Redaktorskim okiem – Gwiazda Polarna https://gwiazdapolarna.net Dwutygodnik polonijny Tue, 07 May 2024 18:58:04 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.4.4 Pomożecie? Pomożemy! https://gwiazdapolarna.net/pomozecie-pomozemy/ https://gwiazdapolarna.net/pomozecie-pomozemy/#respond Tue, 07 May 2024 18:58:02 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1642 Jacek K. Matysiak 

Po pół roku zmagań i zwątpień Kongres USA pod przywództwem spikera Mike’a Johnsona (R-LA) przegłosował 311 do 112 pakiet pomocowy $95,3 mld skierowany do zagranicy, z czego dla Ukrainy $60,8 bln, dla Izraela $26,4 mld i obszar Indo-Pacyfiku (Tajwan) $8,1 bln. Ukraina otrzyma $23 bln pomocy militarnej (uzupełnienie amunicji) i $14 bln w nowych systemach broni. Za pomocą głosowało 210 (wszyscy) demokratów i 101 republikanów, 112 republikanów było przeciwko. 

Ameryka już wcześniej udzieliła Ukrainie pomocy w wysokości $111 mld, republikański senator J.D. Vance odkrył, że administracja Bidena przekazała na pomoc dla Ukrainy $125 mld, czyli o $14 mld więcej niż przyznał jej Kongres.

Poprzednio przyznana Ukrainie pomoc oznaczała dodatkowy koszt $900 dla każdego amerykańskiego domostwa, ale polityków to nie interesuje. Wielu polskich komentatorów lansuje tezę o dużym wpływie na amerykańskich liderów polskiego prezydenta Andrzeja Dudy. Zapewne prezydent swoim lobbingiem pomógł zwłaszcza liderom Partii Republikańskiej poprzeć pakiet pomocowy dla Ukrainy. Jednak jak niżej przedstawię, ten problem jest bardziej złożony.

Sondaż przeprowadzony przez Heritage Foundation ujawnił, że 56 proc. Amerykanów w swing states, bardzo ważnych w prezydenckich wyborach uważa, że USA już dała Ukrainie zbyt dużo pomocy. Tylko 12 proc. respondentów jest zdania, że trzeba dać Ukrainie jeszcze więcej. Krytycy przypominają, że ta pomoc obciąża portfele zwykłych amerykańskich podatników: „pożyczamy na karty kredytowe, aby dać za darmo”. Stąd zmiana w nastawieniu Trumpa, który wyraził zgodę na pakiet pomocowy dla Ukrainy, ale w formie pożyczki, która mogłaby być darowana, ale nie kolejnej darowizny. Konserwatyści od dwóch lat zwracają uwagę na korupcyjną naturę ukraińskiego rządu, brak przejrzystości i możliwości sprawdzenia, gdzie i na co idą pieniądze przeznaczone na pomoc (The Hill); podobnie jest z wysyłanym uzbrojeniem.

Przeciwnicy pomocy podkreślają, że Ameryka jest już zadłużona na $35 bln i aby dalej funkcjonować, musi pożyczać $1 bln co 100 dni! Raty pożyczek na zakup domów wspięły się do 7 proc. Ceny żywności, ubezpieczeń, wynajmu mieszkań i paliwa są obecnie aż 30-40 proc. wyższe niż kiedy Trump opuścił prezydenturę. Wzrasta przestępczość. Przez otwartą południową granicę za prezydentury Bidena do kraju wtargnęło nielegalnie już ok. 10 mln nieudokumentowanych ludzi ze 120 krajów świata. Dlatego amerykańscy patrioci domagali się, aby pakiet pomocy dla obrony Ukrainy był powiązany z środkami na ochronę ich własnej granicy. Przypominają, że Zełeński wyrzucił ministra obrony z powodu korupcji i przekrętów. Ale nic z tego, demokraci i republikańscy neocons śnią o światowych podbojach i przeobrażeniu całego świata w jeden wielki ściśle kontrolowany kołchoz.…

Krytycy wskazują, że Biden nie przedstawił Amerykanom koherentnej strategii, planu zwycięstwa, czy postawienia warunków dla osiągnięcia pokoju w wojnie na Ukrainie i ludzie tracą cierpliwość w popieraniu wyniszczającej wojny bez celu. Pamiętam, że populacja Ukrainy ok. 1992 r. sięgała 52 mln, teraz szacuje się ją na 28-30 mln. Powstaje pytanie, czy celem tej wojny jest wyludnienie Ukrainy? Dalsze finansowanie tej wojny szczególnie w warunkach zarysowującego się kryzysu finansowego odczuwalnego przez wyborców spowoduje wzrost akcji konserwatywnego patriotycznego skrzydła republikanów.

Komentatorzy zauważyli, że spiker Mike Johnson przeszedł wielką zmianę, wielu partyjnych konserwatywnych kolegów oskarża go nawet o zdradę, poddanie się Deep State i lewicowej frakcji Bidena. Tak się składa, że republikanie nie mają szczęścia do swoich liderów tak w Senacie (oportunista Mitch McConnell), jak w serii kongresowych liderów jak John Boehner, Paul Ryan, Kevin McCarthy i teraz Mike Johnson. Ten ostatni był uważany za twardego konserwatystę z Południa i gorącego zwolennika Trumpa. Według klasyfikacji konserwatywnej Heritage Action jego konserwatyzm był oceniany na 90 proc.! Teraz spadł do 53 proc. Dodajmy, że konserwatywny Johnson zawsze głosował przeciwko frywolnym programom socjalistycznym, jak również poprzednio przeciwko przyznaniu $113 mld pomocy Ukrainie. 

Obserwatorzy zauważają, że w poprzednim „wcieleniu” Johnson podejmował zupełnie inne decyzje, będące wręcz zaprzeczeniem tych, od kiedy został spikerem Kongresu. Ostatnio przeforsował wielki budżet finansujący większość życzeń demokratów, w tym pełne dofinansowanie Departamentu Sprawiedliwości i FBI, które atakują Trumpa i jego zwolenników. Przypomnijmy, że większość republikanów jest przeciwnego zdania, więc Johnson „bratając” się z demokratami, wchodzi na cienki lód. Doszło do tego, że konserwatywna Marjorie Taylor Green (R-GA) zapowiedziała złożenie wniosku o usunięcia Johnsona ze stanowiska spikera. Kongresmenka na X: „Mike Johnson zdradził ponownie Amerykę. Po tym, jak nie zrobił nic, aby zabezpieczyć południową granicę, autoryzował program FISA szpiegowania Amerykanów bez potrzeby uzyskania nakazu sądowego, w pełni dofinansował Departament Sprawiedliwości Bidena, który postawił Trumpowi 91 zarzutów, i dał politycznemu gestapo Bidena nową siedzibę, większą od budynku Pentagonu”.

Jeśli prześledzimy głosowanie w Kongresie nad przyznawaniem pomocy Ukrainie, to zauważymy, że dwa lata temu za przyznaniem $40 mld pomocy głosowało 368-57 (wtedy Johnson był przeciwko). Teraz $61 mld pomocy dla Ukrainy przeszło już tylko głosami 311-112. Mike Johnson wyjaśnił motywację swojego postępowania dla stacji Newsmax: – Uważam, że lepiej jest wysłać amunicję na Ukrainę, niż amerykańskich żołnierzy (…) Uważam, że Władimir Putin będzie kontynuował swój marsz przez Europę, jeżeli mu na to pozwolimy. Myślę, że następnie może uderzyć na Bałkany. Myślę, że może zagrozić Polsce albo innym naszym sojusznikom.

Mike Johnson najwidoczniej pomylił Bałtyk z Bałkanami, ale przynajmniej zaczyna się orientować w geografii. W najbliższym czasie będzie miał kłopoty z członkami patriotycznego, konserwatywnego skrzydła Kongresu, którzy nie mogą mu wybaczyć, że złamał własną obietnicę o nierozdzielaniu przyznawanych funduszy na ochronę własnych granic od pomocy dla Ukrainy. Wcześniej opierał się demokratom twierdząc, że logicznie najpierw Amerykanie muszą zabezpieczyć własne granice, zanim zabezpieczą granice państw, których większość Amerykanów nie potrafi znaleźć na mapie. 

Rozgoryczony przewodniczący National Border Patrol Council Brandon Judd stwierdził: – Jesteśmy ogromnie rozczarowani, że Kongres przegłosuje pakiet pomocowy, aby zabezpieczyć granice obcych państw, nie oferując nic, aby Border Patrol (Straż Graniczna) zabezpieczył nasze własne granice.

Jak wiemy, punkt siedzenia wszystko zmienia. My, Polacy, z historii znamy „bezgraniczną” miłość rosyjskich władców do okolicznych państw wypowiedzianą ustami cara Aleksandra I: „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”. 

Jedziemy pociągiem, którego maszyniści mający różne pomysły, jak i dokąd dojechać, zaczynają nas denerwować i zagrażać naszemu bezpieczeństwu.

Jacek K. Matysiak

]]>
https://gwiazdapolarna.net/pomozecie-pomozemy/feed/ 0
Rok 2024 jest szczególny w wojennych stosunkach rosyjsko-ukraińskich  https://gwiazdapolarna.net/rok-2024-jest-szczegolny-w-wojennych-stosunkach-rosyjsko-ukrainskich/ https://gwiazdapolarna.net/rok-2024-jest-szczegolny-w-wojennych-stosunkach-rosyjsko-ukrainskich/#respond Tue, 07 May 2024 18:29:57 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1638 Z prof. dr hab. Marcinem Orzechowskim z Instytutu Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie w Uniwersytetu Szczecińskiego rozmawia Leszek Wątróbski.

Leszek Wątróbski: Bieżący 2024 rok jest szczególny, jeśli chodzi o wojenne stosunki rosyjsko-ukraińskie. 

Marcin Orzechowski: Tak, mamy bowiem kilka ważnych rocznic – można tu nawet powiedzieć o rocznicowej konfiguracji – a mianowicie: 30, 20 i 10.

– Co masz na myśli? 

– W tym roku mija 30 lat od podpisania Memorandum Budapesztańskiego o Gwarancjach Bezpieczeństwa, na mocy którego USA, Rosja i Wielka Brytania zobowiązały się do respektowania suwerenności i integralności całego terytorium Ukrainy oraz powstrzymania się od wszelkich gróźb użycia siły przeciwko jej niepodległości i integralności terytorialnej, a Ukraina zobowiązała się do przekazania strategicznej broni nuklearnej Rosji i przystąpienia do układu o nierozpowszechnianiu broni jądrowej. 

Jest to znacząca data z perspektywy obecnej sytuacji i tego, co pozwoliłem sobie określić na poziomie naukowym jako dekonstrukcja ukraińskiej państwowości. Bo integralność terytorialna to jeden z atrybutów państwowości. Okazało się, już po raz kolejny, że porozumienia międzynarodowe są nic nie znaczącą deklaracją. 

– Mija też 20 lat od rewolucji pomarańczowej.

– To były lata 2004-2005, a właściwie grudzień 2004. A tak naprawdę to dopiero wtedy zaczęły się protesty i zainicjowały powtórkę drugiej tury wyborów. 

– Wreszcie 10 lat od rewolucji godności… 

– To było tak naprawdę rozpoczęcie dekonstrukcji państwowości Ukrainy: aneksja Krymu i federalizacja Donbasu. 

– Oraz 2 lata od pełnoskalowej i pełnowymiarowej wojny… 

– …nazywanej cały czas i w dalszym ciągu przez Rosję „specjalną operacją wojskową”. Tak więc ten rok jest szczególny pod względem tragicznego bilansu stosunków rosyjsko-ukraińskich po rozpadzie ZSRR. 

Można powiedzieć, że są obawy, jest ambicja oraz determinacja tego, kto tak naprawdę wygra tę wojnę. Generowane i podsycane są nadal liczne problemy przez rosyjski aparat wpływu. Dotyczą one m.in. sposobu, w jaki ukraińska władza nadal nie radzi sobie z procesem korupcyjnym. Chodzi tu np. o kwestię zaopatrzenia oddziałów w broń czy też kwestie gospodarcze z tym związane, co ujawniło się w momencie odsunięcia od dowodzenia wojskiem ukraińskim gen. Załużnego. 

I bardzo wielu uznało to za egzemplifikację przesilenia, nie tylko rywalizacji interpersonalnej pomiędzy Żełenskim i Załużnym, ale w pewnym sensie załamanie konsekwencji i strategii działań prowadzonych do tej pory. Mówi się także o kwestiach rekrutacji naboru do armii ukraińskiej i uzupełnienia braków kadrowych.

– Jednym z największych obecnych problemów armii ukraińskiej jest brak amunicji. 

– To jest problem, który został pewnym sensie zaniedbany przez zachodnich sojuszników Ukrainy. Chodzi o to, że jeżeli patrzymy ogólnie, jak ilościowo wygląda wsparcie Rosji, chociażby ze strony Korei Północnej, to niestety sojusz państw zachodnich nie jest w stanie wygenerować i dostarczyć Ukrainie nawet połowy obiecanej ilości amunicji. To jest smutne i demobilizujące. 

Abstrahując też od nazywania rządu i władzy w Ukrainie przez Rosję „nazistowskimi” czy „faszystowskimi”, chodzi o to, że coraz więcej elementów wskazuje na słabnące zaangażowanie w pomoc dla Ukrainy. Na szczęście widzimy, że Europa budzi się z tego letargu.

Stany Zjednoczone były wcześniej gwarantem i głównym donatorem pomocy militarnej. Obecnie sytuacja polityczna w samych Stanach komplikuje się. Republikanie – a zwłaszcza tzw. frakcja trampistów – bardzo mocno blokują pomoc z racji potencjalnego już, prawie osiągniętego, porozumienia na temat wygenerowania środków w budżecie amerykańskim na zabezpieczenie granic z Meksykiem. 

– W Polsce jest dziś nadal 3 miliony Ukraińców.

