Prosto z Polski – Gwiazda Polarna https://gwiazdapolarna.net Dwutygodnik polonijny Tue, 07 May 2024 19:00:25 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.4 Stacja Arsenał https://gwiazdapolarna.net/stacja-arsenal/ https://gwiazdapolarna.net/stacja-arsenal/#respond Tue, 07 May 2024 19:00:23 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1649 Tytuł nie dotyczy problemów warszawskiego metra, a stacja o takiej nazwie w rzeczywistości istnieje. Metro funkcjonuje tam prawidłowo, zgodnie z harmonogramem. Warunki podróżowania są odpowiednie, jest bezpiecznie, nikt nie narzeka, nikogo się nie boi. Diametralnie różna sytuacja panuje w Nowym Jorku. Miasto rządzone przez demokratycznego burmistrza i prokuratora generalnego boryka się z lawinowym wzrostem przestępczości.

Za każdym razem, gdy dochodziło do brutalnej napaści na osoby korzystające z transportu publicznego, lokalni urzędnicy głowili się, co z tym fantem zrobić. Odpowiedzią na problem jest zmilitaryzowana komunikacja miejska. Jednak tak drastyczna decyzja gubernator Nowego Jorku Kathy Hochul na wzrost przestępczości prawdopodobnie albo pogorszy problem, albo stworzy zupełnie nowe problemy.

Sprowadzone do miasta jednostki Gwardii Narodowej pomagają głównie w przypadku klęsk żywiołowych. Większość tego personelu to nie policjanci, nie znają koniecznych procedur, prawa konstytucyjnego i powiązanych z nim ustaw dotyczących swobód obywatelskich. Rozmieszczenie uzbrojonego personelu Gwardii Narodowej w nowojorskim metrze może doprowadzić do tragedii, której łatwo uniknąć. Zamiast tego, trzeba ze stanowych funduszy dofinansować miejską policję, niech ona ma warunki i możliwość zaprowadzenia porządku i bezpieczeństwa.

Jednostki amerykańskiej Gwardii Narodowej są częścią polityki wojskowej przyjętej po wojnie w Wietnamie, kiedy zakończono obowiązkowy pobór do wojska i powstały w kraju wyłącznie ochotnicze siły zbrojne. Gwardia zapewnia znaczą część siły bojowej – jednostek pancernych, piechoty, artylerii i inżynierii – potrzebnych do wzmocnienia regularnych jednostek w przypadku wojny. Jej członkowie są szkoleni przede wszystkim do walki, zabijania i wygrywania w konfliktach zbrojnych. Czy umiejętności te i takie nastawienie potrzebne są, by zapewnić bezpieczeństwo w wagonach metra? Czy nastąpił gwałtowny wzrost napadów w systemie komunikacji miejskiej? Tak. Ale czy metro stało się strefą wojny wymagającą militarnej reakcji? Raczej nie. Napadów jest więcej, nikt do końca nie może czuć się bezpiecznie, na dodatek miasto zalała fala imigrantów. Wszystko to jednak nie uzasadnia rozmieszczenia blisko tysiąca żołnierzy przeszkolonych do prowadzenia wojny na polu bitwy.

Gubernator Hochul najwyraźniej postanowiła wziąć przykład z Donalda Trumpa, który zachęcał do wykorzystania jednostek Gwardii Narodowej, by zabezpieczyć południową granicę państwa i powstrzymać nielegalny napływ imigrantów. Tam takie jednostki zdadzą egzamin. Natomiast na stacjach metra uzbrojeni po zęby żołnierze przeszukujący damskie torebki wyglądają co najmniej dziwnie i jest to działanie wyłącznie na pokaz. Nic sobie z tego nie robią bandyci, którzy swoje pałki czy noże mogą spokojnie ukryć w kieszeni kurtki i wejść na stację. Zatrudnienie Gwardii Narodowej to taktyczna zagrywka demokratów, by odwrócić uwagę mieszkańców od skutków łagodnego traktowania przestępców przez prokuratorów. Bandyci i złodzieje powinni siedzieć w więzieniach, a nie być wypuszczani na wolność i terroryzować miasto.

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net 

]]>
https://gwiazdapolarna.net/stacja-arsenal/feed/ 0
Brutalna kampania, bezprecedensowy wynik  https://gwiazdapolarna.net/brutalna-kampania-bezprecedensowy-wynik/ https://gwiazdapolarna.net/brutalna-kampania-bezprecedensowy-wynik/#respond Mon, 11 Dec 2023 21:06:19 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1485 Robert Strybel

„Te profesjonalne instrumenty mobilizacji mas to: przesada, kłamstwo, kalumnia, potwarz, psychoza, groźba, resentyment, lęk (…) Uzyskana w ten sposób frekwencja nie jest niczym dobrym, bo zmobilizowana wspólnota, która ruszyła do urn, pokazuje coraz bardziej nikczemne oblicze” – pisze z właściwą sobie troską i pryncypialnością Jan Maria Rokita. Pamięć o nim cofnie nas do roku 2005, kiedy w całym kraju pojawiły się bilbordy zachęcające do głosowania na „Premiera z Krakowa” (Rokitę) oraz „Prezydenta z Kaszub” (Tuska). Jak wiadomo, nie spełniły się bilbordowe apele, gdyż w obu wyborach upokarzającą porażkę zadało Platformie Obywatelskiej Prawo i Sprawiedliwość.

Zamiast zapowiadanej jeszcze w trakcie ówczesnej kampanii wyborczej „wielkiej koalicji parlamentarnej” PO-PiS powstał niesławny, dzielący Polaków platformerski „przemysł pogardy”. Przy okazji kolejnej podwójnej porażki zadanej PO przez PiS w roku 2015 jego wcieleniem była „totalna opozycja” (chwilami bardziej pasowałby przymiotnik „totalitarna”), która walczyć będzie „ulicą i zagranicą”. I pod tym względem nic się nie zmieniło do dziś. Choć Rokita trafnie opisał platformerski arsenał broni, w polityce niestety taka właśnie taktyka bywa najskuteczniejsza. 

Zarówno Platforma, jak i PiS miały swoje żelazne elektoraty, które, co by nie było, zawsze głosują na swoją partię. Tuskowi jednak udało się także zmobilizować niezdecydowanych, kobiety (m.in. z głośnego przed paru laty proaborcyjnego „strajku kobiet”) oraz młodych wyborców głosujących po raz pierwszy w życiu. PiS natomiast głównie przekonywał przekonanych. Sondaże przekonały Tuska, że samodzielnie Platforma nie wygra, więc przezornie zmontował trójpartyjną koalicję. Te same sondaże zapowiadały, że PiS może nie uzyskać większości sejmowej, i tak też się stało. Wprawdzie wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość, ale straciło przy tym większość sejmową.

Platforma Obywatelska Donalda Tuska startowała w wyborach jako Koalicja Obywatelska z prokapitalistyczną mini-partią Nowoczesną oraz garstką Zielonych. Przed wyborami zawiązała nieformalną koalicję z centro-prawicową Trzecią Drogą (Polska 2050 Szymona Hołowni i PSL) oraz Nową Lewicą (ekskomuniści i LGBT). Dla „totalnej opozycji” był to strzał w dziesiątkę. Przypomnijmy: według podanych przez Państwową Komisję Wyborczą oficjalnych wyników wyborów parlamentarnych PiS uzyskało 35,38 proc. głosów, KO – 30,7 proc., Trzecia Droga – 14,4 proc., Nowa Lewica – 8,61 proc. a Konfederacja – 7,16 proc. 

Dla PiS przełożyło się to na 194 mandaty, KO uzyskała ich – 157; Trzecia Droga – 65; Nowa Lewica – 26; Konfederacja – 18. Języczkiem u wagi jak widać była Trzecia Droga. Jej 65 mandatów dałoby PiS bezpieczną większość 259 posłów w 460-osobowym Sejmie. Pod kątem wartości konserwatywnych dla PiS Trzecia Droga stała się jeszcze bardziej atrakcyjna, gdy lider PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz, oświadczył, że nigdy nie podpisałby umowy koalicyjnej zmuszającej jego posłów do głosowania za aborcją na żądanie. Problem w tym, że lider ludowców z góry wykluczył jakiekolwiek dogadanie się z PiS.

Zdobywając jedynie 157 mandatów, partia Tuska wraz z Trzecią Drogą (65) miałaby w sumie zaledwie 222 mandatów, a minimalna większość to 231. Dla wszelkiej pewności Tusk do swej koalicji parlamentarnej zaprosił Nową Lewicę (26 mandatów), co dało mu większość liczącą 248 posłów. Nie do przyjęcia była kontrowersyjna, endecko-prorosyjska Konfederacja, która miała zaledwie 18 mandatów. 

Tuż po ogłoszeniu oficjalnych wyników uważająca się za zwycięzcę opozycja zaczęła coraz natarczywiej ponaglać prezydenta, aby powierzył jej uzgodnionemu kandydatowi Tuskowi misję utworzenia rządu. Były i pochlebstwa podkreślające godność głowy państwa i szantaż moralny, że jeśli tego nie zrobi, „to nie będzie prezydentem wszystkich Polaków”, jak sam się kiedyś określił. Ekskomunista Włodzimierz Czarzasty, lider Nowej Lewicy, najmniejszego członka tuskowej koalicji, oznajmił wręcz: – Chcę panu powiedzieć: koniec kombinowania. Jest większość w Sejmie, która wyłoni rząd bez względu na drogę, jaką pan pójdzie!

Prezydent jednak nie uległ tej presji i postanowił iść tradycyjną drogą. Najpierw chciał z osobna przekonsultować sytuację z wszystkimi partiami, które dostały się do Sejmu. Kolejność tych spotkań będzie według liczby uzyskanych głosów, stąd na pierwszy ogień poszedł PiS. Następnie KO, Trzecia Droga, Nowa Lewica i Konfederacja. Po konsultacjach zarówno sam prezydent, jak i delegaci poszczególnych ugrupowań zgodnie orzekli, że rozmowy były merytoryczne i odbyły się w dobrej, partnerskiej atmosferze. Ale zwróciły na siebie uwagę słowa rzecznika PiS, który powiedział: – Piłka w grze, nic nie jest przesądzone. Na opozycję padł blady strach. – Co ten cały Duda knuje? – to reakcja jednego z działaczy KO.

Wyrażano obawy, że wespół z prezydentem Kaczyński i jego zaplecze znajdzie sposób na wydłubywanie posłów z opozycyjnego trójprzymierza a nawet wykorzysta służby specjalne, by naciskiem, szantażem i groźbą zmusić ich do zmiany lojalności. Prezydent nie uległ tej psychozie i spokojnie oznajmił, że nazajutrz podsumuje wyniki wielopartyjnych konsultacji. Teraz opozycja była święcie przekonana, że Duda wreszcie powierzy Tuskowi misję utworzenia rządu, ale ponownie gorzko się zawiodła.

Zamiast wyznaczyć Tuska na premiera, prezydent powiedział: – Mamy dzisiaj dwóch poważnych kandydatów do stanowiska premiera. Mamy dwie grupy, które twierdzą, że mają większość. Jedną grupą jest Zjednoczona Prawica, drugą jest Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga oraz Lewica. Zgodnie z tradycją w pierwszej kolejności Duda powierzył misję stworzenia rządu premierowi Morawieckiemu, kandydatowi ugrupowania, które zdobyło najwięcej głosów. Wyznaczył też pierwsze posiedzenie nowego Sejmu na 13 listopada.

Wśród opozycji zawrzało. – Dlaczego przeciąga sprawę, jak mógł od razu wyznaczyć Tuska na premiera? – gniewnie pytali jego adwersarze i sami opowiadali: – Chyba chce dać PiS więcej czasu na niszczenie dowodów swoich nadużyć i przestępstw. Obliczyli też, że przez te zwłoki Tusk może stanąć na czele rządu dopiero w grudniu i może zabraknąć czasu na uporanie się z budżetem. Zaczęły też krążyć różne inne domysły i spekulacje. Poseł PSL Władysław Bartoszewski zasugerował, że „Tusk wcale nie jest najlepszym kandydatem na premiera rządu” i wyjaśnił: – Premierem musi być polityk, który cieszy się zaufaniem wszystkich i nie jest kontrowersyjny. Jak powiedział tygodnikowi Wprost, takim jego zdaniem byłby szef PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz. 

Przypomniano sobie, że choć zwyczajowo na premiera wyznacza się na ogół szefa zwycięskiego ugrupowania, nie jest to jednak wymóg konstytucyjny. Prezydent ma pełną swobodę wyboru kandydata według własnego uznania i to wcale nie musi być jeden z nowo wybranych posłów ani nawet polityk. Co by się działo, gdyby Duda powierzył misję zbudowania rządu Kosiniakowi-Kamyszowi, tłumacząc, że mega-spolaryzowanej Polsce obecnie potrzebne są spokój, umiar i pojednanie, nie ciąg dalszy niszczycielskiej wojny polsko-polskiej? Potrzebny jest wyrozumiały, niekonfrontacyjny szef rządu, który łączy a nie dzieli. 

Gdyby Sejm wyraził wobec takiego kandydata wotum nieufności, wówczas zadanie wyznaczenia premiera przypadłoby posłom, a w tym przypadku wybór prawdopodobnie znów padłby na Tuska. Gdyby tym razem i ten nie uzyskał zaufania izby, inicjatywa ponownie przeszłaby do prezydenta, który wyznacza tymczasowego premiera i ogłasza nowe wybory. Czy byłby możliwy jeszcze inny scenariusz? Tusk staje przed Sejmem i uroczyście oświadcza, że dla spokoju, bezpieczeństwa i dobra kraju jest gotów poświęcić się i poprzeć kandydaturę wyznaczonego przez prezydenta Kosiniaka-Kamysza. Wówczas, w bohaterskiej aurze tego, co wyżej stawia dobro Polski nad własne interesy, Tusk miałby otwartą drogę do przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Tym bardziej że PiS jeszcze nie ma na tę rywalizację wiarygodnego kontrkandydata.

Zanim jednak dojdzie do przyszłorocznych wyborów prezydenckich, czeka Polskę rok kohabitacji wrogiej opozycji z wywodzącą się z obcego, bo pisowskiego obozu głową państwa. Platforma ma w tym względzie bogate doświadczenie. Tusk nie przepuszczał żadnej okazji w czasie ówczesnej kohabitacji, by prezydenta Lecha Kaczyńskiego publicznie upokorzyć, nawet odmawiając mu skorzystania z samolotu rządowego. A po jego śmierci w katastrofie smoleńskiej platformersi sprzeciwiali się uhonorowania śp. Prezydenta pomnikiem i przemianowania jednej z ulic warszawskich jego imieniem. 

