Robert Strybel
George Soros, naturalizowany obywatel USA, urodził się na Węgrzech w rodzinie żydowskiej jako György Schwartz. Niedawno ukończył 92 lata. Jest jednym z czołowych utopistów naszych czasów, choć sam o sobie tak nie mówi. Jest to zrozumiałe, gdyż żadna ludzka utopia nigdy dotąd się nie udała. Ale każdy budowniczy idealnego jego zdaniem ustroju czy świata naiwnie uważa, że tym razem będzie inaczej. Do nich także należy skądinąd superinteligentny i superskuteczny Soros.
Utopia to po grecku „nigdzie”, „żadne miejsce”. Taki tytuł nosi utwór z 1516 r. opisujący mityczną wyspę o idealnym ustroju. Napisał go wybitny angielski humanista katolicki epoki odrodzenia, Tomasz Morus, czczony przez Kościół katotlicki jako święty męczennik za wiarę. Od zarania dziejów niejeden idealista marzył o takim miejscu, zwłaszcza w okresach kryzysowych, groźnych i niebezpiecznych.
W naszych czasach można wspomnieć o karykaturalnym projekcie utopijnym wylansowanym przez założoną w Atlancie w 2019 r. radykalnie nacjonalistyczną organizację murzyńskiej partii Czarny Młot (Black Hammer Party). Jej zadeklarowanym celem jest budowa dla ludzi kolorowych na całym świecie sieci osad o nazwie Hammer City (Młotowo?). Dla wszystkich miała być praca, darmowa opieka medyczna, bez czynszu, bez policji i ani jednej białej twarzy. Grupie tej udało się nawet zdobyć 200 akrów ziemi w Górach Skalistych pod pierwszą taką osadę, ale z różnych przyczyn przedsięwzięcie upadło.
A Soros? Dzięki okolicznościom, wrodzonemu sprytowi, cierpliwości i taktycznemu doborowi środków, temu spekulantowi giełdowemu udało się stworzyć światową siatkę ideologiczną pod hasłem „otwarte społeczeństwo”. Znany w kręgach finansowych jako zręczny zarządca funduszy inwestycyjnych, w 1992 r. Soros zdobył międzynarodowy rozgłos jako człowiek, który złamał Bank Anglii. Przypuścił atak spekulacyjny na brytyjski bank centralny, zmuszając rząd do wycofania funta szterlinga z Mechanizmu Wymiany Walut. Tym ruchem spekulant zarobił miliard funtów.
Był to okres po upadku bloku sowieckiego, więc Soros ujawnił się jako zagorzały antykomunista śpieszący z pomocą narodom, które wyzwoliły się spod sowieckiego jarzma. Twierdził, że stowarzyszenia na rzecz Otwartego Społeczeństwa, które finansował w różnych krajach, prowadziły do ustroju bardziej demokratycznego, przejrzystego, sprawiedliwego i odpowiedzialnego. Rodzimemu krajowi zafundował w Budapeszcie Uniwersytet Środkowo-Europejski. W Polsce jego główną wtyczką jest Fundacja Batorego.
Soros stał się człowiekiem roku niejednej organizacji, jego podobizna zdobiła niejedną okładkę. Wyłamał się z szablonu bezdusznego kapitalisty jako człowiek o wrażliwości społecznej, który dzieli się swoją fortuną z potrzebującymi. Chętnie udzielał wywiadów i zdążył napisać 14 książek, w których wykładał swoją filozofię, co przybliżyło go do kręgów lewicującej inteligencji. Nie brak też ludzi, którym przede wszystkim imponują jego miliardy. „Mój sukces na rynkach finansowych dał mi większy stopień niezależności niż go mają inni ludzie” – napisał. Z sukcesem trudno argumentować. Taki więcej potrafi i takiemu więcej wolno.