– Około połowa z nich to ludzie, którzy przyjechali do nas jeszcze przed 2022 rokiem – przed wybuchem wojny, a druga to uchodźcy wojenni. Uważam, że nie można porównywać emigracji zarobkowej z emigracją – w pewnym sensie przymusową, z obawy o własne bezpieczeństwo i własne życie. 

Duży procent Ukraińców, którzy przybyli tu zaraz po wybuchu wojny, w momencie rozpoczęcia eskalacji, widząc, co się dzieje, planuje pozostać u nas dłużej albo na stałe i planuje pod wszelkimi względami sformalizować swój pobyt. Widać to chociażby po liczbie dokumentów, jakie tłumacze przysięgli dostają do przetłumaczenia – takich absolutnie podstawowych. I ta liczba osób się ciągle zwiększa. 

– Jak widzisz przyszłość naszych stosunków? Czy warto np. teraz wracać do sprawy zbrodni wołyńskiej czy chwilowo zapomnieć? 

– Trudne pytanie. Zapomnieć się nie da, jeszcze przynajmniej dopóki żyją osoby pamiętające tamte wydarzenia bezpośrednio bądź z opowieści bliskich, którzy je pamiętają, albo przekazali tę wiedzę swoim bliskim. Politycznie będzie to w dalszym ciągu wykorzystywane do podsycania antagonizmów i nastrojów antyukraińskich, co, jakby tego nie określać patriotyzmem czy jakkolwiek inaczej, jest bardzo wygodne dla narracji kremlowskiej. I z tego punktu widzenia jest Rosjanom potrzebne. 

Dodałbym jeszcze, że pewne środowiska polityczne nie dadzą nam o tym zapomnieć, wykorzystując to do narracji antyukraińskiej, antagonizującej te relacje na wielu poziomach. 

Biorąc natomiast pod uwagę obecną sytuację na froncie i nieustanne apetyty Rosji, aby przesuwać się w kierunku zachodnim, myślę, że potrzebna jest determinacja we wspieraniu Ukrainy, podjęcie próby neutralizacji tego prorosyjskiego wpływu w różnych państwach europejskich, który był sukcesywnie przez lata tworzony i teraz jest wykorzystywany. Można nawet powiedzieć, że w pewnym sensie siła demokracji została przekuta w słabość, z racji tego, że widzimy, jakim stosunkowo niewielkim nakładem środków i sił można zdestabilizować pewne procedury decyzyjne na poziomie Unii, na poziomie narodowym. Jedno niewielkie państwo środkowoeuropejskie potrafiło przez dłuższy czas blokować ważne strategiczne decyzje z punktu widzenia całego kontynentu i łaskawie po 2 latach podjąć decyzję o zgodzie, aby Szwecja została 32. członkiem NATO.

– A jak układają się obecnie stosunki polsko-ukraińskie? 

– Również komplikują się na poziomie i społecznym, i mentalnym, i politycznym. Niestety społeczeństwo Polski dostrzega coraz większe zniechęcenie, zmęczenie wojną, co z kolei przekłada się na apatię i niechęć do Ukraińców. Wykorzystują to pewne środowiska w Polsce – tak polityczne, jak społeczne i analityczne, „podpinając się” np. pod protesty rolników. Bo są osoby kreujące się na liderów protestu, wobec których są podejrzenia o zarabianie na handlu rosyjskim zbożem, które dorobiły się albo nadal zarabiają fortunę na handlu rosyjskim zbożem tranzytowanym przez Kazachstan i Turcję. Powiedziałbym, że środowiska rolnicze nie zawsze mają świadomość, iż są wykorzystywane do pewnej operacji wpływu ze zbożem, z olejem rzepakowym czy z innymi surowcami, obciążając tylko i wyłącznie stronę ukraińską. Nie patrząc także, jak my tam dużo eksportujemy różnych towarów. I te akcje wysypywania zboża są bardzo sugestywne i się przekładają na reakcję społeczną, która zaczyna się uzewnętrzniać coraz bardziej. 

Widzimy to z okazji drugiej smutnej rocznicy rozpoczęcia tej pełnowymiarowej inwazji. I nadal odbywają się wiece wsparcia, ale są już wyraźnie mniej liczne. Z drugiej natomiast strony organizowane są coraz liczniejsze kontrmanifestacje. Może nie są duże, ale wskazują, że część społeczeństwa ma dość ponoszenia dalszych kosztów, że wystarczy już gościnności, to nie nasza wojna itp. I aby Polska nie ponosiła dalszych kosztów politycznych, ekonomicznych i społecznych. Symbolem tego był transparent wzywający Putina do zrobienia porządku z Ukrainą, Unią i naszym rządem. 

– Czy Twoim zdaniem ten transparent był efektem podłączania się pewnych środowisk, które umownie uznać możemy jako piątą kolumnę? 

– Oni, tzn. ludzie utożsamiający się z treścią tego transparentu, przyznają się tylko i wyłącznie do polskiego patriotyzmu, a nie do prorosyjskości. Nie przyznają się również do współpracy z Rosją, ba!, są nawet gotowi do wniesienia oskarżeń cywilnych. 

Stosunki pomiędzy naszymi prezydentami Dudą i Żełenskim ostatnio też się popsuły i nie są najlepsze. Widzę, że były tu efekty wyborcze. PiS, obawiając się, że może nie uzyskać większości w wyborach parlamentarnych, szukał poparcia w grupie skrajnie prawicowej, tak aby stanowić alternatywę dla chociażby Konfederacji, a to wymagało zmiany deklaratywnej. A także pewnej też werbalnej postawy wobec Ukrainy, wykorzystującej różne sytuacje konfliktogenne. Przełożyło się to niewątpliwie na relacje i wypowiedzi prezydenta Dudy do prezydenta Zełenskiego.

– Nie można dać się rozgrywać Rosjanom i ich agentom wpływu poprzez szerzenie narracji i ubieranie tego w biało-czerwone barwy, twierdząc, że to nie Rosja jest naszym największym problemem, tylko jest nim Ukraina.

– Podsycanie tych antagonizmów i w pewnym sensie usprawiedliwianie działań Putina i jego żołnierzy w Ukrainie jest interpretacją zafałszowaną. Czego bowiem możemy oczekiwać od agentury wpływu w Polsce, skoro słyszymy wypowiedzi płynące z Rosji o tym, że Piłsudski kolaborował z Hitlerem, czy że Wołyń jest nadal naszym problem? A nie mówi się wcale o tym, co Rosjanie robili w Polsce w roku 1920, ani o Pakcie Ribbentrop-Mołotow oraz jak zachowała się armia radziecka 17 września 1939 roku. 

Myślę, że sensownie i bardzo sensownie wypowiedział się Radosław Sikorski, który określił bitwę z 1920 roku, zadając pytanie: „czy Rosjanie wybierali się do Polski na wycieczkę topograficzną?”. Odniósł się również do wypowiedzi ambasadora Federacji Rosyjskiej przy ONZ, w której Polacy zostali nazwani rusofobami, z wyjątkiem jedynej i uprzywilejowanej. Sikorski powiedział również, że fobia oznacza irracjonalny strach. I my już nie jesteśmy irracjonalni w stosunku do Rosji. I że to Zachód cały czas jest winien i jest tym złym agresorem. Rosja jak zawsze tylko się broni, tylko wyzwala. To jest jego obsesja, wywodząca się z czasów zimnej wojny, w to wierzy. Mamy na szczęście świadomość, do czego on może się posunąć. I to już jest stały element. I dlatego Putin nie zrezygnuje z przetestowania reakcji NATO, gdyby zdecydował się na zajęcie któregoś z państw bałtyckich czy Mołdawii. Czy jednak Putin się na to odważy? Mam tu na myśli to, jak ta decyzja może wyglądać z punktu widzenia Kremla. Przekonamy się o ich reakcji na wiosnę. 

To testowanie zaczęło się wcześniej na obszarze poradzieckim – od Naddniestrza, poprzez Abchazję, Osetię aż do Krymu i Donbasu. Teraz przecież, gdyby – hipotetycznie zakładając – miałoby dojść do rozmów pokojowych, i wszystko byłoby super, to musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: jaka będzie pozycja startowa minimum strony rosyjskiej? Czy oprócz Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej znajdą się tam jeszcze Zaporoże i Chersoń? A poza tym Rosji jest potrzebny korytarz lądowy – czyli Odessa i obwód odeski. Jednym zaś z wariantów przewidzianych przez amerykańską Agencję Strat w roku 2015 było utworzenie korytarza lądowego łączącego Donbas z Naddniestrzem, czyli scenariusz wybrzeżowy, który miał zapewnić ciągłość kontroli na całej północnej linii brzegowej Morza Czarnego.

– Miejmy nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie i że to Ukraina zwycięży.

Rozmawiał Leszek Wątróbski

zdjęcie:

Prof. dr hab. Marcin Orzechowski 

(fot. Leszek Wątróbski)

]]>
https://gwiazdapolarna.net/rok-2024-jest-szczegolny-w-wojennych-stosunkach-rosyjsko-ukrainskich/feed/ 0
Wyjść poza Schaumburg, czyli o stanie emigracyjnego dziennikarstwa w Stanach Zjednoczonych https://gwiazdapolarna.net/wyjsc-poza-schaumburg-czyli-o-stanie-emigracyjnego-dziennikarstwa-w-stanach-zjednoczonych/ https://gwiazdapolarna.net/wyjsc-poza-schaumburg-czyli-o-stanie-emigracyjnego-dziennikarstwa-w-stanach-zjednoczonych/#respond Tue, 07 May 2024 18:21:53 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1617 Waldemar Biniecki: Byłeś redaktorem naczelnym kilku gazet w USA, m.in. Polskiej Gazety, Dziennika Chicagowskiego czy Kuriera Chicago. Twój głos będzie długo pamiętany z Radia Polonii 2000, a wizerunek poważnego i znającego temat profesjonalisty będzie również pamiętany chociażby z internetowej telewizji PNN24TV w Chicago. Kim jest Marek Bober? Przybliż nam siebie.

Marek Bober: W Ameryce znalazłem się latem 1986 roku, a jesienią 1987 zatrudniono mnie w największej wtedy gazecie polonijnej, nowojorskim Nowym Dzienniku. Niewiele o niej wiedziałem, poza tym, że była na rynku niemalże monopolistą. Zostałem szefem działu polskiego i polonijnego, co w praktyce oznaczało, że w pojedynkę musiałem zapełnić trzy strony. Wielka w zatrudnieniu mnie jest zasługa ówczesnej „managing editor”, śp. Małgorzaty Ćwiklińskiej-Terentiew, późniejszej redaktor naczelnej i właścicielki Gwiazdy Polarnej. Postać to kontrowersyjna, ale na pewno niebanalna i bardzo zdolna. To ona stworzyła mi szansę i niech jej ziemia będzie lekką.

Byłem młody (24 lata), raczej niedoświadczony, ale nieźle przygotowany i sobie radziłem. Choć płacili mało, trzeba było się cieszyć. Jeszcze niedawno widziałeś krwawe starcia z ZOMO na ulicach Nowej Huty i śmierć Bogdana Włosika, a teraz pracujesz w samym środku Manhattanu, poznajesz ważnych ludzi i możesz coś zrobić dla Polski. Rozmawiasz z Budką Suflera i Jackiem Fedorowiczem. Rozmawiasz z Kornelem Morawieckim i państwem Gwiazdami. Poznajesz zacnych ludzi wcześniejszej emigracji, choćby aktywnych w Instytucie Piłsudskiego ministra Wacława Jędrzejewicza czy Stanisława Jordanowskiego. A przy okazji możesz, co nie każdemu jest dane, napić się wódki z legendarną Ewą Czyżewską lub Agnieszką Osiecką albo Markiem Nowakowskim.

Ale to nie był jedynie czas przyjemności. To był także czas polityki i to poważnej. Tak duża gazeta i w tak prestiżowym miejscu była instytucją samą w sobie. To tutaj trafiali ważni ludzie, tutaj nadsyłali materiały najlepsi publicyści i tutaj pisało się znaczące artykuły. Polska była pod czerwoną dyktaturą z niepewną przyszłością. Walczyło się o nią. Miałem opinię radykała. Sympatyzowałem z Konfederacją Polski Niepodległej, Polską Partią Niepodległościową czy Solidarnością Walczącą. Tuż przed okrągłym stołem chciano mnie przenieść do działu depesz. Widocznie uznano, że będę podważał „kompromis” w Polsce, co było nie po myśli właścicieli gazety. Odbyły się już rozmowy w Magdalence, szykował się okrągły stół. Odszedłem, choć pewnie dzisiaj byłbym mniej honorowy. Po prostu wycięto mnie, na moje miejsce czekał były członek PZPR.

Zaczęliśmy niedługo z grupą znajomych wydawać dwutygodnik Polska Gazeta. Szefem firmy został płk Marian Gołębiewski, cichociemny, skazany w pierwszym po wojnie publicznym procesie WiN-u na karę śmierci. Pomagał Marek Ruszczyński, szef amerykańskiego biura KPN. Wydaliśmy tylko 13 numerów, popełniliśmy błędy organizacyjne, ale pismo odegrało dobrą rolę w przełomowym dla Polski 1989 r. Byliśmy sceptyczni co do porozumień części opozycji z komunistami. Tęsknię trochę za Nowym Jorkiem, choć to chyba tęsknota bardziej za młodością.

Nowy Dziennik miał swoich przeciwników, szczególnie wśród „radykalniejszej” Polonii, za zbyt ugodowe podchodzenie do spraw polskich. Był z drugiej strony na pewno gazetą spenetrowaną przez PRL-owską agenturę, co nie dziwi, bo był gazetą opiniotwórczą. Zresztą, choć napisano o nim wiele opracowań, także o redaktorze naczelnym Bolesławie Wierzbiańskim, to szerszej publiczności prawda nie jest nadal znana. Inne były niż się przedstawia początki gazety – inne, bo nie należy wszelkich zasług przypisywać Wierzbiańskiemu. Pomija się związki z agenturą PRL-owską. Dzisiaj już wiadomo, że jeden z właścicieli, Bolesław Łaszewski, był tajnym współpracownikiem SB. Trzeba byłoby się przyjrzeć takim postaciom jak Romuald Dymski czy Jerry Włodarczyk. A i kontakty samego Wierzbiańskiego z PRL-owskim wywiadem byłyby wdzięcznym tematem.