]]>
https://gwiazdapolarna.net/brutalna-kampania-bezprecedensowy-wynik/feed/ 0
Wołowina na kartki https://gwiazdapolarna.net/wolowina-na-kartki/ https://gwiazdapolarna.net/wolowina-na-kartki/#respond Mon, 11 Dec 2023 20:33:05 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1471 Aktywiści na rzecz poprawy klimatu od początku swej walki twierdzą, że jednym z największych czynników powodujących kryzys klimatyczny, odpowiadającym za jedną trzecią emisji gazów cieplarnianych na planecie, jest produkcja żywności, z mięsem – zwłaszcza wołowiną – na czele. Najbardziej w walce na steki dostaje się Stanom Zjednoczonym, które są największym konsumentem wołowiny na świecie, ale tak naprawdę na celowniku jest niewielki odsetek społeczeństwa, od dłuższego już czasu obwiniany za antyspołeczną i radykalną postawę.

Kim jest więc te 12 proc., które konsumuje bez umiaru wołowinę, narażając się zdaniem naukowców na ryzyko zapadnięcia na chorobę serca, ci, którzy nie lubią znacznie zdrowszych kurczaków i fasoli? To mężczyźni i osoby w wieku 50 do 65 lat w większości należeli do grupy, którą badacze określili jako „nieproporcjonalnie zjadający wołowinę”. W badaniu przeanalizowano jadłospisy dotyczące diety ponad 10 tys. dorosłych Amerykanów w okresie ostatnich czterech lat. I w ten sposób znowu zawężono grupę niepoprawnych konsumentów. Biali ludzie częściej jedli więcej wołowiny w porównaniu z innymi grupami rasowymi i etnicznymi, takimi jak Amerykanie rasy czarnej i pochodzenia azjatyckiego.

Z badania wynika, że nastoletni chłopcy spożywają średnio więcej mięsa niż zalecają wytyczne, by wychowywać nas na mięczaków, a w przypadku dorosłych mężczyzn dystans od zaleceń jest jeszcze większy. Dociekliwi eksperci twierdzą, że istnieją głębokie historyczne i kulturowe powody, dla których spożycie wołowiny jest wyższe w przypadku mężczyzn i chłopców. „Istnieje związek między spożyciem mięsa a męskością”– grzmią eksperci. Historycznie rzecz biorąc, bycie człowiekiem sukcesu w Ameryce (co też obecnie nie jest mile widziane) oznaczało jedzenie wołowiny. Stąd biorą się pomysły zastąpienia spożycia mięsa substytutami pochodzenia roślinnego. Ale czy to możliwe? Raczej nie, biorąc pod uwagę, jak zakorzenione są nasze nawyki żywieniowe.

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net

]]>
https://gwiazdapolarna.net/wolowina-na-kartki/feed/ 0
Wiek temu szliśmy do niepodległej ojczyzny – Polski  https://gwiazdapolarna.net/wiek-temu-szlismy-do-niepodleglej-ojczyzny-polski/ https://gwiazdapolarna.net/wiek-temu-szlismy-do-niepodleglej-ojczyzny-polski/#respond Mon, 11 Dec 2023 20:32:18 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1469 Katarzyna Murawska

11 listopada mija 105. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Wszystkim, a szczególnie tym, dla których jest to historia bardzo odległa, warto przypomnieć, jak wielki udział w tym dziele miała Polonia, której my też jesteśmy cząstką. Jesteśmy przecież biologicznymi i duchowymi wnukami i prawnukami tych, którzy żyli ideą wolnej Polski. Dziś jej niepodległość znowu jest zagrożona i naszym obowiązkiem jest stanąć w jej obronie. 

Mamy prawo do niepodległości… 

Od momentu wymazania Polski z mapy świata, każde pokolenie składało w ofierze daninę z życia najlepszych swoich synów, aby ojczyznę wskrzesić, aby jej byt narodowy przywrócić. Niestety, każde z kolejnych powstań przeciwko zaborcom – kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe – kończyło się upadkiem, tułaczką i emigracją, rozpamiętywaniem klęsk i snuciem planów na najbliższą przyszłość. Po tragicznie zakończonym zrywie styczniowym, w którym „poszli nasi w bój bez broni”, nastąpiło systematyczne materialne, biologiczne i duchowe wyniszczanie narodu polskiego, permanentne niszczenie jego bazy materialnej, kultury, szkolnictwa i historii. W takich, beznadziejnych wydawałoby się, chwilach grupa młodych patriotów lwowskich w oparciu o europejskie prądy filozoficzne – romantyzm i pozytywizm, stworzyła podwaliny pod nowy ruch, który w niedalekiej przyszłości stanie się orężem w walce o tożsamość narodową i kulturową, w walce o prawo do duchowego i fizycznego odrodzenia narodu. 7 lutego 1867 roku we Lwowie narodziło się Towarzystwo Gimnastyczne SOKÓŁ. 

Idea sokolstwa wyrosła na glebie uczuć narodowych i polskich dążeń niepodległościowych, a nade wszystko umiłowania wolności i ziemi ojczystej, zespolonej nierozerwalnie z kulturą łacińsko-chrześcijańską. SOKÓŁ miał być tym uniwersalnym spoiwem łączącym w czas niewoli zalety umysłu i wolę rodaków w monolit, zdolny we właściwej chwili sięgnąć po niepodległość, a po zdobyciu jej umieć ją zachować. Tylko w idealnym zespoleniu myśli i czynu można osiągnąć upragniony cel. Orzeł jako symbol narodowy nie miał w tamtym czasie prawa istnienia. Zastąpiono go innym symbolem, równie wymownym. Dalekowzroczny sokół w tradycji słowiańskiej był kojarzony z wolnością, sprawnością, wytrwałością i siłą oraz z niezawodnością ataku. Początkowo oddziały SOKOŁA skupiały się wokół Lwowa i w Galicji. Później były wszędzie tam, gdzie byli Polacy: w Niemczech, Rosji, Rumunii, Francji, Belgii, Holandii, Ameryce Północnej i Południowej a nawet w Tyflisie, na Kaukazie i w Charbinie w prowincji chińskiej. 

Rycerski etos SOKOŁA rodził się wraz z jego symbolami, oznakami, hasłami i wymogami natury etycznej. Myślą przewodnią ruchu sokolskiego było hasło wywodzące się z tradycji helleńskiej, odnoszące się do harmonijnego rozwoju fizycznego i duchowego: „w zdrowym ciele zdrowy duch”, ale obok tego funkcjonowało też patriotyczne zawołanie: „Czołem Ojczyźnie, szponem wrogowi!”. Gniazda – placówki ruchu sokolskiego za swoich patronów obierały sławnych Polaków – żołnierzy. Bez wątpienia pierwszym wśród nich był naczelnik Tadeusz Kościuszko. Do wielu cnót obowiązujących w SOKOLE, takich jak: uczciwość, punktualność, odpowiedzialność, wytrwałość, obowiązkowość i odwaga, należało też braterstwo stawiające w karnym, wojskowym szyku sokolich druhów, niezależnie od ich statusu społecznego i majątkowego. Pod sokolim sztandarem w jednym szeregu zgodnie stawali przedstawiciele inteligencji, rzemieślnicy, arystokraci, robotnicy, oświeceni mieszczanie i włościanie. Z ruchu sokolskiego wywodzi się też polski skauting, czyli harcerstwo. 

Mało znany jest naszym rodakom udział SOKOŁA w walkach o niepodległość kraju. Więcej słów napisano o jego działalności gimnastyczno-sportowej, przyjmując oficjalnie datę rejestracji SOKOŁA za początek rozwoju sportu w Polsce. Ta słuszna decyzja nie zmienia faktu, że dla działaczy tego ruchu rozwój fizyczny był tylko jednym z wielu nieodzownych elementów dla osiągnięcia celu ostatecznego. Tym wielkim celem było zmartwychwstanie Polski!

W tej ogromnej pracy organicznej brało udział wiele tysięcy szlachetnych Polaków, mistrzów słowa i pędzla, muzyków, lekarzy, dziennikarzy i wydawców, przedsiębiorców i bankierów. A byli wśród nich: Maria Konopnicka, Henryk Sienkiewicz, Wacław Gąsiorowski, wielki przywódca Sokoła w Stanach Zjednoczonych dr Teofil Starzyński, wydawca Dziennika Związkowego Jan Smulski, współtwórca Panoramy Racławickiej Jan Styka i najbardziej zasłużony dla sprawy niepodległości Ignacy Jan Paderewski. Niewielu z nas dziś pamięta, a z najmłodszego pokolenia wie, że to właśnie dla braci sokolej na obchody 500-lecia bitwy pod Grunwaldem Maria Konopnicka napisała słowa Roty, a na zamówienie władz sokolego związku Feliks Nowowiejski skomponował do nich muzykę. Pieśni tej uczono we wszystkich sokolich gniazdach, w kraju i na obczyźnie, tam, gdzie w niestrudzonym locie dotarł SOKÓŁ, by zagarnąć pod swe skrzydła nowe rzesze Polaków. Swoją siłę SOKÓŁ pokazał na Zlocie we Lwowie w 1913 roku. Wtedy 8000 młodych chłopców i dziewcząt, na manewrach, które prowadził komendant polowych drużyn sam Józef Haller, zademonstrowało swoje wyszkolenie bojowe. 

W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX wieku wśród wychodźstwa polskiego w Stanach Zjednoczonych rodziła się świadomość wartości wspólnego działania. Powstały organizacje i różne towarzystwa, wśród których na szczególną uwagę zasługują: Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie (powstałe w 1873 roku), Związek Narodowy Polski (1880), Związek Sokołów Polskich w Ameryce (1891) i Związek Polek w Ameryce (1895). Wszystkie te organizacje miały w swoich założeniach dążenie do zdobycia niepodległości i wolności Polski drogą pomocy materialnej i drogą walki orężnej. Myśl tę wypowiedział głośno prezes Związku Narodowego Polskiego Marian Stęczyński na Kongresie w Waszyngtonie, w maju 1910 roku. Została ona zapisana w formie wniosku i uchwalona jednomyślnie w takim brzmieniu:

 „MY, POLACY, MAMY PRAWO DO BYTU SAMODZIELNEGO NARODOWEGO I UWAŻAMY ZA SWÓJ ŚWIĘTY OBOWIĄZEK DĄŻYĆ DO OSIĄGNIĘCIA NIEPODLEGŁOŚCI POLITYCZNEJ NASZEJ OJCZYZNY”. 

Podobne nastroje zaprezentował w lipcu Zjazd Grunwaldzki w Krakowie. Wszyscy Polacy byli przekonani, że zbliża się chwila, w której zaborcy staną do walki przeciwko sobie i wtedy trzeba wykorzystać sytuację i wybić się na niepodległość. W kraju, ale również wśród Polonii na całym świecie, a szczególnie amerykańskiej, która miała największą możliwość swobodnego działania, rozpoczęto przygotowania do tego momentu. Gromadzono fundusze i przygotowywano się do działań zbrojnych. Szczególną rolę w tych przygotowaniach odegrał SOKÓŁ, który już wcześniej prowadził tajne szkolenia wojskowe. 

Gdy wybuchła wojna, państwa zaborcze przymusowo wcielały do armii Polaków, a front walki przetaczał się przez ziemie polskie. Groziło to biologicznym i duchowym wyniszczeniem narodu. Wszystkie organizacje polonijne już w pierwszych tygodniach po wybuchu wojny wspólnie powołały Polski Centralny Komitet Ratunkowy, którego celem była pomoc materialna Polakom pod zaborami i przygotowanie się do czynu zbrojnego. Ten drugi szczytny cel zakładał stworzenie armii polskiej. Oczywistym było, że najlepszą do tego bazą realną były sokolnie, ale potrzebna też była kadra instruktorów, sprzęt i obozy, w których można by było prowadzić szkolenia. Wymagało to patriotycznego zaangażowania, materialnej ofiarności i zręcznej pracy dyplomatycznej, gdyż prawo Stanów Zjednoczonych nie pozwalało na tworzenie na jej terenach obcej armii. Na ziemiach polskich Sokoły w większości poszły za swoim wodzem Józefem Hallerem, tworząc II Brygadę Legionów, która chwalebnie zapisała swój szlak bojowy na wschodzie. 

Przywódcy polscy nie zawsze byli zgodni co do kształtu i sposobu tworzenia niepodległej ojczyzny, a i propaganda państw zaborczych doskonale wywoływała zamęt i skłócała Polaków. Sokolstwo Polskie w Ameryce trzeźwo oceniało, że należy być do czynu zbrojnego przygotowanym. Sytuacja stała się bardziej klarowna, gdy 22 stycznia 1917 roku prezydent Stanów Zjednoczonych po spotkaniach z lobby polonijnym oświadczył przed Senatem: „(…) Mam zupełną pewność, że wszyscy mężowie stanu przyznali, iż powinna być zjednoczona, niepodległa i autonomiczna Polska”. 

Tworzenie Błękitnej Armii 

Kierunek polityczny był prosty – Polacy powinni współdziałać z Ententą. Po wielu audiencjach u przedstawicieli rządów szczególne nadzieje pokładano w rządzie kanadyjskim, który zgodził się przyjąć do szkoły oficerskiej w Toronto grupę Sokołów. 1 stycznia 1917 roku w tajemnicy przybyło do Toronto 23 kandydatów na oficerów. 21 maja tegoż roku 17 z nich otrzymało stopnie oficerskie. Pięciu najzdolniejszych zostało instruktorami w Cambridge Springs w Szkole Podchorążych. Był to wyłom w sprawie tworzenia armii polskiej. Już 19 marca 1917 roku Cambridge Springs w Pensylwanii w miejsce prowadzonych od 1914 roku dwumiesięcznych kursów paramilitarnych powołano Szkołę Podchorążych, która przygotowywała kadry podoficerskie i oficerów dla polskiej armii. Szkolenie stało na wysokim poziomie. Uczyli najlepsi fachowcy, wykształceni w szkole oficerskiej w Toronto, w Kanadzie. W dniach 1-4 kwietnia 1917 roku w Pittsburghu odbył się Nadzwyczajny Zjazd Związku Sokołów, na którym przemawiał I.J. Paderewski. W tym czasie Stany Zjednoczone były już zaangażowane w wojnę przeciwko Niemcom. Honorowy Sokół – Mistrz Paderewski podjął w swoim przemówieniu myśl zorganizowania 100-tys. armii polskiej i nadania jej miana Kościuszko Army. Mimo zaciętej krytyki „niefortunnego i śmiesznego pomysłu artysty, nierozumiejącego zupełnie zasady państwowości”, marzenia o polskiej armii stały się rzeczywistością. 4 czerwca 1917 roku prezydent Francji Raymond Poincare wydał dekret o utworzeniu autonomicznej Armii Polskiej we Francji. Początkowo jej szeregi zasilali jeńcy wojenni i ochotnicy Polonii francuskiej. Na naczelnego jej dowódcę mianowano generała Louisa Archinarda. Francja zgodziła się umundurować i wyposażyć polskich żołnierzy. Otrzymali w przydziale jasnoniebieskie umundurowanie i z tego względu nazywano ich „Błękitną Armią”. 

