KATARZYNA MURAWSKA
Trochę historii.
Pierwsi polscy emigranci przybyli do Ameryki w 1608 roku. Byli to rzemieślnicy – drwal, smolarz, wytwórca mydła i wytapiacz szkła. Budowali dzielnie angielską kolonię, ale nie rezygnowali z umiłowania wolności i pielęgnowali wartości moralne.
Do Wisconsin i Teksasu pierwsi polscy emigranci przybyli po powstaniu listopadowym. Ich liczba gwałtownie wzrosła po powstaniu styczniowym (1863 r). Przybywali najczęściej z zaboru pruskiego i ze Śląska. Byli to rugowani ze swoich gospodarstw przez władze pruskie chłopi szukający lepszego życia i uciekający przed germanizacją patrioci pochodzenia szlacheckiego. W II połowie XIX wieku Polacy stanowili liczebnie (po Niemcach) drugą grupę etniczną w Stanach Zjednoczonych.
Polscy emigranci jako katolicy gromadzili się wokół kościołów, a księża byli wtedy nie tylko duchowymi liderami, lecz też wskazywali i pomagali przybywającym pokonać pierwsze problemy adaptacyjne. Taką rolę spełniał pierwszy polski kościół parafialny pw. Świętego Stanisława Męczennika wybudowany w Milwaukee w 1866 roku.
W 1888 roku jako filia parafii św. Stanisława powstała w Milwaukee parafia pw. św. Jozafata i wkrótce stała się najliczniejszą wspólnotą parafialną. Początkowo wierni modlili się w skromnym budynku, który po roku użytkowania całkowicie spłonął. Świątynię odbudowano, ale była ona stanowczo za mała, aby pomieścić wszystkich chętnych do modlitwy. Ówczesny proboszcz Wilhelm Grutza, po naradach z parafianami, zdecydował o budowie nowego kościoła. Jego wizja wybiegała daleko w przyszłość. Chciał, aby nowa świątynia miała 2000 miejsc siedzących i była podobna w formie do Bazyliki św. Piotra w Rzymie.
Opracowanie projektu powierzył architektowi Erhardowi Bielmaierowi. Kiedy plan był gotowy, ksiądz Grutza dowiedział się, że w Chicago będzie do sprzedania budynek poczty. Skrzętnie z tego skorzystał. Za zgromadzone 20 tys. dolarów, co na owe czasy było dużą sumą, kupił budynek, aby wykorzystać materiał do budowy nowej świątyni.
Wizja nowej świątyni była piękna, ale jej realizacja wymagała dużego wysiłku finansowego i w postaci pracy fizycznej przy budowie. Trzeba było zgromadzić wielkie środki finansowe, zaciągnąć kredyty w banku, przetransportować z odległego o 100 mil Chicago 200 tys. ton materiału, uporządkować teren, zatrudnić odpowiednich fachowców i w dużym stopniu zmienić gotowy już projekt tak, aby wykorzystać do budowy gotowe elementy (np. kolumny). Polonia z Wisconsin zapaliła się do projektu. Wybrano społeczny komitet, który organizował i kierował pracami. Firma kontraktorska Jasion & Dekert z Milwaukee nadzorowała prace rozbiórkowe. Uzyskane z rozbiórki zakupionej poczty materiały trzeba było poklasyfikować, policzyć, ponumerować, znaleźć odpowiednie miejsce na składowanie po przewiezieniu do Milwaukee. Ogrom pracy ilustruje choćby fakt, że do przewozu materiałów użyto 500 wagonów kolejowych. Wszystkie wstępne prace wykonywali nieodpłatnie parafianie.
4 lipca 1897 roku położono kamień węgielny pod budowę nowej świątyni. Polacy poświęcili budowie wiele godzin, a dzieło ich rosło i radowało serca. Po pięciu latach wytężonej pracy mury przykryto dachem, wstawiono drzwi i okna, otynkowano ściany. Pierwszy etap budowy był zamknięty.
1 lipca 1901 roku nastąpiło uroczyste poświęcenie zrębów świątyni. Arcybiskup Katzer odprawił uroczystą Mszę Pontyfikalną, w której uczestniczyło ponad 4000 wiernych, a papież Leon XII specjalnie pobłogosławił dzieło. Marzenie ks. Wilhelma Grutzy stało się rzeczywistością. W Milwaukee stanęła największa polska świątynia w Ameryce i piąta w świecie. Teraz miał nastąpić czas wypełniania wnętrza budynku. Wyczerpany realizacją projektu jego twórca i realizator Wilhelm Grutza zmarł miesiąc po poświęceniu swego dzieła zaledwie w wieku 45 lat.
Po śmierci duchowego lidera i głównego wykonawcy w budowie nastąpił kryzys. Projektowane na początku koszty ze 150 tys. na skutek odsetek od pożyczek bankowych i innych wydatków wzrosły do 400 tys. Parafianie nie byli w stanie spłacać zaciągniętych kredytów. Myślano nawet o sprzedaży budynku lub zamienienie go na gmach opery lub teatru. W 1910 roku świątynię przejęli franciszkanie. Kolejni proboszczowie, wśród nich ks. Jacek Fudziński i Feliks Baran, dokończyli dzieła ks. Grutzy – spłacili długi, a w czasie długiego (1914-1942) duszpasterstwa ks. Feliksa Barana doprowadzono do końca wykończenie wnętrz.
Zbudowana w stylu neorenesansowym Bazylika sprawia na wiernych i turystach niesamowite wrażenie. Wspaniałe kopuły, witraże, malowidła zdobiące ściany – wykonane są przez artystów włoskich i amerykańskich. Przedstawiają sceny ze Starego i Nowego Testamentu, z życia św. Franciszka z Asyżu i ważne momenty z historii Polski. Kopie obrazów „Kościuszko pod Racławicami”, „Kazanie Piotra Skargi”, napisy w języku polskim – świadczą o głębokim patriotyzmie polskich emigrantów i o ich umiłowaniu wolności. Kolejne lata pracy nad wystrojem wnętrza Bazyliki doprowadziły do tego, że w 1929 roku papież Pius XI podniósł świątynię do godności Bazyliki Mniejszej.
Ojcowie franciszkanie dbają o konserwację zabytku, o zachowanie oryginalnych rzeźb i malowideł ściennych, urządzają kolejne sale poświęcone wybitnym postaciom z życia religijnego i historii Kościoła, prowadzą ewangelizację wiernych. Szkoda tylko, że nie ma nabożeństwa w języku polskim. To prawda, że nowe pokolenia Polaków urodzone w Stanach Zjednoczonych doskonale mówią po angielsku, ale język polski jest ciągle tym, co wyróżnia nas wśród innych emigrantów i pozwala nam zachować naszą tożsamość.