– A jak to się stało, że trafiłeś do Chicago?

– Z końcem 1989 r. pojawiła się informacja, że znany w Chicago wydawca, właściciel popularnego tygodnika Relax, Michał Kuchejda poszukuje ludzi, gdyż chce stworzyć gazetę codzienną. Przyleciałem pod koniec stycznia 1990 r. Gazeta, Dziennik Chicagowski, już wychodziła – jakoś dziwnie, bo trzy razy w tygodniu, miała zaledwie kilka stron. Było już sześć numerów. Miałem się przez miesiąc przyglądać i trochę pomagać. Ale po tygodniu, może dwóch musiałem już nią zarządzać. Nie byłem wcale przekonany do pozostania w Chicago. Nikogo tutaj nie znałem. Ostatecznie przed powrotem do Nowego Jorku dogadałem się z wydawcą, otrzymałem pieniądze i swobodę w stworzeniu redakcji. Gazeta szybko wybiła się na czoło, była na tamte czasy nowoczesna, zaczęła wychodzić pięć razy w tygodniu, zwiększyła objętość – na weekend miała 64 strony, raz zrobiliśmy aż 100 stron. I miała przede wszystkim dobrych publicystów. Kilku do dzisiaj pisze, choć jakoś się nie przyznają, gdzie debiutowali. Z materiałów Dziennika Chicagowskiego zrobiliśmy tygodnik, Gazetę Polską, która z powodzeniem rozchodziła się poza Chicago, głównie w Detroit, i w prenumeracie. To były dobre czasy. Po pięciu latach, jak to się mówi, formuła współpracy się wyczerpała i odszedłem. Być może niepotrzebnie, ale do tego nie ma co wracać.

– I zaczął się Kurier Chicago

– Nie od razu. Wydałem razem z Jackiem Kawczyńskim wielkim patriotą z Chicago, cztery numery dwutygodnika Emigrant. Z różnych względów pomysł się rozleciał, a szkoda, bo to pismo miało szanse powodzenia. W styczniu 1997 r. pojawił się Kurier Codzienny, którego właścicielem był Adam Ocytko, prezes Związku Klubów Polskich. Do gazety trafiłem w maju, a już 4 lipca zostałem redaktorem naczelnym. Wymagała ona wielu zmian, przede wszystkim należało zrezygnować z popołudniówki, bo to był pomysł zły w tym kraju. Dodałem sporo stron, stworzyłem ciekawy zespół. Wyszliśmy szybko na pierwsze miejsce, jeśli chodzi o gazety codzienne. Dobra passa trwała kilkanaście lat. W latach 2008-2009, kiedy zaczął się kryzys bankowy i pożyczkowy, na rynku zrobiło się nieciekawie. Internet też robił swoje. Wielu Polaków wracało do Polski czy też do pracy w Unii Europejskiej. Ubyło czytelników, mniej było biznesów z ogłoszeniami. Przeszliśmy na tygodnik, już jako Kurier Chicago. I znowu byliśmy na czele kilkanaście lat. W sumie gazeta istniała 25 lat. To dużo. Adam Ocytko zmarł w 2022 r. Skończyła się pewna ważna dla Polonii w Chicago epoka. Kurier był gazetą odważną, nie bał się trudnych tematów. Jest wielu ludzi mówiących, że jej brakuje.

– Pamiętam nasze rozmowy z wydawcą Kuriera Chicago, twórcą mediów polonijnych, inicjatorem wielu wydarzeń politycznych i społecznych w Chicago, byłym prezesem Związku Klubów Polskich Adamem Ocytko i Tobą. Byłem wtedy początkującym dziennikarzem publikującym też w Kurierze Chicago. Czy ktoś uhonorował Pana Adama?

– Nie licząc okolicznościowych przemówień w domu pogrzebowym i podczas mszy – nie za bardzo. Na mszy pogrzebowej Pani konsul odczytała list z Kancelarii Prezydenta, ale podpisany przez ministra Adama Kwiatkowskiego, obecnego ambasadora w Watykanie. Było to o tyle znamienne, że obaj nie przepadali za sobą. Żadnego odznaczenia pośmiertnego nie było. Adam Ocytko zasłużył na nie jak najbardziej, nawet na odznaczenie wysokiej rangi. Był nie tylko prezesem Związku Klubów Polskich, z którego uczynił naprawdę silną organizację. Uratował Paradę 3 Maja, którą w 1991 r. prezes Edward Moskal zlikwidował dokładnie po 100 latach organizowania przez Związek Narodowy Polski. Był nie tylko właścicielem silnej gazety i popularnego programu radiowego. Był przede wszystkim dobrym człowiekiem, który bezinteresownie pomógł wielu ludziom w Polsce i Ameryce. Ta działalność pomocowa, charytatywna była naprawdę duża. I był uczciwą osobą.

– Historia polskiego dziennikarstwa i działalność polskiej emigracji za granicą ma swoją olbrzymią tradycję. W Stanach Zjednoczonych można śmiało twierdzić, że początek polskiej prasie codziennej dał Kurier Polski, który zaczął wychodzić w połowie 1888 r. Był on dziennikiem i z tego względu przede wszystkim zasługuje na szczególną uwagę. W 1935 roku, według Konsula Generalnego RP w Chicago dr. Wacława Gawrońskiego, Polonia w USA liczyła około 4 mln i posiadała bardzo ukształtowane elity, w tym 250 dziennikarzy i 90 czasopism. Początek eksplozji polskich wydawnictw w USA dały lata 1887-1888, od którego to czasu zaczęły ukazywać się takie pisma jak: pierwsze czasopismo w języku polskim pt. Echo z Polski w Nowym Jorku (1863), Orzeł Polski (1870), Kuryer Polski w Milwaukee, Dziennik Chicagoski, Gazeta Polska w Chicago (1873), Gazeta Polska Katolicka w Detroit (1873), Zgoda (1881), Polak w Ameryce w Buffalo (1888), Kurier w Bostonie, Wiara i Ojczyzna (1891), Wiadomości Codzienne w Cleveland, Naród Polski w Filadelfii (1896), Dziennik Związkowy w Chicago (1908), Robotnik Polski w Nowym Jorku (1908), Dziennik Polski w Detroit, Gwiazda Polarna w Stevens Point. W początku XX w. nakład licznych pism reprezentujących wszystkie polityczne i społeczne nurty Polonii wynosił 200 tys. egzemplarzy. Kultura jest to niedościgniony nawet dzisiaj polski emigracyjny miesięcznik wydawany w latach 1947-2000, początkowo w Rzymie, od 1948 w Paryżu przez Instytut Literacki, stanowiący centrum kulturalno-polityczne dla emigracji polskiej po II wojnie. Takie nazwiska jak: Jerzy Giedroyć, Józef Mackiewicz, Jan Nowak-Jeziorański pozostaną w polskiej historii jako niedoścignione wzory polskiej myśli emigracyjnej i emigracyjnej publicystyki. Jak chciałbyś to skomentować?

– Zostawmy historię bardzo dawną. Nie dożyjemy już czasów, kiedy w prasie emigracyjnej czy polonijnej zacznie się pojawiać np. eseistyka na poziomie Kazimierza Wierzyńskiego. Ostatnia duża fala polskiej emigracji, czyli ta z lat 80., przyniosła ożywienie polonijnych mediów. Nie zapominajmy, że w Chicago to także radio – medium, które w żadnym innym ośrodku polonijnym nie rozwinęło się na dużą skalę. Jakieś 20 lat temu Indiana University przeprowadził, z pełną metodologią, badania wśród Polonii w Chicago i – o dziwo, bo to już czasy Internetu – właśnie prasa znalazła się na pierwszym miejscu jako źródło pozyskiwania informacji. Ale wtedy w Chicago były – obojętnie, jakiej jakości – trzy polonijne gazety i kilka tygodników. Nowa emigracja weszła w media i je tworzyła. Było wśród tych ludzi wielu takich, którzy nic nie potrafili w życiu robić, tym bardziej dziennikarstwa. Było wielu kombinatorów czy wręcz agentów SB (do dzisiaj jeszcze są!). Ale było też sporo dobrych ludzi. W prasie była jakaś selekcja, w radiu już nie – tutaj każdy mógł gadać, nawet bez sensu. Nowy Jork też miał wtedy kilka tygodników, które w zasadzie szybko zniknęły.

Polonia miała szczęście w nieszczęściu, że w czasie wojny i po niej, wraz z emigracją żołnierską, dotarła wyjątkowo utalentowana grupa pisarzy, poetów, dziennikarzy i publicystów. Ich wpływ był widoczny jeszcze na początku XXI w. Lata zimnej wojny i później stanu wojennego w PRL to przede wszystkim publicystyka w Radiu Wolna Europa i Głosie Ameryki. Miał dobrą, czasami kontrowersyjną, publicystykę Nowy Dziennik, głównie w dodatku Przegląd Polski. To także publicystyka po angielsku w ich dodatku New Horizon, również w wydawanym w Nowym Jorku przez Irenę Lasotę miesięczniku Uncaptive Minds, w którym i mnie drukowano. Pisał wtedy przecież po angielsku sam Leopold Tyrmand. Miał swoje dobre momenty tygodnik Gwiazda Polarna. Wychodziła ponadto publicystyka z różnych organizacji i środowisk politycznych. Przecież miesięcznik ruchu POMOST był przepełniony dobrymi tekstami. Ciekawe teksty, w tym analizy, powstawały w Północno-Amerykańskim Studium Spraw Polskich z Jerzym Lerskim na czele. Ważne, że przynajmniej część tej publicystyki docierała do Polski. Pod koniec lat 80. z dobrymi tekstami politycznymi dołączył – wbrew nazwie – tygodnik Relax. Później pojawił się Dziennik Chicagowski, który na początku bił publicystyką wszystkich. Nie zapominajmy o znakomitym miesięczniku, wydawanym chałupniczo, bo pisanym na maszynie, kopiowanym i spinanym – Listy do Polaków Czesława Maliszewskiego z Connecticut. Pisywał ambasador Zdzisław Rurarz, pisywał śp. legendarny działacz śląskiej Solidarności i osiadły na emigracji Andrzej Rozpłochowski. Nazwiska i tytuły można mnożyć, ale to zadanie dla historyków i archiwistów.

Było co czytać, nie było czego się wstydzić. Były polemiki, spory i kłótnie. Ale był przede wszystkim wysoki poziom. Były także prowokacje publicystyczne PRL-owskiej agentury. Tego teraz nie mamy, bo jakieś szczątkowe publikacje, nawet na poziomie, nie zmienią jednej rzeczy: czasy wielkiej i dobrej, i na dużą skalę publicystyki emigracyjnej się skończyły.

– Rok 1989, potem rozwój Internetu i wpływ mediów polskich zawłaszczający przekaz przyczynia się, moim zdaniem, do upadku polskich mediów za granicą. Przekaz dzisiejszych mediów emigracyjnych skupia się na relacjonowaniu wydarzeń z danego miasta lub okręgu, na którym dane medium posiada subskrybentów. Podobną politykę prowadzą organizacje polonijne, które kierują swój przekaz tylko do członków swoich organizacji. Rolę dziennikarzy pełnią czasami pełne energii kosmetyczki, chemicznie podnieceni DJ-e. Warto zauważyć, że emigracyjna publicystyka jest w stanie zaniku a krajowe media są całkowicie niezainteresowane losami polskiej emigracji. Tworzenie jakiejś intelektualnej myśli wśród elit polonijnych jest praktycznie równe zeru. Liczą się raczej uśmiechnięte selfie. Narracja medialna płynąca do niedawna z Warszawy ma w tym aspekcie swój wyraźny udział, ponieważ media warszawskie, moim zdaniem, były zbyt mocno wplecione w partyjną politykę informacyjną „dobrej zmiany”. Co sądzisz na ten temat?

– Niedawno w jednym z najważniejszych portali w Polsce był reportaż jakiejś głupiutkiej panienki, która napisała, że w Chicago mieszka 2 miliony Polaków. Taką wiedzę przekazuje się nad Wisłą… Historie o Polakach wegetujących na Jackowie czy Greenpoincie, o „chicagowskich małżeństwach” to już historia. Tak samo historią jest pisanie o wielkich karierach Polaków w USA. Z kolei pisanie o sile politycznej 10-milionowej Polonii amerykańskiej jest bez sensu, bo każdy wie, że jesteśmy w tym kraju politycznym zerem. W Warszawie już dawno uznano, że do prowadzenia polityki z Waszyngtonem Polonia nie jest potrzebna i jest w tym dużo racji. Jedynym ciekawym wątkiem są tutaj tzw. pieniądze na Polonię, bo kwestia ich wydawania i wzbogacania się na tym wielu osób, przy wykonaniu szczegółowej analizy, byłaby porażająca.

Polonia i emigracja polska stała się tworem, na jakim zależało… komunistom. Stało się to samoczynnie i już bez udziału agentury. Zniknęła z przyczyn naturalnych emigracja żołnierska, aktywna politycznie. Kończy się czas politycznie zaangażowanej emigracji solidarnościowej. Przy braku liderów, miałkości organizacji i braku wizji staliśmy się skansenem. Staliśmy się „cepeliadą”, której wystarczą pikniki, msze święte, jakiś koncert z Polski, jakiś bankiet dla samych swoich i od czasu do czasu zbiórka pieniędzy, najczęściej na chore dzieci, bo to temat biorący za serce. Cała sfera pozycji politycznej i politycznej roli w tym kraju została oddana bez walki. No ale skoro ta „nowa” Polonia tak chce, to trudno. Dlatego dzisiaj w polonijnym radio w Chicago mamy durne dyskusje typu: placki ziemniaczane należy jeść z cukrem czy ze śmietaną? Życie Polonii najzwyczajniej skretyniało, a przyczynili się do tego tzw. liderzy i tzw. dziennikarze. Jest takie zdjęcie, zrobione całkiem poważnie kilka lat temu, jak prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej Frank Spula stoi przy ulicy Cicero, gdzie mieści się siedziba Związku Narodowego Polskiego, i rozdaje pączki kierowcom. Mieliśmy „Fat Tuesday”, to prawda, ale jeżeli do tego sprowadza się rola prezesa KPA, to przecież to jest.. może i komiczne, ale też straszne.