Zaliczany jest do najbardziej prominentnych postaci publicznych świata. Jako filantrop, w ramach Fundacji Otwarte Społeczeństwo Soros przeznaczył ponad $14 miliardów na promocję „demokracji, praworządności, sprawiedliwości społecznej i praw człowieka” w 120 krajach świata. W sumie od 1984 roku (zbieg okoliczności czy symbol?) zainwestował aż $32 miliardy w różne lewicowe sprawy i projekty. Ale sekretem jego skuteczności nie jest bezkrytyczne finansowe wsparcie dla każdej inicjatywy o lewicowym zabarwieniu. Wręcz przeciwnie, strategicznie dobiera te przedsięwzięcia, które jego zdaniem wróżą dalekosiężne powodzenie i potencjał rozwojowy. Ale bez zahamowań przyznaje się też do błędów i jednocześnie dodaje, że nawet nieudane projekty należy popierać. Jak najdłuższa ich obecność w przestrzeni publicznej także może się przyczynić do ostatecznego zwycięstwa.
Główną ekspozyturą sorosizmu w Polsce jest wyżej wspomniana Fundacja im. Stefana Batorego. Szerząc bliską Sorosowi wizję świata, jest think-tankiem, promotorem społeczeństwa obywatelskiego i koordynatorem różnorakich działań prodemokratycznych – jak głosi oficjalna linia. Te ładnie brzmiące frazesy jednak maskują rzeczywiste cele fundacji i wszelkich organizacji z Sorosem związanych. Powyższy wstęp byłby prawdziwy, gdyby bez eufemizmów nazwał rzeczy po imieniu i przyznał się do promocji „społeczeństwa anarcho-lewackiego” oraz „działań antykonserwatywnych”. Pod tym względem Soros jest klasycznym politykiem ubierającym swoje faktyczne cele w przyjemną dla ucha retorykę. „Społeczeństwo otwarte” ma wydźwięk pozytywny, optymistyczny, zachęcający; „społeczeństwo zamknięte” zaś raczej negatywny i zniechęcający. Ważne jest, jak kto te terminy definiuje.
Fundacja im. Stefana Batorego, jak i jej organizacja-matka, Fundacja Open Society, rozwija własne projekty i popiera cudze inicjatywy zgodne z sorosową linią. Mniej znane w Polsce jest Stowarzyszenie 61, które prowadzi portal wartowiedziecwiecej.pl. Przedstawia on kulisy bieżących wydarzeń w taki sposób, aby dyskredytować prawicowy obóz rządzący, a promować działania totalnej opozycji. Wśród beneficjentów Otwartego Społeczeństwa jest kontrowersyjny Komitet Obrony Demokracji, który przeciwnicy przemianowali na Komitet Obrony Koryta. Mający oddziały we wszystkich województwach KOD znalazł się na czele antyrządowego ruchu protestującego. Podawał się za oddolną, spontaniczną organizację obywatelską, więc po co jej sorosowe pieniądze? Trzeba przecież opłacić autokary rozwożące „ochotniczych” demonstrantów od miasta do miasta. Na miejscu za samą fizyczną obecność na kodowskim wiecu czy marszu emerytki mogły liczyć na 50 zł, zaś za niesienie transparentu czy skandowanie aż na stówkę. Dla progresistów (neomarksistów) i lewicujących liberałów Soros jest zbawcą ludzkości, dla tradycjonalistów –diabłem wcielonym.
Soros niewątpliwie zacierał ręce z zachwytu, gdy w 2020 r. doszło do spektakularnego wybuchu protestów proaborcyjnych. W ramach tzw. Ogólnopolskiego Strajku Kobiet przez kilka miesięcy dzień po dniu tysiące kobiet przemierzały ulice 146 polskich miasteczek i miast, żądając „aborcji na żądanie bez kompromisów”. Aborcjonistki także domagały się dymisji rządu, wprowadzenia świeckiego państwa i usunięcia religii ze szkół. W trakcie przemarszów dochodziło do wandalizowania świątyń i zakłócania nabożeństw. Choć nikt nie był w stanie tego dokładnie policzyć, były to wielomilionowe tłumy, jeśli każdorazowo liczyć te same osoby jako uczestniczki. Prawa aborcyjnego nie zmieniono, ale Soros uznał tę akcję za wielki sukces. Była to kolejna cegiełka wmurowana w gmach „postępowej” utopii, jaką systematycznie buduje od ponad 40 lat.
