Robert Strybel
W 486. dniu inwazji, jaką Putin rozpętał przeciwko Ukrainie 24 lutego 2022 r., wydarzyło się coś, na co nikt w najdzikszym fantazjowaniu by nie wpadł. Prędzej można by uwierzyć, że Putin kazał wysadzić zaporoską elektrownię jądrową, aby powstrzymać ukraińską kontrofensywę. Taki chyba był cel zniszczenia zapory na Dnieprze, która zalała olbrzymie obszary Zaporoża i pokrzyżowała plany wojskowe Ukrainy.
Dyktator rosyjski nie przyznał się do wywołania powodzi zaporoskiej, w której potopili się ludzie i żywy inwentarz, a całe wioski zmiotły z ziemi potężne fale powodziowe. Putin usiłował winę za tę katastrofę przerzucić na Kijów, nie wyjaśniając przy tym, dlaczego Wołodymyr Zełenski miałby przeszkodzić własnej, od dawna planowanej kontrofensywie.
Oprócz zabijania i siania rozległych zniszczeń tzw. specjalna operacja wojskowa, jak Putin eufemistycznie nazwał swoją pełnoskalową agresję, dawała dość mizerne wyniki bojowe. Zajęte na samym początku wojny Zaporoże zostało odbite przez Ukraińców we wrześniu ub. roku, a oblegane przez dziewięć miesięcy miasto Bachmut padło dopiero w maju br. i była to głównie zasługa prywatnej armii Prigożina, zwanej Grupą Wagnera.
Wszędzie, gdzie wystąpiło to zbójeckie wojsko najmitów, zadziwiało swą nieludzką odwagą, brawurą i bezwzględnością. Przykładowo, jeśli stuosobowy oddział wagnerowców na otwartym polu ruszył w stronę linii obronnej Ukraińców, gdy ci otworzyli ogień, najmici nie rzucali się na ziemię, by się uchronić przed gradem kul jak normalni żołnierze. Wręcz przeciwnie – nieustraszenie kontynuowali natarcie. Padali po drodze i wkrótce było ich już tylko 80, potem 50, 35, a w końcu tylko ok. 20 dotarło do linii kurańskiej i rozprawiło się z wrogiem.
Niczym „Einsatzgruppen”, hitlerowskie szwadrony śmierci, formacja taka jak wagnerowcy byłaby chlubą każdego dyktatora. Sołdaci Prigożina ochoczo mordowali cywilów z zimną krwią, gwałcili i plądrowali o wiele skuteczniej niż regularne wojsko rosyjskie. Ale w pewnym momencie coś zaczęło zgrzytać. Coraz częściej właściciel tej osobliwej, prywatnej armii narzekał, że strona rosyjska dostarcza za mało amunicji i traktuje wagnerowców jak żer armatni. Prigożin odrzucił też nakaz Putina, żeby jego wojacy do 1 lipca podpisali kontrakty z ministerstwem obrony, jeśli chcą nadal walczyć na Ukrainie.
Najpoważniejszy zarzut Prigożina polegał na jawnym oskarżaniu rosyjskiego establishmentu obrony o wadliwe prowadzenie wojny. Czarę goryczy jednak przelała rosyjska rakieta, która miała trafić w jeden z wagnerowskich obozów na wschodzie Ukrainy, zabijając według Prigożina ok. 30 jego najemników. Wówczas watażka ogłosił „marsz sprawiedliwości” na Moskwę. Wagnerowcy przekroczyli granicę rosyjsko-ukraińską i zajęli gmach dowództwa wojskowego Federacji Rosyjskiej w pobliskim Rostowie nad Donem. I nikt im w tym nie przeszkodził. Cały świat oglądał na ekranach telewizji i komputerów konwój wojskowy z czołgami, pojazdami opancerzonymi i artylerią podążający ku stolicy Rosji. Podczas tej rebelii ludzie Prigożina zestrzelili rosyjski samolot transportowy oraz kilka śmigłowców bojowych, zabijając ok. 15. sołdatów.
Nazajutrz o godz. 10.00 rano wyraźnie wyczerpany i wystraszony tym wszystkim Putin wygłosił pięciominutowe przemówienie do narodu. Przestrzegał przed „zagrożeniami dla bezpieczeństwa państwa związanymi ze zbrojnym buntem” wagnerowców. Zwrócił się do obywateli oraz do armii, organów ochrony porządku i służb specjalnych, a także do tych, których „kłamstwem lub groźbą wciągnięto w przestępczą awanturę”. Tłumaczył, że Rosja prowadzi niezwykle ciężką, egzystencjalną walkę o swoją przyszłość i przetrwanie oraz przeciwko „agresji neonazistów i ich sponsorów – całej wojskowej, ekonomicznej i informacyjnej machinie Zachodu”. Próby rozbicia jedności państwa w tej sytuacji uznał za „sprzeniewierzenie się narodowi” i „cios w plecy kraju i narodu”. Zapowiedział też, że „wszyscy, którzy świadomie wybrali drogę zdrady i terroryzmu, poniosą niechybną karę”.