Media polonijne zanikają, bo są po prostu słabe. Przez ponad 30 lat pracowałem na wolnym rynku i każde medium polonijne jest w stanie zarobić, jeśli tylko będzie uczciwe i dobre. Z tego da się żyć i to przyzwoicie. Prasa z Polski nie jest wielkim zagrożeniem dla mediów polonijnych, Internet i TV już tak.

Nieszczęściem było wejście w ostatnim 20-leciu do polonijnych mediów ludzi nieprzygotowanych, często po prostu głupich, bez selekcji. Tacy zawsze byli, ale teraz przybrało to większą skalę. Kiedy do polonijnego radia trafiali „dziennikarze” na zasadzie brokerskiej, to znaczy, że każdy mógł sobie kupić czas i gadać do mikrofonu, to nie znaczyło, że będzie to dobry program. Proszę mi wierzyć, może każdy góral potrafi napić się gorzały, ale nie każdy powinien trafiać do radia. I wbrew pozorom wcale nie chodzi mi o górali, a w ogóle o ludzi, którzy pomylili zajęcie.

– Czy media polonijne mają, Twoim zdaniem, jeszcze jakąś rolę do odegrania? Chociażby w przededniu zbliżających się najważniejszych wyborów na świecie?

– Rola mediów się nie zmieniła i jakieś zawsze będą. Ale nie oszukujmy się, obecne media polonijne w amerykańskiej polityce, nawet tej lokalnej, nie mają żadnego znaczenia. Kiedy na początku 1991 r. Dziennik Chicagowski, jako pierwszy na świecie, publikował dokumenty z teczki tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”, to była głośna sprawa nie tylko w Polsce i wśród Polonii – to wzbudziło zainteresowanie największych mediów i ośrodków międzynarodowych. To była duża i gruba sprawa. Kiedy w lipcu 1997 r. Kurier Chicago wysyłał swoich ludzi do Białego Domu, aby skorzystać z zaproszenia prezydenta Billa Clintona, to wiedzieliśmy o czym gadać przed wstąpieniem Polski do NATO i jakie powinny być warunki. Clinton przyrzekł nam wtedy, że z władzami Polski poruszy sprawę pułkownika Ryszarda Kuklińskiego i musi być ona pozytywnie załatwiona. Dzisiejsze media polonijne mogą sobie co najwyżej koło Białego Domu pochodzić. Ale to nie dziwi, mimo wszystko, bo są marne.

Jeśli menadżerem stacji radiowej zostaje człowiek, który na co dzień zajmuje się naprawą telefonów komórkowych, to jak ma być dobrze? Jeśli menadżerem gazety codziennej zostaje człowiek, który zajmował się sprzedażą kart telefonicznych, to czego można się spodziewać? Pal licho, że menadżerem – chce być dziennikarzem. Ostatnio przeprowadzał wywiad z panią, która reprezentowała organizację o 150-letniej historii. Ta pani jest w tej organizacji sekretarzem i skarbnikiem. I zaczął rozmowę, ów dziennikarz od kart telefonicznych, od zadania inspirującego pytania: a czym zajmuje się skarbnik i sekretarz? A czym ma się zajmować? Albo w radio pani zadaje nowemu konsulowi generalnemu pytanie, jaka jest jego ulubiona potrawa wigilijna. A kogo to obchodzi? To tylko świadczy, z jakimi ludźmi mamy do czynienia w mediach. Żałosne, ale prawdziwe.

– Zostałeś odznaczony Medalem Pro Patria przez Urząd Kombatantów i Osób Represjonowanych…

– Tak, w grudniu 2023 r., konsul generalny RP w Chicago Paweł Zyzak wręczył mi, ale też wielu innym osobom, takie odznaczenie. Otrzymuje się je za kultywowanie pamięci o walce o niepodległość Polski. I jest w porządku. Z formalnego punktu widzenia to odznaka nadana przez – zacny skądinąd – urząd, ale nie odznaczenie państwowe, czyli przyznawane lub zatwierdzane przez prezydenta. Wystarczy mi. Nie robiłem cateringu do konsulatu, nie przygrywałem na skrzypkach, więc na więcej nie zasłużyłem.

Wystarczy jedno: udało mi się stworzyć, wraz z właścicielami oczywiście, którzy nie skąpili grosza, dwie codzienne gazety, które zdominowały w swoim czasie rynek i zapisały się w historii. Mało tego, one wyszły daleko poza Chicago. Często żartuję, że skuteczność polskich dziennikarzy w Chicago kończy się na Schaumburgu. To takie przedmieście na zachód od Chicago, które można przyjąć za symbol znaczenia polonijnych mediów w tym mieście, tzn. nie potrafiły wyjść z własnego podwórka. Łucja Śliwa była przez 30 lat znana tutaj, miała swoje grono naprawdę wiernych słuchaczy, ale poza Chicago nikt o niej nie słyszał. Dziennik Związkowy może sobie wychodzić kolejne 100 lat, ale nikt go do ręki w Nowym Jorku, Bostonie czy na Florydzie nie weźmie. Dlatego żałuję, że nie powiódł mi się ostatni projekt, telewizji internetowej, gdyż inwestor po pół roku ze względów zdrowotnych się wycofał. To docierało do skupisk polonijnych w całej Ameryce i angażowało lokalne Polonie. To była inna jakość i inny zasięg. Tego nam trzeba, takiego medium. Potrzeba połączenia dobrych tekstów i obrazu, potrzeba dyskusji, a nie głosu w radio lub Internecie dyletanckich znawców polityki i infantylnych uzdrawiaczy wszystkiego, których słucha polonijne getto w jednym mieście – a i to niecałe. Ale aby „wyjść poza Schaumburg”, trzeba się na tym znać. Niespełnieni aktorzy czy piosenkarze, pomoce domowe i dentystyczne oraz sprzedawcy domów czy ziół tego – z pełnym szacunkiem – nie zrobią.

– Dziękuję, Marku, za rozmowę. Na koniec chciałbym wyrazić pewną opinię. Wśród przedstawicieli emigracyjnych dziennikarzy jest długa lista dziennikarzy, którzy nigdy nie zostali docenieni za swoją pracę. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że prawie zawsze praca na rzecz Polski traktowana jest przez tę grupę ludzi jako misja wobec Narodu Polskiego. Nie oczekujemy w zamian żadnych apanaży czy poklasku. Wystarczy zwykłe: dziękuję.

]]>
https://gwiazdapolarna.net/wyjsc-poza-schaumburg-czyli-o-stanie-emigracyjnego-dziennikarstwa-w-stanach-zjednoczonych/feed/ 0
Mocny, skuteczny na czele rządu? https://gwiazdapolarna.net/mocny-skuteczny-na-czele-rzadu/ https://gwiazdapolarna.net/mocny-skuteczny-na-czele-rzadu/#respond Tue, 07 May 2024 18:19:56 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1612 Robert Strybel

Tragiczne wydarzenie w samym śródmieściu Warszawy ponownie na ulicę wyciągnęło radykalne feministki. Na klatce schodowej jednej z eleganckich, stylowych kamienic przy ul. Żurawiej ochroniarz budynku zastał nagą, pobitą do nieprzytomności oraz zgwałconą 25-letnią uchodźczynię z Białorusi. W Polsce szukała schronienia przed reżimem dyktatora Łukaszenki. Mimo intensywnej próby ratowania ofiary, Białorusinka zmarła. Kobiety ruszyły w marszu, by oddać jej hołd.

Natrafiła się więc doskonała okazja, by powypominać Tuskowi jego liczne niedotrzymane obietnice wyborcze, zwłaszcza drogie „sercu” (?) feministek te z zakresu „międzynoża”. W czasie kampanii Tusk sam zaproponował legalizację aborcji bez pytań i tłumaczeń do 12. tygodnia ciąży, a teraz twierdzi, że nie chciałby, żeby ten temat zdominował wiosenne wybory regionalne i lokalne. Kiedy rozpędził się na szlaku kampanijnym, lider Platformy rzucał słowa na wiatr, wymachiwał litanią tzw. stu konkretów, które miał załatwić w ciągu pierwszych stu dni swego urzędowania, a zrealizował ich zaledwie garstkę. 

Obiecywał, że nazajutrz po wyborach za rękę wyprowadzi prof. Glapińskiego z Narodowego Banku Polskiego. To okazało się niemożliwe, gdyż konstytucyjna kadencja prezesa NBP wybiega poza sejmową. Podległy mu Sejm skrótowo uchwalał niewiążące uchwały, wiedząc, że projekty ustaw  niesłużące Polsce (zdaniem prezydenta) spotka weto. Prezydent stwierdził, że nie podpisze projektu ustawy zezwalającej sprzedaż 15-latkom bez recepty pigułki przeciwciążowej „dzień po”, gdyż naraziłoby to nieletnie Polki na przyjmowanie szkodliwej dla zdrowia „bomby hormonalnej”. Mimo to Tusk ma tę wygodę, że kolesie z Brukseli idą na rękę swojemu „człowiekowi w Warszawie”. 

Ci sami eurokraci, którzy wytykali PiS najdrobniejsze uchybienia, przez palce patrzą na jawne naruszanie praworządności przez Tuska i Spółkę. Do nich zaliczyć można szturmowe przejęcie mediów publicznych przy pomocy „silnych ludzi” czy odwoływanie i powoływanie funkcjonariuszy państwowych oraz inne rozwiązania na podstawie niewiążących rezolucji, uchwał czy rozporządzeń. Dla neo-koalicji głównym hamulcowym jest prezydent Duda, który kontrowersyjnych rozwiązań jak usuwanie sędziów przez niego mianowanych nie podpisze.

Tusk pochodzi z rodziny polsko-kaszubsko-niemieckiej (babka po kądzieli była Niemką) i w domu nasłuchał się wszystkich trzech języków. We wczesnej młodości był typowym chuliganem, który łaził po Trójmieście z koleżkami, szukając zaczepki. Naoglądał się też prawdziwych starć zomowców ze strajkującymi. Na studiach z historii należał do antykomunistycznego Studenckiego Komitetu Solidarności, a po upadku komuny był współzałożycielem prokapitalistycznej partii zwanej Kongresem Liberalno-Demokratycznym. Kiedy lewicująca Unia Demokratyczna (korowcy i solidarnościowe lewactwo) połączyła się z KLD, Tusk znalazł się w lewicowo-liberalnej Unii Wolności, bo tak ta nowa partia się nazywała. 

Już w nowym tysiącleciu był jednym z „trzech tenorów”, którzy założyli Platformę Obywatelską. (Po odejściu pozostałych dwóch przy seterze pozostał już tylko sam Tusk). Debiut PO to sromotna klęska, i to podwójna. W roku 2005 partia Prawo i Sprawiedliwość wygrała zarówno wybory prezydenckie, jak i parlamentarne. Lepsze czasy dla Tuska nastały w 2007 r., kiedy rozpoczęły się ośmioletnie rządy PO. 

Od czasów KLD zachowała się w Platformie starokapitalistyzna niechęć do świadczeń społecznych spuentowana słowami „na to pieniędzy nie ma i nie będzie”. Ale, jak się wydaje, ośmioletni pobyt w opozycji, zakończony ubiegłorocznym zwycięstwem wyborczym ostatecznie wyprał Tuska z wszelkiej ideologii. Po ośmioletnim „socjalistycznym rozdawnictwie” pisowców, Tusk nie miał innego wyboru, jak kontynuować hojne świadczenia rodzinne typu 500+, podniesione w międzyczasie do 800 zł (ok. $204) miesięcznie dla każdego dziecka do 18. roku życia. „Raz dane nie może być zabrane!” – mawiano.

Na szczęście, wobec wciąż trwającej putinowskiej agresji w bliskim sąsiedztwie, Platforma także kontynuuje pisowski projekt dozbrajania polskich sił zbrojnych. Natomiast jeszcze pod znakiem zapytania znajduje się przyszłość flagowego projektu PiS − Centralnego Portu Komunikacyjnego, mega-węzła transportu lotniczo-kolejowo-drogowego, odległego o 30 km (ok. 18 mil) od granic Warszawy. W samej neo-koalicji zdania na ten temat są podzielone, ale pod względem bezpieczeństwa wobec ewentualnego zagrożenia CPK usprawniłby przerzut wojsk NATO na jego wschodnią flankę.

Sam Tusk kiedyś powiedział, że mieszany charakter jego rodziny, jak i regionu, z którego pochodzi, oraz historia, którą studiował, uzmysłowiły mu, jak skomplikowane może być życie. Uświadomienie sobie tego do pewnego stopnia uczyniły zeń twardego, bezwzględnego gracza politycznego, dla którego liczą się nie ideologia, ideały czy sentymenty, lecz skuteczność w zdobywaniu i zachowywaniu władzy. Skoro i do Polski już od pewnego czasu docierają elementy lewackiej ideologii zwanej na Zachodzie „wokeizmem”, a w Polsce „progresywizmem”, to one też dadzą się wykorzystać. Ulegając naciskom radykalnych feministek i fanatyczek „gender”, Tusk powołał Ministerstwo Równości, na czele którego stanęła lewicowa feministka. Edukacją, zdrowiem, pracą i rodziną, finansami, przemysłem, funduszami i polityką regionalną, sprawami emerytów oraz sprawami społeczeństwa obywatelskiego też rządzą kobiety. 

