MARIUSZ SZAJNERT
Kiedy się chce napisać coś pozytywnego o współczesnej Polonii amerykańskiej i jej rzekomej sile politycznego oddziaływania, to najczęściej przywołuje się akcję sprzed bardzo wielu lat, czyli sprawę przystąpienia Polski do NATO. Wówczas mówi się o prężności polonijnych organizacji i o wartości – w systemie demokratycznym – takich akcji jak protesty i pisanie listów do członków Kongresu amerykańskiego. Drugim – już mniej odległym w czasie – przykładem ma być pierwsze zwycięstwo Donalda Trumpa w kampanii prezydenckiej w 2016 roku, który jakoby miał wygrać wybory dzięki polonijnym głosom. Oba przykłady niewątpliwie dobrze wpływają na samopoczucie osób dobrodusznych, żeby nie powiedzieć naiwnych, lubiących żyć złudzeniami i nierozumiejących prawdziwych, najczęściej niewidocznych mechanizmów rządzących polityką i światem.
Ad rem: gdyby liczącym się siłom sprawującym rzeczywistą władzę w Stanach Zjednoczonych (a może i na świecie) nie zależało na obecności postsowieckich kolonii (w tym Polski) w NATO, żadne akcje społeczne niczego by nie zmieniły. Podobnie z pierwszym zwycięstwem prezydenckim Donalda Trumpa – gdyby nie rzeczywiste siły za tym stojące, niczego by nie zmieniły głosy grupy etnicznej, która nawiasem mówiąc, w swej masie nie głosuje, a ponadto – co o wiele ważniejsze – nie potrafi zadbać o własne interesy, organizacje i ogromny dorobek – trwoniony i bezpowrotnie tracony obecnie – wcześniejszych pokoleń.
Najlepszym – choć nie jedynym, ale za to dokonującym się na naszych oczach – przykładem jest upadek Polonijnych Zakładów Naukowych w Orchard Lake (pod taką nazwą seminarium, kolegium i szkoła średnia funkcjonowały przez lata). Oczywiście inercja Polonii nie jest jedynym powodem upadku tej instytucji, ale jednym z ważniejszych. Spróbuję przedstawić te powody, które wydają mi się najbardziej istotne, gdy chodzi o obecną katastrofę.
Przez lata Polonia niezmordowanie i bezustannie wspierała PZNwOL zarówno finansowo, jak i pracą społeczną, nie domagając się kontroli ani nad tym, jak wydawane są ofiarowane pieniądze, ani nad sposobem zarządzania Zakładami, ani nad perspektywiczną polityką rozwojową instytucji, ani nad doborem jej pracowników, ani nad selekcją księży sprawujących posługę duchową i polonijną.
Zacnej, bogobojnej, zaharowanej i ofiarnej Polonii z często bałwochwalczym i bezkrytycznym stosunkiem do kleru, wystarczały stwierdzenia w rodzaju „Orchard Lake jest przykładem istnienia łaski bożej” lub „Gdyby nie było Orchard Lake, to należałoby je stworzyć”.
Polonia pozwalała, aby przez wiele lat Rada Regentów PZNwOL (RR) była dobierana przez osoby faktycznie rządzące Zakładami, czyli zainteresowane status quo i w ten sposób kontrolowana czy wręcz manipulowana. Przykładem może być obecność w RR kilku członków najbliższej rodziny jednego z nieżyjących „dostojników”. Tak było w przeszłości. Ostatnimi laty Polonia wykazała jeszcze większą obojętność dopuszczając, aby tym polskim (polonijnym) i katolickim miejscem i dorobkiem wielu pokoleń zaczęli kierować ludzie, którzy – kulturalnie, religijnie i obyczajowo – w najlepszym wypadku są indyferentni, w najgorszym, może wręcz wrodzy wobec spraw ważnych i drogich Polakom i katolikom.
Polonia sarkała, ale na początku obecnego stulecia pogodziła się dość łatwo z pierwszym nie-polskim, nie znającym języka polskiego ani polskiej kultury kanclerzem, którego przyczyny i powody zatrudnienia na takim stanowisku były i są enigmatyczne, żeby na takim delikatnym stwierdzeniu poprzestać.
Polonia zupełnie nie zainteresowała się, skąd i od kogo PZN otrzymały – jak na polonijne stosunki przeogromną – sumę kilkunastu milionów dolarów na stworzenie instytucji Misji Polskiej. Zastrzeżenie ofiarodawcy – jeśli szerzej w ogóle znane, to zlekceważone – że spadek nie może być przeznaczony na cele religijne, przyjęto nawet z pewną ulgą, znając niefrasobliwość finansową panującą w Orchard Lake! A może należałoby ten dar potraktować jak każdą pokusę, której akceptacja zostanie ukarana jak grzech?
Polonia pogodziła się (być może w ogóle nie zauważyła zmiany) z kolejnym kanclerzem, który również niczego dobrego dla Orchard Lake nie zrobił, poza rezygnacją i powrotem do swojej parafii.
Polonia również nie zareagowała – może z braku zainteresowania, a może wierząc, że decydenci w Orchard Lake wiedzą lepiej, co trzeba robić – kiedy na prestiżowe stanowisko dyrektora nowo utworzonej Misji Polskiej przyjęto – mimo trzydziestu kilku zgłoszeń i określonych jasno kryteriów wypracowanych podczas wielogodzinnych spotkań przez pracowników oraz grupę działaczy społecznych oddanych Polonii i Orchard Lake – osobę znikąd, której rzeczywiste predyspozycje chyba znał tylko przyjmujący i przyjmowany.
