Moim zdaniem – Gwiazda Polarna https://gwiazdapolarna.net Dwutygodnik polonijny Tue, 07 May 2024 18:59:50 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.4 Europa zjada swój ogon https://gwiazdapolarna.net/europa-zjada-swoj-ogon/ https://gwiazdapolarna.net/europa-zjada-swoj-ogon/#respond Tue, 07 May 2024 18:59:47 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1647 Andrzej Moniuszko

Wąż trzymający w pysku własny ogon to jeden z najbardziej niezwykłych wizerunków towarzyszących człowiekowi już od wielu tysiącleci. Zwany on jest uroborosem, od greckiego słowa ura – „ogon” oraz bora – „jedzenie”. Najogólniej rzecz ujmując, jest on symbolem cykliczności, odnowy, wiecznego powrotu, zamkniętego obiegu rzeczy. Ale z figury wyłania się paradoks: „jeśli wąż najpierw zjada swój ogon, a potem połyka całe swoje ciało, to gdzie jest wąż?” Zapewne dlatego w potocznej frazeologii podobizna gada zjadającego własne ciało nie jest symbolem regeneracji, lecz przykładem działania nie tylko irracjonalnego, ale i szkodliwego; ktoś, kto postępuje jak uroboros, szkodzi samemu sobie i zmierza w kierunku samounicestwienia. 

Nowy, współczesny rozdział w „historii” uroborosa zdają się pisać urzędnicy Unii Europejskiej. Zachłanny i niczym nieokiełznany apetyt brukselskich bonzów przejawia się częstokroć na kreowaniu problemów, które w pocie czoła i za pieniądze podatników próbują później rozwiązać. Taki swoisty XXI-wieczny europejski wąż samozagłady, czyli… euroboros. 

Jednym z jego przykładów jest wszechobecny kult materializmu i unijna polityka klimatyczna. Głowa gadziny to gloryfikowana w środkach masowego ogłupiania postawa życiowa polegająca na traktowaniu rzeczy, bogactw materialnych, jako rzeczy nadrzędnych i niezbędnych do egzystencji. Wszystko można kupić, aby być, trzeba mieć, aby mieć, trzeba kupować. Kupuję, więc jestem. 

Ogarnięci wizją finansowych korzyści politycy zapominają, iż popyt napędza produkcję, która jest nieodłącznie związana z powstawaniem nadwyżek towarowych, wytwarzaniem wadliwych towarów i gromadzeniem zużytych opakowań i odpadów. Ich utylizacja przynosi pewne rezultaty, ale nowe technologie i pogoń za nowinkami powoduje olbrzymie trudności w oddzieleniu różnych składników nowych produktów. Najnowszym przykładem takiego beztroskiego i krótkowzrocznego myślenia okazały się tzw. turbiny wiatrowe, które mają określony okres eksploatacji. Trudności z recyklingiem powodują, że stosy masywnych, starych łopat turbin trafiają na wysypiska śmieci lub są spalane. Oczywiście wąż konsumpcyjno-ekologiczny nie jest tylko problemem państw europejskich – podobnym stworem pochwalić się zapewne mogą Stany Zjednoczone, które też mają swojego amroborosa. Ale wracajmy do Europy, jako że nasz bazyliszek ma jeszcze więcej łbów i ogonów.

Aby wyjść naprzeciw ekologicznym zagrożeniom, unijni prominenci zaproponowali koncepcję tzw. Europejskiego Zielonego Ładu (ang. European Green Deal). Jest on pakietem inicjatyw politycznych, którego celem jest skierowanie krajów unijnych na drogę transformacji ekologicznej. Ma ona doprowadzić Europę do długoterminowego, planowanego, zrównoważonego wzrostu gospodarczego i ogólnego dobrobytu. Warto przypomnieć, iż podobnych bałamutnych i ideologicznych bzdetów używali propagatorzy radosnego socjalizmu, o których co poniektórzy z nas jeszcze pamiętają a o których młodsze pokolenie nie ma zielonego (sic!) pojęcia. A szkoda.

Częścią owego planu jest tzw. pakiet klimatyczny. Zgodnie z jego założeniami rolnicy będą przymuszeni do wprowadzania nowych metod i rodzajów uprawy i hodowli, które są przyjazne dla środowiska, minimalizują emisję gazów cieplarnianych i wspierają tzw. bioróżnorodność. Podstawą do wprowadzenia owych zaleceń i nakazów są m.in. opracowania unijnych uczonych, którzy obliczyli, ile metanu, dwutlenku węgla i innych nieszlachetnych gazów produkują krowy, konie i barany i w jakiej mierze szkodzą one środowisku i rujnują europejski klimat. Zapędy unijnych urzędasów są wspomagane przez grupy ekologiczne różnej maści. To ich działacze za eurosrebrniki oblewają farbami pomniki i obrazy i przyklejają się do autostrad. Ponieważ za jedną trzecią światowej emisji CO2 odpowiadają Chiny, to wydawać by się mogło, iż nawiedzeni przyrodnicy winni się wybrać na krucjatę ekologiczną np. do Państwa Środka, aby walczyć ze złem u jego źródła. Ostatecznie to misjonarze nie jeżdżą do Watykanu, aby głosić dobrą nowinę a wolontariusze nie podróżują do Szwajcarii, aby dokarmiać głodujących Helwetów. Wracajmy jednak do tematu.

W opinii ekspertów proponowane przez unijnych dysydentów regulacje doprowadzą do upadku gospodarstw chłopskich i w konsekwencji do spadku produkcji żywności. Ale na to autorzy unijnej pieriestrojki też mają lekarstwo. Temu zadaniu sprostać mogą wielkie spółki rolnicze, tzw. agrofirmy, czyli nowe, współczesne kołchozy. Tak się składa, iż ich właścicielami są koncerny zachodnie należące m.in. do unijnych potentatów, a więc Niemców, Duńczyków, Francuzów, Holendrów i Rosjan. Skoncentrowały one swoją działalność na bogatej w żyzne gleby Ukrainie, gdzie luki w systemie prawnym i tocząca się wojna umożliwiły im przejęcie gruntów. Przypuszczać można, iż przyszłościowy unijny plan zakłada zakładanie takich mega-kołchozów również na terenie Polski. Prowadzić to będzie do upadku gospodarstw rolnych i w konsekwencji do zaniku klasy społecznej, jaką stanowią chłopi. To oczywiście dodatkowy bonus dla unijnych ideologów, bo według nich wsie i jej mieszkańcy to ciemnogród stojący na drodze rozwoju nowoczesnego społeczeństwa europejskiego.

Euroboros ma również pełne ręce, a w zasadzie pełną gębę, roboty z powodu kryzysu demograficznego. Jest on wynikiem zmian ról społecznych kobiet i mężczyzn, szerokiej akceptacji aborcji i rozwodów, genderowego oszołomienia, upojenia materialnymi wygodami życia i wieloletniej walki z tradycyjnym modelem rodziny. Aby zapobiec skutkom spadku przyrostu naturalnego, geniusze spod unijnych gwiazdek zaproponowali politykę imigracyjną, którą pod przykrywką ochrony biednych, uciśnionych i prześladowanych zainicjowała Angela Merkel i jej pochlebcy. W praktyce zwabieni zasiłkami i wizją Europy jako miejsca szczęśliwości imigranci nie odnajdują się w nowym skomercjalizowanym, rozpędzonym, rozbawionym i ogarniętym manią konsumpcji społeczeństwie. Bariery kulturowe, językowe, religijne zwyczajowe okazują się niemożliwe do pokonania i powodują, że nowo przybyli wypychani są poza ramy lokalnych społeczności i zmuszani do życia w obozach lub odizolowanych osiedlach przypominających getta. Nie zapominajmy też, iż imigrantami są najczęściej ludzie młodzi, w wieku produkcyjnym. Dla krajów, z których ucieklim oznacza to utratę kapitału ludzkiego i społecznego, spadek populacji, zniekształcenie struktury wiekowej, deficyty w zasobach pracy itp. Projekt unijny – multikulturalizm jako recepta na wszelkie zło przegrał w zderzeniu z rzeczywistością i na dobrą sprawę okazał się niczym innym jak tylko nowym, XXI-wiecznym niewolnictwem. Korzysta na nim „biznes” związany z przemytem ludzi, który rozwija się coraz szybciej, przynosi miliardowe zyski i stał się bardziej dochodowy niż narkobiznes. Ale euroboras czuwa i w 2016 r. UE utworzyła Europejskie Centrum Zwalczania Przemytu Migrantów, aby pomóc państwom członkowskim położyć kres temu procederowi. I już nie wiadomo, czy unijni obywatele mają śmiać się czy też płakać.

O wiele więcej rozsądku od unijnych geniuszy wykazują Chiny, które zamiast fundować np. Afrykanom ryby, postanowili zaopatrzyć ich w wędki. Wyszli oni z założenia, że skoro do Afryki należy ok. 60 proc. użytków rolnych globu, to rozwój branży rolnej może być nie tylko kluczem do uwolnienia potencjału gospodarczego kontynentu, ale i źródłem olbrzymich zysków. Sukcesem inwestycyjnym Chin stały się parki agro-przemysłowe, specjalizujące się w eksporcie dóbr żywnościowych.

I wcale nie tak odległa wydaje się przyszłość, kiedy to po zaoraniu europejskiego rolnictwa euroboros będzie importował konkurencyjną cenowo żywność chińską. Część z niej będzie zapewne produkowana przez europejskich wyrobników, którzy zamiast zrywać szparagi w Niemczech, będą sadzić kartofle w Afryce.

Andrzej Moniuszko

]]>
https://gwiazdapolarna.net/europa-zjada-swoj-ogon/feed/ 0
Życie potężniejsze niż śmierć https://gwiazdapolarna.net/zycie-potezniejsze-niz-smierc/ https://gwiazdapolarna.net/zycie-potezniejsze-niz-smierc/#respond Tue, 07 May 2024 18:29:33 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1636 Anna Tokarska

Oświęcim to symbol piekła na ziemi, miejsce, które oznaczało wyrok śmierci dla każdego, kto przekroczył bramę obozu. A jednak w historii jego istnienia narodziły się obozowe przyjaźnie, miłości będące przejawem najwyższego ludzkiego dobra, a ich owocem były dzieci, które przyszły na świat w tych nieludzkich, barbarzyńskich warunkach, urągających wszelkiej ludzkiej godności. Jednym z ocalałych niemowląt jest Andrzej Pilecki, dziś 80-letni spełniony człowiek, który od kilku dekad wraz ze swoją rodziną wiedzie spokojne życie na skąpanej słońcem Florydzie.

Data urodzenia: 13 grudnia 1944 r. Miejsce urodzenia: Obóz Koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. Tylko trzydzieścioro niemowląt wyszło żywych z tego piekła na ziemi, a ich akt urodzenia jest świadectwem zbrodniczej polityki hitlerowskich Niemiec. 

Był to zaledwie mały promil ocalałych spośród kilku tysięcy noworodków, które przyszły na świat już z wyrokiem śmierci. Do maja 1943 r. wszystkie dzieci urodzone w obozie były mordowane. Owiana złą sławą Klara Schwester wraz ze swoją pomocnicą topiły niemowlęta w beczce zaraz po urodzeniu. W połowie 1943 r. sytuacja zmieniła się. Część z nowo narodzonych dzieci – niebieskookie niemowlęta o blond włosach – hitlerowcy wywozili z obozu do Nakła, aby poddać je wynarodowieniu. Kiedy siłą odbierali dzieci ich matkom, działy się tam sceny dantejskie. 

Świadkiem tych nieludzkich wydarzeń była Stanisława Leszczyńska, położna, która w kwietniu 1943 r. wraz z córką została przewieziona do Auschwitz (więźniarka obozu nr 41335). Odtąd to ona przyjmowała większość obozowych porodów (ok. 3 tysięcy). Przeciwstawiła się zbrodniczemu rozkazowi zabijania noworodków i poświęcała się im bez reszty. Miała odwagę cywilną powiedzieć samemu Josefowi Mengele: – Ja własnymi rękami nie mogę łamać pana przysięgi, bo za bardzo cenię pana przysięgę. Jej siła ducha robiła wrażenie nawet na tym hitlerowskim zbrodniarzu. 