Na razie jednak wiele rozwiązań koalicyjnego rządu to prowizorka na wodzie pisana, bo nie uprawomocniona normalnymi ustawami. Dlatego Tusk zapewne liczy dni i miesiące do odejścia obecnego mieszkańca Pałacu Prezydenckiego w maju 2025 r. Po dwóch kadencjach Duda nie może ponownie kandydować, PiS nie ma mocnego kandydata na jego następcę, a sondaże na faworyta typują lewaka Rafała Trzaskowskiego. Jeśli sondażowe prognozy się sprawdzą, dopiero wówczas Tusk pokaże, na co go stać i prawdopodobnie nastąpi istny maraton legislacyjny. Jako głowa państwa obecny „postępowy” gospodarz stołecznego magistratu na pewno żadnego projektu rządowego nie zawetuje. Z drugiej strony, w życiu, a tym bardziej w polityce, nie ma żelaznych pewników. W ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy niejedno może zaskoczyć!

]]>
https://gwiazdapolarna.net/mocny-skuteczny-na-czele-rzadu/feed/ 0
Donald Trump przejął Partię Republikańską? https://gwiazdapolarna.net/donald-trump-przejal-partie-republikanska/ https://gwiazdapolarna.net/donald-trump-przejal-partie-republikanska/#respond Tue, 07 May 2024 18:16:26 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1606 Marek Bober

Kiedy w styczniu 2021 r. Joe Biden wprowadzał się do Białego Domu, wiele osób zastanawiało się, jaki będzie kolejny ruch Donalda Trumpa. Pozostanie w polityce czy się wycofa? A jeśli pozostanie, to w jakim charakterze?

Byli tacy, którzy namawiali go do stworzenia nowej partii. I choć nigdy w historii „trzecia” partia nie odegrała ważniejszej roli, a tym bardziej dała Ameryce prezydenta, tym razem pomysł miał spore grono zwolenników. Przywoływano tutaj przykład Tea Party, której członkowie lub zwolennicy zdobywając miejsca w Kongresie (najczęściej z ramienia Partii Republikańskiej, GOP) potrafili na początku XXI w. mieć spory wpływ na politykę. 

Trump miał mocne poparcie, głosowało na niego w końcu 75 mln ludzi. To było poparcie ludzi zdeterminowanych, konserwatywnych i skupionych wokół nieformalnego ruchu MAGA (Make America First Again). Było to poparcie ludzi święcie przekonanych, że Trump został w wyborach okradziony ze zwycięstwa i że wybory po prostu sfałszowano. 

Postawił na GOP

Jeszcze dzisiaj mamy masę ludzi uznających obie główne partie za same siebie warte, praktycznie nie różniące się – przynajmniej na poziomie kierownictwa i osławionego establishmentu. Twierdzących, że ich monopol – monopol osławionego „deep state” – trzeba rozbić z zewnątrz. Trump rzeczywiście miał na to szansę. Na szczeblu federalnym, w Kongresie, tworząc nowe ugrupowanie, już jesienią 2022 r. mógł wprowadzić do Izby Reprezentantów kilkunastu ludzi, do Senatu – kilku. To dałoby mu szansę na bycie „języczkiem u wagi”, na stworzenie sytuacji, że żadna z głównych partii nie miałaby większości.

Postąpił inaczej, pozostał przy GOP i mówił, że trzeba ją wzmacniać, walcząc w wyborach. A jego interesowały wybory najważniejsze – prezydenckie. I brał zakładników tak, aby partię zdominować a nawet ją przejąć. 

Nie wszyscy godzili się, aby był kandydatem partii na prezydenta. Mówili, że obciążają go wydarzenia z 6 stycznia 2021 r., kiedy to doszło do „szturmu” jego zwolenników na Kapitol. Jego przeciwnicy twierdzą, że przekreślają go oskarżenia kryminalne i sprawy sądowe oraz że jest zagrożeniem dla demokracji, bo nie pogodził się z porażką i nie chciał uznać wyników wyborów. I że jest z tego powodu łatwym przeciwnikiem do pokonania. 

Nie popiera go senator i były kandydat na prezydenta Mitt Romney. Podobnie zachowuje się były gubernator New Jersey, jeszcze do niedawna startujący w wyborach Chris Christie. Nie tylko nie lubi go, lecz wręcz tępi była senator Liz Cheney, która wiodła prym w stworzonej przez demokratów kongresowej komisji ds. wyjaśnienia „szturmu” na Kapitol, a właściwie po to, aby za wszystko obciążyć Trumpa. Nazwiska można mnożyć. 

Z własną partią Trump nie miał łatwo, tym bardziej należy teraz docenić zmiany personalne, jakie właśnie zaszły w Republican National Committee (RNC), czyli kierownictwie GOP.

Sojusznik i synowa na czele

Polityczny sympatyk Trumpa, Michael Whatley, przewodniczący GOP w Karolinie Północnej i doradca prawny RNC, został wybrany 8 marca na przewodniczącego GOP, a Lara Trump, synowa byłego prezydenta, została współprzewodniczącą. Oboje mieli być, jak podają media, osobiście „namaszczeni” przez Trumpa. Jak pisał New York Times, posunięcie to wzmacnia jego kontrolę nad machiną partyjną przed listopadowymi wyborami. Wcześniej ze stanowiska szefowej zrezygnowała Ronna McDaniel, która kierowała partią od 2017 r. i była krytykowana głównie za słabe wyniki w pozyskiwaniu funduszy i rozczarowujące wyniki wyborów. 

– Odchodzę, ponieważ od dawna obiecałam, że na pierwszym miejscu będę stawiać kandydata i jego plany dotyczące RNC. Odzyskanie Białego Domu jest dla mnie zbyt ważne, abym postąpiła inaczej – powiedziała McDaniel. – Prezydent Trump zasługuje na to, aby mieć w RNC zespół, jakiego chce.

Uratować kraj

Lara Trump powiedziała w zeszłym miesiącu: – RNC musi być najostrzejszą i najbardziej zabójczą machiną walki politycznej, jaką kiedykolwiek widzieliśmy w historii Ameryki. Zobowiązała się ponadto do nadania priorytetu odpowiedzialności fiskalnej, przysięgając, że przeznaczy fundusze wyłącznie na wybór swojego teścia na prezydenta i „uratowanie tego kraju”.

Nadmieńmy, że starszy doradca ds. kampanii Trumpa, Chris LaCivita, został dyrektorem operacyjnym RNC. A inny starszy doradca, James Blair, pomoże w opracowaniu strategii politycznej RNC, gdy były prezydent będzie starał się połączyć kierownictwo partii ze swoją kampanią reelekcyjną przeciwko Joe Bidenowi.

– Za niecałe osiem miesięcy zadecydujemy o losie nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale całego świata – powiedział Whatley. – A to ciało, RNC, stanie się awangardą ruchu, który będzie niestrudzenie pracował każdego dnia, aby wybrać naszego kandydata, Donalda J. Trumpa na 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych, odzyskać Senat i poszerzyć naszą większość w Izba Reprezentantów.

Co z pieniędzmi?

W okresie poprzedzającym zmiany w kierownictwie RNC niektórzy członkowie komisji niepokoili się koniecznością pokrycia kosztów prawnych Trumpa, któremu postawiono 91 zarzutów karnych w czterech sprawach. Lara Trump zachowała się zdecydowanie i powiedziała, że komisja wyda „każdy grosz”, aby jej teść został ponownie wybrany. Jej intencje są więc jasne.

Pozostaje otwartym i ważnym pytaniem, jak zachowa się mimo wszystko partia wobec rachunków sądowych i kar byłego prezydenta. Chris LaCivita odrzucił pomysł, jakoby partia pokryła jego koszty prawne, chociaż robiła to w przeszłości.

Pod przewodnictwem McDaniel partia stanęła w obliczu najgorszego stanu funduszy od 2013 r., a według dokumentów Federalnej Komisji Wyborczej z 2023 r. dysponowała jedynie 8 mln dol. w gotówce, po zebraniu 87,2 mln dol.

Trump naciskał, aby McDaniel ustąpiła, chcąc umieścić swoich sojuszników na czele RNC. Pokonując głównych rywali w prawyborach, dopiął swego, ale nie jest czymś niezwykłym to, że kandydat na prezydenta chce mieć większy wpływ na kierownictwo partii. Łączy się bowiem z aparatem partyjnym, gdyż jest kandydatem na prezydenta. Sztab Trumpa i RNC będą mogły wspólnie zbierać fundusze oraz udostępniać dane i inne zasoby, gdy zgromadzi on wymaganą liczbę delegatów.

Wygrać w listopadzie

Whatley i Lara Trump w pierwszym wspólnym wywiadzie dla Breitbarta powiedzieli, że skupią się na wyborach i ich uczciwości.

– W tym roku i przez następne osiem miesięcy chodzi o to, aby wygrać w listopadzie – powiedział Whatley. – Wszystko, co zrobimy, będzie skupiać się na zwycięstwie. Dojdziemy do wyborów i będziemy chronić karty do głosowania. Każdy dolar, który zebraliśmy i wydamy w RNC, będzie przeznaczony na te dwie misje.

Ustępująca przewodnicząca McDaniel ostrzegła republikanów, aby nie ignorowali aborcji w trwającej kampanii, jeśli chcą dotrzeć do niezależnych i wahających się wyborców. Już w 2022 r. opublikowała szczegółową notatkę przedstawiającą pomysły na to, jak republikanie powinni podchodzić do aborcji w wyborach. „Jestem mamą z przedmieść. Być może będę miała jakieś zdanie na ten temat” – napisała. Doradziła republikanom, aby poparli środki aborcyjne obejmujące „wyjątki i rozsądne ograniczenia, gdy dziecko odczuwa ból”.

W wielu stanach wahających się i kontrolowanych przez GOP całkowity zakaz aborcji stał się dla republikanów trudną kwestią. Wyborcy w Kansas, Michigan i Ohio głosowali w referendach stanowych za ochroną „praw” do aborcji. W Kentucky z kolei wyborcy zablokowali poprawkę do konstytucji swojego stanu, która odmawiałaby jakiejkolwiek ochrony aborcji.

Czy Donaldowi Trumpowi uda się zdominować partię, przekonamy się szybko. Zmiany personalne w kierownictwie GOP wcale nie oznaczają jeszcze zwycięstwa jesienią. Do tego droga naprawdę daleka i wyboista.

Marek Bober

Michael Whatley i Lara Trump

(fot.) GOP Facebook

]]>
https://gwiazdapolarna.net/donald-trump-przejal-partie-republikanska/feed/ 0
Chodzi nie o Ukrainę a o porządek świata? https://gwiazdapolarna.net/chodzi-nie-o-ukraine-a-o-porzadek-swiata/ https://gwiazdapolarna.net/chodzi-nie-o-ukraine-a-o-porzadek-swiata/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:31:23 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1598 Robert Strybel

Rozpad Związku Sowieckiego zakończył zimną wojnę i wyścig zbrojeń, a w pierwszych latach 90. ub. stulecia dość powszechnie uważano, że nastąpiła era globalnego pokoju. Moskwa umówiła się z Kijowem, że Ukraina przekaże jej cały swój eks-sowiecki arsenał broni jądrowej w zamian za uznanie przez Rosję niepodległości Ukrainy oraz integralności jej terytorium. Ale okresowi względnego spokoju położyła kres trwająca już ponad dwa lata druga faza rosyjskiej agresji przeciwko swemu południowemu sąsiadowi. Pierwsza faza rozpoczęła się w 2014 r. od najazdu na Krym „zielonych ludzików” w mundurach bez oznakowań. Już wcześniej kremlowski imperializm zdążył w okresie postsowieckim zabrać Mołdawii część jej terytorium i nazwać to „Mołdawską Republiką Naddniestrzańską”, której prawie żaden kraj nie uznaje. Ponadto w dwóch wojnach Rosja podbiła i wykrwawiła naród czeczeński i zaanektowała dwa regiony Gruzji.

W historii całej Europy rzadkością był 80-letni okres po II wojnie światowej bez poważniejszego konfliktu. Główną tego przyczyną była nieformalna zasada równowagi sił, a właściwie równowaga strachu między Zachodem a blokiem sowieckim. Ale już w 1962 r. świat stanął na krawędzi pożogi jądrowej, kiedy Chruszczow postanowił zainstalować na Kubie rakiety balistyczne uzbrojone w głowice atomowe, wycelowane w oddalone od Kuby o 145 km (ok. 90 mil) terytorium USA. Prawie tyle samo czasu upłynęło od powstania państwa Izrael, z którym nigdy nie mógł się pogodzić świat arabski. I nie widać na horyzoncie żadnych perspektyw, żeby w dającej się przewidzieć przyszłości miałoby się to zmienić. 

W ub. roku uwagę świata przykuł kolejny zbrojny incydent, gdy islamska organizacja terrorystyczna Hamas zaatakowała Izrael. Na pierwszy rzut oka Ukraina i Gaza niby nie mają wiele wspólnego, bo inny czas, miejsce i spór oraz inni gracze, a jednak mogą wkrótce okazać się zarzewiem większej całości. Oba konflikty są pilnie obserwowane przez wywiady wojskowe, rządy, politologów, ekonomistów, think-tanki i innych specjalistów na całym świecie. 

