sobota, 23 listopada, 2024

Kryzys na granicy

Za rządów republikanów Kalifornia była w rozkwicie. Jeszcze podczas kadencji Arnolda Schwarzeneggera, która minęła w 2011 roku, rozwijał się przemysł, handel, turystyka i rolnictwo. Po nim nastąpiła stagnacja i powszechny kryzys, prowadzący do ucieczki mieszkańców i przedsiębiorców do innych stanów.

Jak na ironię, punktem zwrotnym okazała się ustawa z listopada 1986 r. O reformie i kontroli imigracji, podpisana przez prezydenta Ronalda Reagana. Zalegalizowała ona pobyt dla większości nielegalnych imigrantów, którzy przybyli do USA przed 1 stycznia 1982 r. Wprowadziła też całkowite odroczenie deportacji dla dzieci poniżej 18. roku życia, które mieszkały z rodzicami nieposiadającymi stałego pobytu lub dopiero legalizującymi swój pobyt.

Choć jedną z głównych przesłanek przy podpisywaniu przez Reagana tej ustawy była pomoc imigrantom z Polski, gdzie panoszył się stan wojenny, szkody dla Kalifornii i całej Ameryki z przyjęcia pod swój dach również setek tysięcy imigrantów latynoskich były znaczne. Niestety z tej lekcji nie skorzystał prezydent Biden, którego polityka względem latynoskich imigrantów już przynosi opłakane skutki.

Sytuacja na południowej granicy jest kryzysowa. Tylko w lutym służby graniczne aresztowały 100 tys. osób nielegalnie przekraczających granicę, co oznacza wzrost o 28 proc. w stosunku do poprzedniego miesiąca. Nawet bezpośredni podwładny prezydenta Bidena, sekretarz bezpieczeństwa krajowego Alejandro Mayorkas oświadczył, że obecnie na południowo-zachodnią granicę napływa najwięcej osób od 20 lat.

Straż graniczna odnotowuje też coraz więcej dzieci pozostawianych na granicy przez swoich rodziców. Rodzice rozmyślnie polecają swoim dzieciom samotne przekraczanie granicy lub oddają je we władanie przemytnikom, licząc na to, że będą traktowane łagodniej niż dorośli. Podobnie jak wówczas, kiedy Ronald Reagan zakazał deportacji nieletnich, teraz administracja Bidena również nie pozwala odsyłać do Meksyku przekraczających granicę dzieci.

Przetrzymywane one są przez wiele dni i tygodni na granicy w zatłoczonych prowizorycznych ośrodkach, często namiotowych. Śpią na matach lub na gołej ziemi, przykrywają się foliowymi workami, a prysznic mogą wziąć raz na kilka dni. Są wśród nich zupełnie małe, nawet roczne dzieci. Poszukiwanie rodziców, krewnych lub innych opiekunów mieszkających na terenie USA, trwa tygodniami. Wszystko to znacznie obciąża przygraniczną infrastrukturę, a przede wszystkim już daje się we znaki mieszkańcom Teksasu i Kalifornii.

W obliczu tej bezprecedensowej sytuacji na granicy, plany imigracyjne prezydenta Bidena napotykają nawet na opór ze strony demokratów. Wielu z nich nie sądzi, aby Kongres poparł ustawę umożliwiającą 11 milionom nielegalnych osób uzyskanie amerykańskiego obywatelstwa, do czego dąży prezydent.

Jacek Hilgier

pointpub@sbcglobal.net

Najnowsze