Swoją heroiczną postawą ratowała życie młodych matek i ich nowo narodzonych dzieci. Przez współwięźniarki była nazywana „aniołem życia” albo „mateczką”.

Wszystkie dzieci, którym pomogła przyjść na świat, rodziły się żywe w tych nieludzkich warunkach. Nawet Josef Mengele nie mógł w to uwierzyć, że nie było żadnego przypadku śmiertelnego. Ten niemiecki zbrodniarz, który wraz ze swoimi współpracownikami dokonywał bestialskich eksperymentów medycznych na ludziach, żachnął się wobec Stanisławy Leszczyńskiej, że takich wyników nie miały nawet najlepsze kliniki uniwersyteckie w Niemczech, gdzie również zdarzały się zgony niemowląt przy porodzie.

Niestety, mimo ogromnego poświęcenia tej dzielnej położnej, większość niemowląt umierała w niedługim czasie z głodu, zimna, chorób i niewyobrażalnie ciężkich warunków. 

Andrzej Pilecki nie zna nazwiska położnej, która przyjmowała go na świat. Jest bardzo prawdopodobne, że to Stanisława Leszczyńska pomogła w jego narodzinach, gdyż zdecydowaną większość porodów w obozie przyjmowała ona sama. Wspomina natomiast o Zofii Sikorze, która z wielką troską opiekowała się jego mamą w czasie połogu i nim samym.

Kiedy mały Andrzej wydał z siebie pierwszy krzyk, oznajmiając światu swoje narodziny, i zdołał przeżyć do czasu wyzwolenia obozu 27 stycznia 1945 r., było to prawdziwe zwycięstwo życia nad śmiercią. Było to także zwycięstwo wielkiej miłości jego rodziców, którzy poznali się w Auschwitz, oczekując na wyrok śmierci w Bloku nr 11. Tryumf miłości nad nienawiścią i wielką pogardą dla życia ludzkiego.

Niezwykła historia Andrzeja Pileckiego bierze swój początek w patriotycznej działalności i zaangażowaniu w sprawy ojczyzny jego rodziców. Oboje młodzi, utalentowani, pełni zapału do życia, nagle po napaści hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji we wrześniu 1939 r. znaleźli się, jak miliony naszych rodaków, w niewyobrażalnie trudnym położeniu.

Jako pierwszy do KL Auschwitz trafił ojciec pana Andrzeja – Jan Pilecki, aresztowany przez Gestapo już późną jesienią 1939 r. Z zawodu inżynier, krótko przed wybuchem wojny rozpoczął pracę w Polskim Radiu. To wspaniale rozpoczęte życie zawodowe młodego inżyniera brutalnie przerwał wybuch wojny. Ponieważ pomagał on przy nagraniu sławetnego wystąpienia prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego: „A więc wojna…”, upublicznionego dla wewnętrznej mobilizacji i pokrzepienia serc mieszkańców Warszawy i całego kraju, Niemcy nie mogli mu tego darować. Poszukiwany przez Gestapo, został aresztowany i trafił do oświęcimskiego piekła (nr obozowy 808). Został umieszczony w kompanii karnej „za słuchanie zagranicznych audycji i przenoszenie wiadomości do obozu”, gdzie spędził 15 miesięcy. Tylko nieliczni wychodzili żywi z kompanii karnej, która była przeznaczona do szczególnego dręczenia i niszczenia ludzi. Odizolowana od reszty obozu, grupowała więźniów przeznaczonych do katorżniczej pracy. Trzymani na upale czy ostrym mrozie, nieustannie bici i dręczeni przez kapo, nie wytrzymywali tych barbarzyńskich warunków. Za byle przewinienie można było trafić do ciemnego bunkra, z którego też prawie nikt nie wychodził żywy. 

Na dziedzińcu hitlerowcy ustawili specjalnego kozła do chłosty, aby „pokazać” więźniom kompanii karnej siłę III Rzeszy. Nieopodal kozła wisiały dwa namoczone bykowce. Nieszczęśnicy dostawali dwadzieścia pięć uderzeń na pośladki, a jeśli krzyczeli – jeszcze dodatkowe dziesięć. Ból był okropny. Więźniowie musieli sami liczyć razy po niemiecku. Z każdym ciosem byli bliscy omdlenia, liczenie stawało się bełkotaniem i jęczeniem. 

A jednak Jan Pilecki zdołał wytrzymać w tym piekle i wykorzystując zmianę na stanowisku komendanta KL Auschwitz, zdołał wydostać się z kompanii karnej. Tę nagłą zmianę przypłacił szokiem nerwowym, w następstwie którego zachorował na żółtaczkę. Pokonał jednak chorobę i próbował przystosować się do nowej sytuacji. Najbardziej uciążliwe były dla niego poranne i wieczorne apele, na których więźniowie musieli stać często wiele godzin. Jan chciał trafić do Kommanda, na którym nie było apeli. Nadarzyła się taka okazja i w połowie grudnia 1942 r. objął funkcję pisarza (Schreibera) w Bloku nr 11.

W bloku tym, zwanym Blokiem Śmierci, obradował sąd doraźny, składający się z esesmanów. Najczęściej wydawano wyroki śmierci. Skazańców albo rozstrzeliwano na miejscu pod ścianą śmierci, albo ciężarowymi samochodami wywożono do krematorium w Birkenau. Osoby, które trafiały na Blok 11, były prowadzone do umywalni (Wascheraum), gdzie kazano im rozebrać się do naga. Następnie wyprowadzano ich pod ścianę śmierci. Bez względu na porę roku, rozstrzeliwani skazańcy zawsze byli całkiem nadzy i bosi. 

Jan, pełniąc funkcję pisarza Bloku 11, sprawdzał zapisane numery skazańców i wypisywał je kopiowym ołówkiem na ich piersiach. Po egzekucji, pod ścianą bloku, leżał okrwawiony stos ich ciał. Na Blok Śmierci ciągle przywożono nowych więźniów (Zugang). Esesmani sprawnie przeprowadzali ich selekcję. Tylko nieliczni trafiali stąd do obozu i dostawali w ten sposób szansę na przeżycie. 

Ten piekielny łańcuch przerwało w końcu pojawienie się niezwykłej osoby, w styczniu 1943 r., w roli blokowego kapo. Był nim Jakub Kozalczyk, potężnej postury Żyd, który cudem uniknął śmierci. Wyglądem przypominał King Konga i tym samym zwrócił na siebie uwagę hitlerowców, którym imponowała jego postura i fizyczna siła. Jakub miał przy sobie zdjęcie z Maksem Schmellingiem, znakomitym niemieckim bokserem, którego ochraniał w czasie pobytu mistrza w Stanach Zjednoczonych. To przesądziło o losie Jakuba. Został wyciągnięty z grupy Żydów przeznaczonych do krematorium i już teraz jako kapo oraz zaufany Gestapo trafił na Blok 11. 

Jan błyskawicznie spostrzegł, że Jakub jest bardzo poczciwy i kompletnie niezorientowany w sytuacji, w jakiej się znalazł, szybko więc nawiązał z nim relacje i zdobył jego zaufanie. Tym samym atmosfera w Bloku Śmierci zaczęła się poprawiać, mimo codziennych tragicznych okoliczności. 

„Bardzo tanie było życie więźnia obozowego, zależnie od widzimisię byle esesmana i od przypadku” – pisze Jan w swoich wspomnieniach w książce Kominy: Oświęcim, wydanej w 1962 r. Ale wraz z osobą Jakuba pojawiła się iskierka nadziei w tym nieludzkim świecie. Potężny, życzliwy Żyd szybko stał się przyjacielem Jana. Jednocześnie Jakub miał też doskonałe stosunki z obozowymi esesmanami, a nawet z szefem Gestapo na cały Okręg Śląski, którym imponowała niebywała wręcz siła tego 130-kilogramowego olbrzyma. Tworzyło to dla Jana jakąś przestrzeń, którą zamierzał wykorzystać dla nich obu. 

Tymczasem zaangażował się w życie konspiracyjne obozu i podjął ogromne ryzyko, robiąc odpisy księgi Bloku 11, które zostały wytransportowane z KL Auschwitz wraz z listą zamordowanych więźniów policyjnych i przewiezione do polskiego podziemia niepodległościowego w Krakowie. Jan ledwo wytrzymał nerwowo całą tę akcję. Na szczęście wszystko się udało.

No i najważniejsze – w obozie pojawiła się Gienia, młodziutka, szczupła dziewczyna, która w Bloku 11 czekała na sąd doraźny i niechybną śmierć. Jaka droga sprowadziła to młode życie na dno samego piekła?

Genowefa Duszczak, bo tak się nazywała, urodziła się na Śląsku w 1923 r. W pierwszych miesiącach okupacji Niemcy wysłali ją na roboty przymusowe do Rzeszy, skąd uciekła i wróciła do rodzinnego domu. Ponownie została wysłana do pracy przymusowej, tym razem na Zaolzie, gdzie w miejscowości Poruba Orlova pracowała w restauracji jako służąca. Ponieważ znała niemiecki, miejscowy burmistrz zaproponował jej pracę w urzędzie gminnym. Jako urzędniczka szybko została wciągnięta do pracy konspiracyjnej ZWZ/AK w siatce wywiadowczej „Augusta”. Przekazywała różne wiadomości organizacyjne, dostarczała blankiety dowodów osobistych, przepustek, kartek żywnościowych. Struktura podziemia wykorzystywała fakt, że jako pracownica urzędu miała stałą przepustkę na teren Protektoratu Czeskiego. 

Niestety w marcu 1943 r. nastąpiła wielka wsypa, aresztowano ponad 70 osób wraz z szefem komórki wywiadowczej, który został później rozstrzelany w Oświęcimiu. Gienia trafiła do więzienia w Cieszynie. Później przewieziono ją do więzienia śledczego w Mysłowicach, gdzie przebywała do listopada 1943 r. W czasie przesłuchań próbowała popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły, w obawie przed załamaniem i wydaniem nazwisk innych konspiratorów. Po odratowaniu została przewieziona jako więzień policyjny do KL Auschwitz, gdzie w Bloku 11 oczekiwała na sąd doraźny katowickiego Gestapo i niechybną śmierć. 

W tak dramatycznych okolicznościach tych dwoje spotkało się. Jan Pilecki zakochał się w młodej dziewczynie i za wszelką cenę chciał ją ocalić. W całym tym, zupełnie nieprawdopodobnym, przedsięwzięciu zasadniczą rolę odegrał poczciwy Jakub. Nie tylko ułatwiał spotkania młodym w Bloku 11, ale był chyba jedynym więźniem we wszystkich obozach koncentracyjnych III Rzeszy, który w tak tragicznej sytuacji miał odwagę prowadzić pertraktacje z wszechwładnym szefem Gestapo Okręgu Śląskiego na temat wykupienia więźnia skazanego na śmierć. Przekupił go kosztownościami, złotymi dolarami i futrem karakułowym, zdobytymi z „kanady” obozowej (gdzie były przechowywane rzeczy po zabitych w komorach gazowych).

W ten sposób Gienia została przeniesiona do obozu kobiecego w Brzezince, gdzie otrzymała nr 79435. Natomiast po tych wszystkich przejściach i napięciach nerwowych zachwiała się równowaga psychiczna Jana; koniecznie chciał wydostać się z Bloku 11 i przejść do jakiejś zwykłej drużyny roboczej. Dzięki swoim wcześniejszym znajomościom w obozie i wstawiennictwu przyjaciół udało mu się przejść na Blok 15 do zespołu instalatorów, gdzie miał bardzo dobre układy z załogą i mógł czasami wybierać się do obozu kobiecego w Brzezince, żeby zobaczyć się z ukochaną. 

Jednakże bał się o swoje bezpieczeństwo. Wiedział bowiem, co hitlerowcy robią z tzw. nosicielami tajemnic, a do takich niewątpliwie zaliczał się jako były pisarz Bloku 11. Ratunku dla siebie szukał w transporcie do innego obozu. Okazja nadarzyła się już wkrótce. Po pierwszym lotniczym bombardowaniu Oświęcimia, w czasie którego zginęło kilku hitlerowców i więźniów, władze obozu zaczęły przygotowywać wielki transport ewakuacyjny Polaków. 