Niedawno prof. Hal Brands, geopolityk amerykański z Uniwersytetu Teksańskiego stwierdził: „Nie wiemy, czy III wojna światowa wybuchnie. Ale niestety nie jesteśmy pewni czegoś jeszcze: być może już się rozpoczęła”. Taką tezę mogłyby potwierdzić m.in. następujące argumenty:

  • Rzadko kiedy konflikt między dwoma krajami dotknął ludzi w najodleglejszych kątach świata.
  • Jako wojna zastępcza zaangażowała liczne narody, które politycznie, gospodarczo i/lub militarnie wspierają jedną ze stron konfliktu; inne kraje przyjęły postawę wyczekującą i przyglądają się.
  • Miliony ukraińskich uchodźców wojennych uciekających przed putinowską agresją pogłębiają kolejne fale nielegalsów głównie podążających do Europy i USA. 
  • Putinowska agresja rozregulowała światowy rynek paliw i energii i podziałała destabilizująco na różne aspekty życia na naszej planecie; chyba nie ma kraju, którego gospodarka na tym wszystkim by nie ucierpiała.
  • Konflikt ten doprowadził do wysokiej inflacji nie tylko w Europie i zakłócił też łańcuchy dostaw różnorodnych towarów na całym świecie.
  • Blokada portów czarnomorskich przez Rosję, jak i zagrożenia dla transportu czerwonomorskiego przez grupy terrorystyczne Houthi w Jemenie znacznie podrożyły koszty żywności i innych towarów.
  • Zakłócenie i podrożenie dostaw zboża i innych towarów spożywczych z Ukrainy pogłębił katastrofalny kryzys głodowy w Afryce, na Bliskim Wschodzie i gdzie indziej.
  • Przyjaźń polsko-ukraińską poważnie nadwerężył kryzys zbożowy; zamiast iść tranzytem przez Polską, duża część wylądowała na krajowym rynku, powodując masowe protesty polskich rolników oraz wojnę na inwektywy między Warszawą i Kijowem.
  • Na całym świecie zachodnie sankcje nałożone na Rosję utrudniają i podrażają dostęp do towarów, których Związek Sowiecki, a następnie Rosja była głównym lub ważnym eksporterem.
  • Moskwa znajduje sposoby na omijanie lub ograniczenie dolegliwości niektórych zachodnich sankcji, cicho kolaborując z nowymi partnerami handlowymi także z UE i Ameryki.
  • Rosja już przestawiła się na gospodarkę wojenną, co w różnym stopniu także rozważają obecnie kraje Zachodu. 
  • Wojna w Ukrainie zwiększyła siłę i znaczenie alternatywnego bloku wschodzących gospodarek BRICS, którego kraje członkowskie stanowią 40 proc. ludności Ziemi i wytwarzają ok. 35 proc. światowego PKB (GNP); BRICS obejmuje: Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i Afrykę Południową.

Jeśli chodzi o losy samej wojny, od mniej więcej roku trwa pat – żadna ze stron nie zwiększyła swego stanu posiadania od rosyjskiego zwycięstwa w dziewięciomiesięcznej bitwie o Bachmut w maju ub. roku. W tym roku zwycięską bitwę o Andrijiwkę stoczyły siły kremlowskie po niedanej kontrofensywie Ukraińców. Od pewnego czasu Ukraina słabnie. Choć jej bojownikom nie brakuje determinacji i woli walki, ich zapasy broni i amunicji topnieją. Kraje UE i NATO chcą przyjść im w sukurs, ale od werbalnych zapowiedzi i zobowiązań do chwili dostarczenia mijają długie miesiące. Kongres USA nadal blokuje kolejną transzę pomocową na kwotę $60 miliardów.

W 2022 r., już po rosyjskiej inwazji, szef dyplomacji kremlowskiej Sergiej Ławrow, prawa ręka Putina, powiedział, że „tu nie chodzi o Ukrainę, ale o porządek świata”. Nie wiadomo, czy Ławrowowi to się niechcący wypsnęło, czy też myśl tę puścił w obieg z pełną premedytacją. Ciekawe wydaje się to, że podobną opinię wygłosił kanclerz Niemiec Olaf Scholz. „Rosyjska inwazja na Ukrainę wyznacza »Zeitenwende«” (dosłownie: przełom czasów – ale chyba lepiej po polsku zabrzmi „punkt zwrotny”). Do dziś wielu zachodnich przywódców dzieli świat na kraje liberalno-demokratyczne i autorytarne. Natomiast różnym samozwańczym „postępowcom”, m.in. członkom spotykającym się rokrocznie w Davos podczas Światowego Forum Gospodarczego, mocarstwom niezachodnim oraz wielu krajom „trzeciego świata” marzy się nie kapitalizm i wolność słowa, lecz coś w rodzaju utopijnego komunizmu ograniczającego swobody osobiste w imię „poprawności politycznej”. Która koncepcja ostatecznie zwycięży? A może jakaś trzecia, piąta czy jeszcze inna? Tego na razie nie wie nikt.

]]>
https://gwiazdapolarna.net/chodzi-nie-o-ukraine-a-o-porzadek-swiata/feed/ 0
Werbunek w autobusie https://gwiazdapolarna.net/werbunek-w-autobusie/ https://gwiazdapolarna.net/werbunek-w-autobusie/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:30:41 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1596 Migracja do wielkich miast kojarzona była dotąd z zamiarem polepszenia warunków życia, lepszych zarobków, dostępu do edukacji. Obecie, dzięki polityce imigracyjnej prezydenta Bidena i jego ekipy, są to marzenia ściętej głowy, a życie w mieście staje się horrorem. Pospolici przestępcy udający osoby ubiegające się o azyl zamieniają amerykańskie miasta w strefę wojny. Jeden z najbardziej bezwzględnych wenezuelskich gangów, budzący strach z powodu torturowania swoich ofiar, bez przeszkód działa w Nowym Jorku.

Członkowie gangu rekrutują emigrantów ze schronisk bądź już w momencie, gdy wysiadają z autobusów z Teksasu. Niemal następnego dnia dostają zlecenia dokonywania kradzieży w sklepach, napaści na samotne osoby, turystów i przechodniów. Dzięki Bidenowi staliśmy się świadkami „przestępczości migracyjnej”.

Demokratyczni politycy temu zaprzeczają, gubernator Nowego Jorku Kathy Hochul twierdzi, że migranci szukają „lepszego życia”. Poszukiwanie takiego życia odbywa się kosztem mieszkańców Nowego Jorku. Przestępcy poruszający się po ulicach motorowerami, uzbrojeni, kradną co się da, terroryzują całe dzielnice. Dwuosobowe zespoły kradną telefony komórkowe przechodniom i dostarczają je do skrytek, gdzie profesjonalni hakerzy z gangu dokonują nimi oszukańczych transakcji bankowych i wyciągają gotówkę z konta bankowego. Następnie telefony są czyszczone i wysyłane do Ameryki Płd. w celu odsprzedaży. Kiedy zobaczymy zbliżający się motorower, odsuwamy się od krawężnika i przytulamy do ściany budynku – rada taka jest zwykle potrzebna w mieście trzeciego świata, a nie w Nowym Jorku.

Nie lepiej jest w Chicago. Podobnie jak w Nowym Jorku, zawodowi przestępcy werbują migrantów ze schronisk do napadania na luksusowe sklepy w podmiejskim centrum handlowym w Oak Brook, na północnych przedmieściach. Jak ledwo przybyły wieśniak z Hondurasu miałby wiedzieć, gdzie znajduje się Oak Brook, elskluzywne przedmieście, i jak się tam dostać, nie korzystając z pomocy członków gangu? Pytanie nie wymaga odpowiedzi, ona nasuwa się sama. Gangi z Ameryki Południowej zamieniają podmiejskie centra handlowe w strefy niebezpieczne. Jest niemal pewne, że znaczna część mężczyzn przekraczających południową granicę to przestępcy lub ci, co mają zamiary przestępcze. Twierdzenie, że Wenezuela opróżnia swoje więzienia a następnie wysyła kryminalistów na północ, nie mija się znacznie z prawdą. Trzeba winić otwarte granice prezydenta Bidena, ale także łagodnie nastawionych do przestępczości demokratów w Nowym Jorku i Illinois, których polityka niemal gwarantuje, że migrujący przestępcy będą mogli rabować i napadać bez konieczności pójścia do więzienia. Demokratyczni urzędnicy w miastach-sanktuariach zapewniają noclegi, wyżywienie, świadczenia pieniężne tym samym osobom, które nas potem okradają i terroryzują. Czas, by ten absurd w końcu się skończył!

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net

]]>
https://gwiazdapolarna.net/werbunek-w-autobusie/feed/ 0
Awdijiwka, której już nie ma https://gwiazdapolarna.net/awdijiwka-ktorej-juz-nie-ma/ https://gwiazdapolarna.net/awdijiwka-ktorej-juz-nie-ma/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:30:13 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1594 Leszek Wątróbski

Przez 10 lat, odkąd Rosja po raz pierwszy zaatakowała Ukrainę, ukraińskie wojska utrzymywały się w Awdijiwce, mieście położonym 8 km na północny zachód od okupowanego przez Rosję Doniecka. 13 marca 2022 roku, po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę, wojska rosyjskie zbombardowały tamtejszą koksownię. Agresorzy wielokrotnie ostrzeliwali miasto z zakazanej amunicji fosforowej.

Po wielu miesiącach zaciętych walk wojska ukraińskie opuściły Awdijiwkę w lutym 2024 roku, a miasto zostało niemal całkowicie zniszczone. Obie strony poniosły ogromne straty w ludziach.

Pojechałem tam razem z byłym prezesem Związku Polaków w Ukrainie, Stanisławem Kosteckim, kilka tygodni przed wybuchem wojny. Z kijowskiego dworca kolejowego wyjechaliśmy rano, o 6.24, ukraińskim Pendolino. Tak nazywają tam koreańskie pociągi dużych prędkości – wyprodukowane przez koncern Hyundai Rotem. Jechaliśmy z prędkością blisko 170 km/godz. Trasę ponad 650 km Kijów-Kramatorsk pokonaliśmy w 6 godzin. Przed wojną pociąg dojeżdżał do Doniecka. Teraz kursował już tylko do Krasnoarmiejska. Dalej, do separatystów, dojechać można było tylko autobusem.

Do Kramatorska pociąg przyjechał o godzinie 12.24, bez żadnego opóźnienia. Na dworcu czekał na nas miejscowy człowiek. Celowo nie podam jego nazwiska, bo wyjechał z Doniecka, uciekając od prorosyjskich separatystów. Twierdził, że inni ludzie chcą też wyjechać z tamtych terenów z całymi rodzinami.

„Konflikt na wschodniej Ukrainie – opiwiadał nasz opiekun – nazywany inaczej wojną w Donbasie albo wojną hybrydową na terenie obwodu donieckiego i ługańskiego Ukrainy, rozpoczął się w kwietniu 2014. Zbrojne wystąpienie separatystów, wspieranych przez rosyjską armię i siły specjalne dążące do oderwania tego terytorium od Ukrainy, było poprzedzone przez marcowe wystąpienia prorosyjskie i kryzys krymski, które nastąpiły po rewolucji Euromajdanu.

Po odsunięciu od władzy Janukowycza i prorosyjskiej Partii Regionów, w lutym 2014, oraz powołaniu rządu Jaceniuka, w obwodzie ługańskim i donieckim Ukrainy prorosyjscy separatyści wystąpili zbrojnie przeciw nowemu rządowi i proklamowali powstanie samozwańczych: Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) i Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL).

Po zbrojnym zajęciu kluczowych miast Donbasu w maju 2014 ogłosili konfederację obu samozwańczych republik w Federacyjną Republikę Noworosji. Po opanowaniu części miast regionu przez uzbrojone oddziały separatystów Siły Zbrojne Ukrainy uruchomiły tzw. operację antyterrorystyczną (ATO), której celem było rozbicie ugrupowań zbrojnych separatystów i zlikwidowanie samozwańczych republik ludowych na terytorium Ukrainy.

W kwietniu 2014, po aneksji Krymu i eskalacji nastrojów separatystycznych w Donbasie, doszło do wybuchu prorosyjskiej rebelii, zmierzającej do proklamowania Republik Ludowych w Doniecku i Ługańsku. W związku z zaistniałą na Ukrainie sytuacją i toczącymi się walkami rozpoczęła się migracja ludności Ukrainy – początkowo głównie do Rosji. W czerwcu, w obwodzie rostowskim, zaczęto tworzyć punkty czasowego przebywania.

Przedstawiciel Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) podał 6 sierpnia 2014, że sytuacja humanitarna w Donbasie stale się pogarsza. W wielu miastach brakowało żywności, nie było też prądu i bieżącej wody pitnej. Wiele domów cywilnych zostało zniszczonych, podobnie jak i szpitali, gdzie ratowano rannych.

Początkowo byliśmy optymistami. Wydawało się nam, że po 2-3 miesiącach sytuacja powróci do normy. Dziś sytuację odbieramy bardziej realistycznie i widzimy ją zdecydowanie inaczej. Donbas stał się podobny do Republiki Naddniestrzańskiej czy Abchazji, kontrolowanych przez Rosjan, tylko w dużo gorszym wydaniu. Widząc powolną reakcję europejskich liderów politycznych i naszych ukraińskich, to sytuacja ta nie wygląda dobrze. Nie możemy też liczyć na jej szybkie rozwiązanie i powrót do normalności. Taka zapalna sytuacja stać się może dla Ukrainy i Europy bardzo niekomfortowa na długie jeszcze lata”.

Po powitalnym obiedzie pojechaliśmy w teren do Słowiańska i Bachmutu, nazywanego dawniej Artiomowskiem. Przy wyjeździe z Kramatorska stało kilka posterunków. Ukraińscy żołnierze, najczęściej pracujący tam na kontrakcie i pochodzący z zachodniej Ukrainy, legitymowali wszystkich i zaglądali przejeżdżającym do bagażników. Mój polski paszport nikogo nie dziwił.

Podobnie traktowano nas na kolejnych punktach kontrolnych zlokalizowanych przy wyjeździe i wjeździe do Słowiańska i Bachmatu oraz w drodze powrotnej. Oglądaliśmy zniszczone ostrzałem gradów i moździerzy domy i mosty. Wiele z nich nadal nosi ślady po kulach. Niektóre są już odbudowane, pozostałe w trakcie remontu. Mijaliśmy też samochody międzynarodowych obserwatorów OBWE.