W swoich podejściach stara się być realistą, którego nie zniechęcają porażki. Cierpliwie, krok po kroku, prze do przodu zdobywając jeden przyczółek za drugim. Choć przyznaje, że jest ateistą, otwarcie nie wojuje z religią, przynajmniej na razie, bo w wielu krajach takie podejście byłoby przedwczesne i kontrproduktywne. Na stronie internetowej Sorosa niekiedy pojawia się pytanie o jego wyznanie. Oficjalna, nieco okrężna i pokrętna odpowiedź brzmi: „George Soros identyfikuje się jako ateista, ale szanuje wszystkie wyznania i praktyki religijne. Uważa, że ludzie wierzący, jak i wspólnoty religijne wzbogacają publiczne zrozumienie palących spraw społecznych, nierzadko wnosząc pryncypialny, moralny aspekt do debat zbyt często zdominowanych przez polityków, statystyki i sondaże”. Poza sferą religijną Soros zwalcza tzw. „białą supremację”, ale w Polsce jego agendy ze zrozumiałych względów za tym nie agitują. Atakowałyby bowiem ponad 99 proc. narodu polskiego.
W miarę jak do Polski docierają i rozwijają się popierane przez Sorosa zjawiska jak LGBT, aborcjonizm czy narkotyki rozrywkowe, coraz częściej ich główny promotor trafia na warsztat publicystów. Na Zachodzie lewacki filantrop już w latach 90. popierał homomałżeństwa, a na początku XXI wieku wielu ludzi zadziwił i zszokował twierdząc, że skutki wojny z narkotykami mogą być gorsze od samych narkotyków. Był też wśród pierwszych propagatorów tzw. medycznej marihuany.
Ostatnio w konserwatywnym tygodniku Do Rzeczy publicysta Wojciech Golonka nazwał węgiersko-żydowskiego multimiliardera „samozwańczym bogiem” i tak go podsumował: „George Soros lubi grę na wielu instrumentach, a do nich zaliczyć należy także ludzi uformowanych na jego modłę, o tej samej marksistowskiej wrażliwości, którzy umieszczeni na odpowiednich stanowiskach będą dyskretnie, acz skutecznie wysadzali ramy »społeczeństw zamkniętych«”.
Ludzie związani ze światową siatką Sorosa jako członkowie różnych ciał, doradcy, agenci wpływu czy inne wtyczki zasiadają w agendach ONZ, gremiach kierowniczych Unii Europejskiej i innych międzynarodowych organizacji, jak i w rządach wielu państw i zarządach największych korporacji. Soros w porę przezornie poustawiał swoje sprawy, delegując poszczególne zadania swoim dzieciom i innym zaufanym osobom, aby po jego odejściu wszystko się nadal kręciło i nieuchronnie prowadziło do anarcho-lewackiej utopii jego marzeń.
Czy to mu się uda? Czy naszym potomkom przyjdzie żyć w „postępowym” hedonistyczno-konsumpcyjnym świecie bez rodziny, religii, historii, narodowości, rasy, dziedzictwa i tradycyjnej moralności? Czy, jak to w życiu i historii bywa, po drodze coś nie wykolei realizacji tego misternie utkanego planu? Tego nikt nie wie, ale przynajmniej piszącemu te słowa trudno jest oprzeć się myśli: szkoda tylko, że strona chrześcijańsko-konserwatywna nie ma takiego swojego rodzimego „Sorosa”!
Robert Strybel