W czasie ostatniego spotkania z Gienią, tuż przed wyjazdem, dowiedział się, że jego ukochana jest w ciąży. Był wściekły na siebie i zarazem na nią. To mogło oznaczać dla niej wyrok śmierci. Kiedy zobaczył ją po raz ostatni za bramą obozu przez otwór towarowego wagonu, poczuł gorzki smak łez. 

Jan Pilecki został wywieziony z Oświęcimia we wrześniu 1944 r. Trafił na krótko do KL Sachsenhausen, a następnie do KL Buchenwald. Nie dostał odpowiedzi na list, który wysłał do Gieni, więc myślał, że już po niej. Z nerwów zaczął uskarżać się na potworny ból głowy. Okazało się, że to zapalenie opon mózgowych. Ledwo z tego wyszedł i to tylko dzięki pomocy zaprzyjaźnionego lekarza i oddanych kolegów, którzy troskliwie się nim opiekowali. 

W tym czasie przyszedł rozkaz ewakuacji obozu. Jan, mimo że wciąż jeszcze nie czuł się dobrze, zdecydował się wyruszyć. Nie chciał zostać z chorymi w obawie, że Niemcy ich wszystkich wykończą. Ten katorżniczy marsz ponad tysiąca więźniów, którzy przypominali ludzkie cienie, trwał trzy dni i trzy noce. Czasami słychać było pojedyncze strzały karabinowe. To pilnujący ich esesmani likwidowali „maruderów” odstających za bardzo od kolumny. Jan poruszał się już tylko z pomocą przyjaciół, był całkowicie wyczerpany. 

Nagle zobaczyli zbliżającą się do nich kolumnę pancerną Amerykanów. Byli wolni! 12 kwietnia 1945 r., godz. 12.00. Wszyscy więźniowie zapamiętali datę swoich powtórnych urodzin. Oszołomieni, całowali amerykańskich żołnierzy i ich samochody. Co przytomniejsi rozbrajali Niemców i kilku od razu zlikwidowali. Pozostałych esesmanów uratowali Amerykanie, którzy odwieźli ich do swojego dowództwa. 

Byli już więźniowie doszli do wsi, w której mogli odpocząć i nabrać sił. Ponieważ były problemy logistyczne z powrotem do kraju, Jan i jego obozowi koledzy zaciągnęli się do kompanii transportowej w wojsku amerykańskim i służyli tam na miejscu. Jan dobrze się czuł w towarzystwie beztroskich Amerykanów. Nowi koledzy działali na niego odprężająco po wszystkich okropnych przejściach. 

Pamiętał oczywiście o Gieni. Tliła się w nim mała iskierka nadziei, że może jednak przeżyła obóz i chciał ją odnaleźć. Napisał do niej wiele listów, które zabierali ze sobą koledzy wyjeżdżający do kraju, ale wszystkie pozostały bez odpowiedzi. Nie wiadomo, jak by się potoczyło dalej jego życie, gdyby nie jedno październikowe popołudnie. Tego dnia dostał gruby list. Trzęsącymi się rękoma otworzył go, zobaczył wiele zapisanych kartek papieru pismem, którego nie znał, i zdjęcie małego brzdąca – jego syna Andrzeja. Z listu dowiedział się, że Gienia wróciła z obozu do rodzinnego domu w Lipinach Śląskich z niemowlęciem. Do domu wrócił także jej tata, Stanisław, więzień KL Auschwitz i KL Mauthausen. 

Jan Pilecki wrócił do Polski, przyjechał do Lipin, gdzie roztrzęsiony spotkał się ze swoją przyszłą żoną i ich malutkim dzieckiem. Przeprowadzili się do Warszawy, gdzie przed wojną mieszkał Jan, i przeżyli wspólnie wiele szczęśliwych lat. Dzisiaj oboje już nie żyją. Są pochowani na cmentarzu społeczności karaimskiej przy ul. Redutowej w Warszawie, ponieważ (ciekawostka!) przodkowie Jana pochodzili z Karaimów mieszkających na Litwie, którzy etnicznie są pochodzenia tureckiego. 

Owoc ich miłości, syn Andrzej, który przyszedł na świat w prawdziwym piekle na ziemi, ukończył architekturę na Politechnice Warszawskiej i w 1971 r. wyjechał do USA. Początkowo mieszkał w Connecticut, a później w 1984 r. przeprowadził się na słoneczną Florydę i wiedzie tam wraz ze swoją rodziną spokojne, dostatnie i szczęśliwe życie.

Heroiczna położna z Auschwitz, Stanisława Leszczyńska, przeżyła do czasu wyzwolenia obozu i zakończyła swoje ziemskie życie 11 marca 1974 r. w rodzinnej Łodzi. Dzisiaj jest kandydatką na ołtarze i nosi tytuł Służebnicy Bożej Kościoła katolickiego. 

W 50. rocznicę śmierci dzielnej położnej, 11 marca br., kardynał Grzegorz Ryś, metropolita archidiecezji łódzkiej, celebrował Mszę św. w intencji jej beatyfikacji w kościele Wniebowzięcia NMP w Łodzi, gdzie przyjęła sakrament chrztu św., pierwszą komunię św. i zawarła związek małżeński. W Eucharystii uczestniczyły m.in. pielęgniarki i położne oraz lekarze.

W homilii kardynał Ryś odniósł się do jednego ze świadectw więźniarki obozu, która określiła położną jako „anioła miłości, który zstąpił do piekła”. – W świecie pogardy wybierała poczucie godności i walczyła o godność, choćby to miała być tylko godność umierania. W świecie zniewolenia była osobą absolutnie wolną, w świecie nienawiści uczyła przebaczenia, była człowiekiem sumienia. Ona była nowym człowiekiem – zaznaczył hierarcha. Tego dnia oficjalnie zamknięto diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego Stanisławy Leszczyńskiej.

Anna Tokarska

]]>
https://gwiazdapolarna.net/zycie-potezniejsze-niz-smierc/feed/ 0
Otwarte drzwi https://gwiazdapolarna.net/otwarte-drzwi/ https://gwiazdapolarna.net/otwarte-drzwi/#respond Tue, 07 May 2024 18:29:08 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1634 Kadencja prezydenta Bidena to prawdziwy raj na ziemi dla wszelkiej maści imigrantów. Legalnie czy nielegalnie, południową granicę z Meksykiem każdego miesiąca przekraczają tysiące ludzi. Są wśród nich pospolici przestępcy, terroryści, handlarze narkotyków, osoby poszukiwane przez lokalne wymiary sprawiedliwości. To jednak nikomu nie przeszkadza i urzędnicy prezydenta Bidena nie stawiają żadnych przeszkód.

Brandon Ortiz-Vite, wcześniej deportowany nielegalny imigrant, po powrocie do USA został niedawno oskarżony o morderstwo w Michigan. Demokratycznej gubernator tego stanu Gretchen Whitmer nie przeszkodziło to, by poczynić dalsze ustępstwa na rzecz imigrantów. Podpisała ona ostatnio rozporządzenie, na mocy którego stan przyznaje dotacje do czynszu dla osób, które po raz pierwszy wynajmują swoje mieszkania. Każda taka osoba otrzymuje od stanu 500 dolarów praktycznie za nic, tylko za to, że wynajmie mieszkanie nielegalnemu imigrantowi.

„Wielu uchodźców i innych nowo przybyłych stoi przed poważnymi wyzwaniami mieszkaniowymi, a program ten zwiększy dostęp do lepszych i tańszych możliwości mieszkaniowych, jednocześnie wspierając szybszą integrację społeczną uchodźców i innych nowo przybyłych osób do Michigan” – można przeczytać na stronie internetowej stanu.

Aby zostać objętym programem dotacji 500 dolarów przez rok, kandydaci muszą posiadać „kwalifikujący się status imigracyjny”, który obejmuje uchodźców, azylantów, posiadaczy specjalnych wiz imigracyjnych, ofiary handlu ludźmi, imigrantów z Kuby, Haiti, Afganistanu.

Właściciele mieszkań oddanych pod wynajem otrzymują płatności poza uzgodnionym czynszem za pośrednictwem systemu zwanego SIGMA i mają możliwość wyboru pomiędzy płatnością drogą elektroniczną lub czekiem.

To kolejny przykład rozdawnictwa pieniędzy przez demokratów, dla których nie liczy się bezpieczeństwo własnych obywateli. Gubernator Michigan umożliwia realizację polityki otwartych granic Joe Bidena, wręczając gotówkę każdemu, kto przyjmie pod swój dach w żaden sposób nieskontrolowanych nielegalnych imigrantów. Zamiast skupiać się na bezpieczeństwie granic i walce z przestępczością we własnym stanie, urzędnicy stanu Michigan zajmują się dotowaniem mieszkań nie tylko dla uchodźców, ale dla każdego, kto złożył wniosek o azyl, z czego połowa jest rutynowo odrzucana.

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net

]]>
https://gwiazdapolarna.net/otwarte-drzwi/feed/ 0
O Polonii https://gwiazdapolarna.net/o-polonii/ https://gwiazdapolarna.net/o-polonii/#respond Tue, 07 May 2024 18:23:32 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1625 Waldemar Biniecki

Polskie elity w Warszawie coraz częściej posługują się pojęciem „skłócona Polonia”, które jest narracją stworzoną w Warszawie przez elity „dobrej zmiany” dla zakamuflowania swojej nieudolności w pracy ze swoją diasporą.

Od 30 lat niekompetencja elit w Warszawie od lewej i prawej strony doprowadziły do tego, że nie podjęły one żadnej formy współpracy politycznej z Polonią, realizując postanowienia okrągłostołowe. „Dogadanie się”, według określenia działacza postkomunistycznej SLD Włodzimierza Czarzastego, przedstawicieli tzw. konstruktywnej lub demokratycznej opozycji z komunistami przy okrągłym stole w 1989 r. skutkowało między innymi niedopuszczeniem do władzy reprezentacji środowisk patriotycznych, niepodległościowych i polskiej emigracji z „cichym błogosławieństwem” Departamentu Stanu USA. Całości chaosu w ciągle aktywnych strukturach stanowych działających w czterech strefach czasowych dopełnia całkowity brak przywództwa na szczeblu krajowym, co wymusza spontaniczne działania polonijnych organizacji, brak inicjatyw i akcji koordynacyjnych z poziomu krajowego.

Polonia amerykańska, pomna historycznych doświadczeń, nie akceptuje narracji „o skłóconej Polonii”! Wśród nas istnieją i będą istnieć różnice zdań, co jest zupełnie normalnym zjawiskiem w amerykańskim systemie demokratycznym oraz w debacie publicznej. 

Trochę historii 

Po uzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. władze państwowe II Rzeczypospolitej prowadziły politykę sprzyjającą polskiej emigracji. W 1922 r. z inicjatywy Ministerstwa Spraw Zagranicznych (MSZ) powstała Rada Opieki Kulturalnej, do której weszły instytucje krajowe zajmujące się Polonią oraz przedstawiciele ministerstw. W 1924 r. Związek Obrony Kresów Zachodnich wysunął ideę zwołania zjazdu Polonii, a w 1925 r. powstał Komitet Organizacyjny Zjazdu Polaków z Zagranicy, który rozpoczął starania o utworzenie organizacji skupiającej Polaków za granicą. Sytuacja ulega jednak dużej zmianie po 1926, w którym sanacja doszła do władzy w Polsce. Jak pisze profesor Wojciech Skóra, polski historyk z Akademii Pomorskiej w Słupsku, opieka nad Polonią i obywatelami polskimi w USA uległa pogorszeniu względem lat dwudziestych, bowiem w 1922 r. działało w Stanach Zjednoczonych sześć placówek konsularnych a w latach trzydziestych tylko trzy: w Chicago, Pittsburghu i Nowym Jorku, oraz ambasada w Waszyngtonie. W handlu zagranicznym Polski Stany Zjednoczone były w 1935 r. trzecim partnerem pod względem wielkości wymiany (po Wielkiej Brytanii i Niemcach). Jak na największą potęgę gospodarczą, zamieszkiwaną przez 126 milionów obywateli (w tym niemal 4 miliony Polonii), było to zdecydowanie za mało. Tyle samo konsulatów posiadała wówczas Polska we Włoszech. Prawdopodobnie traktowanie Polonii amerykańskiej „nieco instrumentalnie” było skutkiem, używając języka dyplomatycznego, „niewłaściwego potraktowania” ochotników z Błękitnej Armii przez marszałka Piłsudskiego. 