W Bachmacie, przed bankomatami, spotykaliśmy emerytów z Doniecka. Przyjeżdżali na ukraińską stronę, aby wypłacić pieniądze i kupić najbardziej potrzebne im do codziennego życia towary. U separatystów, gdzie mieszkali, musieliby zapłacić za nie dużo więcej. Wielu bowiem z nich ciągle otrzymywało ukraińskie emerytury. Aby je zrealizować i zamienić na będące tam w obiegu ruble, musieliby ponieść dodatkowe koszty w wysokości ok. 10-15 proc. ich realnej wartości. Nic więc dziwnego, że przyjeżdżali na Ukrainę i długo czekali na doładowanie bankomatów.

Nocowaliśmy w mieszkaniu naszego gospodarza. Rozmawialiśmy o wszystkim, co związane było z sytuacją panującą w południowo-wschodniej części Ukrainy, szczególnie o miejscowościach, które nam pokazał – m.in. o Słowiańsku, położonym o kilkanaście kilometrów od Kramatorska, w którym zaczęły się wystąpienia prorosyjskie i w którym miała miejsce „pomoc” matuszki Rosji.

„Żołnierze, którzy zajmowali Krym – opowiadał nasz gospodarz – przebrali się i przyjechali tu, aby oderwać – najpierw Donbas, a potem całe południe naszego kraju od Ukrainy. Nie jest dzisiaj żadną tajemnicą, że dawne »zielone ludziki«, które zajęły Krym, znalazły się później pod Słowiańskiem, którego nie dali rady zająć na stałe. Oni później przemieścili się do Doniecka, który zajęli siłą, praktycznie bez większego przelewu krwi z rosyjską pomocą. Zielonych ludzików nikt tam nie znał. Oni też się nikomu nie przedstawiali. Władze Ukrainy i Europy uznały, że wyjaśnienie tej sprawy do końca jest niepotrzebne. Wszyscy wiemy przecież, kim oni byli naprawdę.

Z posiadanych informacji wynika, że na okupowanym dziś ukraińskim terytorium stacjonują rosyjskie korpusy. Rosja nadal gromadzi po swojej stronie kolejne siły. Jest tam już ponad 60 tys. żołnierzy i drugie tyle na anektowanym Krymie. Taki układ sił daje Rosji możliwość przekształcenia w każdej chwili »tlącego się konfliktu w otwartą wojnę«, jeżeli władze w Moskwie uznają, że jest to w ich interesie”.

Następnego dnia pojechaliśmy na południe, w kierunku Awdijiwki, położonej blisko już linii wojny. I znów na wszystkich punktach kontrolnych byliśmy zatrzymywani i sprawdzani. Podobnie działo się przez kolejne kilometry, aż do czasu, kiedy skręciliśmy na Awdijiwkę, położoną zaledwie 6 km od Doniecka.

Jej centrum zostało poważnie zniszczone. Mieszkało tam kiedyś blisko 40 tys. ludzi. Miejscowe bloki zostały podziurawione kulami, ludzie z nich wyjechali. Na południowych peryferiach miasta nadal przebiegała linia frontu. Wyglądało to naprawdę koszmarnie.

Obserwowałem też trasę wylotową z miasta. Jechały po niej samochody osobowe i ciężarowe. Trudno było się zorientować, czy uciekały z miasta, czy jechały gdzieś dalej? Główna ulica miasta Czapajewa była jeszcze do niedawna pod stałym ostrzałem. Dziś po obu jej końcach widać zrujnowane domy. Na asfalcie leżą nadpalone odłamkami pocisków gałęzie drzew.

Nadal też obie armie, okopane w odległości kilkuset metrów od siebie, strzelają bez przerwy z całej znajdującej się w ich dyspozycji amunicji. Łatwo można też rozpoznać, wystarczy przysłuchać się salwom, skąd, kto i z czego strzela.

Miejscowi uważali, że Rosjanie dysponują bogatszym i nowocześniejszym arsenałem. W ich posiadaniu były bowiem: moździerze kalibru 82 mm „Wasylek”, moździerze kalibru 120 mm, czołgi T-72 i T-64, samojezdne stanowiska artyleryjskie, haubice D-30 i różne wyrzutnie rakietowe – takie jak Uragany i Grady oraz inne nowoczesne wyposażenie.

Jeszcze niedawno prawie całe terytorium przemysłowej dzielnicy Awdijiwki pokryte było dymem. Paliły się domy jednorodzinne, sady, ogrody, trawa. Miasto było bez wody i prądu, a ludzie w piwnicach.

Powszechnie uważało się tam, że separatyści celowo niszczyli domy i majątek mieszkańców, aby wywołać u nich protesty przeciwko stacjonującym w mieście oddziałom armii ukraińskiej. Chcieli w ten sposób wywołać ich gniew. Gdyby po stronie separatystów rzeczywiście walczyli miejscowi – a nie „goście” ze wschodu, to nie paliliby dobytku swoich rodzin i ziomków.

Z Awdijiwki zagrożonych działaniami wojennymi ludzi przed wybuchem wojny nie ewakuowano. Miasto było i jest bowiem nadal częścią strefy ATO – operacji antyterrorystycznych. To oznaczało, że nawet jeśli ktoś uciekł – np. do zachodniej Ukrainy, to nie dostanie tam żadnych świadczeń, jakie przyznaje się osobom uciekającym z obszaru wojny.

W Awdijiwce odwiedziliśmy jeszcze bazar, na którym można było kupić prawie wszystko. Ludzie, pomimo wojny, starali się żyć normalnie. Nadal robili zakupy, pracowali – jeśli tylko mieli jakąś pracę, i odpoczywali. W każdej ich rozmowie pojawiał się, jak bumerang, temat wojny i pokoju. I bardzo pesymistycznie widzieli najbliższą przyszłość i zastanawiali się, jak długo jeszcze tam wytrzymają.

 Dziś prawie wszystkie budynki zostały zniszczone przez rosyjskich okupantów. Nie ma też ludzi, wyjechali albo zginęli.

Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski

zdjęcia: 

01. Ukraina, tereny zajęte przez separatystów 

02. „Donbas nasz kraj” – plakat na ulicach Kramatorska

03, 03a Punkt kontrolny przed Kramatorskiem i punkt kontrolny przed Awdijiwką

04. W drodze do Awdijiwki

05. Po czym rozpoznać separatystę – plakat na drzwiach urzędu miejskiego w Awdijiwce

06. Zniszczony most w okolicach Słowiańska

07, 07a. Blok z wybitymi oknami

08. Pociski moździerzowe

09. W Awdijiwce odwiedziliśmy bazar…

09a. Awdijiwka – tablica pamiątkowa udekorowana zużytą amunicją

10. W Bachmacie, przed bankomatami, spotykaliśmy emerytów z Doniecka

06, 06a. Awdijiwka, zniszczone domy

07, 07a. Awdijiwka, pozostałości po rakietach Grad

08. Awdijiwka, bazar

09. Bachmat, emeryci z Doniecka pobierają hrywny z ukraińskich bankomatów

]]>
https://gwiazdapolarna.net/awdijiwka-ktorej-juz-nie-ma/feed/ 0
Widziane z Chicago https://gwiazdapolarna.net/widziane-z-chicago-5/ https://gwiazdapolarna.net/widziane-z-chicago-5/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:26:10 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1588 Wyrokami w Trumpa

MAREK BOBER

Wydawało się przez długie lata, że kandydaci na stanowiska sędziów i prokuratorów, poddający się procedurze wyborczej, w której decydują obywatele, jest najsprawiedliwsza. I w takim przekonaniu stworzono w Stanach Zjednoczonych ten system. To dość skomplikowana procedura, która nie jest jednorodna dla wszystkich stanów i szczebli poszczególnych stanowisk. W jednych stanach wyborcy decydują o wszystkich sędziach i prokuratorach, w innych tylko w części, gdzieniegdzie prawo mianowania ma gubernator. Dochodzi do tego szczebel federalny i tutaj nominacje leżą w gestii prezydenta. 

Generalnie zasada była słuszna: niech ludzie pracujący w wymiarze ścigania i sprawiedliwości będą uzależnieni od „zwykłych” ludzi; niech decydują ci, którzy mają prawo głosu.

Upolityczniony system

Różnie z tym bywało w przeszłości, ale to pozostawmy historykom. Pojawiające się od kilku lat zarzuty, że amerykański system sprawiedliwości został upolityczniony, są zasadne. Cały czas mówi o tym były prezydent Donald Trump i konserwatywne media. Kulturowy i ideologiczny neomarksizm, który przeszedł przez wyższe uczelnie, urzędy oraz na dobre zaistniał w kulturze i mediach, nie ominął także wymiaru sprawiedliwości. Sędziowie i prokuratorzy też mają swoje poglądy i zapatrywania polityczne. Wielu z nich wyrastało i kształciło się w imię politycznej poprawności, w kulturze odrzucenia (cancel culture) i ideologii „woke”. Progresywizm, postępowość i nowa sprawiedliwość społeczna, podparte lewicowymi hasłami, to pojęcia, które nie są im obce w pracy, orzecznictwie i wydawaniu wyroków. 

Wymiar sprawiedliwości, niestety, to również właśnie wspomniane poglądy i pieniądze. Idą na ten nowy system, zwany najczęściej liberalnym, spore fundusze. A fundusze legendarnego biznesmana, w zasadzie oszusta i spekulanta finansowego, George’a Sorosa są w tym przypadku legendarne.


Strzał pierwszy

Donald Trump otrzymał ostatnio dwa uderzenia finansowe. Pisarka i dziennikarka E. Jeane Carroll, w wieku 75 lat, w 2019 r. oskarżyła go o molestowanie i gwałt. Nie pamiętała dokładnie, kiedy się to stało, ale wiedziała, że w latach 90. i że w sklepie na Manhattanie. Oczywiście Trump wszystkiemu zaprzeczył i powiedział, że oskarżycielki nigdy na oczy nie widział. W sądzie w Nowym Jorku nie potwierdzono gwałtu, ale i tak go ukarano grzywną 5 mln dol. 

Trump, jak to Trump, wszystko skrytykował, nie oszczędzał sądu, prokuratury i samej oskarżycielki. Ta ostatnia, zapewne za namową adwokatów, poczuła się urażona i oszkalowana. Zażądała zaledwie 10 mln dol. Ale wymiar sprawiedliwości okazał się dla niej hojniejszy, bo zasądził od Trumpa na jej korzyść ponad 83 mln dol. Przynajmniej uczciwie przyznała, że wieku 80 lat będzie mogła sobie zrobić porządne zakupy.

Do przekazania pieniędzy jeszcze droga daleka i nie wiadomo, czy kiedykolwiek do tego dojdzie. To wszystko jednak sporo kosztuje i zabiera czas w bardzo intensywnej kampanii wyborczej. Szacuje się, że od postawienia w ub. roku pierwszych zarzutów były prezydent z różnych źródeł musiał wydać na swoją obronę 50 mln dol. 

Strzał drugi

Kolejny wyrok otrzymał Trump w swoim rodzinnym mieście, gdzie prowadził największe interesy. W 2022 r. prokurator generalna w Nowym Jorku Letitia James (Partia Demokratyczna) pozwała Trumpa, zarzucając mu fałszowanie majątku w sprawozdaniach finansowych w celu uzyskania korzyści podatkowych i ubezpieczeniowych. W sądzie przedstawiono dokumenty na – rzekomo – zawyżoną wartość różnych podmiotów i aktywów Trump Organization, czyli firmy byłego prezydenta, które miano przekazywać bankom i ubezpieczycielom, aby otrzymać pożyczki i dokonywać transakcji. Obronie nie udało się doprowadzić do procesu z ławą przysięgłych, toteż wyrok wydał jednoosobowo wyraźnie lewicujący i – czego nie ukrywał – nielubiący Trumpa sędzia Arthur Engoron. I zasądził karę 355 mln dol. oraz zakaz prowadzenia biznesu w Nowym Jorku przez trzy lata.

Sędzia nakazał ponadto synom Trumpa, Donaldowi Trumpowi Jr. i Ericowi Trumpowi, zapłatę po ponad 4 mln dol., a były dyrektor finansowy Allen Weisselberg otrzymał „zaledwie” 1 mln dol. kary. Weisselbergowi nakazano także trzyletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w Nowym Jorku. Zarówno on, jak i były kontroler organizacji Trumpa, Jeffery McConney, mają dożywotni zakaz pracy „na stanowisku kontroli finansowej” w jakiejkolwiek nowojorskiej korporacji lub jednostce gospodarczej.

Biznesmen rodem z Queensu Donald Trump jeszcze w czasie procesu nie przebierał w słowach, nazywając prokurator i sędziego „oszustami”, „politycznymi hakerami”, słowem – ludźmi, którzy go po prostu nienawidzą. Mówił, że oskarżenie i proces to „polityczne polowanie na czarownice”, mające na celu powstrzymanie go przed drugą kadencją w Białym Domu.

Sprawa jest oczywista. Nie ma osób indywidualnych, które zostały pokrzywdzone, nie ma poszkodowanych firm, nie narzekały banki i ubezpieczyciele. Nikt nie ucierpiał, a jest kara! Trump, za miliony a może i miliardy dolarów podatków, które płacił, powinien mieć specjalne miejsce na mapie biznesowej i finansowej Nowego Jorku. Otrzymał w zamian karę z politycznego rozkazu. Ale i tutaj droga do wypłacenia pieniędzy jest długa.

Kampania trwa

To były procesy cywilne. „Orange Man” ma w sumie cztery oskarżenia i 91 zarzutów, w tym kryminalne. Za wszystkie grozi mu ponad 700 lat więzienia. Ma być sądzony za podważanie wyników ostatnich wyborów prezydenckich i ustroju państwa, nawoływanie do przemocy i przechowywanie dokumentów niejawnych. Co ciekawe, tajne dokumenty przechowywał w garażu obecny prezydent Joe Biden, a były to dokumenty z czasów, gdy był wiceprezydentem za Baracka Obamy. W tej sprawie specjalny prokurator z podległego Bidenowi Departamentu Sprawiedliwości prowadził śledztwo. Okazało się, jak napisał w oficjalnym raporcie, że – owszem – przechowywał dokumenty, ale jest on osobą w podeszłym wieku, mającą kłopoty z pamięcią, że jest z nim tak źle, iż nie pamięta nawet daty śmierci własnego syna. 

