sobota, 23 listopada, 2024

Jak długo przetrwamy?

Jolanta Hałaczkiewicz

Wiele pytań nasuwa się, gdy analizujemy sytuację Polonijnych Zakładów Naukowych w Orchard Lake, a szczególnie Seminarium Świętych Cyryla i Metodego. Jak to się stało, że ośrodek wybudowany i utrzymywany przez ponad 100 lat przez Polonię i Amerykanów polskiego pochodzenia nagle znalazł się pod zarządem, który nie ma nic wspólnego z polskością. Dlaczego seminarium z 137-letnią tradycją ostentacyjnie zamykane jest przez regentów niemających prawa tego robić? Jak historia rozliczy Polonię, a szczególnie polonijne organizacje, za milczenie i brak zainteresowania? Czy to, co ma w tej chwili miejsce w Orchard Lake, nie jest świadectwem upadku polskiego ducha w Stanach Zjednoczonych?

Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania szczerze, bez przysłowiowego owijania w bawełnę. 

Historia Orchard Lake nie jest zbyt zawiła, chociaż może nam wydawać się skomplikowana. Pod koniec XIX wieku polscy imigranci stanowili w USA prężną, bogatą i religijną grupę, która organizowała się i żyła wokół Kościoła. Świadczy o tym liczba polonijnych parafii. W okresie największego rozkwitu było ich ponad 800, a teraz jest zaledwie ponad 200. Część imigrantów, tak jak i obecnie, po latach pracy w Stanach Zjednoczonych powracała do stron ojczystych, a pozostali asymilowali się, stając się częścią polsko-amerykańskiego społeczeństwa. Latami seminarium w Orchard Lake bazowało na poparciu Polonii i przynależności do archidiecezji w Detroit. Kiedy postanowiono uniezależnić cały ośrodek od zarządów biskupa (zresztą za jego zgodą), pozostawiając mu tylko wybór rektora seminarium, i stworzyć zarząd zwany Radą Regentów, zaczął się upadek wpływów Polonii na to, co dzieje się w Orchard Lake. Ten proces przebiegał powoli. Bez szczegółowej historycznej analizy możemy stwierdzić, że nie przewidzieli obecnego rozwoju sytuacji polonijni księża zarządzający Zakładami Naukowymi. Pewnego dnia praktycznie zniknęli z kampusu i z Rady Regentów, a na ich miejsce przyszedł świecki zarząd, na dodatek bez polskich korzeni. Taka jest obecna sytuacja w Orchard Lake. 

Regenci zmieniali kilkakrotnie kodeks (bylaws), na bazie którego zarządzają, dopuszczając się czynów, które kiedyś byłyby niezgodne z duchem i celami tego ośrodka. Zasłaniają się brakiem zainteresowania Polonii, ale gdy tylko ktoś z nas chce zostać członkiem Rady Regentów, to szybko przyjmują na wolne miejsce swoich znajomych, a nawet trenerów sportowych ze szkoły średniej, ale nie Polaków. Krótko mówiąc, przejęli „pod swoją opiekę” polonijną własność, zachowując status organizacji religijnej i niedochodowej i utrzymując pozory polskości na kampusie, bezkarnie robią co chcą. W takich to okolicznościach, pod płaszczykiem braku powołań i pieniędzy, podjęli decyzję zamknięcia naszego Seminarium. Czy jest wielu chętnych do wstąpienia do seminarium? Nie, ale już niejednokrotnie tak było. Jest plan odnowy tej placówki, który uwzględnia zaistniały problem i jest kandydat na rektora chętny do podjęcia tej pracy, ale nie ma dobrej woli ze strony regentów. 