Syndrom Błękitnej Armii 

„Syndrom Błękitnej Armii” działa już od 1919 r., a pierwszy raz termin ten został użyty przez prof. Marka Rudnickiego w jego kampanii wyborczej do Senatu w 2019. Jest to niechętny stosunek władz w Polsce do działań Polonii amerykańskiej. Warto przypomnieć, że ponad 22 tysiące ochotników z Ameryki, którzy jak to wojsko spod Giewontu usłyszało granie słynnego złotego rogu z Wesela Wyspiańskiego, przybyło zza oceanu bić się za wolną Polskę. 70-tysięczna Błękitna Armia gen. Hallera była, jak na tamte czasy, świetnie wyposażona i wyszkolona. Posiadała 120 czołgów, 98 samolotów, wojska inżynieryjne, instruktorów, kawalerię, artylerię, wojska łączności, 7 szpitali polowych i bardzo wysokie morale żołnierzy. Hallerczycy przywieźli ze sobą do Polski 10 tysięcy koni i amunicję. Dalsze losy Błękitnej Armii to niestety wyrafinowana gra polityczna Józefa Piłsudskiego, usiłującego zminimalizować polityczny wpływ tej armii. W czerwcu 1919 r. gen. Hallera pozbawiono dowództwa nad „błękitnymi”, co spowodowało, że jego żołnierze poczuli się zawiedzeni i oszukani. Zaczęto wymieniać kadrę dowódczą Błękitnej Armii na lojalnych legionowych towarzyszy broni. Czarę goryczy przelał rozkaz z 1 września 1919 r. o całkowitym rozformowaniu armii. Poszczególne formacje weszły w skład innych krajowych jednostek wojskowych. Polscy ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych zostali zdemobilizowani, co wywołało irytację Polonii amerykańskiej. Od marca 1920 r. do marca 1921 r. ok. 12 tys. hallerczyków odpłynęło statkami do Nowego Jorku. Sytuacja zdemobilizowanych żołnierzy Błękitnej Armii była bardzo zła. Przetrzymywanych w obozach przejściowych hallerczyków z USA wychudzonych, z początkami tyfusu zaopiekowali się okrętowi lekarze. Sprawę dyskutowano na najwyższych szczeblach amerykańskich władz. Zajął się nią Julius Kahn, kongresmen z Kalifornii, i kongresmen Kleczka z Milwaukee w stanie Wisconsin. Sprawa powrotu zdemobilizowanych ochotników poruszona została w Izbie Reprezentantów już na początku 1920 r. Ten polityczny błąd Marszałka na lata podważył zaufanie Polonii amerykańskiej do niego, a po zamachu majowym spowodował nieufność tejże Polonii do władz w Warszawie. Dziś Polonia czuje się dokładnie tak samo jak „błękitni żołnierze”. Zrobili swoje i nikt im nawet nie podziękował. Do dziś w zachodniej Ukrainie bieleją ich niepochowane szczątki – żołnierzy Błękitnej Armii. 

Bezgraniczna miłość do ojczyzny 

Pomimo to spektakularne działania polskich patriotów w USA, na czele z Ignacym Janem Paderewskim, doprowadziły do powstania Herbert Hoover Institution and the Organization of the American Relief Effort in Poland (1919-1923). Ta amerykańska rządowa organizacja wraz z innymi organizacjami, takimi jak Polsko-Amerykański Komitet Pomocy Dzieciom, przekazała do Polski 250 milionów dolarów. W trakcie dociekań Kuryera Polskiego udało się nam dotrzeć do wyliczeń dr. Aleksandra Rytla (słynnego założyciela Związku Lekarzy Polskich w Chicago) na temat innych zbiórek finansowych dla Polski w pierwszych latach po uzyskaniu niepodległości. Przesłane datki do Polski na podstawie opracowania dr. Aleksandra Rytla obejmują: Fundusz Narodowy, zbiórki lokalne, paczki żywnościowe, przekazy pieniężne, wpłaty przez konsulaty, pieniądze przesłane przez banki, papiery wartościowe, polska 6-proc. pożyczka. Dolary przywiezione przez powracających emigrantów obejmują kwotę ok. 100 milionów dolarów. Dane te dotyczą tylko pierwszych lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ale musimy sobie zdać sprawę, że strumień dolarów płynął do Polski do września 1939 r. i – według danych Banku Światowego – transfer ok. 900 milionów dolarów co roku trafia z USA do Polski. Brakuje danych o inwestycjach Polonii amerykańskiej w polską gospodarkę w tym okresie. Te wszystkie obszary wymagają gruntownych badań, które zdecydowanie ugrzęzły w momencie, kiedy Polska wstąpiła do Unii Europejskiej. Po prostu przestano się zajmować Polonią. 

II Światowy Zjazd Polaków z Zagranicy i utworzenie Światpolu 

Zjazd rozpoczął się 5 sierpnia 1934 r. w Warszawie, a uroczyste zamknięcie nastąpiło 12 sierpnia 1934 r. w Gdyni. Uczestniczyło w nim 171 osób: 128 delegatów z 20 krajów, w tym 40 ze Stanów Zjednoczonych, 25 przedstawicieli instytucji krajowych i 18 członków Rady Organizacyjnej Polaków z Zagranicy. Łącznie przyjechało do Polski 11 tys. osób. Zjazdowi towarzyszyły: I Zlot Młodzieży Polskiej z Zagranicy – 3 tys. osób (II Zlot odbył się w sierpniu 1935, połączony ze Zlotem Harcerstwa w Spale) oraz I Igrzyska Sportowe Polaków z Zagranicy (381 zawodników i ich rodziny, które brały udział w wycieczkach po kraju). Podczas uroczystości na Wawelu powołano Światowy Związek Polaków z Zagranicy (Światpol), którego prezesem został Władysław Raczkiewicz, marszałek Senatu RP. 

Całością zarządzało MSZ. We wrześniu 1933 r. na czele zreorganizowanego Departamentu Kadr MSZ stanął Wiktor Tomir Drymmer. Był to człowiek całkowicie podporządkowany Józefowi Piłsudskiemu. W jednym ręku znalazły się zarówno polityka emigracyjna rządu, jak i polityka kadrowa MSZ. Tak więc szybko w Warszawie powstał plan realizowania polskiej polityki zagranicznej w oparciu o Polonię. 

Wszystko przebiegałoby doskonale, tak jak zaplanowano w MSZ. Wszystkie delegacje miały wstąpić do Światpolu i stworzyć jedną światową organizację polonijną do realizacji polityki zagranicznej rządu sanacji. W tej sprawie jednak zabrał głos dziekan Wydziału Prawa na Uniwersytecie Marquette w Milwaukee. To, co powiedział jeden z ważnych wtedy liderów Polonii amerykańskiej, przeszło do historii jako cel dla wielu ważnych postaci życia polonijnego w USA. Franciszek Świetlik, urodzony w Milwaukee znany w Ameryce prawnik, powiedział wtedy: – Jesteśmy dumni z naszych przodków i zależy nam bardzo, by młoda generacja zachowała w sercu miłość do wszystkiego co polskie, ale jednocześnie czujemy, że możemy dobrze przysłużyć się Polsce, biorąc aktywny i twórczy udział w amerykańskim życiu i kulturze. Im wyższy status osiągniemy w Ameryce jako Amerykanie, tym więcej chwały i pożytku przysporzymy narodowi polskiemu, z którego wywodzą się nasze korzenie

Ta jego definicja, kim są amerykańscy Polacy, jest definicją obowiązującą do dziś. Jesteśmy Amerykanami polskiego pochodzenia i choć część z nas posiada dwa paszporty: polski i amerykański, możemy dalej służyć Polsce tak, jak robili to nasi przodkowie w USA. 

Spośród 40 delegatów żadna osoba ani organizacja z USA nie wstąpiła do Światpolu. Dlaczego? Był to odłam Polonii nie tylko najliczniejszy, ale i najbogatszy oraz o skomplikowanej strukturze społeczno-zawodowej. Była to jedyna Polonia posiadająca ukształtowane, silne elity. Żyła tam liczna i wpływowa warstwa inteligencji zawodowej oraz stosunkowo zamożni handlowcy. Było wielu duchownych, świeckich i zakonnych. Według Konsula Generalnego RP w Chicago dr. Wacława Gawrońskiego, Polonia w USA liczyła w 1935 r. około 4 mln. i posiadała bardzo ukształtowane elity. 250 dziennikarzy i 90 czasopism wydawanych w Stanach Zjednoczonych i wywierających poważny wpływ na bieg tutejszego życia. Światpol był tworem rządów powstałych w wyniku majowego zamachu stanu, co uniemożliwiało „amerykańskim organizacjom” wstępowanie do niej. 

Polska racja stanu a Polonia amerykańska 

Dzieło Ignacego Jana Paderewskiego, Jana Smulskiego (pierwszego polskiego milionera w USA), działaczy Związków Sokolich, dr. Teofila Starzyńskiego i ochotników Błękitnej Armii kontynuowali po II wojnie światowej polscy emigranci w Ameryce. Pierwszy prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej Karol Rozmarek wypowiedział historyczne słowa: – Obrona Polski jest dzisiaj naszym najświętszym i najważniejszym obowiązkiem. Od nas zależy, czy ta obrona będzie tylko patriotycznym frazesem, czy będzie rzeczywistą obroną, taką, za którą Polonia amerykańska nie będzie się musiała w przyszłości wstydzić

Słowa te nigdy nie straciły na aktualności. Jesteśmy dumni z takich działaczy jak Karol Rozmarek, Alojzy Mazewski i setki innych oddanych sprawie polskiej patriotów pracujących dla Polski w rozmaitych zakątkach Stanów Zjednoczonych. Posiadaliśmy olbrzymi wpływ na politykę amerykańską poprzez takie osobistości jak: senator Edmund Muskie, kongresmen Klemens Zabłocki, Zbigniew Brzeziński i wielu innych. To prof. Oskar Halecki, wybitny polski historyk, wprowadził do zachodniej terminologii pojęcie Europa Środkowo-Wschodnia. 

W Milwaukee, w 1969 r., prof. Kamil Dziewanowski napisał zupełnie nieznaną w Polsce książkę Józef Piłsudski. Europejski federalista, 1918-1922, wydaną po angielsku przez Hoover Institution Press, Stanford University, w której przedstawił elitom amerykańskim ideę Międzymorza. Doprowadzenie do podjęcia śledztwa w Kongresie USA w sprawie zbrodni w Katyniu i uznania Sowietów za winnych jej popełnienia to także dzieło Polonii. Na tej liście zasług znajdują się również wpływ Polonii amerykańskiej na zapewnienie udziału USA w uznaniu polskich granic na Odrze i Nysie przez państwo niemieckie; zapewnienie udziału USA w finansowaniu Radia Wolna Europa; wydanie amerykańskiego znaczka pocztowego przedstawiającego polskiego Białego Orła w koronie z katolickim krzyżem na tysiąclecie państwa polskiego. 

Ideę Pax Polonica przybliżają książki Czyn zbrojny wychodźstwa polskiego w Ameryce – zbiór dokumentów i materiałów historycznych Jerzego Waltera z 1957 r. i Etos niepodległościowy Polonii amerykańskiej Władysława Zachariasiewicza. Z kolei Edmund Banasikowski jest autorem książki Na zew Ziemi Wileńskiej (1990). Właśnie w tej książce autor jako pierwszy wspomina legendarną sanitariuszkę „Inkę” – Danutę Siedzikównę – oraz wprowadza pojęcie „Żołnierze Niezłomni”. Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie w roku 1989 wyróżnił go swoją nagrodą. Emanacją Pax Polonica jest For Your Freedom Through Ours („Za waszą wolność przez naszą”) w książce prof. Donalda Pienkosia. W 2008 r. profesor Anna Cienciała wydała w USA książkę zatytułowaną Katyń: a Crime Without Punishment

Długo można wymieniać listę zasług, świetnie zrealizowanych pomysłów; ponadto przesłano do Polski setki milionów dolarów. 