Polonia ponownie nie zareagowała na przyjęcie kolejnego dyrektora Misji Polskiej, który również pojawił się znikąd, choć ten przynajmniej nie mylił Mickiewicza z Mackiewiczem i wiedział, jak się zwracać do księży. Wygrał co prawda konkurs, ale…. Gdyby wówczas Polonia zareagowała, może nie byłoby obecnych problemów!
Polonia ignorowała (może była tego nieświadoma) trwające wiele lat wyrzucanie, niszczenie i zwykłą kradzież wielu bezcennych artefaktów i druków. Nie widziała i nie oceniała (bo jak mogła) kolejnych specjalistów i naukowców z Polski, po których pozostawały… Nie, nie, nie! Po których wyjeździe raczej brakowało kolejnych artefaktów i druków w zbiorach.
Polonia nie chciała wiedzieć o przeznaczaniu donacji na cele niezgodne z intencjami ofiarodawców (np. lodowisko zostało zbudowane zamiast rozbudowy, ochrony i uporządkowania Archiwów Polonii, o co niezmordowanie, ale bezskutecznie ubiegał się prałat Roman Nir, człowiek-instytucja, którego pracę w normalnych warunkach i normalnej instytucji wykonywałoby co najmniej kilku archiwistów; podziękowano mu za to szykanując wybitnego specjalistę poprzez instalację kamery śledzącej go w mieszkaniu służbowym, przez co zmuszono go do opuszczenia kampusu).
Polonii nie obchodziło, dlaczego i w jakim celu ani z czyjego przyzwolenia właścicielem Kolegium Najświętszej Marii Panny na krótko stał się natchniony producent i sprzedawca pizzy. Podobnie jak nie obeszło Polonii kto, w jaki sposób i dlaczego spowodował zamknięcie czy bankructwo tegoż Kolegium.
Polonia nie zainteresowała się, dlaczego w polonijnym wszak ośrodku coraz mniej było osób znających i związanych z kulturą polską i polonijną, dlaczego upadło Kolegium, dlaczego wkrótce seminarium zaczęło chylić się ku upadkowi, dlaczego szkoła średnia miała więcej uczniów zagranicznych oraz z innych grup etnicznych i rasowych niż polskich/polonijnych, dlaczego zrezygnowano z lekcji historii Polski i języka polskiego, dlaczego zaprzestano sponsorować młodych uczniów z Polski na stypendia sportowe, a zamiast tego ubogacono szkołę średnią rasowo.
Polonia pozwoliła, aby Rada Regentów była kierowana przez człowieka, który wbrew oryginalnemu statutowi (zmienionemu bezprawnie ad hoc, ale zgodnie z potrzebami) sprawuje trzecią kadencję i robi oraz mówi co chce, a także, aby w tej Radzie rej wodził inny nie-Polak, którego punktem honoru jest likwidacja polskiego seminarium.
Polonia godzi się, aby na stronie internetowej Szkół nie było ich Statutu; listy Regentów wraz z danymi o ich wykształceniu, zawodzie, religii czy pochodzeniu etnicznym, czyli tym, co może okazać się istotne dla zrozumienia decyzji przez nich podejmowanych i ich motywacji, aby zapiekły (z piekła?) przeciwnik istnienia katolickiego seminarium przedstawiał podczas głosowania głosy przeciwne istnieniu Seminarium bez notarialnego poświadczenia tychże głosów (ciekawe, czy Statut OL na to pozwala?! Ale skąd można o tym wiedzieć, skoro ów Statut jest nieznany i niedostępny!).
Polonia jest i była bierna wobec tego, co działo się i dzieje w Polonijnych Zakładach Naukowych w Orchard Lake. Z wyjątkiem ogromnej pracy społecznej na rzecz tej instytucji i przekazywania pieniędzy bez żądania pełnej kontroli jej finansów i polityki personalnej oraz perspektywicznej. W myśl zasady „trzymaj buzię mocno zamkniętą a książeczkę czekową/kieszeń szeroko otwartą”.
Czy przestaniemy być bierni czy nie? Obudzimy się w porę?
Czy będziemy nadal czekać na cud, bo wszak dotychczasowe istnienie Orchard Lake to zgodnie z powiedzeniem jednoznacznie i niewątpliwie udowodniony przykład istnienia Łaski Bożej?
Może zaś będziemy oczekiwać, że grupa zapaleńców z Polskiego Lobby wszystko za nas zrobi? Wszak gdyby nie oni, już byłoby po wszystkim? Więc może im się uda i tym razem?
Może będziemy czekać na odważnych dziennikarzy, Mirosławę Kruszewską, Edwarda Duszę i Jurka Różalskiego, którzy rozpętali burzę w swoim czasie wokół enigmatycznego dyrektora Misji Polskiej o równie enigmatycznych kwalifikacjach?
Możliwe jednak, że zrozumiemy cokolwiek z tego, co dzieje się wokół Seminarium Świętych Cyryla i Metodego dopiero wówczas, kiedy dorobek kilku pokoleń polonijnych, czyli teren kampusu Polonijnych Zakładów Naukowych w Orchard Lake położony w miejscu wartym miliony zostanie po ogłoszeniu bankructwa tych instytucji rozparcelowany i spieniężony?
[Już po napisaniu powyższego dotarła do mnie wiadomość, że jeden z regentów poczuł się głęboko urażony wyszczególnianiem osób najbardziej zapiekle walczących o unicestwienie Seminarium. Chciałoby się odpowiedzieć: „wydoroślejcie”, a jak nie jesteście w stanie, to zrezygnujcie z piastowania odpowiedzialnych funkcji publicznych. Albo też uczcie się, jak służyć ludziom i ideom od prezydenta Trumpa, na którego wylewano (i nadal się wylewa) kubły pomyj i którego obrzucano stekiem wymysłów i kalumnii].