Tworzenie zrębów polskiej państwowości 

Dwa miesięce po podpisaniu dekretu 15 sierpnia 1917 roku, w Lozannie Roman Dmowski założył Komitet Narodowy Polski, którego celem była odbudowa państwa polskiego przy pomocy państw Ententy. KNP był uznany przez rządy Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Stanów Zjednoczonych za namiastkę rządu odradzającego się państwa polskiego i przedstawicielstwo interesów Polski. KNP prowadził politykę zagraniczną i organizował Armię Polską we Francji. Przy Komitecie powstała też specjalna Misja Wojskowa, która miała uzgadniać z rządami Ententy warunki prawne, na których miała działać Błękitna Armia. Z Komitetem ściśle współpracowała Polonia amerykańska. Lobbowano na rzecz niepodległości w rządzie Stanów Zjednoczonych, gromadzono fundusze i wzmożono szkolenia. 

Wkrótce ruszyła akcja rekrutacyjna do polskiej armii. Wszędzie tam, gdzie były większe skupiska polonijne, szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, pojawiały się płomienne apele: „DO SZEREGÓW! DO BRONI! DO WALKI! CHWYTAJCIE ZA BROŃ! WALCZCIE O WOLNOŚĆ POLSKI!” 

Związek Sokołów w Ameryce zwołał Nadzwyczajny Zlot, na który przybył przedstawiciel Misji Wojskowej z Francji, znany pisarz, porucznik Wacław Gąsiorowski. Po jego płomiennych patriotycznych przemówieniach wyłoniono sokole komisje wojskowe, które miały zająć się organizacją rekrutacji. Komisje te opracowały szczegółowe wskazówki postępowania dla ochotników zgłaszających się do wojska. Wyznaczyły 12 Okręgowych Centr Rekrutacyjnych. Centrum nr 1 było w Milwaukee w Wisconsin, Centrum nr 2 w Chicago, kolejne w Nowym Jorku, Bostonie i innych większych ośrodkach polonijnych. 

Prace organizacyjne, dzięki wielkiemu zaangażowaniu Misji i wolontariuszy, szły bardzo sprawnie. Stany Zjednoczone zgodziły się na rekrutację, a Kanada udzieliła miejsca na obóz zborny w przygranicznej miejscowości Niagara-on-the-Lake. Z Chicago i Milwaukee dwa pierwsze transporty do obozu wysłano już 9 i 15 października – 320 rekrutów, 29 października – 244 i 3 listopada – 436 rekrutów. 

4 listopada po uroczystej mszy świętej poświęcono obóz i zatknięto nad nim sztandar z Białym Orłem. Potem odbyła się defilada, w której przemaszerowały kolumny Armii Polskiej, salutując sztandar. Sprawozdawca Dziennika Związkowego tak opisuje tamte chwile: „Nastrój był uroczysty i poważny, kiedy te kolumny maszerowały przed nami, każdy zdawał sobie sprawę, że to historyczny moment w życiu narodu polskiego”. 21 listopada obóz odwiedził Mistrz Paderewski i wygłosił krótkie przemówienie, które zakończył słowami: „Szczęśliwy jestem, że widzę Was w tym szeregu, bo widzę w tym zapowiedź polskiego zwycięstwa. Ojczyzna żąda od Was wielkich ofiar, ale czeka Was wielka nagroda, bo od Waszego męstwa zależy wolność i niepodległość Zjednoczonej Polski. Idźcie z wiarą w zwycięstwo, a Bóg najwyższy niech wam szczęści i błogosławi”.

Ochotnicy z Ameryki

Przebieg rekrutacji w pierwszych dniach miał charakter bardzo entuzjastyczny, żeby nie powiedzieć gwałtowny. Zaciągali się nawet potomkowie przybyłych do Ameryki Polaków. Niektórym nigdy wcześniej nie dane było poznać kraju ojców. 

Zaledwie po dwóch tygodniach obóz ćwiczebny w Niagara-on-the-Lake był przepełniony do tego stopnia, że komisja chwilowo wstrzymała wyjazdy ochotników. W listopadzie stacjonowało w obozie, przewidzianym na 500-600 żołnierzy, blisko 3000. Zbliżała się zima i warunki klimatyczne raczej nie sprzyjały zamieszkaniu w namiotach. Zorganizowane legiony Polek uruchamiały szwalnie, aby zaopatrywać ochotników w ciepłą odzież, swetry, szaliki, skarpety i rękawice. Patronowała temu przedsięwzięciu żona Mistrza – Helena Paderewska. Po długich staraniach Komisji rząd amerykański udostępnił na potrzeby polskie po drugiej stronie granicy Fort Niagara. Rozwiązało to chwilowo problemy lokalizacji i rekrutacja trwała nadal. 

28 grudnia 1917 pierwsze transporty ochotników ze Stanów Zjednoczonych dotarły do Francji, do Armii Polskiej. Na kolejne w obozach ćwiczebnych czekało tysiące ochotników, a akcja werbunkowa, dzięki zaangażowaniu artystów i prasy polskiej, zataczała coraz szersze kręgi. W akcji propagandowej szczególnie zasłynął grafik Władysław Benda. Jego plakaty znali wszyscy, a dziś on sam jest z nimi utożsamiany. Ostatecznie rekrutacja została zakończona w lutym 1919 roku. 11 marca ostatni polscy ochotnicy opuścili obóz w Niagara-on-the-Lake. Z dokładnego raportu komendanta obozu pułkownika Le Pana dowiadujemy się, że: do Francji wyjechało 20.720 ochotników. Z powodu słabego zdrowia zwolniono 1004, z powodu konieczności utrzymywania rodziny zwolniono 129, z różnych innych powodów odesłano 91, w obozie zmarło 41 (hiszpanka). Było też 212 dezerterów i pięciu „niepożądanych”. 

W skupiskach polonijnych trwała rekrutacja, a w Paryżu Komitet Narodowy dbał, aby formowana armia była naprawdę polska, z polskim orzełkiem, komendą i polskim dowódcą. W rocznicę istnienia Błękitna Armia otrzymała sztandary od miast francuskich: Paryża, Nancy, Belfort i Verdun, a żołnierze wypowiadali słowa przysięgi: „Przysięgam przed Panem Bogiem Wszechmogącym w Trójcy jedynym na wierność Ojczyźnie mojej Polsce jednej i niepodzielnej; przysięgam, iż gotów jestem życie oddać za świętą sprawę jej zjednoczenia i wyzwolenia, bronić sztandaru mego do ostatniej kropli krwi, dochować karności i posłuszeństwa mojej zwierzchności wojskowej, a całem postępowaniem mojem strzec honoru żołnierza polskiego. Tak mi dopomóż Bóg”. 

W uroczystościach brał udział Roman Dmowski i francuscy dowódcy wojskowi. Po uroczystościach żołnierze poszli w transzeje, a potem wzięli udział w walkach, w których padli pierwsi zabici szeregowcy i oficerowie. Pierwsza lista obejmuje 108 nazwisk. Ilu zginęło, zanim takie listy zaczęto sporządzać, nie wiadomo. Radość, entuzjazm i nadzieja po raz pierwszy stanęły naprzeciwko śmierci. W tym samym czasie w kołach przywódców politycznych toczyły się spory o kształt i formy działania na rzecz Niepodległej. 

13 lipca 1918 r. po odmowie przysięgi na wierność Austrii, po dziesięciodniowej odysei przez Karelię i Murmańsk, dotarł do Paryża owiany legendą przywódca sokolstwa polskiego w Polsce, dowódca II Brygady Legionów generał Józef Haller. Od razu włączył się w prace Komitetu Narodowego Polskiego, który najpierw powierzył mu przewodnictwo nad Misją Wojskową, a 4 października 1918 r. po zabiegach dyplomatycznych w dowództwie i rządzie francuskim powierzył mu formalnie dowództwo nad formującą się Armią Polską. Siła bojowa tej armii w tamtym momencie stanowiła dywizję, około 10.000 żołnierzy. Gdy Błękitna Armia wyjeżdżała do Polski, liczyła około 70.000 żołnierzy, w tym byłych jeńców wojennych z armii austro-węgierskiej około 35.000, z Polonii z Ameryki około 22.000 (w tym 1000 z Milwaukee i 3000 z Chicago). 9 października generał Józef Haller, obejmując dowództwo, złożył przysięgę na sztandar na wierność Polsce. Dywizja do walk na froncie zachodnim wejść nie zdążyła, gdyż dla świata wojna skończyła się 11 listopada 1918 roku. Dla Polski trwała nadal. Trzeba było siłą ustalać granice państwowe, zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie. Armia Polska była potrzebna Polsce, pożądana i oczekiwana. Tymczasem Francja przeorganizowywała swoje oddziały i chętnie pozbywała się „sprzymierzeńców” ze swojego terenu. Pomagała wyekspediować polskie wojsko do Polski, choć wiele trudności sprawiał transport i trasa przejazdu przez Niemcy. 

Do Polski

Ostatecznie 4 kwietnia 1919 roku podpisano w SPA porozumienie między rządem Francji i Niemiec, wyznaczono linie tranzytowe, gen. Haller wydał odpowiednie rozkazy i zaczęła się ewakuacja Błękitnej Armii do Polski. Rozkaz powrotu z 15 kwietnia 1919 roku brzmiał: „Nastąpiła upragniona chwila wymarszu Armii Polskiej z ziemi włoskiej, francuskiej i amerykańskiej do Polski. Tak jak lata temu, wracamy dziś do Polski, szczęśliwsi niż tamci… Jadą do kraju Dywizje Polskie, stworzone na obcych ziemiach wysiłkiem całego narodu polskiego, a zwłaszcza dzięki dzielności i tężyźnie jego wychodźtwa w obu Amerykach, Północnej i Południowej; dzięki wytrwałej pracy polskich mężów stanu jak oto: Ignacego Paderewskiego i Romana Dmowskiego, dzięki orężnemu czynowi Naczelnika Rzeczypospolitej Polskiej Józefa Piłsudskiego”. 

Sprzęt z niewielką ilością ochrony jechał w zaplombowanych wagonach, żołnierze, zaopatrzeni w prowiant na 8 dni, w osobnych wagonach. Pierwszy transport wyruszył 16 kwietnia. Ostatni z 383 pociągów przybył na ziemie polskie w połowie czerwca. Oczywiście podczas przejazdu nie obyło się bez szykan i trudności na terytorium Niemiec, ale ludność polska witała błękitnych żołnierzy „czym chata bogata”, kwiatami, wielkanocnym śniadaniem i radością. Było to przecież prawdziwe pierwsze polskie wojsko od czasów powstania listopadowego. 

Generał Haller przybył do Warszawy 21 kwietnia 1919 r. Witany był jak bohater narodowy, a magistrat nadał mu tytuł honorowego obywatela miasta. 

Błękitna Armia była, jak na tamte czasy, bardzo dobrze wyposażona i wyszkolona. Posiadała 120 czołgów, 98 samolotów, wojska inżynieryjne, instruktorów, kawalerię, artylerię, wojska łączności, 7 szpitali polowych i bardzo wysokie morale żołnierzy. Już w maju skierowana została na front wschodni, front walk polsko- ukraińskich, największego zagrożenia ze strony Rosji sowieckiej. Generał Haller walczył o te same polskie miasta, o które walczył jako dowódca II Brygady Legionowej. Przez Galicję Wschodnią i Wołyń dotarł ze swoimi „Błękitnymi” na linię rzeki Zbrucz. Stawiał czoła okrutnym oddziałom konnicy Siemiona Budionnego. 

Błękitna Armia a polityka 

Mimo strategicznych sukcesów, a może właśnie z ich powodu, Generał nie znalazł uznania u Naczelnika państwa. Do końca pozostawał w opozycji do obozu rządzącego. W czerwcu został odwołany z dowodzenia Błękitną Armią i skierowany na pogranicze polsko-niemieckie w celu objęcia dowództwa nad Frontem Południowo-Zachodnim. Pod inną, ciągle zmieniającą się komendą Hallerczycy czuli się porzuceni i zawiedzeni. Wiele żalu można wyczytać w sprawozdaniach frontowych ppłk. Tadeusza Kurcjusza, ochotnika polskiego z Ameryki, szefa sztabu 13. Dywizji. Sprawozdania dotyczą okresu od stycznia do czerwca 1920 roku. Dywizja stopniowo spychana była do roli drugorzędnej. Kończąc wspomnienia, ppłk Kurcjusz z goryczą pisze: „W tym czasie przybył do Kordylewki nowy dowódca Dywizji płk Paulik. Z jego przybyciem nie nastały żadne zmiany w sposobie dowodzenia. W dalszym ciągu pozostawiał sztabowi wolną rękę w wystawianiu rozkazów w jego imieniu. (…) W dalszym ciągu troska o prowadzenie działań spada całkowicie na mnie i nieraz bywało mi nad wyraz ciężko pobierać decyzje samodzielnie, nie wierząc, ani nie znając swego dowódcy i jego myśli manewru. (…) Cel strategiczny wyprawy zniknął, pozostał cel polityczny”. 1 września 1920 roku Błękitna Armia została całkowicie rozformowana. Poszczególne formacje weszły w skład innych jednostek wojskowych. Ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych zostali zdemobilizowani, co wywołało irytację Polonii amerykańskiej. Liczbę zdemobilizowanych Hallerczyków oceniano w lutym 1920 roku na 10.000 do 12.000. Sytuacja zdemobilizowanych żołnierzy Błękitnej Armii była bardzo zła. Sprawę dyskutowano na najwyższych szczeblach amerykańskich władz. Zajął się nią Julius Kahn, kongresmen z Kalifornii, i kongresmen Kleczka z Wisconsin. Sprawa powrotu zdemobilizowanych ochotników poruszona została w Izbie Reprezentantów już na początku 1920 roku. Izba upoważniła sekretarza wojny Bakera do przewiezienia na amerykańskich transportowcach zdemobilizowanych Hallerczyków –  również obywateli amerykańskich. Miały to być okręty dowożące zaopatrzenie dla żołnierzy amerykańskich stacjonujących w okupowanej Nadrenii. Zdemobilizowani w różnym czasie ochotnicy amerykańscy, żołnierze byłej już Błękitnej Armii, oczekiwali na transport w przepełnionych obozach w Skierniewicach i Grupie koło Grudziądza. Pierwszy ze statków, na który zdemobilizowani Hallerczycy czekali, wpłynął do portu gdańskiego 19 marca 1921 roku. Był to transportowiec USAT ANTIGONE. Zaokrętowano na niego 28 marca 1168 starannie odwszonych weteranów. Następnym transportem POCAHONTAS zabrano 1705 weteranów. Oba transporty dotarły do Nowego Jorku pod koniec kwietnia 1921 roku. Siódmy transport dotarł 12 sierpnia tegoż roku. Obserwatorzy z Amerykańskiego Czerwonego Krzyża raportowali potem, że Polska swoich obrońców oddawała w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym, wychudzonych, wygłodniałych, zawszonych, bez pieniędzy, bez bielizny. Nim statek dotarł do Antwerpii, wśród żołnierzy zanotowano pierwsze przypadki tyfusu. Przybycie transportu Hallerczyków do USA wprawiło władze amerykańskie w niemałą konsternację, ponieważ karty identyfikacyjne weteranów okazały się bezwartościowe, gdyż nie zawierały ani fotografii, ani odcisków palców. Istniała wielka obawa, że wśród wracających mogą się znaleźć bolszewiccy agenci. Wywiad brytyjski informował swoich sprzymierzeńców o tym, że niektórzy Hallerczycy przed opuszczeniem Gdańska otrzymywali propozycję sprzedaży swoich dokumentów za sumę $1000, ogromną jak na owe czasy. Nie udało się jednak zidentyfikować żadnego szpiega. Łącznie do Stanów wróciło 12.546 Hallerczyków. Powracającym trzeba było zapewnić jakieś miejsce postoju, zanim rozjadą się do domów. Taką kwaterą dla powracających był wojskowy obóz w Camp Dix w stanie New Jersey. Poselstwo polskie sfinansowało koszty pobytu w obozie, bilet kolejowy do miejsca zamieszkania i wypłaciło każdemu szeregowemu po $10 a oficerowi $20 jednorazowego zasiłku. Wydział Narodowy Polski (fundusz Polonii) wypłacił każdemu szeregowemu $15, a oficerowi $30 zasiłku. Roman Dmowski w liście do Jana Smulskiego datowanym na 12 października 1920 roku i opublikowanym w Dzienniku Związkowym dziękował Polonii za wkład w dzieło odzyskiwania niepodległości. Poza wyrazami uznania i odznaczeniem ich Krzyżem Ochotników z Ameryki weterani pozostawieni byli sami sobie. Wielu z nich było inwalidami lub straciło część zdrowia. Sami zaczęli organizować pomoc dla potrzebujących kolegów. W maju 1921 roku powołali do życia SWAP – Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Jej pierwszym prezesem został płk dr Teofil Starzyński, prezes Związku Sokoła Polskiego w Ameryce. Niestrudzony organizator akcji rekrutacyjnej, wierny przysiędze sokolej, poszedł ze swoimi druhami na front w charakterze lekarza. Lista takich jak on jest długa. Fundusz SWAP-u sumą $10.000 w 1926 roku wsparł najwspanialszy z Sokołów I.J. Paderewski. 