Doskonale wpisują się w tę narrację artykuły polonijnych naukowców i audycje radiowe w Głosie Ameryki i Radiu Wolna Europa: o Katyniu, o Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, o Armii Krajowej, Narodowych Siłach Zbrojnych, o zbrodniach gułagów, Holokauście, o polskich zdrajcach na usługach Moskwy i o wielu sprawach podtrzymujących polską tożsamość narodową. 

To kolejny prezes KPA Edward Moskal od 1994 r. lobbował z Amerykanami polskiego pochodzenia i wszystkimi przyjaciółmi Polski, aby na biurka amerykańskiej administracji trafiła petycja podpisana przez 9 milionów obywateli amerykańskich w sprawie przyjęcia Polski do NATO. Dzisiaj w kolejne rocznice wejścia Polski do NATO w Polsce odbywają się uroczystości, gdzie nigdy nie pada słowo „Polonia”. 

Nadzieje po 1989 

„Dogadanie się”, według określenia działacza postkomunistycznej SLD Włodzimierza Czarzastego, przedstawicieli tzw. konstruktywnej lub demokratycznej opozycji z komunistami przy okrągłym stole w 1989 roku skutkowało między innymi niedopuszczeniem do władzy reprezentacji środowisk patriotycznych, niepodległościowych i polskiej emigracji. Wiemy, że po 1989 r. polskiej emigracji nie włączono do politycznego krwiobiegu odradzającej się Polski. Świadczy o tym dokument opublikowany przez Wojskowe Biuro Historyczne. Dokument pochodzi z 15 lutego 1990 r. Przedstawia on sprawę planowanego wcześniej spotkania prezydenta RP na emigracji Ryszarda Kaczorowskiego z premierem RP w Warszawie Tadeuszem Mazowieckim podczas jego wizyty w Wielkiej Brytanii, do którego ostatecznie nie doszło z przyczyn protokolarnych. 

Prezydent Ryszard Kaczorowski wraz ze swoim rządem zaproponował spotkanie z delegacją polską 12 lutego 1990 r. w oddzielnej sali, po spotkaniu premiera Mazowieckiego z londyńską Polonią w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym, z zachowaniem ceremoniału „wejścia prezydenta RP”, co premier Mazowiecki uznał za poniżające wobec prezydenta Jaruzelskiego, swojego rządu i państwa. 

Podczas spotkania z Polonią premierowi Mazowieckiemu zadano pytanie: „Dlaczego w [jego] rządzie są nadal komuniści, a prezydentem jest Wojciech Jaruzelski?”. Premier Mazowiecki odpowiedział: „Dzięki tym ludziom doszło do przemian w Polsce, a ja jestem premierem”. Tym samym zdecydowano się na model transformacji zgodnej z ustalonym wówczas kontraktem. 

Dziś jest nas 60 milionów 

Poza Polską mieszka ok. 20 mln osób polskiego pochodzenia. Są to osoby, które wyjechały z kraju lub urodziły się poza Polską, ale deklarują przywiązanie do polskiego pochodzenia i związków z polskością. Polska diaspora jest piątą najliczniejszą grupą w krajach OECD. Przeszło jedną czwartą polskich emigrantów (28,8 proc.) stanowią ludzie z wyższym wykształceniem. Wstępne szacunki mówią, że w samych Stanach Zjednoczonych jest ponad 800 polskich naukowców na poziomie „tenure”, czyli amerykańskiej habilitacji. Jest to poważna grupa ludzi, z ogromnym potencjałem intelektualnym, której nie można lekceważyć. Brak jest poważnych badań na temat, ilu polskich imigrantów posiada oba wykształcenia: polskie i amerykańskie. Według moich doświadczeń jest to poważna grupa, liczona w dziesiątkach tysięcy. 

Zasoby finansowe Polonii amerykańskiej, według danych Polsko-Słowiańskiej Unii Kredytowej, to oszczędności na poziomie średnio 17.500 dolarów na osobę. A są to tylko oszczędności wybranej grupy 100 tys. Polonusów z rejonu Nowego Jorku, New Jersey i Chicago. Wystarczy te kwoty przemnożyć, aby uzyskać astronomiczną sumę 1.750.000.000 dolarów. Przypomnijmy, że cała polska diaspora w USA to ok. 10 milionów osób. 

Co roku Polonia ze Stanów Zjednoczonych – nie wspominając tej z innych krajów – wysyła do Polski ok. 900 milionów dolarów (dane Banku Światowego opracowane przez Migration Policy Institute). Są to środki porównywalne z tymi, które inwestują u nas zagraniczne firmy. 

Obecność Polonii w polskim życiu społecznym 

To kolejny przykład na to, że państwo polskie jest niewidome w tej kwestii. Przez ostatnie dekady powstało wiele nowych organizacji, których celem jest pomoc Polonii. Warto jednak zadać pytanie, ilu przedstawicieli Polonii jest w radach programowych tych instytucji? W polskich księgarniach na próżno by szukać jakichkolwiek książek o Polonii. Podczas mojej ostatniej wizyty w Warszawie tylko na Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie w księgarniach nie było żadnej pozycji o Polonii. Jedna z pań wręcz powiedziała, że nikt o te książki nie pyta. Tak więc od 25 lat nie było takiej książki o 20 milionach członków polskiego narodu.

Jeśli chodzi o kinematografię, sytuacja jest jeszcze gorsza. Przedstawiany jest najczęściej stereotyp głupiego prostaczka tak jak w Szczęśliwego Nowego Jorku, filmu o marginesie polskiego życia polonijnego. Nie ma filmów o sukcesach Polonii. Jeszcze w latach 90. Jan Nowak-Jeziorański pisał: „Historycy w Polsce traktują rolę Polonii bardziej niż marginesowo”. Podaje też przykład książki pod redakcją Aleksandra Gieysztora Historia Polski, w której na 720 stron tylko jedną zajmuje temat Polonii. 

W prasie jest jeszcze gorzej. Pomimo podejmowanych starań przez Polonię polskie media nie są zainteresowane sprawami Polonii. Nawet media internetowe, pomimo finansowania ich z znacznej mierze przez Polonię, nie realizują żadnych materiałów o Polonii. Ostatnim filmem z głupim artystą z Chicago, co to nic nie umie i nic mu w życiu nie wyszło, jest postać Rickiego w filmie pt. 7 rzeczy, których nie wiecie o facetach w reżyserii Kingi Lewińskiej z 2016 r. 

Dopóki elity w Warszawie traktują nas jak „niedouczonych prostaczków” a podstawowym ekspertem ds. Polonii jest „szwagier z Chicago”, nic w tej kwestii się nie zmieni. 95 proc. Polonii w USA nie mówi po polsku a jej źródłem wiedzy o Polsce są media amerykańskie. Czas przygotować ofertę dla tej ważnej strategicznie członków polskiego narodu. Stosunek polskich elit do polskiej emigracji najlepiej wyraziła polonijna dziennikarka z Kolorado Eliza Sarnacka-Mahoney, która na łamach Nowego Dziennika z Nowego Jorku tak opisała te relacje: „Polska, dla własnej wygody, upiera się, by widzieć w Polonii przede wszystkim poręczną skarbonkę, która daje, gdy się wyciąga rękę, kłania się w pas i gości, gdy się jej każe, a poza tym trwa w postawie karnego uczniaka, znającego swoje miejsce w szeregu. Z premedytacją wołającą o pomstę do nieba i bez precedensu w cywilizowanym świecie uprawia się też nad Wisłą politykę stereotypizacji wobec własnych obywateli mieszkających za granicą. Na przekór faktom nieustannie przedstawia się ich jako grupkę niedouczonych prostaczków z Podhala czy Podlasia (przepraszam tu i Podhale, i Podlasie), co skutkuje wypaczoną i destrukcyjną dla obu stron ignorancją polskiego społeczeństwa w temacie prawdziwego oblicza i potencjału Polonii. Powstrzymuje bowiem publiczną debatę na temat form współpracy z Polonią i negatywnie naznacza tych, którzy starają się o Polonii mówić inaczej”. 

Inwigilacja Polonii 

Patriotyczne działania Polonii nie były akceptowane przez władze PRL, wręcz przeciwnie. Już w trakcie trwania II wojny światowej wywiad sowiecki oddelegował do zdezintegrowania Polonii setki agentów. Później to główne zadanie przejęła na siebie polska bezpieka. Celem działania polskiej i sowieckiej bezpieki było całkowite zdezintegrowanie patriotycznej Polonii i stan ten trwa do dziś, jednakże rolę bezpieki komunistycznej przejęły inne służby. 

Po 1989 r. nie powstała żadna kompleksowa monografia na ten temat, a obserwując działania IPN można odnieść wrażenie, że dzieło zlustrowania Polonii prawdopodobnie nie zostanie zrealizowane. Pojawiają się co prawda indywidualne opracowania, ale one nigdy nie oddadzą skali i procesu inwigilacji Polonii. Sprawa Adama Bąka jest przykładem, jak w dalszym ciągu używa się agentury dla skompromitowania jednego z najważniejszych mecenasów polskiej sprawy w Stanach Zjednoczonych. 

Mimo że PRL u nie ma już od blisko 30 lat, jednak wiele z osób „zadaniowanych” do niszczenia emigracji nadal bryluje na rautach w polskich placówkach dyplomatycznych, paradach i uroczystościach religijnych lub wręcz idzie na czele polskich parad w największych miastach Ameryki. Do dziś kuleje proces odkłamywania historii emigracji w oparciu o archiwalne zbiory IPN, w tym tzw. zbiór zastrzeżony. Odnosi się wrażenie, że historycy koncentrują się chętnie na pierwszych latach powojennych, ale jak ognia unikają np. okresu lat 80., przecież kluczowych także dla naszej współczesności i budowania wielu karier, także na emigracji. Powstaje tutaj nowe pytanie: ilu z tych esbeckich agentów przewerbowało się do amerykańskich służb i dlaczego nikomu w Polsce nie zależy aż tak bardzo na lustracji Polonii? 

List Jeśmana 

Znam Wojciecha Jeśmana od dekady. Mimo że nie zawsze się zgadzamy, jesteśmy zgodni wokół spraw zagrażających suwerenności naszego narodu. Jedną z takich spraw była sprawa amerykańskiej ustawy 447. Wtedy razem z Katarzyną Murawską zwróciliśmy się z apelem do polskich mediów o rozpropagowanie tego zagrożenia dla Polski. Brałem udział w spotkaniu dużej grupy aktywnych działaczy polonijnych na temat redakcji listu adresowanego do najwyższych czynników państwowych w Polsce, którego celem było wyrażenie zdecydowanego sprzeciwu wobec wysłania polskiego wojska na Ukrainę. Podczas spotkania powiedziałem, że list musi być tak napisany, aby wyrażał troskę polskiej diaspory o niewchodzenie do wojny z Rosją do momentu, kiedy Polska zostanie przez Rosję zaatakowana. List miał przypominać o zasługach Polonii amerykańskiej i o skutecznym lobbingu Polonii w procesie wejścia Polski do NATO. Miał też zasugerować stworzenie otwartego funduszu na rzecz rozwoju i reform Wojska Polskiego, na który Polonia mogłaby przesyłać środki finansowe. Po odrzuceniu moich uwag podziękowałem i opuściłem to spotkanie. Wyrażam jednak moje oburzenie wobec tego, w jaki sposób polskie media i niektórzy przedstawiciele polskiej dyplomacji odnoszą się do tego listu. Mimo że jest napisany z typowo antywojennych pobudek, nie zwalnia on od refleksji nad tematem zachowania substancji narodowej. To przecież min. Mularczyk jest autorem raportu o polskich stratach wojennych z okresu II wojny światowej, a odbudowywanie polskich elit trwa do dziś. Czy stać nas na kolejny taki samobójczy krok? Temu właśnie służy ten list. Kiedy my Polacy nauczymy się myśleć w sposób, w którym to polski interes motywuje nasze działania? 

