzy z czytelników Wiadomości, zwłaszcza starszego pokolenia, żalą się, że pismo to jest inne niż dawniej. Wydaje nam się, że obecna redakcja kontynuuje działalność swego założyciela, chociaż rzeczywistość dzisiejsza jest zupełnie inna, chociażby ze względów na liczne zgony stałych współpracowników. Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
– Każdy redaktor Panu powie, że nie można zadowolić wszystkich czytelników. To na co jedni się skarżą, inni uważają za zaletę. Pismo żywe musi zmieniać się wraz z otaczającą je rzeczywistością. Ale zmiany w Wiadomościach są ewolucyjne, bez żadnych radykalnych posunięć. Po prostu dzisiaj pisze się inaczej i o czym innym niż 30 czy 50 lat temu. Staram się utrzymać charakter pisma ustalony przez redaktora Grydzewskiego, z tym, że może bardziej mnie niż jego pociągają nowe zagadnienia, nowe formy, nowy ton.
– W swojej książce Jak cię widzę, tak cię piszę sprecyzowała Pani swoje opinie na temat emigracji politycznej, które nie różnią się od naszych. Czy obecnie, jako redaktor pisma, kieruje się Pani tymi zasadami, które wyłożyła Pani wcześniej?
– Jestem w pełni wierna temu, co na ten temat myślałam i pisałam dawniej. I przyznaję, że cieszy mnie, iż zmienił się stosunek do „przekonań emigracyjnych”, który przez długi czas po wojnie był modny, wśród różnych fellow travellers lub ludzi nierozgarniętych i pogardliwie nazywany był „zacofaniem niezłomnych”. Dzisiaj zdarza mi się czytać w wypowiedziach młodych dysydentów w kraju, czy ich zwolenników na Zachodzie, niemal słowo w słowo to samo, co myśmy wtedy pisali.
– Jaki jest stosunek Wiadomości do pisarzy opozycji w kraju?
– Pełen entuzjazmu – jeśli dobrze piszą. Nie odróżniam pisarzy według kraju, w którym piszą, tylko według tego, CO piszą. Są dla mnie częścią tej samej polskiej literatury tu, tam czy gdzie indziej. Z radością zamieszczam w Wiadomościach przedruki z pism ukazujących się w kraju poza cenzurą a także oryginalne utwory, które coraz częściej dostaję wprost z kraju – choć często nie pod prawdziwym nazwiskiem autora.
– Z całej naszej rozmowy wynika, że Wiadomości nie są zagrożone ze względu na brak autorów. Chodzi przede wszystkim o stronę finansową. Ten zaś fakt sprowadza nas do smutnego wniosku, że najwyraźniej nie ma zbyt wielu entuzjastów dobrej literatury na emigracji. Gdyby pismo miało debit w Polsce, na pewno sprawa przedstawiałaby się inaczej. Czy nie uważa Pani, że gdyby nastąpiło połączenie wszystkich emigracyjnych pism poprzez utworzenie przy najwyższych „władzach” emigracji (jak Kongres Polonii czy Rada Koordynacyjna Polonii Wolnego Świata) odpowiedniego ośrodka, który miałby na celu popieranie i popularyzowanie prasy, sprawa mogłaby wyglądać inaczej? Wiadomo nam, że na ostatnim zjeździe przedstawicieli polonijnych środków masowego przekazu w Waszyngtonie niektórzy redaktorzy pism polonijnych wręcz domagali się przejścia z języka polskiego na angielski, uważając tym samym, że prasa polskojęzyczna nie ma racji bytu (przynajmniej w Stanach Zjednoczonych). Z drugiej strony wielu młodych przybywających do Stanów Zjednoczonych nie ma w ogóle pojęcia, że Wiadomości istnieją, bo lokalne pisma nie ogłaszają nie tylko nadesłanych książek, ale żadnych adresów. Wyjątek stanowi tu jedynie Gwiazda Polarna, która odnotowuje wszystkie nowości wydawnicze z podaniem adresu i cen poszczególnych książek i która również przez pewien czas zamieszczała ogłoszenie Wiadomości. Jak z tego widać, współpraca taka jest możliwa.
– Gdyby doszło do połączenia wszystkich pism emigracyjnych – w co ani przez chwilę nie wierzę – byłabym temu najgoręcej przeciwna i nigdy nie zgodziłabym się na przyłączenie Wiadomości do takiego tworu. Jaki byłby wówczas cel wydawania wielu pism? Wystarczyłoby jedno, pisane pod takie czy inne dyktando. Jakikolwiek nadrzędny ośrodek – bez względu na wartość idei, która by mu przyświecała – to koniec wolności słowa, o którą przecież wszyscy walczymy. Jestem wrogiem wszelkiego konformizmu. Gwiazda Polarna prowadzi naprawdę bardzo pożyteczną działalność kulturalną, którą śledzę z daleka. Jestem też wdzięczna pismu za tak życzliwy stosunek do Wiadomości, które – za pośrednictwem Gwiazdy może pozyskają wielu nowych czytelników.
– Redagując Wiadomości ma Pani pewnie swoich ulubionych autorów. Czy może Pani powiedzieć coś na temat nowych twórców, którzy współpracują z Pani pismem?
– Nawet gdybym miała „ulubionych” autorów, nie mogłabym się do tego przyznać jako redaktor. Ale nie mogę ukryć, że specjalnie cieszą mnie nowi, młodzi autorzy, niektórzy bardzo dobrzy i coraz lepsi, gdy stale piszą. Chyba jedna trzecia obecnych autorów Wiadomości urodziła się już po wojnie. Najmłodszy z nich urodził się w 1958 roku!
– Na zakończenie: wierząc, że Wiadomości przetrwają kryzys, życzymy Pani i pismu dalszych, długoletnich osiągnięć i potrojenia nakładu.
Gwiazda Polarna, Stevens Point, 11 X 1980