W październiku 1919 r. generałowi Hallerowi powierzono dowództwo Frontu Pomorskiego, utworzonego w celu pokojowego i planowego zajęcia Pomorza, przyznanego Polsce na mocy ustaleń Traktatu Wersalskiego. Zgodnie z planem przejmowanie ziem pomorskich rozpoczęło się 18 stycznia 1920 r. 10 lutego 1920 r. generał Haller wraz z ministrem spraw wewnętrznych Stanisławem Wojciechowskim oraz nową administracją województwa pomorskiego przybył do Pucka, gdzie dokonał symbolicznych zaślubin Polski z Bałtykiem. Była to piękna, choć tylko symboliczna akcja. Latem 1920 roku nastąpiło nowe zagrożenie ze wschodu. Gen. Haller otrzymał funkcję generalnego inspektora Armii Ochotniczej, przy organizowaniu której położył duże zasługi. Rozwiązanie sprawnej, gotowej do działania Błękitnej Armii i tworzenie nowej Ochotniczej Armii wydaje się rozwiązaniem strategicznym co najmniej niezrozumiałym. Gen. Haller powoli był odsuwany od spraw wojskowych, aż po zamachu majowym zupełnie wycofał się z życia publicznego. 

Błękitna Armia i gra polityczna wokół niej jest w polskiej historiografii zupełnie przemilczana. Faktem jest, że Armia Hallera była najlepiej wyszkoloną i najlepiej uzbrojoną jednostką taktyczną polskich wojsk i reprezentowała bardzo wysokie morale i zdolności bojowe. Jako całość pod komendą gen. Hallera mogła stanowić poważne zagrożenie dla tworzącej się legendy Marszałka Piłsudskiego. W 1919 roku zaczął on systematycznie wymieniać kadrę dowódczą „błękitnych” na swoją, legionową. Zdemobilizowanie ochotników ze Stanów Zjednoczonych, najlepszej części armii, w obliczu zagrożenia ze strony wojsk sowieckich było czymś zdumiewającym. Nie budziło zdumienia to, że gdy w czerwcu 1920 roku w obliczu zagrożenia bolszewickiego, gdy zaczęto organizować ochotniczą armię, masowo napływali do niej zdemobilizowani Hallerczycy. 

W Milwaukee spotkałam „dwóch wspaniałych”, dla których gen. Haller był legendą. Profesor historii Kamil Dziewanowski opowiadał nam o tym, gdy jako dziecko obserwował błękitnych żołnierzy i machał biało-czerwoną chorągiewką, gdy wkraczali do Żytomierza. Major Leonard Jędrzejczak, żołnierz spod Monte Cassino, wspominał swego ojca – instruktora w obozie Niagara-on-the-Lake i swoje spotkanie z gen. Hallerem w Londynie, gdy w 1948 roku z grupą harcerzy poszli pożegnać się z nim przed odjazdem do Ameryki. Dla wszystkich Hallerczycy to byli: „Wolności ptaki i Polski przednia straż. Wierniejszych dzieje nie znały, nie widział Naród nasz”.

 Wiele opracowań historycznych i artykułów, w których jest mowa o Błękitnej Armii, przemilcza ostatni etap losów ochotników z Ameryki. Nie do końca obiektywnie ocenia ich rolę i rolę polskiej emigracji (Polonii) w dziele tworzenia Niepodległej. Nie ma już świadków tej historii, pozostają jednak pokaźne archiwa amerykańskie, które pozwalają wydobyć prawdę o wielkim patriotyzmie ponad 20.000 żołnierzy i całej armii zaangażowanych cywilów, działaczy polonijnych, którzy razem z ochotnikami poświęcili wszystko dla tworzenia wielkiej i silnej, wolnej i niepodległej Polski. 

Katarzyna Murawska

]]>
https://gwiazdapolarna.net/wiek-temu-szlismy-do-niepodleglej-ojczyzny-polski/feed/ 0
Wybory 2023 https://gwiazdapolarna.net/wybory-2023/ https://gwiazdapolarna.net/wybory-2023/#respond Mon, 11 Dec 2023 20:27:23 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1454 Andrzej Moniuszko

Kiedy to wydanie Gwiazdy Polarnej dotrze do Czytelników, z pewnością będziemy już znali rezultaty zaplanowanych na 15 października wyborów parlamentarnych w Polsce. Będą one miały niebagatelne znaczenie nie tylko dla społeczeństwa polskiego, ale również i dla innych krajów europejskich skupionych w EU. 

Sprawujący władzę, skupiony wokół PiS blok prawicowy może pochwalić się sporymi osiągnięciami w zakresie m.in. polityki społecznej i ekonomicznej.  Według statystyk za rok 2022 poziom życia w Polsce był wyższy niż np. w Portugalii i zbliżył się znacząco do standardów innych rozwiniętych krajów zachodnich. Można oczywiście dyskutować, czy było to spowodowane wzrostem polskich wskaźników czy też spadkiem zachodnich, ale to już inna para kaloszy.

Rządzący nie uniknęli oczywiście błędów, co zda się potwierdzać regułę, iż pomyłek nie popełniają tylko ci, co nic nie robią. Potknięcia te starannie i nierzadko skutecznie starali się wykorzystać lewicowo-liberalni adwersarze i sprzyjające im medialne prolewackie szczekaczki. 

Jest to zrozumiałe, zważywszy, iż naczelnym hasłem programowym opozycji zdaje się być zawołanie „J…ć PiS”, co w praktyce oznacza, iż jest ona przeciwko wszystkiemu, co jest sygnowane przez PiS. Swoim programem za bardzo chwalić się nie może, bo w głównej części jest on sprzeczny z zapatrywaniami większości społeczeństwa polskiego. Jego ujawnienie czy też publiczna prezentacja groziłoby nie tylko klapą wyborczą, ale i, podejrzewam, oskarżeniami o zdradę szeroko rozumianych interesów państwowych. 

Sztandarowym przykładem takich działań stała się histeria związana z tzw. aferą wizową. W propagandowej nagonce wizowej marszałek Senatu określił ją jako największą aferę XXI wieku. Warto zauważyć, iż za nami jest dopiero jedna czwarta obecnego stulecia i zapewne będziemy świadkami wielu zdarzeń pretendujących do tego tytułu. Do miana jednego z nich będą zapewne pretendować konszachty Putina z Tuskiem i ich plany dla Europy. Ale pomińmy XXI-wieczne dywagacje. Pan marszałek mówiąc o zasięgu afery wizowej, ze wzburzeniem oficjalnie wszem i wobec zakomunikował, iż „jak podają media, wydano ponad 35 tysięcy wiz (…)”. Powoływanie się polityka na doniesienia prasowe jako wiarygodnego źródła informacji przypomina jako żywo PZPR-owskie wystąpienia i wtórujące im relacje Trybuny Ludu. Wtedy to dla niezdolnych do samodzielnego i krytycznego myślenia działaczy i aktywistów gazetowe wypociny były nie tylko ideologiczną latarnią, ale i wiarygodnym i najczęściej jedynym źródłem informacji. Współcześnie czerpiący wiedzę i natchnienie z doniesień prasowych polityk winien być postrzegany jako medialna marionetka. 

Pan marszałek oskarżył również przedstawicieli władz polskich z prezydentem i premierem na czele o czerpanie korzyści finansowych z niecnego procederu. Pikanterii tym absurdalnym zarzutom dodaje fakt, iż nasz bohater jest oskarżany o łapówkarstwo, ale skutecznie blokuje dochodzenie w tej sprawie, zasłaniając się immunitetem poselskim. 

Wracając do nieszczęsnych wiz dodajmy, że sprawa dotyczy kilkuset przypadków, że część winnych została już ukarana i że nadal toczy się dochodzenie. Warto wiedzieć, iż cały proceder został zainicjowany jeszcze za rządów Platformy przez Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska. Jakby tego było mało, krzykacze z Platformy wspomagani tubami niemieckich liderów próbują przekonać opinię publiczną, iż za kryzys imigracyjny w krajach zachodnich odpowiedzialne są machlojki PiS-owskich urzędników. Anamneza opozycyjnych polityków jest zdumiewająca, zważywszy, iż zupełnie niedawno politycy Unii z Niemcami na czele lansowali, propagowali i realizowali koncepcję multi-kulti, która miała ekonomicznie i kulturowo uzdrowić gnijące cywilizacje zachodnie. Wtórowali im głośno działacze Platformy Obywatelskiej. PO miała i nadal ma plan migracyjny, który zakłada przyjmowanie dziesiątków tysięcy nielegalnych imigrantów albo płacenie ogromnych sum na ich utrzymanie. Opozycjoniści oczywiście nie zauważają, iż to dzięki PiS Polska w kontrolowany sposób przyjęła kilka milionów uchodźców z Ukrainy i skutecznie odpiera ataki nielegalnych emigrantów na granicy białoruskiej, zapobiegając niekontrolowanemu ich napływowi.

 Kończąc wyborcze dywagacje, chciałoby się przywołać starą zasadę dobrego wychowania, która polegała m.in. na tym, iż winowajcy nie tylko ponosili konsekwencje swoich błędów, ale byli zobowiązani do ich naprawy. Może więc opozycja zamiast garnąć się do władzy i tworzyć własną listę występków, powinna przykazać rządzącym, aby naprawili to, co schrzanili. Obawiam się jednak, iż idea rozumnej współpracy dla dobra kraju i jego mieszkańców już dawno przestała interesować opętanych magią władzy polityków. 

Pozostała jedynie nadzieja w polskich wyborcach, którzy okażą się dużo mądrzejsi od lewicowo-liberalnych politykierów i dadzą rządzącym szansę nie tylko kontynuacji dotychczasowej polityki, ale i naprawy popełnionych błędów. 

Andrzej Moniuszko

]]>
https://gwiazdapolarna.net/wybory-2023/feed/ 0
Wybory: bezpieczeństwo Polski czy odsunięcie PiS? https://gwiazdapolarna.net/wybory-bezpieczenstwo-polski-czy-odsuniecie-pis/ https://gwiazdapolarna.net/wybory-bezpieczenstwo-polski-czy-odsuniecie-pis/#respond Thu, 21 Sep 2023 15:29:22 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1416 Robert Strybel

Dopiero ogłoszenie przez prezydenta Andrzeja Dudę daty najbliższych wyborów parlamentarnych (15 października) oficjalnie rozpoczęło kampanię wyborczą. Jednak tak naprawdę trwa ona nieprzerwanie, odkąd Prawo i Sprawiedliwość wygrała wybory w 2015 r. Celem Platformy było i pozostaje odsunięcie od władzy PiS. Także nie zmieniła się nadrzędna taktyka jego osiągnięcia: ulica i zagranica. Niektórzy do rymu dodają trzeci człon: „Targowica”.

Nadrzędne hasło kampanii wyborczej Zjednoczonej Prawicy (PiS plus drobne przybudówki) brzmi: „Bezpieczna przyszłość Polaków” w szerokim tego pojęcia znaczeniu. Nie chodzi tylko o bezpieczeństwo przed zewnętrznym zagrożeniem, ale także bezpieczeństwo publiczne, chroniące spokój i porządek wewnętrzny, jak i gospodarcze, zapewniające wszechstronny rozwój kraju oraz socjalne w postaci rozbudowanych programów prorodzinnych.

Przy okazji ogłoszono referendum, które ma się odbyć wraz z wyborami. PiS ma nadzieję, że wyborcy zagłosują „cztery razy »nie«”. Pytania te sformułowano następująco:

– Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw?

– Czy jesteś za podwyższeniem wieku emerytalnego wynoszącego dziś 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn?

– Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?

– Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?

Jak tylko referendum wbrew sprzeciwowi totalsów (totalnej opozycji) zostało uchwalone przez Sejm i podpisane przez prezydenta, Tusk powiedział na wiecu przedwyborczym: – Ja unieważniam to referendum! Ale nic go do tego nie uprawnia. Mało tego, referendum według PiS zostało tak prawnie umocowane, że żaden rząd nie będzie mógł zmienić jego wyników. Ponadto pytania referendalne zostały strategicznie dobrane, by odzwierciedlać główne cele rządzącej prawicy. Z wyjątkiem zapory granicznej, której Platforma prawdopodobnie nie usunęłaby, dopóki trwa putinowska agresja w Ukrainie, ludzi Tuska nie bez kozery podejrzewa się o kolejną falę tzw. prywatyzacji, czyli wyprzedaży majątku narodowego obcym, oraz ponowne podwyższenie wieku emerytalnego. Z przyjęciem muzułmańskich migrantów na razie się kryją, żeby nie odstraszyć wyborców.