Konkluzje 

Czy państwo polskie dostrzega problem, że aby zachęcić polską diasporę do wspierania polskiej sprawy za granicą, potrzebny jest minimalny wysiłek intelektualny, wola polityczna, której dzisiaj w Warszawie nie ma? Za dwadzieścia lat, przy ciągłym braku wizji współpracy z polską diasporą, Polonii już nie będzie. Zasymiluje się. Najbardziej aktywni działacze w tej chwili to 60-latkowie. Dalszy cykl biologiczny łatwo przewidzieć. 

Jeżeli polskim elitom w Warszawie zależy, aby mieć dobrze zorganizowaną Polonię w Stanach Zjednoczonych i na świecie, należy: 

Zrealizować pomysł wpisania 1/3 części polskiego narodu do konstytucji. Razem jest nas 60 milionów Polaków na świecie i konieczne jest potraktowanie 20 milionów Polonii jako wartości dodanej – istotnej części narodu polskiego. 

Ważne jest zwrócenia Polonii pełni praw wyborczych, czyli przywrócenie głosowania korespondencyjnego. 

Ważne jest stworzenia specjalnego okręgu wyborczego dla Polonii i Polaków z zagranicy, w którym Polonia mogłaby wybierać swoich przedstawicieli do Sejmu i Senatu. 

Ważne jest stworzenie efektywnego systemu aktywizowania polskiej diaspory w życiu politycznym kraju zamieszkania i w Polsce. 

Ważne jest stworzenie systemu informacji dla Polaków mieszkających w danym okręgu konsularnym. 

Ważne jest budowanie polskiej diaspory poprzez sprawniejszą i aktywniejszą obsługę konsularną. Propagowanie polskich paszportów dla dzieci urodzonych poza granicami Polski, wydawanie Karty Polaka dla obywateli innych państw, którzy posiadają polskie pochodzenie. Nie można siedzieć za biurkiem i czekać na petentów – trzeba działać. 

Czas najwyższy zająć się problemem repatriacji Polaków i ich potomków. 

95  proc. Polonii w USA nie mówi po polsku, a jej źródłem wiedzy o Polsce są media amerykańskie. Czas przygotować ofertę dla tej ważnej strategicznie grupy członków polskiego narodu. To ona może być potężną siłą w realizacji polskiej polityki zagranicznej. 

Warto organizować profesjonalne debaty na temat relacji Polska-Polonia. Wylewanie polonijnych hektolitrów łez nie jest chyba najlepszą formą, zwłaszcza gdy nikt tego płaczu nie słucha. Warto chyba mieć jakąś wizję budowania polskiej wspólnoty nie tylko od morza do Tatr, ale od „Chicago do Tobolska”, jak śpiewa mistrz Jan Pietrzak. 

Polonia amerykańska posiada szereg niezaprzeczalnych zasług w budowaniu Niepodległej. Chcielibyśmy, aby ta wiedza kiedyś dotarła do polskiego społeczeństwa. Chcemy właściwej narracji historycznej: Tak jak z Oleandrów wyruszała Pierwsza Kadrowa, tak samo z Niagara on the Lake wyruszali ochotnicy do Błękitnej Armii – my też mamy ogromne zasługi w walce o Niepodległą. Naszym polonijnym bohaterom też należy oddać szacunek i właściwe miejsce w historii Polski. 

Waldemar Biniecki

]]>
https://gwiazdapolarna.net/o-polonii/feed/ 0
Biden uderzy po kieszeni https://gwiazdapolarna.net/biden-uderzy-po-kieszeni/ https://gwiazdapolarna.net/biden-uderzy-po-kieszeni/#respond Tue, 07 May 2024 18:22:41 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1621 Od czasu, gdy prezydentem został Joe Biden, drogo jest w sklepach, na stacjach benzynowych, w restauracjach, barach, a może być jeszcze gorzej. Przewidywania ekonomistów wskazują, że żywność stanie się jeszcze bardziej niedostępna, jeśli w listopadzie w Białym Domu zwycięży demokrata, zwolennik restrykcyjnej polityki klimatycznej. Amerykanie już teraz wydali rekordową część swojego podstawowego dochodu na żywność. Z danych Departamentu Rolnictwa USA wynika, że w ostatnim roku wydatki na żywność pochłonęły około 11,3 proc. dochodu podstawowego amerykańskich gospodarstw domowych. Ostatni raz Amerykanie wydali tak dużo na żywność 30 lat temu, w 1991 roku.

Część dochodu pozostającego do dyspozycji gospodarstwa domowego przeznaczona na zakup żywności odzwierciedla bogactwo narodu. Mieszkańcy krajów bogatych wydają na żywność mniejszą część swoich dochodów niż mieszkańcy krajów biednych. Kiedy naród staje się zamożniejszy i poprawia się standard życia, ludzie wydają mniej na żywność, ponieważ mają więcej pieniędzy na korzystanie z takich rzeczy jak rozrywka czy wakacje.

USA od dziesięcioleci są jednym z najbogatszych krajów na świecie i Amerykanie w zestawieniu z innymi narodami wydawali na żywność najmniejszą część swoich dochodów. Na przykład wydatki na żywność stanowiły zaledwie 6,5 proc. budżetu domowego w 2014 roku. Jednak od czasu objęcia urzędu przez Bidena liczba ta wzrosła niemal dwukrotnie. To jeden z najważniejszych wskaźników pokazujących, że sytuacja Amerykanów podczas kadencji obecnego prezydenta pogorszyła się. 

Nadmierne wydatki administracji na świadczenia chociażby dla imigrantów spowodowały, że inflacja rosła w najszybszym tempie od czterech dekad, powodując od 2021 roku wzrost cen wielu towarów, w tym żywności. Popierane przez demokratów restrykcyjne programy na rzecz ochrony środowiska spowodują, że ceny wzrosną jeszcze bardziej. Energia w Ameryce będzie droższa, a wyższe koszty energii oznaczają wyższe koszty paliwa i nawozów dla rolników. Przeniosą oni wzrost kosztów na konsumentów w drodze podwyżki cen żywności. 

Amerykanów nie stać na dodatkowe koszty, jakie polityka klimatyczna demokratów doda do ich rachunków za żywność. Głos na Bidena to głos na wyższy rachunek za artykuły spożywcze i niższy standard życia.

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net

]]>
https://gwiazdapolarna.net/biden-uderzy-po-kieszeni/feed/ 0
Świat bez samochodów https://gwiazdapolarna.net/swiat-bez-samochodow/ https://gwiazdapolarna.net/swiat-bez-samochodow/#respond Tue, 07 May 2024 18:19:03 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1608 Klimatyczni szaleńcy, wspierani przez demokratycznych polityków, szykują nam przyszłość, przy której orwellowskie przepowiednie są dziecinną bajeczką. Nowe badanie przeprowadzone w Europie przez firmę analityczną wskazało, że 41 proc. obywateli Francji, którzy uwierzyli w cieplarnianą apokalipsę, popiera wprowadzenie zakazu lotów więcej niż cztery razy w ciągu życia ze względu na „zmiany klimatyczne”. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że 59 proc. Francuzów w wieku 18-24 lat popiera radykalne ograniczenie podróży lotniczych. Liczby te wskazują rosnące na całym świecie dążenie do demonizowania i ograniczania swobody przemieszczania się. Francja zakazała już lotów krajowych trwających krócej niż dwie i pół godziny.

Globalistyczna organizacja klimatyczna C40 Cities, składająca się z prawie 100 miast na całym świecie (w tym 14 miast amerykańskich), wyznaczyła sobie cel na rok 2030 polegający na ograniczeniu podróży lotniczych do „1 krótkiego lotu w obie strony (mniej niż 1500 km) co 3 lata na osobę”. Jeśli to szaleństwo spełni się, nawet częściowo, ludzie w ogóle nie nędą mogli korzystać nawet z jednego krótkiego lotu.

Posunięcie to skutecznie unicestwiłoby przemysł lotniczy, który ledwo przetrwał narzucone blokady związane z Covidem. ONZ również kombinuje, jak pozbawić ludzi możliwości podróżowania. Do roku 2050 ONZ chce zakazać wszystkich lotów, w których nie wykorzystuje się paliw lotniczych pochodzących z alternatywnych źródeł. Paliwa takie są niezwykle drogie i sprawi to, że większość linii lotniczych zbankrutuje, a tanie i wygodne bilety lotnicze odejdą w przeszłość.

Atakowane i traktowane jako jedno z narzędzi do zagłady świata są także samochody. Wszystkie, zdaniem ekologicznych szaleńców wspieranych przez polityków pokroju prezydenta Bidena, mają być elektryczne. Nie obchodzi ich to, że pojazdy elektryczne są drogie i wykorzystują akumulatory, które wymagają wydobycia litu i kobaltu szkodliwego dla środowiska. Cena pojazdów elektrycznych w połączeniu z podatkami od emisji dwutlenku węgla, a także zakazami tworzenia nowych stacji benzynowych sprawi, że posiadanie samochodu będzie dla wielu nieosiągalne – podobnie jak latanie.

Głównym celem klimatycznego lobby jest całkowite wyeliminowanie pojazdów prywatnych. Była minister stanu Wielkiej Brytanii ds. Transportu Trudy Harrison stwierdziła, że posiadanie samochodu jest przestarzałym myśleniem XX wieku. Podobnie były kandydat demokratów na prezydenta Andrew Yang powiedział, że zmiany klimatyczne mogą wymagać wyeliminowania posiadania samochodów i zasugerował, aby zamiast tego ludzie polegali na transporcie publicznym samochodów elektrycznych.

Wszystko to, ponieważ prywatne pojazdy i komercyjne linie lotnicze oznaczają autonomię, wolność. Oznacza to, że każdy może wskoczyć do samochodu lub wsiąść do samolotu i odlecieć. To dla demokratów i globalistów sytuacja nie do przyjęcia. Mają oni plan wdrożenia społeczności 15-minutowych. Zwolennicy 15-minutowych miejskich utopii twierdzą, że pomogą one środowisku, ponieważ ludzie nie będą musieli podróżować, a zatem nie będą zanieczyszczać środowiska. Inteligentne miasta będą monitorować i kontrolować przemieszczanie się ludności. Chodzi o to, żeby rząd kontrolował i trzymał wszystkich w zasięgu 15-minutowego pobytu w mieście. To potrzeba panowania nad innymi ludźmi. 

Możliwość swobodnego przemieszczania się jest niezbędna dla każdego współczesnego społeczeństwa. Ta prawda może nas uwolnić od tyranów, którzy chcą nas zastraszyć i doprowadzić do totalnego despotyzmu.

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net

]]>
https://gwiazdapolarna.net/swiat-bez-samochodow/feed/ 0
Nowy wspaniały świat https://gwiazdapolarna.net/nowy-wspanialy-swiat/ https://gwiazdapolarna.net/nowy-wspanialy-swiat/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:19:01 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1577 Maria Legieć

Według nowszych badań z 2020 roku, 24,6 proc. populacji Rosji, czyli 36 milionów ludzi, miało dochody poniżej średniej krajowej. To oznacza, że jedną czwartą ludności Rosji można zaliczyć do osób o niskich dochodach. Według badań międzynarodowej firmy audytorsko-konsultingowej  FinExpertiza  ta jedna czwarta jest zagrożona ubóstwem. Po „terapii szokowej”, którą zastosował Jelcyn, liczba biednych w Rosji zaczela spadać. Ale obecnie – żyje w tym kraju blisko 15 procent ludności za mniej niż 5 euro dziennie. 

To stanowi złą wiadomość dla władz Rosji przed marcowymi wyborami prezydenckimi, które mają się odbyć 15 – 17 marca 2024. .

Ale – po kolei:  17,2 mln osób, czyli 11,8 proc. ludności w Federacji Rosyjskiej sama uważa się za ubogich.Tak wynika z najnowszych danych opublikowanych przez Federalną Służbę Statystyki Państwowej (Rosstat). Ze rosyjskie społeczeństwo ubożeje – uwidocznione jest m.inn. w statystykach Wydziału Socjologii Uniwersytetu Finansowego w Moskwie, ktory przeprowadził badania 35 miast o liczbie ludności przekracząjacej 500 tysięcy. Badając stopień ubóstwa – nie uwzgledniono jednak oddalonych od wielkich miast rosyjskich wiosek, gdzie mieszkają najbiedniejsi obywatele Rosji. 