Raport prokuratora Roberta Hura, który wyszedł w końcu z departamentu federalnego, poważnie zaszkodził Bidenowi. Oficjalnie bowiem uznano, że fizycznie i mentalnie nie nadaje się do pełnienia obowiązków prezydenckich, a tym bardziej ubiegania się o kolejną kadencję. Do ogółu społeczeństwa dotarł także fakt, że rzeczywiście mamy politycznie motywowany wymiar sprawiedliwości. Bo skoro obaj politycy przetrzymywali dokumenty tajne, to dlaczego jednego można sądzić a drugiego już nie?

Kiedy w ub. roku pojawiły się wobec Trumpa zarzuty karne, zastanawiano się, jak to wpłynie na jego sytuację polityczną i sondaże wyborcze. Okazało się, że tylko zyskał. Od jesieni wysunął się wyraźnie na prowadzenie i potwierdzają to tysiące sondaży. Co ważniejsze, prowadzi w „swing states”, czyli w stanach wahających się, w których trzeba – w systemie elektorskim – wygrać, aby wprowadzić się do Białego Domu. Wyborcy nie odwrócili się od Trumpa, kiedy stawiane były oskarżenia. Nie wiadomo, czy będzie tak samo jak będzie skazywany. Bo za coś, przy tak dużej liczbie zarzutów, musi być skazany. Prokuratorzy i sędziowie z politycznego nadania mu tego nie poskąpią. Ale on już wiele razy udowadniał, że potrafi wyjść obronną ręką z najcięższych opresji.

Marek Bober

Sondaże na dziewięć miesięcy przed wyborami wskazują, że największe szanse na wygranie prezydentury ma Donald Trump

(fot. Archiwum)

]]>
https://gwiazdapolarna.net/widziane-z-chicago-5/feed/ 0
„Niezłomny Obrońca 2024” https://gwiazdapolarna.net/niezlomny-obronca-2024/ https://gwiazdapolarna.net/niezlomny-obronca-2024/#respond Mon, 11 Mar 2024 19:21:27 +0000 https://gwiazdapolarna.net/?p=1583 O wychowaniu patriotycznym i Amerykanach na poligonie drawskim z ppłk. Tomaszem Kłonowskim, zastępcą komendanta Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko, rozmawia LESZEK WĄTRÓBSKI.

LESZEK WĄTRÓBSKI: Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko im. płk. dypl. Franciszka Sadowskiego potocznie nazywane jest Poligonem Drawskim.

Ppłk Tomasz Kłonowski: Nasz poligon wojskowy, znajdujący się w południowej części gminy Drawsko Pomorskie oraz w północnej części gminy Kalisz Pomorski, powstał 2 lutego 1946 roku. Ćwiczą na nim wojska lądowe i siły powietrzne. Nasz poligon ma powierzchnię prawie ponad 34 tys. ha. Pierwotnie jednostka dyslokowana była w Jeleninie pod Szczecinkiem i nosiła nazwę Komenda Poligonu Artyleryjskiego. W styczniu 1949 przeniesiono ją do Oleszna, gdzie znajduje się do dziś. Pierwsze ćwiczenia wojsk zachodnich na naszym poligonie odbyły się we wrześniu 1996 (ćwiczenia „Ułański Orzeł 96”) i uczestniczyła w nich brytyjska 7. Brygada Pancerna „Szczurów Pustyni” gen. bryg. D. Montgomery.

– Jakie zadania szkoleniowe stawia sobie Wasze Centrum? 

– Podstawowym naszym zadaniem jest zapewnienie szkolenia wojsk lądowych oraz – w ograniczonym zakresie – wojsk lotniczych Sił Zbrojnych RP oraz innych armii NATO, a także stworzenie im warunków do szkolenia ogniowego, taktycznego, strzeleckiego i specjalistycznego wraz z zaspokojeniem potrzeb logistycznych. Szkolenia te przeprowadzane są na terenie pasów taktycznych w obozowiskach poligonu i poza nim. Od kilku lat na poligonie odbywają się manewry wojsk NATO, m.in. amerykańskich, brytyjskich, włoskich oraz niemieckich. 

– Ważną rolę wychowawczą spełniają w Centrum szkolenia, odczyty i spotkania organizowane np. w związku z wydarzeniami historycznymi. 

– Tak było np. dziś – dokładnie w 161. rocznicę wybuchu powstania styczniowego. Zaprosiliśmy na nie komendanta Klubu Historycznego 1861.pl – pana Romualda Sadowskiego z Ujny w powiecie kieleckim, gdzie trwały liczne walki powstańcze. Wygłosił on prelekcję o wybuchu powstania styczniowego. To był naprawdę bardzo ważny i istotny la nas dzień. Historia jest przecież bardzo ważnym czynnikiem w naszym życiu. Musimy często do niej wracać, aby pamiętać, co wydarzyło się wcześniej i wyciągać z tego wnioski na najbliższą przyszłość, aby nie powtarzać tych samych błędów. Dlatego taka prelekcja, jak i inne podobne spotkania połączone z prezentacjami i poświęcone historii są dla nas tak bardzo ważne. Wizualizacja zdarzeń historycznych jest dlatego tak bardzo ważna. Ważne jest też, aby o tym nieustannie przypominać, bo umysł ludzki jest zawodny.

– Czyli wychowanie do patriotyzmu…

– …i szeroko pojęta refleksja. Taka chwila zadumy ukierunkowuje nasze przyszłe myślenie i powoduje refleksje, aby takich błędów więcej w przyszłości już nie popełniać. 

– Od kilku też lat współpracujecie z młodymi ludźmi z klas mundurowych. 

– …nawet od kilkudziesięciu lat blisko współpracujemy ze szkołami ponadpodstawowymi, które mają klasy o profilu mundurowym. Na początku był to Zespół Szkół Mechanicznych im. KEN z Poznania, a w ostatnich latach współpracujemy z Zespołem Szkół w Kaliszu Pomorskim im. Pamięci Ofiar Terroryzmu 11 września. Ta siedmioletnia już współpraca zaowocowała wspólnym organizowaniem ogólnopolskich zawodów klas mundurowych z całej Polski. Klasy z tej szkoły objęte są również patronatem naszej jednostki w ramach programu Certyfikowanych Wojskowych Klas Mundurowych i odbywają comiesięczne szkolenia na naszym poligonie, w czasie roku szkolnego, zakończone obozem poligonowym. 

– Poligon drawski jest największym poligonem w Polsce. 

– I jednym z większych w Europie. Ćwiczą tu głównie wojska z krajów NATO. Tylko niezmiernie rzadko przyjeżdżają tu wojska spoza Paktu NATO. 

Na terenie naszego poligonu są i ćwiczą wojska amerykańskie. Są tu rotacyjnie, mają swoje strzelnice i swój sprzęt. Ćwiczą razem z polskimi żołnierzami i realizują wspólne szkolenia. Nasza współpraca z Amerykanami układa się bardzo dobrze. Jesteśmy z nimi oraz dowódcą amerykańskiego kontyngentu cały czas w bezpośrednim kontakcie. 

– Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko utrzymuje wszystkie obiekty szkoleniowe w jak najlepszym stanie.

– …zapewniające gotowość szkolenia wojsk. Mamy tu bardzo dobry system symulacji walki, jeden z najnowocześniejszych w Europie. System ten pozwala na zobrazowanie pola walki oraz wprowadzenie żołnierza w realistyczny scenariusz, w którym każdy walczący wyposażony jest w odbiornik laserowy, symulujący trafienia i rany. Ma to wymusić na żołnierzach oraz dowódcach ćwiczących pododdziałów realne zachowanie na całym polu walki, co pomoże w przyszłości uniknąć błędów, które żołnierze często popełniali w ćwiczeniach taktycznych bez prawdziwego przeciwnika, stojącego po drugiej stronie barykady. 

Ćwiczenia żołnierzy wyposażonych w karabinki, które strzelają laserami, są następnie obserwowane i analizowane przy odbiornikach. One realnie pokazują, czy było to trafienie czy żołnierz został ranny, czy zabity. Kiedy mógł zginąć, to na ekranie pokazuje się czerwony krzyżyk i zapala się lampka, co pokazuje, że żołnierz nie ukrył się dobrze i nie wykonał jakiegoś ruchu taktycznego, aby się skryć przed nieprzyjacielem. W taki sposób każdy żołnierz dowiaduje się, że zginął i nie może uczestniczyć w dalszej części tego realistycznego scenariusza walki. 

– Tegoroczne manewry NATO „Steadfast Defender 2024”, czyli „Niezłomny Obrońca”, będą największymi ćwiczeniami NATO od kilkudziesięciu lat w Europie.

– Będzie się na nich szkolić ok. 90 tys. żołnierzy z 31 krajów członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego i Szwecji, która czeka na wejście do Paktu. Będzie też ponad 50 okrętów – lotniskowce, fregaty, korwety i niszczyciele – ponad 80 myśliwców, śmigłowców oraz dronów, ponad 1100 wozów bojowych, w tym 166 czołgów, 533 wozy piechoty i 417 transporterów opancerzonych. Manewry będą jasną demonstracją naszej jedności, naszej siły i naszej determinacji do wzajemnej obrony – tak określił manewry naczelny dowódca sił sojuszniczych w Europie, generał Christopher Cavoli. 

Manewry mają zademonstrować zdolność NATO do szybkiego przerzucenia wojsk z Ameryki Północnej przez Atlantyk w celu wzmocnienia bezpieczeństwa Europy. Wojska Sojuszu będą ćwiczyć rozmieszczenie sił szybkiego reagowania NATO na wschodniej flance, w tym między innymi w Polsce. 

– Czy Wasze Centrum Szkolenia Bojowego będzie brało bezpośredni udział w tegorocznych manewrach? 

– Bezpośredniego udziału w tych manewrach brać nie będziemy. Jesteśmy jednostką, która zabezpiecza i organizuje miejsce, aby takie manewry mogły się odbyć. Jesteśmy gospodarzem pasów taktycznych, strzelnic oraz innych obiektów szkoleniowych, na które są zapraszane przez odpowiednie dowództwa jednostki wojskowe, które organizują ćwiczenia. My stwarzamy im jedynie odpowiednie warunki, aby te ćwiczenia były przeprowadzone w jak najbardziej zbliżonych warunkach do rzeczywistego pola walki. Zabezpieczamy manewry międzynarodowe i krajowe, czy ćwiczenia organizacji pro-obronnych, znajdujących się w naszym regionie i realizujemy współpracując z lokalną administracją 3 gmin oraz leśnikami. I współpraca ta układa się bardzo dobrze. 

– Jaki jest procentowy udział kobiet w Waszych strukturach? 

– Około 20 proc. personelu stanowią u nas kobiety pełniące różne funkcje. Nie ma żadnych ograniczeń pomiędzy mężczyznami a kobietami. Kobiety pełnią funkcje – od kierowców po dowódców czy operatorów specjalistycznych urządzeń i maszyn – czyli całe spektrum stanowisk. 

Średnia wieku w Centrum, w poszczególnych drużynach i korpusach, jest różna. Najniższą średnią wieku mają szeregowi i wynosi ona około 25 lat, a podoficerowie i oficerowie od 30 do 35 lat. 

– Pańskie doświadczenie zawodowe związane jest m.in. z wieloma misjami zagranicznymi. 

– Byłem dwie tury w Bośni i Hercegowinie w charakterze oficera łącznikowego w kwaterze główniej EUFOR w Zenicy w ramach Polskiego Kontyngentu Wojskowego przeznaczonego do działań operacyjnych. Podlegałem tureckiemu pułkownikowi, który był dowódcą centrum koordynacyjnego zajmującego się organizacją i synchronizacją działań zespołów obserwacyjnych. W naszej strefie odpowiedzialności działały dwa polskie zespoły obserwacyjno-łącznikowe, z którymi pracowałem na co dzień. Nadal mile wspominam czas, który tam spędziłem. 

Byłem też na trzech zmianach w Afganistanie i jednej w Libanie. 

– Czego mogę waszemu Centrum i osobiście Panu życzyć? 

– Jak najwięcej liczby żołnierzy oraz sprzętu wojskowego mogącego ćwiczyć na naszych obiektach poligonowych, tak aby pot wylany podczas ćwiczeń oszczędził jak najwięcej krwi podczas realnej walki. 

– Dziękuję za rozmowę. Życzę panu, Pułkowniku, i wszystkim żołnierzom waszego Centrum spełnienia życzeń.

Rozmawiał Leszek Wątróbski

zdjęcia:

01. Ppłk. Tomasz Kłonowski, z-ca komendanta Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko (fot. Leszek Wątróbski)

02. Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko w Olesznie (fot. Leszek Wątróbski)

02a. Sala Tradycji Centrum Szkolenia Bojowego Drawsko (fot. Leszek Wątróbski)

03. Kadra Centrum w 161. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego. W czasie prelekcji komendanta Klubu Historycznego pana Romualda Sadowskiego (fot. Leszek Wątróbski)

04. Członkowie Klubu Historycznego 1861 z gospodarzami Centrum (fot. Leszek Wątróbski)

05. Kaplica garnizonowa w Olesznie (fot. Leszek Wątróbski)

06. Amerykańscy żołnierze na poligonie drawskim (fot. Leszek Wątróbski)

06a. Pojazdy M2 Bradley – (amerykańskie gąsienicowe wozy bojowe piechoty) na poligonie drawskim (fot. Leszek Wątróbski) 07. Spotkanie członków Klubu Historycznego 1861 z z-cą dowódcy Centrum ppłk. Tomaszem Kłonowskim (fot. Leszek Wątróbski)

]]>
https://gwiazdapolarna.net/niezlomny-obronca-2024/feed/ 0