Osobistym hasłem wyborczym Tuska jest prześmiewcza rymowanka: „Października piętnastego pogonimy Kaczyńskiego!” Na różny sposób cel ten propagują wpływowi sojusznicy medialni Platformy, jak amerykańska telewizja TVN oraz michnikowska Gazeta Wyborcza (przez niechętnych zwana „Wybiórczą”). Na jej łamach można było przeczytać: „Propagandowy przekaz, że tylko PiS może zadbać o nasze bezpieczeństwo, rozwiały wirniki białoruskich śmigłowców nad Polską”. Dotyczy to incydentu, kiedy dwa helikoptery białoruskie przez kilkanaście minut przebywały nielegalnie w polskiej przestrzeni powietrznej.

Referendum jest jednak dużym problemem dla opozycji i jak ognia opozycjoniści unikają merytorycznej odpowiedzi na jego temat. Pytani w kuluarach Sejmu o jego poszczególne punkty, zwykle milczą i przyśpieszają kroku, by jak najszybciej zniknąć za drzwiami swego pomieszczenia partyjnego. Niektórzy tylko odpowiadają reporterowi TVP: – Ja z reżimową telewizją nie rozmawiam! Czyżby inspirowali się wokeistami w USA, którzy też nie odpowiadają, a pytających nazywają „faszystami”?! Opozycja wzywa do bojkotu referendum, a nawet do przedarcia karty referendalnej, choć jej uszkodzenie grozi odsiadką do pięciu lat. Wyniki sondażu wykazują, że na razie 48,1 proc. respondentów zamierza głosować 4 x „nie”. Aby głosowanie to było wiążące, frekwencja musiałaby przekroczyć 50 proc. nawet o jeden głos.

Zmiany stanowiska platformersów to gotowa amunicja dla PiS. Programy informacyjne TVP, TVP Info, „Reset” czy „Jak oni kłamią” nietrudno jest opracować. Ponieważ co raz trafi do sieci, pozostaje tam na zawsze, wystarczy więc puścić odpowiedni materiał dokumentalny, by udowodnić na przykład, że Tusk i jego szef dyplomacji Sikorski działali w interesie Moskwy. M.in. rozdzielili wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu od wizyty Tuska, aby uchronić Putina przed ewentualnym publicznym ambarasem, i doprowadzili do usunięcia Katynia z agendy niezałatwionych spraw. W odniesieniu do tej rzezi wymazali też termin ludobójstwa. Ponadto jako „prezydent” Europy Tusk straszył Polaków konsekwencjami, jeśli nie przyjmą rzekomych „uchodźców”, a teraz stwierdza, że sprzeciwia się ich relokacji w Polsce.

Wszystko to jednak ma znikomy wpływ na totalsów, dobrowolnie uwięzionych w pro-platformerskiej bańce. Tylko nieliczni wyborcy PO oglądają programy informacyjne TVP. Za to, według sondażu przeprowadzonego przez firmę badania opinii publicznej Ibris, elektorat prawicowy znacznie częściej włącza Fakty, główny program informacyjny TVN.

Zbudowany lekką poprawą wyników sondażowych po masowym czerwcowym marszu, 1 października, na dwa tygodnie przed wyborami, Tusk planuje powtórkę w Warszawie o nazwie „Marsz Miliona Serc”. A nuż impreza ta przyciągnie trochę nowych zwolenników, przechylając szalę wyborczą na stronę opozycji? W przeciwieństwie do PiS, w sumie jednak Platforma nie ma rozbudowanego, jawnego programu wyborczego. Jeden z nielicznych konkretów to zapowiedź wprowadzenia prawa proaborcyjnego na żądanie do 12. tygodnia ciąży. Oprócz tego platformerska kampania polega głównie na ustawicznym odgrzewaniu sztampowego pisożerstwa – PiS to, Kaczyński tamto, a Morawiecki kłamie, Duda lawiruje, rząd oszukuje Polaków itp. Za to niedawno Tusk wszystkich zaskoczył, ogłaszając swoją nowo-starą drużynę wyborczą.

Dotychczas na czele pro-esbeckiej frakcji Platformy stał Borys Budka, który uważa, że SB należy się wdzięczność, gdyż zapewniała Polakom bezpieczeństwo. Tusk go przebił popularnym celebrytą, telewizyjnym popularyzatorem historii (m.in. Sensacje XX wieku), b. członkiem PZPR Bogusławem Wołoszańskim. W swej karierze miał także etap londyński, kiedy jako kontakt operacyjny PRL-owskiej bezpieki szpiegował Anglików. W samym PRL-u kolaborant zaliczył też serwilistyczne wystąpienia antyamerykańskie, a teraz będzie kandydatem drużyny Tuska. Nie on pierwszy, Platforma bowiem ma w swoich szeregach więcej byłych komunistów niż jakakolwiek inna partia III RP.

Ale Wołoszański to jeszcze nic w porównaniu z innym nowym nabytkiem Platformy. Chodzi o twórcę radykalnego ugrupowania Agrounia, „młodego gniewnego” rolnika Michała Kołodziejczaka. Pod względem radykalizmu nieco przypomina nieżyjącego już Andrzeja Leppera. Jawnie prorosyjski i antyamerykański, swego czasu Kołodziejczak zwołał protest pod Ambasadą USA. – Mój ojciec sprzedawał płody rolne Rosjanom i ja też je sprzedawałem, ale ambasada amerykańska nas kłóci z Rosją. Każdy z nas powinien odważyć się na ten gest [pokazanie środkowego palca] Amerykanom – zachęcał 35-latek. Pytany ostatnio, czy zmienił w międzyczasie poglądy, wiejski radykał buńczucznie odparł: – Michał Kołodziejczak nigdy nie zmienia poglądów! Jak Tusk uzasadnił tę egzotykę wyborczą?

Na niedawnej Radzie szef Platformy powiedział: – Ja mam wyjątkową satysfakcję, że ludzie o różnej drodze życia i o różnych poglądach w wielu sprawach, w tej najważniejszej sprawie, jeśli chodzi o Polskę, nasze serca i naszą uczciwość, nie wahają się ani chwili. My w tej batalii nie zmarnujemy ani jednego głosu. Po czym na scenę zaprosił Kołodziejczaka, który zajmie pierwsze miejsce na liście wyborczej Platformy w okręgu konińskim. Do drużyny Tuska dołączyło też parę aktywistek o twardo-lewicowej orientacji. 

Gdyby zwycięzcą wyborczym okazała się Platforma, wiemy, w jakim kierunku poprowadzi Polskę nowa lewicowo-liberalna władza. Jeśli trzecią kadencję zdobędzie PiS, pokazuje to, przed czym udało się naród uchronić.

]]>
https://gwiazdapolarna.net/wybory-bezpieczenstwo-polski-czy-odsuniecie-pis/feed/ 0
Z Tuskiem maszerowały antypisowskie tłumy https://gwiazdapolarna.net/z-tuskiem-maszerowaly-antypisowskie-tlumy/ https://gwiazdapolarna.net/z-tuskiem-maszerowaly-antypisowskie-tlumy/#respond Fri, 28 Jul 2023 11:58:28 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1324 Robert Strybel

– Jesteśmy tutaj dzisiaj, żeby cała Polska, cała Europa, cały świat, żeby wszyscy zobaczyli, jak jesteśmy silni. Ile jest osób gotowych, podobnie jak wtedy, 40-30 lat temu, walczyć znowu o Polskę, o nasze prawa. Tego głosu, tej fali nic już nie zatrzyma, olbrzym się obudził. Jestem dumny i szczęśliwy, że mogę tu, w Warszawie, w samo południe powiedzieć: zwyciężymy – tak zagaił swój wielki marsz szef liberalno-lewicowej Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, który energicznie go od kwietnia reklamował. Pomagały mu w tym antyrządowe media takie jak Gazeta Wyborcza Adama Michnika czy należąca do Amerykanów stacja TVN 24.

Po Tusku zabrał głos stojący obok niego na scenie Lech Wałęsa, który opowiadał o czasach opozycji antykomunistycznej, działalności Solidarności i swoim osobistym dorobku. – Jak dobrze wiecie, jestem człowiekiem sukcesu tysiąclecia, tak mówią niektórzy. Robotnik, elektryk, dużo dzieci, cztery profesury honorowe, ponad sto doktoratów. Opowiadał, jak w dniu rozpoczęcia legendarnego strajku w Stoczni Gdańskiej przechytrzył bezpiekę, która czekała na niego, żeby go zdjąć. Celowo się spóźnił, aby robotnicy mogli dotrzeć do miejsca pracy. Korzystając z zamieszania, przeskoczył przez płot i przejął kierownictwo strajku.

Radził też, że należałoby rządy ograniczyć do dwóch kolejnych kadencji a dopiero po pięcioletniej przerwie to samo ugrupowanie mogłoby ponownie sprawować władzę. Ale tłum na placu na Rozdrożu coraz większy, niektórzy stoją już godzinę lub dwie na słońcu aż nagle rozlega się skandowanie: „I-dzie-my, i-dziei-my!”. Ze skwaszoną miną Wałęsa przerywa przemowę do ludu, choć miał jeszcze tyle do powiedzenia, i wreszcie tłum rusza w drogę.

Platforma wynajęła 500 autokarów, żeby uczestników dowieźć do Warszawy z różnych stron kraju. Według policji w marszu mogło uczestniczyć od 100 do 150 tys. osób. Gazeta Wyborcza zapowiadała 300 tys., a lewacki prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zagalopował się, twierdząc, że maszerujących było pół miliona. Nie wiadomo tylko, czy i na ile te bądź co bądź imponujące liczby przełożą się na wyniki jesiennych wyborów parlamentarnych.

Tak czy inaczej, na początku niczym rzeka głów tłum powoli płynie ulicami Warszawy, tworząc zatory w miejscach przewężeń. W tłumie jest mało młodzieży, ale sporo flag biało-czerwonych oraz granatowych unijnych, a gdzieniegdzie nieliczne tęczowe sztandary LGBT. Są też transparenty. „Bóg z nami, Jarek z Wami” – głosi jedno z haseł nieco przypominające „Gott mit uns” Wehrmachtu. Gdzie indziej „Wolę Tuska niż konuska” – to aluzja do mizernego wzrostu Kaczyńskiego. Inne głoszą: „PiS = drożyzna”, „Nie dla TVP”, „Polska demokratyczna i europejska”, „Mamy dość!”. 

Jeden z transparentów głosi: „PiS do pisuaru”. Pojawia się też osiem gwiazdek (***** ***). Cenzorskie gwiazdki tu oznaczają „j*bać PiS”. Kontrolowana przez PiS TVP Info podkreśla agresję i wulgaryzmy opozycji. Na Twitterze znany aktor Andrzej Seweryn nazwał Trumpa, Kaczyńskiego i Orbana „faszystami”, którym należy przyp***dolić. „Zgoda buduje, obalmy te ch*je” – to z kolei słowa b. lidera Solidarności wrocławskiej Władysława Frasyniuka, zagorzałego antypisowca. Na te skandaliczne słowa zareagował rzecznik PiS Rafał Bochenek, który powiedział, że one „najlepiej obrazują, co łączy tych, którzy tworzą środowisko polityczno-medialne totalnej opozycji, tzw. pseudoelity”. Z kolei Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednej osobie, ocenił marsz Tuska jako „marsz nienawiści, pogardy, wulgaryzmów i rynsztokowego komunikowania się”. Podczas marszu rozgorączkowani platformersi zaatakowali b. działacza opozycji antykomunistycznej Adama Borowskiego oraz dziennikarzy TVP.

Ale przejdźmy teraz do drugiej Polski. Reporterzy z proplatformerskiej i antypisowskiej stacji TVN 24 indagowali maszerujących o ogólną atmosferę marszu i usłyszeli: „bardzo dobra”, „wspaniała”, „fantastyczna”, „przekroczyła moje oczekiwania”, „ludzie poczuli, że tu jest Polska”, „odzyskaliśmy nadzieję, że coś się zmieni na lepsze” itp., itd. Na pytanie, dlaczego biorą udział w marszu, padają odpowiedzi: „Bo mam dość kłamstwa i złodziejstwa rządzących”. „Chcę żyć w wolnym, demokratycznym kraju”. „To mój obowiązek”. „Nie cierpię PiS-u”. „Kaczyński powinien przeprosić i przejść na emeryturę”. 

Dla niektórych takie szczegóły mogą i być ciekawe, ale ważniejsze jest pytanie: co to da? Zamysł Tuska był taki, że cała opozycja zjednoczy się w jednym wielkim pochodzie pod sztandarami Platformy, a jesienią pójdzie do wyborów jako wielka koalicja Zjednoczonej Opozycji. Arytmetyka była logiczna. Według sondaży łączne elektoraty partii sprzeciwiających się Zjednoczonej Prawicy (PiS + Suwerenna {dawniej Solidarna} Polska Zbigniewa Ziobry oraz Republikanie Adama Bielana) przewyższają szacowane głosy dla obozu obecnie rządzącego. Tyle tylko, że tu nie o arytmetykę chodzi, a o świadomy wybór konkretnych działaczy.

Były kleryk i komik Szymon Hołownia, lider centro-prawicowego ugrupowania Polska 2050, uznał, że opozycja powinna „odpuścić sobie z tym marszem. (…) Czy to jest wydarzenie, które zmieni losy świata? – ironizował polityk w mediach społecznościowych. – Czy od tego upadnie PiS? Marszami wyborów się nie wygrywa”. 

Polskie Stronnictwo Ludowe Władysława Kosiniaka-Kamysza, choć z Polską 2050 zawiązało tzw. Koalicję Polską, wyraziło mniej kategoryczny stosunek do parady politycznej Tuska i zostawiła każdemu wybór: „Kto chce, niech maszeruje”. Ochoczo zapaliła się do pomysłu tylko Lewica pod wodzą Włodzimierza Czarzastego, b. członka PZPR, i pierwszego homoseksualisty w Sejmie, Roberta Biedronia.

Ostatecznie z Tuskiem także maszerowali Hołownia i Kosyniak-Kamysz. Polityk musi się liczyć z każdą ewentualnością. Do wyborów zostało jeszcze kilka miesięcy, a według sondaży większość Polaków uważa, że PiS zdobędzie trzecią kolejną kadencję. Ale w polityce wszytko jest możliwe. A nuż wygra Platforma? Pamiętliwy Tusk nie zapomni, kto zbojkotował jego imprezę. A tak, w ewentualnej koalicji z Platformą może się znajdzie jakaś teczka ministerialna czy inny prestiżowy urząd?

Oprócz demontażu tego, co osiągnął PiS, głównym programem Platformy Obywatelskiej było i pozostaje odsunięcie prawicy od władzy. Takie też zadanie miał Tusk otrzymać od naczalstwa UE, któremu nie w smak wszelkie rządy konserwatywne czy prawicowe. Kiedy we Włoszech doszli do władzy konserwatyści, Bruksela uznała, że „będziemy mieć problemy”. Żegnając Tuska po dwóch kadencjach na czele Rady Europejskiej, szefowa Komisji Europejskiej, faktycznego rządu UE, powiedziała: „Sądzę, że jak sam powiedziałeś, gdy następnym razem się spotkamy, będziemy cię witać jako premiera Polski”. Tusk zatem wrócił do Polski latem 2021 r. jako przysłowiowy rycerz na białym koniu w aureoli tego, kto ma zjednoczyć naród wokół „światłej”, „postępowej” i prounijnej Platformy.