Kraj ten ma największą na świecie różnicę między najbiedniejszymi a najbogatszymi, pod tym wzgledem ustanowił on rekord. Tak więc Petresburg czy Moskwa – to nie  Saratow, Dagestan, Wołgograd czy Astrachań. Najwyższy wskaźnik ubóstwa odnotowano w Togliatti, miejscu narodzin bestsellerowego i często wyśmiewanego w Rosji samochodu Łada. (ciakawostka: miasto Togliatti, pierwotnie nazywające się  Stawropol-nad-Wołgą – zostało przemianowane na Tolyatti w 1964 roku na cześć Palmiro Togliatti, długoletniego sekretarza Włoskiej Partii Komunistycznej). Szczególnie biedą dotknięte są takie  regiony rosyjskie, jak Inguszetia – 29,8 proc. ludności żyje poniżej granicy ubóstwa i Buriacja – 20 %  .

Jakże pełne ignorancji i absolutnej niewiedzy o tym kraju – niemal wołające o skandal, bo fałszywie informujące Amerykanów – wybrzmiały w tym kontekście słowa amerykańskiego dziennikarza telewizji Fox News -Tuckera Carlsona, który wystąpił niedawno  na szczycie w Dubaju, gdzie w przemówieniu wychwalał Moskwę. Całkowitą kompromitacją wykazał się, porównując ją z miastami w swoim kraju : „Jest o wiele  ładniejsze niż jakiekolwiek inne miasto w moim kraju. Nie miałem o tym pojęcia”– I dalej : „(…) architektura, jedzenie i usługi  są lepsze” . O jakiego rodzaju „usługach „  tu myślał ????    I jak to się ma z ogólnym, całościowym obrazem Rosji?  Moskwa – jest wyjątkiem. Nie trzeba być dziennikarzem, żeby to wiedzieć… Jak już powiedziano.Moskwa  – to nie Wołgograd   

Potwierdza to oficjalne rosyjskie biuro statystyczne – Rosstat, który  opublikował na temat standartu życia w tej – „ niemoskiewskiej „ –  Rosji szokujące dane. Wynika z nich, że aż 35 mln nie ma w domu toalety i aż 47 mln nie ma ciepłej wody. Zawrotna liczba 29 mln Rosjan nie ma w ogóle bieżącej wody w swoich domach. Według Rosstatu dotyczy to przede wszystkim prowincji. Bez podstawowych zdobyczy współczesnego świata, jak dostęp do kanalizacji, energii elektrycznej czy sieci gazowej, bądź grzewczej – żyje tam niemal dwie trzecie spośród 144,5 mln obywateli Rosji. Ok. 7,7 mln rodzin ogrzewa swe domostwa drewnem. Dzieje się to w kraju, który jest największym na świecie producentem gazu i gdzie temperatura w zimie w niektórych regionach spada do minus 50 stopni Celsjusza (-53° F).

Statystyki są przerażające. I dziś,  w XXI wieku – zaledwie  tylko 29.1 (55 %)  z 52,8 milionów gospodarstw ma dostep do gazu, elektryczności nie ma prawie 1,5 gospodarstw, a w 12.3 milionów  gospodarstw – do ubikacji trzeba wychodzic „za stodołę” . 

Ponad 3 tys. szkół nie posiada toalety i ubikacji. Z higieną – też nie najlepiej; prysznica i wanny – nie zna 5 milionów gospodarstw. Katastrofalnie jest też na polu mieszkalnicwa: W komunalnych „kwartirach” – mieszkaniach komunalnych, które są pozostałością z czasów Związku Radzieckiego – mieszka 1,3  miliona osób. Zajmują one oddzielny pokój, ale mają wspólną kuchnię i łazienkę. 

W okolicach BAM-u [bajkalsko-amurska magistrala] żyją ludzie, którzy od czasu budowy BAM-u  (zakończono w 2003) są pozostawieni praktycznie bez mieszkania, mieszkają w tymczasowych schroniskach, których nawet oficjalnie nie uznaje się za mieszkania. Ponadto nie ma możliwości umieścić ich na liście oczekujących na mieszkanie, ponieważ zamieszkują pomieszczenia niebędące pod względem formalno-prawnym mieszkaniami.

Dane statystyczne dotyczące ubóstwa są ciągle poprawiane. Sposób metodologii podawania liczby „biedaków”  w Rosji jest ciagle korygowany. Ubodzy w Rosji nie są już liczeni według minimalnego koszyka konsumpcyjnego, który się zmienił i ewoluował, ale też nie według modelu europejskiego. To sprawia, że ocena rzeczywistego stanu rzeczy na podstawie tych danych jest nieczytelna i trudna do komentowania.

I o to chodzi !

Obok ubóstwa – wielkim problemem Rosji putinowskiej jest alkoholizm.  70 proc. mężczyzn na Dalekim Wschodzie umiera przed 35-tym rokiem życia z powodu chronicznego alkoholizmu i wypadków spowodowanych psychozami. Według raportu rosyjskiego ministerstwa zdrowia mieszkańcy Dalekiego Wschodu dziesiątkowani są przez alkohol. „Rosyjskiego” tempa w piciu nie wytrzymują choćby Czukczowie czy Buriaci. Dla wielu zsowietyzowanych Czukczów czy Jakutów libacje kończą się często tak, że mężczyźni po wódce biegają po lesie, strzelając do siebie czy się okaleczając. Według rankingu najbardziej lubujące się w alkoholu regiony to: dwa dalekowschodnie obwody — magadański na Dalekim Wschodzie (rocznie 14,1 litra czystego spirytusu na głowę– 1 miejsce) i i obwód sachaliński u wybrzeży Morza Japońskiego (13 litra na głowę – 3 miejsce). Druga jest Moskwa (13,3 litra rocznie na osobę !

Omawiajac standarty życia w Rosji – nie można pominąć rozpowszechnienia się chorob HIV i AIDS w tym kraju. Oficjalnie liczba osób zakażonych wirusem w ciągu roku rośnie tam o ponad 5 proc. Około 1,5 miliona ludzi w Rosji, czyli 1% ze 148 milionów Rosjan, jest zarażonych HIV, z których część nie zdaje sobie z tego sprawy. Tymi danymi zaniepokojena jest ONZ. Apeluje ona do Kremla o reakcję i określa Rosję „epicentrum światowej epidemii HIV”.

I jest jeszcze jeden problem, wyhodowany przez stalinizm, pielęgowany przez ZSRR, który szczególnie przybrał na sile podczas ponad dwudziestoletnich rządów Putina: walka z wolnością słowa, z wolnymi mediami, w ogóle – walka z opozjonistami.

Od czasu przejęcia władzy przez Putina – Kreml z coraz większą bezwzględnością likwiduje niezależnych dziennikarzy. Za jego rządów –  zabito ich  stu pięćdzisięciu osmiu  158. Tym samym Rosja jest piątym państwem na świecie – po Iraku, Filipinach, Syrii i Algierii, pod względem śmiertelności ludzi mediów. Zagrożeni są też ci dziennikarze, którzy wyemigrowali po rozpęteniu  wojny na Ukrainie. Niezależna organizacja Reporterzy bez  Granic, szacuje, że  ok.300 osób wyjechało z Rosji, bo cenzura mediów, blokowanie wiadmości, uznawanie ich za „zagranicznych agentow” (żywcem przejęte ze słownictwa sowieckiego), spowodowały, że praca dziennikarza we własnym kraju stała się niemożliwa. Zamilkły takie media, jak „Novaja Gazieta”, radio Echo Moskvy, telewizja Deszcz. Wśród wielu zamordowanych przez reżim Putina – nie wolno zapomnieć o Annie Politkowskiej z „Novaja Gazieta”, mówiącej prawdę o wojnie w Czeczenii, zastrzelonej w drzwiach własnego domu; jest jeszcze Igor Dominkov (zastrzelony w 1999) , Jurij Szczekoczychin ( 2003);  Paul Klebnikov (red. nacz. Forbesa; 2004) , ;  Natalia Estemirova, , Maksim Borodin, Wiktor Popkow, Stanislav Markielov (odznaczony posmiertnie Pokojowa Nagroda Nobla ), Anastazja Baburova – (wszyscy zamordowani na terenie Rosji w 2009 roku). „Ręka socjalistycznej sprawiedliwości” dosiegła też dziennikarzy, którzy wyjechali za granicę: Jelena Kosituczenko, Irina Bablojan, .Natalia Arno.  Lista zamordowanych jest dluga, Krew tych ofiar spoczywa na rękach człowieka, który po raz czwarty staje do wyborów prezydenckich. Do nich – Kreml już kilka miesięcy temu rozpoczął przygotowania do głosowania, w którym – według medialnych doniesień –„Władimir Putin chciałby zdobyć więcej głosów niż w poprzednich wyborach“. Gubernatorzy zostali poinstruowani, aby zapewnić frekwencję na poziomie co najmniej 70 proc. Już w poprzednich wyborach, w roku 2018 – „udział” w nich Putina został nazwany „rekordem stachanowskim”, więc czym będzie tegoroczny ?. W mediach mówi się, że w tych wyborach na przeszkodzie do osiągnięcia prezydentury może stanąć były deputowany do rosyjskiej Dumy, (sprzeciwiający się putinowskiej wojnie na Ukrainie) – Borys Nadieżdżin. 

Został on (na razie) dopuszczony przez Centralną Komisję Wyborczą do etapu zbierania podpisów (ku „niezadowoleniu” Putina – tłumy Rosjan składają masowo podpisy!). Nie pozwolono za to zbierać ich innej, niezależnej kandydatce Jekatierinie Duncowej. Należy dodać, iż o ile Duncowa na pewno nie miała nic wspólnego z Kremlem, to w przypadku Nadieżdżina już nie ma takiej pewności. Obecnie jest 11 podstawionych kandydatów na prezydenta. Kreml ich potrzebuje, aby zapewnić pozory rywalizacji, nawet jeśli wynik jest z góry przesądzony.

]]>
https://gwiazdapolarna.net/nowy-wspanialy-swiat/feed/ 0
Żegnaj, szampanie https://gwiazdapolarna.net/zegnaj-szampanie/ https://gwiazdapolarna.net/zegnaj-szampanie/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:16:15 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1570 Globalne ocieplenie i forsowane na siłę zmiany stylu życia, by zapobiec zagładzie świata, już wkrótce mogą pozbawić nas wielu przyjemności. Począwszy od jazdy samochodem, a na jedzeniu i piciu kończąc.

Według platformy badawczej zajmującej się przeciwdziałaniom zmianom klimatycznym, na świecie może wkrótce zabraknąć szampana. Firma stwierdziła, że zmieniający się klimat może zagrozić popularnemu świątecznemu napojowi. Zbierane dane po przetworzeniu przez sztuczną inteligencję sugerują, że setki odmian winorośli mogą być na skraju wyginięcia, w tym winogrona, z których powstaje szampan, takie jak pinot noir, chardonnay i merlot. Do roku 2050 osoby pijące szampana i wino mogą się z tymi trunkami pożegnać. Jeśli więc szczególnie lubimy butelkę wina z określonego regionu, już teraz powinniśmy się nią cieszyć bez ograniczeń, póki nie jest za późno.

Wyjątkowy smak szampana powstaje w wyniku połączenia ciepłych i słonecznych dni zapewniających bogaty smak i chłodnych nocy zapewniających kwaśne, rześkie uczucie. Jednak w miarę ocieplania się klimatu te chłodne noce mogą zanikać. To stawia hodowców w bardzo trudnej sytuacji. W świetle zmieniającego się klimatu niektórzy hodowcy będą musieli przenieść produkcję na północ, aby wykorzystać chłodniejsze dni. W miarę jak hodowla winorośli zacznie się przenosić w inne miejsca, ucierpią na tym tradycyjne regiony znane z produkcji szampana.

Szampan obecnie pochodzi z jednego regionu Francji. Dochód z eksportu win francuskich wynosi ponad 9 miliardów dolarów, co stanowi 16 proc. całej światowej sprzedaży win. Jak podają statystyki, w 2021 r. plantatorzy szampana odnotowali najmniejsze zbiory od 1957 r. z powodu ekstremalnych zjawisk pogodowych. Wino musujące można produkować wszędzie, ale szampana można produkować tylko w Szampanii. Zmiany mogą mieć kluczowe znaczenie dla francuskiej gospodarki i mieć wpływ na sytuację setek tysięcy pracowników branży.