Konwój Progożina w ciągu doby znalazł się w odległości 200 km (ok. 120 mil) od Moskwy i żaden rosyjski patrol wojskowy czy policyjny go nie zatrzymał ani nie niepokoił. Tak było w Rostowie oraz przez całą drogę po głównej autostradzie do Woroneża. I jak gdyby doznał olśnienia i nagle się opamiętał, Prigożin oznajmił, że nadszedł czasu zawrócić, „aby nie dopuścić do rozlewu rosyjskiej krwi”.
Oglądając przebieg tego buntu na takim czy innym ekranie, wielu Polaków żywiło nadzieję, że wreszcie upadnie zbrodniczy reżim Putina i doznało zawodu, kiedy to się nie wydarzyło. Władze RP zwołały naradę już po pierwszej wzmiance o rebelii, ale doszły do wniosku, że jest to wewnętrzna sprawa Rosji, która dla Polski nie stanowi zagrożenia. W miarę dalszego rozwoju sytuacji to podejście miało się diametralnie zmienić.
Putin wyraźnie nie chciał spotkać się twarzą w twarz z Prigożinem, więc tę rolę wyznaczył swemu białoruskiemu wasalowi Łukaszence. Ten miał pośredniczyć w umowie między buntownikami a Kremlem. Przy okazji białoruski samochwał oświadczył, że to on przekonał Putina, aby darował Prigożinowi życie. Umowa miała na tym polegać, że Prigożin zgodzi się na wygnanie na Białorusi, a ciążące na nim oskarżenia o zdradę zostaną umorzone. Wagnerowcy muszą opuścić Rosję, chyba że podpiszą kontrakty z ministerstwem obrony. I faktycznie właściciel prywatnej armii wraz z 8-tysięcznym wojskiem przeniósł się do sąsiadującego z Polską kraju.
W Warszawie nastąpiła wolta. – Obecność Grupy Wagnera na Białorusi może być groźna dla Ukrainy, jak i dla Litwy i Polski – powiedział po posiedzeniu Komitetu ds. Bezpieczeństwa ponowny wicepremier od niedawna Jarosław Kaczyński. – To może oznaczać nową fazę wojny hybrydowej. W związku z tym zostały podjęte decyzje odnoszące się do wzmocnienia naszej obrony granicy wschodniej.
Mierząca 5,5 m (18 stóp) metalowa zapora, uwieńczona zwojami drutu ostrzowego (razor-wire), rozciąga się wzdłuż 399-kilometrowej (248-milowej) granicy Polski z Białorusią. Teraz ma zostać podwyższona i wzmocniona, a także zostaną zainstalowane dodatkowe przeszkody mające powstrzymać szturmujących trzecioświatowych intruzów. Patrolująca granicę straż graniczna ma otrzymać posiłki wojskowe do pomocy.
Od ponad dwóch lat tandem Putin-Łukaszenka nasyła migrantów z Trzeciego Świata w celu destabilizacji nie tylko Polski, ale całej Europy. Zainspirowało ich „merkelowe szaleństwo” z 2015 r., które doprowadziło do rozpowszechniania się przestępczości, powstawania niebezpiecznych, niedostępnych dla „niewiernych” dzielnic i ogólnej dewastacji wielu europejskich miast. I o to chodzi, gdyż hybrydowa wojna Putina wycelowana jest w cały Zachód.
Wśród licznych, często sprzecznych tez, wniosków, domysłów i pytań, a także pobożnych życzeń, jakie wygenerowały ostatnie wydarzenia, znalazły się m.in. następujące:
– Było to wielkie upokorzenie dla Putina, gdyż zaczął się rozpadać jego od dawna starannie pielęgnowany wizerunek silnego człowieka, który nad wszystkim panuje i gwarantuje Rosjanom bezpieczeństwo;
– Normalna pałacowa walka o władzę między konkurencyjnymi klikami; jeśli jedna ze stron to koteria Putina, to kogo reprezentuje Prigożin?
– Putin podziękował swojej bezpiece i wojsku oraz zwykłym obywatelom za opowiedzenie się za Rosją przeciw rebeliantom, choć siły mundurowe bezczynnie dopuściły wagnerowców w głąb kraju, a naród pozostał jak zawsze bierny;
– Co będzie robić Prigożin ze swoją wielotysięczną armią na Białorusi, którą Moskwa naszpikowała swoją taktyczną bronią jądrową? Wprawdzie tylko Rosjanom Putina wolno ją obsługiwać, ale zawsze…
– Kijów obawia się, że wagnerowcy mogą atakować Ukrainę od Białorusi. Warszawa przygotowuje się na ewentualność, że wojsko Prigożina wzmocni szturm nielegalsów na polską granicę.
– Jeśli to może być początek końca, jak zaznaczono w tytule, to czego: rządów Putina, wojny na Ukrainie, a może nawet międzynarodowego układu sił, jaki dotąd znamy?
– A może to wszystko było jedynie dobrze wyreżyserowaną mistyfikacją? Jeżeli tak, to komu i czemu miała służyć?
Na razie pewne wydaje się chyba tylko to, że nie zostało jeszcze wypowiedziane ostatnie słowo w tej aferze. Prawdopodobnie z czasem zaczną się pojawiać niektóre brakujące elementy całej układanki.
Robert Strybel