Data Tuskowego marszu to nieokrągła 34. rocznica pierwszych po wojnie częściowo wolnych wyborów do Sejmu i Senatu. Ale trzy lata później miał miejsce drugi znamienny 4 czerwca. Kiedy rząd Jana Olszewskiego zamierzał upublicznić teczki płatnych konfidentów SB, ówczesny prezydent Wałęsa zaprosił do swego gabinetu grupę polityków takich jak Tusk, Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek, Aleksander Kwaśniewski i Waldemar Pawlak, aby wspólnie doprowadzić do upadku Olszewskiego.

Podobnie jak Wałęsa, wszyscy kiedyś zostali zarejestrowani jako tajni współpracownicy bezpieki. Na nocnej naradzie obliczyli głosy i doszli do wniosku, że przy poparciu postkomunistycznego Sojuszu Lewicy Demokratycznej uda im się legalnie obalić rząd Olszewskiego, by uniknąć demaskacji. I tak też się stało. Ostatnio historia się w pewnym sensie powtórzyła. Kiedy prezydent Andrzej Duda niedawno podpisał ustawę o powołaniu komisji do badania rosyjskich wpływów Polsce, na wielu działaczy opozycji padł blady strach. Wręcz histerycznie zareagował Tusk, który swego czasu chciał „resetować” stosunki z Moskwą. Media prawicowe chętnie szafują wizerunkiem Tuska podającego rękę, konferującego, żartującego czy obściskującego się z Putinem. Obwinia go też za próbę energetycznego uzależnienia Polski od Rosji oraz wycofanie swojego kraju ze zwalczanego przez Moskwę amerykańskiej tarczy antyrakietowej.

Oprócz próby ujawnienia konfidentów bezpieki, Olszewski jako pierwszy mówił o członkostwie Polski w UE i NATO i sprzeciwiał się projektowi Wałęsy, który chciał przedłużyć pobyt Rosjan na polskiej ziemi. Na terenie opuszczonych przez sołdatów baz wojskowych miały powstać wspólne polsko-rosyjskie przedsiębiorstwa. Zdaniem konserwatystów, upadek rządu Olszewskiego negatywnie wpłynął na dalszy bieg rozwoju nominalnie już niepodległej Polski, ponieważ komunizm nie upadł i dekomunizacja nie nastąpiła. Najlepiej na tym wyszli eks-PZPR-owcy i ich liberalno-lewicowi sprzymierzeńcy. Zakładali partie polityczne i intratne biznesy, piastowali najwyższe urzędy, dorabiali się fortun i żyli długo i szczęśliwie. W dowód wdzięczności wielu z nich pojawiło się na Tuskowym marszu.

Dwa dnu po marszu wybuchła bomba. Firma badawcza Kantar Polska opublikowała wstrząsające dla PiS wyniki: w sondażu opublikowanym przez firmę badawczą Kantar Polska Platforma o jeden punkt przewyższyła PiS 32-31. Czas pokaże, czy przed jesiennymi wyborami to sporadyczny przypadek, czy trwała tendencja.

ROBERT STRYBEL

]]>
https://gwiazdapolarna.net/z-tuskiem-maszerowaly-antypisowskie-tlumy/feed/ 0
Ojcowie Konstytucji, czyli 10 twórców Konstytucji 3 maja https://gwiazdapolarna.net/ojcowie-konstytucji-czyli-10-tworcow-konstytucji-3-maja/ https://gwiazdapolarna.net/ojcowie-konstytucji-czyli-10-tworcow-konstytucji-3-maja/#respond Wed, 19 Apr 2023 14:17:30 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1229 Piotr Worwa

Jeszcze raz płomień wolności rozbłysnął w gasnącej Rzeczypospolitej w dobie obrad Sejmu Czteroletniego. Gdy zelżał złowrogi moskiewski uścisk, a rosyjskie bagnety pochłonęła wojna z Turcją, kraj rozkwitnął działalnością reformatorów. Obóz patriotów zebrany wokół króla Stanisława Augusta Poniatowskiego rozpoczął proces naprawy Rzeczpospolitej. Już wkrótce Sejm, który do historii przeszedł jako Wielki, miał wydać owoc najwspanialszy… Konstytucję 3 maja. Stworzyli ją oni, najświatlejsi obywatele Rzeczypospolitej Obojga Narodów – ojcowie Konstytucji!

1. Stanisław August Poniatowski

Urodził się 17 stycznia 1732 roku w Wołczynie koło Brześcia Litewskiego. Pochodził z rodziny szlacheckiej. Wykształcenie domowe uzupełnił podróżując po Europie. Od 1750 roku posłował na Sejmy, a w 1755 roku został stolnikiem litewskim. Związał się z potężnym rodem Czartoryskich. Od 1755 roku przebywał w Petersburgu na praktyce dyplomatycznej. Nawiązał tam romans z księżną Katarzyną, przyszłą carycą. Podczas wolnej elekcji roku 1764, wsparty przez Rosję i Czartoryskich, został wybrany na króla. Od początku panowania zwolennik szerokich reform Rzeczpospolitej: stworzenia monarchii konstytucyjnej, wzmocnienia władzy wykonawczej, ukrócenia liberum veto, polepszenia położenia mieszczan i chłopów. Dążył do naprawy polskiego systemu edukacji oraz reform skarbowych. Założyciel Szkoły Rycerskiej w 1765 roku. Inicjator powołania Komisji Edukacji Narodowej w 1773 roku. Mecenas sztuki, organizator słynnych obiadów czwartkowych, założyciel Łazienek Królewskich w Warszawie. Przez całe panowanie zmuszony do lawirowania między rosyjskimi wpływami, a krajową opozycją. Od 1777 roku członek loży wolnomularskiej. W drugiej połowie lat 80, zachęcony zmieniającą się sytuacją międzynarodową, podjął próby wzmocnienia Rzeczpospolitej. Główny aktor Sejmu Czteroletniego. Porozumiał się ze Stronnictwem Patriotycznym co doprowadziło do uchwalenia Konstytucji 3 maja. Jej podstawą stały się projekty królewskie. Jedenaście artykułów Konstytucji wprowadzało m.in. trójpodział władzy, monarchię dziedziczną oraz opiekę prawną nad chłopami i mieszczaństwem. W 1792 roku, na wezwanie konfederacji Targowickiej, do Polski wtargnęły wojska rosyjskie. Rozpoczęła się wojna w obronie Konstytucji 3 maja. Król nie widział szans na zwycięstwo i przystąpił do Targowicy. W 1794 roku poparł powstanie kościuszkowskie, nie miał już jednak żadnego wpływu na przebieg wydarzeń. Po trzecim rozbiorze na rozkaz carycy wyjechał do Grodna, gdzie podpisał akt abdykacji. Zmarł 12 lutego 1798 roku w Petersburgu. 

2. Ignacy Potocki

Urodził się 28 lutego 1750 roku w Radzyniu Podlaskim. Pochodził z potężnego magnackiego rodu. Kształcił się w Collegium Nobilium w Warszawie oraz w Rzymie. W latach 1773-94 członek Komisji Edukacji Narodowej. Wielki przeciwnik króla Stanisława Augusta oraz przywódca Stronnictwa Patriotycznego. Kawaler Orderu Orła Białego. Członek loży wolnomularskiej. Zwolennik głębokich reform ustrojowych Rzeczpospolitej m.in. rozszerzenia władzy Sejmu, nadania praw politycznych mieszczanom oraz ograniczenia obciążeń chłopstwa. W dobie Sejmu Czteroletniego pojednał się ze Stanisławem Augustem. Kompromis ten umożliwił powstanie Konstytucji 3 maja, której był jednym z głównych autorów. Zagorzały przeciwnik Rosji. Od 1791 roku marszałek wielki litewski. Przeciwny decyzji króla Stanisława Augusta Poniatowskiego o przystąpieniu do konfederacji targowickiej. Po klęsce w wojnie z Rosją na emigracji w Dreźnie. Do kraju powrócił w okresie powstania kościuszkowskiego. Współautor powstańczych aktów prawnych i przewodniczący Wydziału Interesów Zagranicznych Rady Najwyższej Narodowej. Po upadku insurekcji oraz rzezi Pragi na ochotnika negocjował z gen. Suworowem. Więziony przez Rosjan w Petersburgu do 1796 roku. Po utworzeniu przez Napoleona Księstwa Warszawskiego i zwycięskiej dla Polaków wojnie z Austriakami, udał się do Wiednia negocjować z cesarzem Francuzów przyłączenie do Księstwa Galicji. Zmarł w austriackiej stolicy na szalejącą tam zarazę 30 sierpnia 1809 roku.

3. Hugo Kołłątaj

Urodził się 1 kwietnia 1750 roku w Derkałach Wielkich na Wołyniu w rodzinie szlacheckiej. Kształcił się na Akademii Krakowskiej, a potem w Wiedniu i w Rzymie, gdzie przyjął święcenia kapłańskie. Od 1775 roku kanonik krakowski. Członek Komisji Edukacji Narodowej. Rektor i reformator Akademii Krakowskiej. Czołowa postać tzw. Kuźnicy Kołłątajowskiej – reformatorskiego środowiska działaczy społecznych, politycznych i publicystów. Od 1786 roku referendarz litewski. Kawaler Orderu Świętego Stanisława i Orderu Orła Białego. Jedna z czołowych postaci Sejmu Czteroletniego. Doprowadził do porozumienia Stronnictwa Patriotycznego z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim. Jeden z autorów Konstytucji 3 maja. Postulował szerokie reformy m.in. wolność chłopów, prawa polityczne dla mieszczan, likwidację liberum veto i dziedziczny tron. Zredagował memoriał miast królewskich, który mieszczanie złożyli królowi podczas tzw. czarnej procesji w 1789 roku. Od 1791 roku podkanclerzy koronny. Podczas wojny w obronie Konstytucji 3 maja namawiał króla do przystąpienia do Targowicy i porozumienia z Rosją za cenę utrzymania niektórych reform. Złożył akces do konfederacji targowickiej. Organizator i uczestnik insurekcji kościuszkowskiej. Współautor aktu powstania i uniwersału połanieckiego. Kierował wydziałem skarbu w powstańczej Radzie Najwyższej Narodowej. Z powodu swych radykalnych poglądów zwany „polskim Robespierrem”. Po upadku insurekcji więziony przez Austriaków i Rosjan. Współzałożyciel Liceum Krzemienieckiego. Zmarł 28 lutego 1812 roku w Warszawie. 

4. Stanisław Małachowski

Urodził się 24 sierpnia 1736 w Końskich. Pochodził ze znanej i zamożnej rodziny, jego ojciec Jan był kanclerzem wielkim koronnym. Od 1758 roku był posłem na Sejm z ziemi krakowskiej. Na elekcji 1764 roku poparł kandydaturę Stanisława Augusta Poniatowskiego. W 1774 został marszałkiem Trybunału Głównego Koronnego – najwyższego sądu Rzeczypospolitej. Przywrócił mu dawną sprawność i uczciwość, zyskując sobie miano polskiego Arystydesa. Kawaler Orderu Świętego Stanisława i Orderu Orła Białego. W 1788 roku obrany Marszałkiem Sejmu Wielkiego. Jeden z przywódców Stronnictwa Patriotycznego i współautor Konstytucji 3 maja. Zwolennik rozszerzenia praw politycznych na stan mieszczański, chłopów w swych dobrach zwolnił z części obciążeń. Sygnatariusz Konstytucji. Przeciwny jakimkolwiek układom z Targowicą, potępił ją w swoim manifeście. Po przyłączeniu się króla do konfederacji targowickiej na emigracji. Nie poparł insurekcji kościuszkowskiej. Po wkroczeniu Napoleona na ziemie polskie wezwany do Warszawy. W Księstwie Warszawskim pełnił kolejno stanowiska: prezesa Komisji Rządzącej, prezesa Rady Ministrów i prezesa Senatu. Zmarł 29 grudnia 1809 roku w Warszawie. 

5. Julian Ursyn Niemcewicz

Urodził się 16 lutego 1757 roku w Skokach koło Brześcia Litewskiego. Pochodził z średniozamożnej rodziny szlacheckiej. Karierę zawdzięczał protekcji Czartoryskich. Wychowanek Szkoły Rycerskiej. Od 1777 roku adiutant księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego. Członek loży wolnomularskiej. Poseł inflancki na Sejm Czteroletni. Z trybuny sejmowej odważył się nazwać carycę Katarzynę Messaliną Północy (rzymska cesarzowa znana z erotycznych ekscesów). Aktywny członek Stronnictwa Patriotycznego. Uczestnik tajnych prac nad Konstytucją 3 maja. Współredaktor „Gazety Narodowej i Obcej”. Jeden z czołowych pisarzy czasów stanisławowskich, twórca pierwszej polskiej komedii politycznej „Powrót posła”. Wielki przeciwnik konfederacji targowickiej. Po przystąpieniu króla do Targowicy na emigracji. Do Polski powrócił po wybuchu insurekcji kościuszkowskiej. Adiutant Tadeusza Kościuszki. Wierny Naczelnikowi nawet w obliczu maciejowickiej klęski i niewoli. Więziony przez Rosjan w Twierdzy Pietropawłowskiej. W latach 1797–1807 przebywał w Stanach Zjednoczonych. Sekretarz Senatu w Księstwie Warszawskim, a później w Królestwie Polskim. Przeciwny powstaniu listopadowemu, po jego wybuchu w Rządzie Narodowym. Zmarł na emigracji w Paryżu 21 maja 1841 roku.

6. Adam Stanisław Krasiński

Urodził się 4 kwietnia 1714 roku. Pochodził z rodziny szlacheckie. Swoją przyszłość związał ze stanem kapłańskim. Podczas bezkrólewia roku 1733 opowiedział się za Stanisławem Leszczyńskim. Począwszy od 1734 roku, przez kolejne 12 lat, przebywał za granicą – we Francji, Włoszech i Niemczech, gdzie szukał wsparcia dla Leszczyńskiego. W kolejnych latach piastował stanowiska kościelne i państwowe. Kawaler Orderu Orła Białego. Biskup kamieniecki. W czasie ostatniej wolnej elekcji przeciwnik Stanisława Augusta Poniatowskiego, związany z Wettinami. Od 1768 roku jeden z inicjatorów i przywódców konfederacji barskiej. Kierował jej polityką zagraniczną, był współorganizatorem jej Generalności – naczelnego organu władzy konfederatów. Nieprzejednany wróg Rosji. W pracach Sejmu Czteroletniego uczestniczył jako senator. Pojednał się z królem Stanisławem. Brał udział w tajnych posiedzeniach, na których opracowana została Konstytucja 3 maja. Mimo poparcia konstytucji sceptyczny wobec wielu projektów reform. Przeciwnik Targowicy, namawiał króla by stanął na czele armii. Po klęsce wojny w obronie Konstytucji 3 maja został ukarany przez Rosję kasatą diecezji kamienieckiej i konfiskatą dóbr. W 1794 roku zbierał fundusze dla powstańców kościuszkowskich. Zmarł w listopadzie 1800 roku w Krasnem.