Hodowcy win we Francji i we Włoszech będą musieli stawić czoła wielu wyzwaniom, by przetrwać, w miarę jak zmienia się klimat w dotychczasowych regionach upraw. Będą im potrzebne opracowania prognoz klimatycznych dla konkretnych lokalizacji. Może to mieć wpływ na to, jakie odmiany będą uprawiane, a także, gdzie i kiedy będą sadzone. Dzięki temu hodowcy będą wiedzieć, czy w danym miejscu można liczyć na długofalowe korzystne warunki klimatyczne.

Nie powinniśmy jednak popadać w skrajny pesymizm co do winnych preferencji. Całkowite wyginięcie winorośli nam nie grozi, ponieważ w wielu regionach i w różnych krajach uprawia się winogrona takie jak chardonnay i pinot noir. Jest jednak prawdopodobne, że klimat w regionie Szampanii stanie się mniej odpowiedni dla uprawy, co oznacza, że produkowany tam szampan będzie inny i prawdopodobnie gorszej jakości. 

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net

]]>
https://gwiazdapolarna.net/zegnaj-szampanie/feed/ 0
Widziane z Chicago https://gwiazdapolarna.net/widziane-z-chicago-4/ https://gwiazdapolarna.net/widziane-z-chicago-4/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:13:58 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1564 To nie czas DeSantisa

Trump wygrywa New Hampshire

MAREK BOBER

Było do przewidzenia, że – jeśli nie nadejdą polityczne kataklizmy – w walce o Biały Dom liczyć się będą Joe Biden i Donald Trump. Tak samo było do przewidzenia, że po stronie republikanów ubywać będzie kontrkandydatów byłego prezydenta.

– Dla Ameryki nadszedł czas wyboru – powiedział Ron DeSantis. – Możemy pozwolić na inwazję na naszą granicę lub ją zatrzymać. Możemy zdecydować o zaciąganiu lekkomyślnych pożyczek i wydatków lub możemy zdecydować się na ograniczenie rządu i obniżenie inflacji. Możemy wybrać indoktrynację polityczną lub możemy wybrać edukację klasyczną. Te wybory dotyczą zasadniczej walki o przetrwanie konstytucyjnego rządu i przetrwanie zachodniej cywilizacji

Popyt nie był duży

DeSantis, nadzieja konserwatywnej Ameryki, były kongresman i aktualny gubernator Florydy, wycofał się z walki dwa dni przed prawyborami w New Hampshire i udzielił poparcia Trumpowi. Nadzieje, że Partia Republikańska będzie miała młodego kandydata (DeSantis ma 45 lat), ale kogoś już ze sporym politycznym doświadczeniem i sukcesami, praktycznie od maja ub.r., kiedy gubernator ogłosił swój start, były płonne. I to z wielu względów, a najlepiej chyba oddał to publicysta National Review Philips Klein.

„Było i nadal będzie mnóstwo szczegółowych doniesień na temat różnych błędów kampanii, które spowodowały jego upadek z początkowej, konkurencyjnej pozycji we wczesnych sondażach do odległego drugiego miejsca w Iowa, co zmusiło go do wycofania się z wyścigu przed prawyborami w New Hampshire – pisze Klein. – Jednak najbardziej podstawowym wyjaśnieniem tego, co przydarzyło się DeSantisowi, jest to, że zanim jego kampania nabrała tempa, popyt na sprzedawany przez niego produkt po prostu nie był zbyt duży”.

Można rzeczywiście wytykać wiele błędów kampanii DeSantisa, ale jeden jest banalnie prosty: to nie był jego czas, to nie był moment na duży skok w politycznej karierze.

„Przypomniała mi się historia Peletonu – pisze Klein. – W czasie pandemii ta firma produkująca rowery stacjonarne i aplikacje fitness została zalana klientami, którzy chcieli utrzymać formę, gdy siłownie były zamknięte, a nie nadążała za popytem. Ale kiedy Covid ustąpił i życie wróciło do normy, ludzie chcieli wrócić na siłownie. W rezultacie popyt się załamał, pozostawiając firmę z nadwyżką zapasów, co zmusiło ją do przeprowadzenia kilku rund cięć kosztów i restrukturyzacji, aby uspokoić inwestorów. Akcje, które w grudniu 2020 r. osiągnęły najwyższy poziom prawie 163 dolarów za akcję, są obecnie notowane po cenie poniżej 6 dolarów”.

Iowa jednoznacznie

Najpierw sygnał dała Iowa. Wygrał zdecydowanie Trump, zyskując 51 proc.; DeSantis miał 21 proc., a była gubernator Karoliny Południowej i ambasador przy ONZ Nikki Haley zdobyła 19 proc. – Ogłoszono wyniki w stanie Iowa i jest jasne: Donald Trump jest oficjalnym faworytem w walce o nominację republikanów na prezydenta w 2024 r. – przyznał natychmiast prezydent Biden. – Teraz musimy pracować jeszcze ciężej. Jeśli Donald Trump jest naszym przeciwnikiem, możemy spodziewać się podłych ataków, niekończących się kłamstw i ogromnych wydatków.

Po największym w historii zwycięstwie w prawyborach w Iowa (lata temu ówczesny senator Bob Dole wygrał różnicą niecałych 13 proc.) Trump wygłosił przemówienie, którego lewicowe telewizje CNN i MSNB nawet nie transmitowały. 

– Uważam, że naprawdę nadszedł czas, aby wszyscy – nasz kraj – zjednoczyli się – powiedział. – Chcemy się zjednoczyć. Bez względu na to, czy jesteśmy republikaninem czy demokratą, liberałem czy konserwatystą byłoby miło, gdybyśmy mogli się zjednoczyć i wyprostować świat, rozwiązać problemy i przeciwstawić się wszechobecnej śmierci i zniszczeniu, których jesteśmy świadkami.

Konkurenci odpadają

Pomimo ataków medialnych, pozwów sądowych i wysiłków establishmentu Partii Republikańskiej mających na celu zniszczenie Trumpa i wypchnięcie go z wyścigu wyborczego, stało się inaczej. – Mieszkańcy stanu Iowa wstali i powiedzieli: nie, to nasz kandydat – tak oznajmił Newt Gingrich, były republikański spiker Izby Reprezentantów. – Trump jest kandydatem republikanów. Każdy, kto jest z tego powodu zdenerwowany, musi sobie z tym poradzić. Wyścig zakończy się faktycznie przed superwtorkiem 5 marca. Moim zdaniem to się już stało.

Gingrich, wytrawny polityk i analityk, doskonale widział, że prawybory w Partii Republikańskiej już dawno się skończyły i tylko z formalności należy je przeprowadzić. 

Przed prawyborami w Iowa wycofał się najzacieklejszy krytyk Trumpa, były gubernator New Jersey Chris Christie. Po nich odpadł biznesmen i filantrop Vivek Ramaswamy i poparł Trumpa. Przed New Hamsphire odpadł wspomniany DeSantis. Pozostała Nikki Haley. I tylko ona mogła powalczyć w New Hamsphire.

Haley walczy

Nie przegrała dramatycznie, bo 54 do 44 proc., przy czym trzeba pamiętać, że na Trumpa głosy oddało aż 75 proc. zarejestrowanych republikanów (w New Hampshire głosy mogli oddawać także wyborcy niezależni). Wyglądając na zadowoloną oznajmiła, że wyścig „jest daleki od zakończenia”.

Zauważyła, że „nominacja Trumpa to zwycięstwo Bidena i prezydentura Kamali Harris”. Dodała, że „z łatwością” pokona Bidena. – W przypadku Donalda Trumpa – mówiła – mamy jeden chaos za drugim. Jakaś sprawa sądowa, jakaś kontrowersja, jakiś tweet. Nie da się naprawić chaosu Joe Bidena chaosem republikanów.

Haley liczy na dobry wynik w swoim rodzinnym stanie, Karolinie Południowej. Jeśli się jednak weźmie pod uwagę, że wszyscy republikańscy kandydaci na prezydenta wydali ponad 167 milionów dolarów na przegrane wysiłki mające na celu pokonanie Trumpa w New Hampshire i Iowa – niekoniecznie tak musi być. Całości obrazu dopełnia fakt, że z faktyczną nominacją Trumpa pogodził się już obóz Bidena. Przyznała to menadżerka kampanii prezydenta, Julie Chavez Rodriguez, oświadczając jednocześnie, że „antywolnościowy ruch MAGA zakończył przejmowanie Partii Republikańskiej”. Dodała: – Trump zmierza prosto do pojedynku w wyborach powszechnych, gdzie zmierzy się z jedyną osobą, która kiedykolwiek pokonała go przy urnie: Joe Bidenem.

Pytanie tylko, czy Biden naprawdę wystartuje w wyborach. To jeszcze 10 długich miesięcy.

Marek Bober

Zdjęcie

Donald Trump w czasie kampanii przed konwentyklami w Iowa. Sioux Center, 5 stycznia 2024 r.

fot. Donald J. Trump/Facebook

]]>
https://gwiazdapolarna.net/widziane-z-chicago-4/feed/ 0
Granica bezprawia https://gwiazdapolarna.net/granica-bezprawia/ https://gwiazdapolarna.net/granica-bezprawia/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:12:00 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1557 Jedną z podstaw obecnie dominującej ideologii liberalno-lewicowej, która wiele wyjaśnia stan rzeczy w USA, jest niechęć egzekwowania prawa i karania bandytów czyniących zło. Pierwszorzędnym tego przykładem jest sytuacja na granicy z Meksykiem, gdzie „spotykamy” rekordową liczbę nielegalnych emigrantów, którzy tysiącami dziennie bez trudu przedostają się do wnętrza USA.

Jak na dłoni widać, że strategia Joe Bidena polegająca na przeznaczaniu miliardów dolarów na pomoc dla Ameryki Łacińskiej, by u źródeł ograniczyć imigrację, wymyślaniu bezsensownych przepisów zwolnienia warunkowego mających na celu wykreślenie z rejestru nielegalnych imigrantów do Stanów i wpuszczaniu jeszcze większej ich liczby z powrotem, całkowicie się nie powiodła. Wymówką Bidena, by zwalniać warunkowo miliony, zamiast aresztować na granicy i wysyłać z powrotem, skąd przyszli, jest udawanie, że wszyscy ubiegają się o azyl. Aby zakwalifikować się do otrzymania azylu, trzeba udowodnić, że ucieka się przed prześladowaniami w swoim kraju. Samo życie w biednym kraju i chęć podjęcia pracy w USA nie wystarcza, bo w przeciwnym razie po co w ogóle mają istnieć wizy wjazdowe? Demokratów to jednak nie rusza i nadal granica praktycznie pozostaje otwarta dla wszystkich, łącznie z potencjalnymi terrorystami.

Sondaże społeczne wskazują jednoznacznie, że ponad 60 proc. społeczeństwa nie aprobuje sposobu, w jaki Joe Biden radzi sobie z imigracją. Inne sondaże przeprowadzone przed nadchodzącymi prawyborami wskazują, że 80 proc. wyborców w New Hampshire i 85 proc. z Iowa chce kandydata Partii Republikańskiej, który deportowałby miliony nielegalnych imigrantów. Nawet wśród Latynosów z Teksasu 40 proc. ankietowanych zgodziło się z koncepcją deportacji nielegalnych imigrantów.

Każdy, kto poważnie myśli o bezpieczeństwie granic lub reformie imigracyjnej, wie, że jedynym sposobem na ograniczenie obecnej niekontrolowanej masowej migracji z jej następstwami w postaci przemytu narkotyków, załamaniu budżetów „przyjaznych” miast pod rządami demokratów, jest przywrócenie wiarygodnego egzekwowania prawa. W przeciwnym razie, podobnie jak narkomani w Portland, czarni złodzieje samochodów w Waszyngtonie, bandy wyrostków plądrujące sklepy w Chicago, nielegalni cudzoziemcy nie będą się powstrzymywać od dalszego łamania prawa.

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net

]]>
https://gwiazdapolarna.net/granica-bezprawia/feed/ 0