Pieniądze? Są i zawsze były. Polonia wspierała, ciągle wspiera i co najgorsze, będzie wspierać w swojej religijnej naiwności nieistniejące seminarium jeszcze latami. A to dlatego, że Polonijne Zakłady Naukowe, czyli Orchard Lake Schools, mają jedno konto, na które wpływają wszystkie datki. Oczywiście możemy zawierzyć dyrekcji, że rozdzielane są zgodnie z życzeniem ofiarodawców, ale tego nikt nie może sprawdzić. Na wielokrotne prośby jednej z grup zainteresowanych losem seminarium udostępnienia rozliczeń finansowych, dyrekcja odpowiedziała, że nie muszą, jako prywatna korporacja, im cokolwiek ujawniać. Ponieważ stanowią organizacją kościelną, niedostępne są dla zwykłego śmiertelnika ich rozliczenia podatkowe. Oczywiście możemy im zaufać, tak jak do tej pory Polonia to robiła, ale czy mamy ku temu słuszne powody? Wszystko ma swoje granice, nawet naiwność. Kiedyś musi odezwać się zdrowy rozsądek. My finansujemy, a oni zamykają naszą starą instytucję, świadectwo polskości i naszego wkładu w kulturę i chrześcijańską religię w Stanach Zjednoczonych. 

Tu rodzi się następne pytanie. Bolesne. Gdzie są polonijne organizacje? Sytuacja w Polonijnych Zakładach Naukowych nie jest tylko sprawą lokalną. Czy jesteśmy już tak bardzo naiwni, że nie boimy się o Amerykańską Częstochowę w Pensylwanii czy Centrum Panna Maria w Teksasie? Czy upadliśmy tak nisko, że nie mamy już prężnej i wpływowej organizacji o zasięgu ogólnokrajowym, która przyłączyłaby się do walki o Orchard Lake? Gdzie jest Kongres Polonii Amerykańskiej, Związek Narodowy Polski, weterani, polonijne duchowieństwo, Polish American Priests Association? Gdzie są nasi liderzy? Czy straciliśmy już swoje korzenie? Jest nas około 10 milionów, a tak niewielu z nas gotowych jest upomnieć się o naszą własność. Co kiedyś powiedzą o nas nasi potomkowie? Że milcząc daliśmy sobie odebrać tę przysłowiową ojcowiznę! Każde pokolenie ma swoje przeznaczenie i obowiązki. Nasi przodkowie walczyli i ginęli za Polskę, za wolność Stanów Zjednoczonych. My, polska grupa etniczna, jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że mamy obowiązek utrzymać tylko to, co nam przekazano i zachować dla przyszłych pokoleń. Czy się z tego wywiążemy? Na dziś nie jestem tego taka pewna.

Może konsumpcyjne podejście do życia zabija naszą narodową tożsamość? Pogoń za dolarem wydaje się być ważniejsza niż rodzina i pochodzenie. Obawiam się, że nie potrafimy pokierować naszą przyszłością, bo staje się ona nam obojętna. Mobilizujemy się na wybory w Polsce, a przegrywamy wszystko w Stanach Zjednoczonych. Nie jesteśmy tu obecni jako grupa narodowościowa i to w kraju, który dał nam na ku temu szanse, gdzie możemy jeszcze wychowywać dzieci i gdzie planujemy dotrwać do końca naszych dni. Nie mamy dla siebie szacunku i respektu dla własnej historii i dla dorobku odziedziczonego po przodkach. Milczymy, gdy nas bezkarnie i bezwstydnie ograbiają. Ciekawe, jak długo przetrwamy? 

Wracając do bolesnego problemu seminarium, sądzę, że jest jeszcze nadzieja. Zgodnie z prawem Rada Regentów nie może dokonać legalnego zamknięcia tej ważnej dla nas instytucji. Leży to w gestii arcybiskupa Detroit. Do dziś arcybiskup A. Vigneron jeszcze się w tej kwestii nie wypowiedział. Polskie Lobby gorąco apeluje do pisania w tej sprawie do Archidiecezji Detroit. Wzór takiego listu można znaleźć na Facebooku, na stronie Polskie Lobby. Rada Regentów może założyć kłódki na drzwiach naszych budynków, ale nie może według prawa kościelnego zlikwidować seminarium. 

Pewnie wielu z nas pamięta Sienkiewiczowskiego pana Michała Wołodyjowskiego i naukę przekazaną mu przez ojca. Warto nam wszystkim przypomnieć ostrzeżenie, jakie Wołodyjowski dostał od swojego rodzica: „Dał ci Bóg mizerną postać, jeśli ludzie nie będą się ciebie bali – będą się z ciebie śmiali”. Jeśli sami nie zjednoczymy się i pozwolimy na to, co dzieje się w Orchard Lake, to pewnego dnia stracimy wszystko, nawet swoją tożsamość.

Jolanta Hałaczkiewicz

Najnowsze