7. Scipione Piattoli

Urodził się 10 listopada 1749 roku we Florencji. Pochodził z arystokratycznej włoskiej rodziny. Na uniwersytecie we Florencji obronił doktorat praw. W latach 1772–1782 profesor uniwersytetu w Modenie. Wolnomularz. W 1782 roku pojawił się w Polsce jako nauczyciel młodych Potockich, a potem Czartoryskich. Szybko wyrobił sobie silną pozycję w środowisku polskiej magnaterii stając się zaufanym człowiekiem Potockich, Czartoryskich i Lubomirskich. Od 1789 roku na dworze króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Współpracownik Komisji Edukacji Narodowej. Sekretarz króla Stanisława. W dobie Sejmu Czteroletniego pełnił role pośrednika między królem, a Ignacym Potockim w pracach nad przygotowaniem konstytucji. Redaktor projektów konstytucji i jeden z autorów Konstytucji 3 maja. Zwolennik reform i zbliżenia Rzeczpospolitej z Prusami. To w jego gabinecie na Zamku Królewskim odbywały się tajne spotkania z udziałem Stanisława Augusta, które doprowadziły do uchwalenia Konstytucji 3 maja. Odbywał też poufne misje dyplomatyczne. Po zwycięstwie Targowicy brał udział w przygotowaniach do insurekcji kościuszkowskiej. W latach 1794–1800 więziony przez Austriaków. Później związany z dworem księżnej kurlandzkiej Teresy Tyszkiewiczowej. W ostatnich latach życia współpracownik księcia Adama Czartoryskiego. Zmarł 12 kwietnia 1809 roku w Altenburgu. Lew Tołstoj wykorzystał jego osobę do stworzenia postaci l’abbe Morio w swym dziele „Wojna i pokój”. 

8. Stanisław Kostka Potocki

Urodził się w listopadzie 1755 roku w Lublinie. Pochodził z magnackiego rodu Potockich, jego bratem był Ignacy Potocki. Ukończył pijarskie Collegium Nobilium. Od 1778 roku posłował na Sejm z województwa lubelskiego. Aktywny wolnomularz. Kawaler Orderu Świętego Stanisława i Orderu Orła Białego. Na Sejmie Czteroletnim jeden z czołowych działaczy Stronnictwa Patriotycznego. Znakomity mówca. Zwolennik reform, jeden z sygnatariuszy Konstytucji 3 maja. Generał artylerii koronnej, uczestnik wojny z Rosją w obronie konstytucji. Po zwycięstwie Targowicy na emigracji. W Księstwie Warszawskim od 1809 roku prezes Rady Stanu i Rady Ministrów, w Królestwie Polskim prezes Senatu. Od 1815 roku minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego, rozbudował sieć szkolnictwa wszystkich szczebli oraz przyczynił się do założenia uniwersytetu w Warszawie. W latach 1812–21 zwierzchnik wolnomularstwa polskiego. Pierwszy polski badacz sztuki starożytnej. Pisarz, publicysta, kolekcjoner i mecenas sztuki. Założyciel muzeum w Wilanowie. Zmarł 14 września 1821 roku w Wilanowie. 

9. Tadeusz Matuszewicz

Urodził się około 1765 roku w Rasnej na Litwie. Pochodził z rodziny szlacheckiej. Był wychowankiem pijarskiego Collegium Nobilium w Warszawie. Od 1784 roku poseł na sejmy z województwa brzesko-litewskiego. Wolnomularz i redaktor „Gazety Narodowej i Obcej”. Aktywny uczestnik Sejmu Czteroletniego. Zwolennik reform m.in. dziedziczności tronu, praw politycznych dla mieszczaństwa i sojuszu z Prusami. Brał udział w ostatniej fazie prac nad projektem Konstytucji 3 maja. W czasie insurekcji kościuszkowskiej zastępca radcy Rady Najwyższej Narodowej. W 1809 roku członek Rządu Centralnego Tymczasowego Galicji. Swą działalnością przyczynił się do przyłączenia do Księstwa Warszawskiego Zamojszczyzny. Minister Skarbu w Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim. Forsował reformy gospodarcze i skarbowe. Kawaler Orderu Świętego Stanisława i Orderu Orła Białego. Publicysta i tłumacz, przełożył na język polski dzieła Horacego i Wergiliusza. Zmarł 30 października 1819 roku w Bolonii. 

10. Kazimierz Nestor Sapieha

Urodził się 14 lutego 1757 roku w Brześciu Litewskim. Absolwent Szkoły Rycerskiej. Generał artylerii litewskiej. Kawaler Orderu Świętego Stanisława i Orderu Orła Białego. Od 1776 roku w szeregach opozycji magnackiej, której przewodził jego wuj Franciszek Ksawery Branicki. Poseł na sejmy z województwa brzesko-litewskiego. Na Sejmie Czteroletnim marszałek konfederacji Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pod wpływem Stanisława Małachowskiego przeszedł na stronę zwolenników Konstytucji 3 maja. Jeden z sygnatariuszy Konstytucji. Przeciwny przystąpieniu króla Stanisława Augusta do konfederacji targowickiej. Uczestnik powstania kościuszkowskiego. Zmarł 25 maja 1798 roku w Wiedniu. 

Piotr Worwa

]]>
https://gwiazdapolarna.net/ojcowie-konstytucji-czyli-10-tworcow-konstytucji-3-maja/feed/ 0
Viva Polonia. Polskę da się polubić! https://gwiazdapolarna.net/viva-polonia-polske-da-sie-polubic/ https://gwiazdapolarna.net/viva-polonia-polske-da-sie-polubic/#respond Fri, 13 Jan 2023 19:27:16 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1121 Maria Legieć

Viva Polonia („Niech żyje Polska”) to tytuł książki Steffena Moellera – niemieckiego aktora, pisarza, wielkiego miłośnika Polski, zwłaszcza jej kultury, tradycji i literatury. Na temat jej historii wie Moeller tylko to, co konieczne. Ale mimo tej „luki” wie więcej niż przeciętny Niemiec. 

Steffen Moeller to postać dobrze znana tym widzom w Polsce, którzy oglądali serial TV M jak miłość (2003-2007). Wcielił się tam w rolę niemieckiego Bauera (rolnika) Stefana Mullera. W latach 2003-2008 zasiadał też wśród zagranicznych gości w programie Europa da się lubić. Jego zainteresowanie Polską trwa całe lata, do dzisiaj. Podczas występów kabaretowych na terenie Niemiec z uszanowaniem, podziwem i sentymentem wypowiadał się o spotkanych w Polsce ludziach (z filmu, prasy, przypadkowo poznanych). Wyjaśniał, na czym polega polska gościnność i jakie wartości etyczno-moralne są w naszym kraju na pierwszym miejscu, porównując je z niemieckimi i podkreślając ich wyjątkowość. Swoje zainteresowania językiem (przytacza często pierwsze na pamięć wyuczone zdanie „w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”) pogłębia na bieżąco. W występach kabaretowych zawsze podkreśla, że wbrew panującemu w Niemczech przekonaniu Fryderyk Chopin nie był Francuzem, a Maria Curie była Polką! Książki, których jest autorem i tytuły z Polską związane mówią za siebie: np.: Viva Polonia, Expedycja do Polski, Polska da się lubić. Mój prywatny przewodnik po Polsce i Polakach (dla słoików i gastarbeiterów”) czy Viva Warszawa

Innym Niemcem, który z „czystego zainteresowania” Polską uczestniczył długie lata w nauce języka polskiego na kursach językowych prowadzonych w VHS (wyższa szkoła powszechna) w Giessen jest Rolf Gredy-Wenzel, emerytowany nauczyciel j. angielskiego. Chciał on poznać nie tylko język, ale także historię, kulturę, literaturę i tradycje naszego narodu. Ale przede wszystkim –„duszę polską”. Tak to wyraził (w tłumaczeniu): „Dzięki spotkaniom na kursie językowym mogłem lepiej poznać mało w Niemczech znane fakty historii, zwłaszcza zmagania Polaków przeciwko doktrynie komunistycznej, narzuconej Polsce przez ZSSR, niestety z winy nas, Niemców, którzy II wojnę wywołali. Zrozumiałem, co znaczy dla Polaka słowo patriotyzm (w Niemczech ma znaczenie ujemne), czym jest umiłowanie wolności i jakie znaczenie ma pielęgnowanie tradycji w Polsce. Jaką rolę odgrywa religia i kim był dla Polski i świata papież Jan Paweł II. Zrozumiałem, co to jest polska dusza”.

Bardzo pięknie podziw dla naszego kraju wyraził w Kuryerze Polskim (Milwaukee) ojciec dr Jim Bowden, którego przypadkowy los przywiódł z Teksasu do Warszawy. Jego słowa nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że Polska, Warszawa i ludzie żyjący w tym kraju pozostaną na zawsze w jego sercu. Tak wypowiedział się na ten temat w artykule pt. „Polska oczami Amerykanina”: „Powszechnie wiadomo, że dzieła ludzkich rąk znane jako Siedem Cudów Świata istniały w historii. Do listy należy dodać jeszcze jeden cud: cudowny kraj, Polskę”. „Zadziwia mnie odwaga, wytrwałość, nadzieja, determinacja i kreatywność Polaków. Jestem zachwycony i stoję w ciągłym zdumieniu”. I jeszcze to: „Zakochałem się w bogactwie historycznym, kulturalnym, artystycznym, edukacyjnym, medycznym, ekonomicznym i masowym systemie transportu. Postępy są dramatyczne!”. Tak powiedzieć może tylko człowiek „zakochany”!

Cudzoziemcem, „zarażonym Polskością”, którego mottem mogłyby być pierwsze słowa tytułu artykułu – jest sylwetka z czasów Powstania Warszawskiego, Polaka z wboru – Agboli. Czarnoskóry „Ali”, August Agbola O’Brown – przybysz z dalekiej Afryki walczył w wojnie obronnej we wrześniu 1939 roku i w kampanii powstańczej jako ochotniczy obrońca Warszawy, z narażeniem życia roznosząc po zakamuflowanych punktach nielegalne druki, a nawet broń. Dowiadujemy się o tym niezwykłym Nigeryjczyku z książki Afryka w Warszawie dr. Zbigniewa Osińskiego. „Życiorys Agboli to historia człowieka, który uznawał Polskę za swoją drugą ojczyznę (nie jest to chyba zbytni patos) i czuł się jej pełnoprawnym obywatelem” – tak o nim pisze Osiński. Jak bardzo musiała Agbole (tak go nazywali powstańcy) Polska oczarować, jak głębokie musiało być jego uznanie i respekt dla tego walczącego kraju, do Polaków-powstańców warszawskich, że nie wahał się rzucić „na stos” życia swojego i swojej rodziny (w czasie, gdy Powstanie wybuchło, miał już dwóch synów i żonę – Polkę!.)

Podobnie jak wyżej – nie w słowach, lecz w czynach hasło zawarte w pierwszych słowach artykulu „Viva!” realizowało dwóch Amerykanów: Cedric Fauntleroy i Merian Caldwell Cooper (twórca filmu King Kong), którzy podczas wojny polsko-sowieckiej w 1920 r. walczyli po stronie Polski. Cooper to bardzo piękna postać. W polskim mundurze strzelał do bolszewików. Dostał się do niewoli sowieckiej, z której uciekł. Został przez Józefa Piłsudskiego odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Merian C. Cooper był potomkiem Johna Coopera, który walczył o niepodległość Stanów Zjednoczonych pod dowództwem generała Kazimierza Pułaskiego (1745-1779). Gdy Pułaski został ranny w bitwie pod Savannah – miał umrzeć na rękach J. Coopera. Ta przekazywana w rodzinie historia zaważyła o późniejszych losach młodego Meriana. Po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej w 1917 r. zgłosił się do służby w Amerykańskim Korpusie Ekspedycyjnym i walczył w Europie. W trakcie jednego z lotów został zestrzelony i trafił do niewoli niemieckiej. Po zakończeniu I wojny światowej Cooper wraz z amerykańską agencją pomocy humanitarnej trafił na ziemie polskie. Tutaj przedstawił pomysł utworzenia amerykańskiej eskadry w polskim lotnictwie. Zgodę na jej utworzenie wydał Józef Piłsudski, którego być może przekonała następująca argumentacja Coopera: „Gen. Pułaski oddał życie za mój kraj, dlatego moją służbę Polsce, gdy ta walczy o wolność, rodzina moja traktuje jako obowiązek”. Czy może być piękniejszy dowód miłości do naszego Kraju? Albo to: kosy ustawione na sztorc i rogatywka – symbol kosynierów – żołnierzy Kościuszki na tle flagi USA – jako godło jednostki amerykańskich lotników, którzy weszli w skład 7. Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki, walczącej w 1920 o Lwów. Za Polskę – i o Polskę walczyli przede wszystkim w latach 1918-1920 także inni cudzoziemcy – lotnicy. Należy tu wymienić nazwiska pilotów Camillo Periniego (z Wloch) i Franza Petera, francuskich generałów Paula Henrysa i Henry’ego Niesela, czeskiego podoficera Josefa Cagasca oraz obywatela niemieckiej narodowości Pula Krenzyega.

Porucznik Charles de Gaulle, który jak wyżej wymienieni również brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej (w 1920 roku został na krótko wcielony do polskiej jednostki bojowej i awansowany do stopnia majora) tak napisał 20 sierpnia z frontu do swojej matki: „Z innych armii rosyjskich, które groziły Warszawie, niewiele co powróci. Mimo szybkości, z jaką uciekały, Polacy je przeganiali i zachodzili od lasu (…): – wszystko do najdrobniejszego szczegółu jest jasne. Wierne wojska polskie, których wyższe kadry były jednymi z najlepszych na świecie!” (por. Ch. de Gaulle, „Bitwa o Wisłę. Dziennik działań wojennych oficera francuskiego”, w: Zeszyty Historyczne, Paryż 1971, zesz. 19, s. 13-16).

A teraz trochę wypowiedzi znanych osobistości z dawnej – i niedawnej przeszłości: 

Oto Antoni Denikin, urodzony 1782 w Łowiczu z matki Polki, wywodzącej się ze zubożałej szlachty polskiej, „biały” dowódca sił walczących w latach 1918-1920 (samotnie) przeciwko komunizmowi. Gdy w 1920 zrzekł się dowództwa na rzecz generała Piotra Wrangla i wyemigrował do Anglii, a następnie do Francji (zmarł w USA w 1947 r.), wyznał, że: „Pamięć o mojej nieżyjącej matce Polce, spędzone na brzegach Wisły dzieciństwo i młodość pozostawiły we mnie głęboki ślad i stworzyły naturalną bliskość, zrozumienie i pozytywny stosunek do narodu polskiego”

„Pozytywny stosunek” do naszego narodu – można było znaleźć w słowach Napoleona. Z ust cesarza padły słowa: „laissez faire aux Polonais!”, czyli „zostawcie to Polakom! Dla nich nie ma nic niemożliwego” (to o słynnej szarży podczas bitwy pod Samosierrą, 1808). I jeszcze: „Gdyby tylko Polacy wiedzieli, kim naprawdę są!”.

A zbliżając się do teraźniejszości. 

Ronald Reagan: „Odległości z Warszawy do Moskwy i z Warszawy do Brukseli są identyczne. Znak mówi, że Polska nie jest ani na wschodzie, ani na zachodzie. Polska jest centrum cywilizacji europejskiej. Wniosła rzeczywiście wiele w kształtowanie się tej cywilizacji. Czyni to również dzisiaj w sposób znaczący, nie godząc się na uciemiężenie”.

George W. Bush, republikański polityk i 43. prezydent Stanów Zjednoczonych podczas debaty prezydenckiej w 2004 skierował do swojego adwersarza Johna Kerry’ego słynne słowa: „You forgot Poland” („Zapomniał Pan o Polsce”). Słowa te zostały wypowiedziane po tym, jak John Kerry wymienił tylko trzy państwa koalicji (bez Polski). I jeszcze Bush: „Bez męstwa Polaków wszystkie dyplomatyczne zabiegi i międzynarodowe negocjacje z końca lat 80. nie przyniosłyby przemian w Europie. To zwyczajni ludzie zapoczątkowali zmianę biegu historii”.

Norman Davies: „Wydaje się, że kraj ten jest nierozerwalnie związany z niekończącą się serią katastrof i kryzysów, które – w sposób paradoksalny – stają się źródłem jego bujnego życia. Polska znajduje się bez przerwy na krawędzi upadku. Ale jakimś sposobem zawsze udaje jej się stanąć na nogi”.

Duchowy przywódca Tybetu Dalajlama XIV: „Polacy to naród, który doświadczył wielu trudnych okresów, ale bez względu na trudności i przeciwieństwa zachował ducha i determinację. Podziwiam naród Polski”.

Niestety, z tym wyrażonym przez Dalajlamę podziwem dla narodu polskiego nie zgadza się ogromna liczba „osobistości” różnych nacji i epok.

Tak podziwiany i uznawany za mistrza prozy psychologicznej Fiodor Dostojewski – wprost nienawidził Polaków. Sam – z trzeciego pokolenia zrusyfikowany Polak, nie mógł sobie wyobrazić, jak mogą obok siebie egzystować te dwa narody, mówił: „potężna Polska i potężna Rosja nie mogą obok siebie funkcjonować, są śmiertelnymi wrogami”. Dostojewski postrzegał Polaków jako zaciekłych wrogów Rosji, heroldów jej okcydentalizacji w duchu liberalnym. Jego relacje z Polakami odwzorowują starcie Wschodu z Zachodem. Pisał: „Wojna polska to wojna dwóch światów chrześcijańskich – to początek przyszłej wojny prawosławia z katolicyzmem, innymi słowy – wojny geniuszu rosyjskiego z cywilizacją europejską”. Pisarz, który rehabilitował moralnie ludzi upadłych i nawet zbrodniarzom okazywał litość, dla Polaków miał tylko pogardę. 

Karol Marks: „Istnieje jedna tylko alternatywa dla Europy: albo azjatyckie barbarzyństwo pod przywództwem moskiewskim zaleje ją jak lawina, albo Europa musi odbudować Polskę, stawiając między sobą a Azją 20 milionów bohaterów, by zyskać na czasie dla dokonania swego społecznego odrodzenia”.

David Lloyd George brytyjski premier w latach 1916-1922 (nie przysłużył się do zwycięstwa Polski w wojnie polsko-bolszewickiej!) wyraził się tak: „Oddać Polakom śląski przemysł to jak dać małpie zegarek”.

Caryca Katarzyna Wielka: „Polaków bardzo trudno pokonać. Są najlepszymi żołnierzami Europy, ich trzeba od wewnątrz rozebrać”.

Józef Stalin, zimny, cyniczny polityk, który jest odpowiedzialny za śmierć dziesiątków milionów ludzi – ze „znawstwem” o Polakach: „Wprowadzenie komunizmu w Polsce byłoby podobne do nałożenia siodła na krowę”.

]]>
https://gwiazdapolarna.net/viva-polonia-polske-da-sie-polubic/feed/ 0
Rywale już prężą muskuły, choć wybory za rok. https://gwiazdapolarna.net/rywale-juz-preza-muskuly-choc-wybory-za-rok/ https://gwiazdapolarna.net/rywale-juz-preza-muskuly-choc-wybory-za-rok/#respond Fri, 13 Jan 2023 19:21:37 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1105 Robert Strybel

Ponad połowa, a czasem i więcej pochodzących z kraju wiadomości pośrednio lub bezpośrednio dotyczy agresji dyktatora Putina przeciwko sąsiedniej Ukrainie oraz wszelkich jej konsekwencji. Dzieje się tak, ponieważ konsekwencje te dotykają nie tylko dwóch wojujących stron, ale w większym czy mniejszym stopniu ogarniają Polskę, Europę i świat. Mało kiedy trwająca zaledwie osiem miesięcy lokalna wojna potrafiła równolegle wygenerować takich rozmiarów światowy kryzys humanitarny, geopolityczny, energetyczny, żywnościowy, inflacyjny i ogólnogospodarczy.

Ale w Polsce już od dłuższego czasu rozwija się drugi front wojenny. Choć najbliższe wybory parlamentarne mają się odbyć dopiero za rok, politycy już coraz częściej są w rozjazdach po kraju, występują na wiecach i obiecują wyborcom raj na ziemi. Także wieszają psy na przeciwnikach. Coraz częściej mają miejsce frontalne ataki, coraz bardziej zaostrzają się wzajemne pomówienia, pretensje i wrogie insynuacje. Polska debata publiczna nierzadko przypomina wzajemne obrzucanie się błotem. Do oficjalnego startu kampanii wyborczej jest jeszcze daleko, ale już trwa ona w najlepsze.

Dla obozu rządzącego jesienne sondaże preferencji politycznych nie wypadły zbyt pomyślnie. Przykładowo, mimo że formacja Prawo i Sprawiedliwość (PiS), a właściwie Zjednoczona Prawica (ZP) Kaczyńskiego zajęła pierwsze miejsce z 34 proc. poparcia, nie miałaby szans na sformowanie rządu. Otrzymałaby jedynie 192 mandatów przy 231 potrzebnych do rządowej większości. Problem w tym, że ZP nie miałaby z kim stworzyć koalicji. Ideologicznie PiS-owi jest najbliżej do ludowców, ale nie wiadomo, czy w ogóle PSL przekroczy pięcioprocentowy próg wyborczy. Nawet gdyby przekroczył, wątpliwe czy jego szef, Władysław Kosiniak-Kamysz, przyjąłby taką ofertę. Po tym, jak PiS odebrał PSL-owi sporą część wiejskiego elektoratu, stał się nieprzejednanym wrogiem partii Jarosława Kaczyńskiego.

Cieszyć się może opozycja, której przewodzi Koalicja Obywatelska (Platforma plus garstka lewicowców, feministek i zielonych), uzyskawszy w sondażu 26 proc. poparcia. Na trzecim miejscu z wynikiem 14 proc. znalazła się Polska 2050 eks-kleryka Szymona Hołowni, przez niektórych zwana Platformą „Lite”. Dawny koalicjant Platformy PSL uzyskał prawie 7 proc. Te trzy partie miałyby w sumie 47 proc. głosów, co uprawniłoby je do rządzenia w koalicji.

Lewica (postkomuniści i LGBT) zdobyła 9 proc. poparcia, ale nie była zwolennikiem koalicji z Platformą i wzajemnie. Konfederacja nie przekroczyłaby progu wyborczego i nie weszłaby do Sejmu, czego mało który Polak żałuje. Jest to bowiem ekscentryczny zlepek nacjonalistów, skrajnych pro-kapitalistów, monarchistów i rusofilów. Czołowy członek grupy Grzegorz Braun niedawno stał się bohaterem państwowej telewizji rosyjskiej, która pokazała prowadzoną przez niego w Warszawie antyukraińską demonstrację pod hasłem „Stop ukrainizacji Polski!”. 

Skomplikowany system przeliczania głosów na mandaty sprawia, że łatwiej jest zwycięzcy samodzielnie rządzić, gdy do Sejmu wchodzi niewiele ugrupowań. Warto przypomnieć, że w 2015 r. PiS zdobył władzę, mając niespełna 38 proc. poparcia. Stało się tak, gdyż progu wyborczego nie przekroczyli postkomuniści i nie weszli do Sejmu. Natomiast już w 2019 r. by rządzić samodzielnie, potrzebował 43,6 proc. 

Ale mniejsza o dalsze liczby, procenty i rozkład mandatów. Stawka przyszłorocznych wyborów do Sejmu jest bardzo wysoka. Lider ZP Kaczyński uważa, że będą na miarę tych przełomowych z 1989 r., które doprowadziły do upadku władzy komunistycznej. Przeciętny wyborca głosować będzie na podstawie swej ogólnej orientacji politycznej oraz tego, czego oczekuje od zwycięskiej partii czy koalicji. Dotyczyć to może m.in. takich dziedzin życia jak: 

POLITYKA PRORODZINNA: Niegdyś je wyszydzał jako bezmyślne „rozdawnictwo”, obecnie zaś lider KO Tusk otwarcie nie atakuje takich PiS-owskich innowacji jak 500+ (500 zł miesięcznie dla każdego dziecka do 18. roku życia), a nawet twierdzi, że Platforma przygotowywała podobne rozwiązanie. Ale w zbiorowej pamięci Polaków raczej utrwaliły się słowa jego ministra finansów, Jacka Rostowskiego, który wszem i wobec oznajmił, że na to „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Obecnie pytani na wiecach o kontynuację PiS-owskiej polityki prorodzinnej działacze KO muszą się głowić, jak zgrabnie z tej opresji wybrnąć. Główna obietnica wyborcza Tuska to wprowadzenie aborcji na żądanie do 12. tygodnia ciąży. Niegdyś zapowiadał też likwidację Instytutu Pamięci Narodowej oraz kanału telewizyjnego TVP Info. 

OBRONNOŚĆ: Obóz rządzący dokonał znacznych postępów w dziedzinie modernizacji i rozwoju sił zbrojnych, a inwazja Rosji na Ukrainę jeszcze bardziej spotęgowała ten proces. Docelowo w najbliższych latach liczebność WP ma wzrosnąć do 300 tys., co znacznie przewyższy skład Bundeswehry (184 tys.) i zbliży się do obecnej armii francuskiej (304 tys.). Za rządów PO-PSL w ramach oszczędności zlikwidowano wiele garnizonów, a liczebność WP spadła poniżej 100 tys. 

INFRASTRUKTURA PUBLICZNA: PO-PSL nie tylko oszczędzało na obronności, lecz w wielu miejscowościach także zlikwidowała posterunki policji i urzędy pocztowe oraz połączenia i dworce kolejowe. W dużej mierze ZP usiłowała je przywrócić a nawet rozbudować, czego przykładem jest szybka kolej docierająca do wielu miejscowości, które dawno albo nigdy takich udogodnień nie miały. Czy ewentualnie zwycięska KO nadal będzie utrzymywać podział na faworyzowaną, wielkomiejską Polskę A i marginalizowaną małomiasteczkową i wiejską Polskę B, okaże się po wyborach. 

SUWERENNOŚĆ: Politycy KO są na ogół euroentuzjastami, nawet popierają plany stworzenia z Unii państwa federalnego pod płaszczykiem „integracji”. Działacze i sympatycy ZP uważają, że to Bruksela, która oskarża Polskę o brak „praworządności”, sama bezprawnie łamie traktaty, jakie Warszawa podpisała, sądząc, że wstępuje do wspólnoty suwerennych państw. Dla coraz więcej Polaków staje się jasne, że wstrzymywanie należnych Polsce funduszy wynika ze zmowy platformersko-unijnej mającej na celu ułatwienie obecnej opozycji powrotu do władzy.

OŚWIATA, KULTURA, OBYCZAJOWOŚĆ: Najogólniej można powiedzieć, że obecny obóz rządzący promuje tradycje wartości, patriotyzm i dumę z własnego dziedzictwa. Opozycja zaś często stawia znak równania między patriotyzmem a nacjonalizmem, a własne tradycje narodowe i chrześcijańskie utożsamia z „ciemnogrodem”. Owi „postępowcy” ostro atakują nowy przedmiot „historia i teraźniejszość” ostatnio wprowadzony do szkół ponadpodstawowych, gdyż naświetla rodzimą tradycję i uczy, że patriotyzmu nie trzeba się wstydzić. Bez mecenatu państwa ZP nie powstałyby takie filmy jak Pilecki i Prorok (o kard. Wyszyńskim). Opozycję zaś bardziej fascynują modne, importowane szaleństwa ideologiczne jak gender. Już kilka procent nastolatków polskich interesuje się zmianą płci, a „postępowi” nauczyciele ich popierają.

Zakończmy lżejszą, humorystyczną nutą, do której tu pasują:

WZAJEMNE PIESZCZOTLIWOŚCI: Wiadomo, że politycy obu głównych sił politycznych specjalnie się nie lubią, choć bywało, że po sesji wzajemnych oszczerstw spotykali się w bufecie sejmowym przy kawie czy czymś mocniejszym. Wśród wyborców PiS na zwolenników Platformy nie od dziś mówi się platfusy a na ich ugrupowanie Platforma Obciachu (PO). Do ich lidera Tuska przyległy takie przezwiska jak szwabolub i Donald Chorągiewka, od częstej zmiany zdania pod publiczkę. Na zwolenników tej opcji politycznej mówiło się lemingi (od gryzoni, które popełniają masowe samobójstwo, wskakując do morza). Polityczne lemingi to młodzi, wykształceni, nieźle zarabiający liberałowie pracujący w korporacjach i wyznający konsumpcyjny styl życia. Stąd też luksusowa podwarszawska miejscowość Wilanów ma przezwisko Lemingrad. Obecnie na takich częściej mówi się libek (od wyrazu „liberał”).

Ale Platfusy nie pozostają dłużni i odpłacają pięknym za nadobne. Polityk lub sympatyk PiS to pisior, co ponoć powstało jako skrót od „Prawo i Sprawiedliwość i Ojciec Rydzyk”. Na pisiory mówi się też pisuary lub kaczory. Ich lider Kaczyński to Kaczor, choć także spotyka się niekiedy określenie Kaczafi, przeróbka nazwiska b. libijskiego dyktatora Kaddafiego. Przezywano go też Jarosławem Smoleńskim od katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem w 2010 r., których ofiar zdaniem platformersów pisowcy przesadnie czczą i gloryfikują. 

Czy nadchodząca kampania wyborcza zrodzi jakieś nowe „pieszczotliwości” – dopiero się okaże. 

]]>
https://gwiazdapolarna.net/rywale-juz-preza-muskuly-choc-wybory-za-rok/feed/ 0