O pracy twórczej i nie tylko z artystką malarką Magdaleną Lenartowicz rozmawia Leszek Wątróbski.
Leszek Wątróbski: Stajesz się sławna. Jakie były początki Twojej twórczości malarskiej ?
Magdaleną Lenartowicz: Tak naprawdę to zaczęłam malować zupełnie niedawno – bo 3 lata temu, kiedy urodziły się moje dzieci. Poczułam wtedy potrzebę wyjścia ze swojej strefy komfortu i rozpoczęcia tworzenia czegoś więcej – czegoś nowego. Potrzebowałam jakby ujścia emocji… I wtedy właśnie zaczęłam malować. Rozpoczęłam od małych formatów 20 x 30 cm. To były obrazki dla dzieci. I wszystkie bardzo szybko się rozeszły. Zostały sprzedane. I wtedy mój mąż powiedział, że teraz potrzebny mi będzie duży format. Kupiłam więc pierwsze duże płótno 100 x 100. I ten obraz także szybko się sprzedał.
– Potem były kolejne płótna…
– … które zauważył Sopocki Dom Aukcyjny, będący na rynku sztuki i kolekcjonerstwa już ponad 30 lat. I który posiada galerie w Sopocie, Gdańsku, Warszawie i Bydgoszczy, gdzie organizuje kilkadziesiąt aukcji rocznie. Zostałam przez nich zaproszona na pierwszą aukcję sztuki młodej, czyli artystów urodzonych po roku 1989, którzy zaczęli tworzyć młodą sztukę polską. I tam też mój obraz o tematyce abstrakcyjnej szybko się sprzedał. I właśnie od sprzedaży tego obrazu zaczęło się wszystko. To mnie uskrzydliło. Podjęłam wówczas decyzję, że na swoje 30. urodziny zrobię pierwszy wernisaż. I tak też się stało. Zaprezentowałam wtedy 10 nowych obrazów. I znowu wszystkie zostały sprzedane. Ten sukces był kolejnym moim motorem do dalszej twórczości. I ona się jakby zaczęła się klarować…
– Jak powstają Twoje prace? Co jest w nich najważniejsze?
– Maluję czystą abstrakcję – abstrakcję kolorystyczną, tj. malarstwo intuicyjne dyktowane kolorem.
Świat wokół nas nie jest przecież tylko tym, co materialne i widoczne. Poza naszą percepcją istnieje życie pełne i doskonałe. Maluję to, co czuję. Otwieram się na pomysły płynące z intuicji, zachowując własną indywidualność i niepowtarzalność. Maluję nie to, co widzę, ale to, co czuję. Szukam głównej treści i głębi tego, co jest niewidoczne, moje uczucia, moje lęki, mój bunt i brak zgody na niektóre kwestie. Maluję, by odnaleźć spokój i radość.
W swojej twórczości używam złota. Maluję akrylem, temperą i pastą strukturalną, nazywaną również modelującą albo pastą 3D, pozwalającą uzyskać efekty, które urozmaicają. Można też dzięki niej tworzyć struktury, dodawać plastyczności obrazom, robić reliefy. Wyrabiam w sobie technikę łączenia tych wszystkich mediów, które są dostępne. I je następnie testuję.
Najnowsze moje prace opierają się głównie na pergaminie czerpanym, który używam, aby dodać im wypukłości różnego rodzaju. Dodaję do tego złota płynnego, które jest na bazie alkoholu i które się mieni – tak jakbyśmy spoglądali na obrączkę. Żadna technika nie daje bowiem takiej 100 proc. pewności, kiedy chodzi o efekt końcowy.
W praktyce wszystkie moje metody, które wypracowałam w malowaniu, to malarstwo niepowtarzalne. Wszystko wypracowuję sama – metodą prób i błędów. Nawet nauczenie się malowania temperą jest niesamowite. Ilu potrzeba zabiegów, żeby tempera wyglądała dobrze i utrzymywała świeżość w malowaniu! Do ciekawych technik malowania zaliczam także suche pigmenty dające świeżość i błysk. Aktualnie maluję bardzo duże formaty – nawet 190 x 190. Udało mi się też namalować 250 x 300.
– W swoich pracach bardzo często korzystasz ze starych papierów.
– Moja przyjaciółka w ramach obecnej panującej mody na remonty, czyściła piwnicę i znalazła bardzo stare, niepotrzebne już nikomu papiery. Chciałam dać im kolejne życie i pokazać, że stare, teoretycznie nieużyteczne rzeczy mogą być częścią czegoś nowego i fajnego. Recykling starych rzeczy może być odpowiedzią na rozdmuchaną potrzebę konsumpcjonizmu, którą widzimy teraz na każdym kroku.
– Ile wystaw już miałaś?
– Mam za sobą trzynaście wystaw indywidualnych. Swoje prace wystawiałam głównie w Warszawie. Wspomnę tu m.in. o warszawskich Bulwarach Wiślanych i wystawie „Spójrz uważnie”, zorganizowanej w ramach projektu „Sztuka na 6” w Galerii Przy Plaży. Miałam też wystawę w Rzeszowie. Moje prace można było ponadto zobaczyć w Atenach w galerii internetowej, dokąd je wysłałam. Głównie jednak opieram się na Warszawie. Moja największa wystawa miała miejsce we wrześniu 2021 roku w Teatrze VI Piętro w Pałacu Kultury i Nauki, którego współwłaścicielami i dyrektorami są Michał Żebrowski i Eugeniusz Korin. Moją kuratorką była Iwona Kowalczyk. Kolejną planuję w ekskluzywnym hotelu przy ul. Poznańskiej.
– Skąd biorą się Twoje pomysły malarskie?
– Siadam do płótna i dalej jest kompletna improwizacja. Chcę pokazać wszystko, co się dzieje w mojej głowie. Dlatego potrafię obraz malować 5 czy nawet 10 razy. I całe moje malowanie opiera się na warstwach. Im więcej warstw, tym obraz jest ciekawszy. Czasami jest tak, że po pięciu warstwach stwierdzam, że obraz jest już gotowy. A czasami obraz potrzebuje dużo, dużo więcej warstw. Każda następna warstwa zakrywa poprzednią i widać tylko tę ostatnią. Czasami zdarza się jednak, że widać też kilka poprzednich. Wszystko zależy od tego, co chcę, aby było widać. Maluję w domu, przeważnie z dziećmi na rękach. Maluję dłońmi, które są bardziej precyzyjne nawet od pędzla. One idealnie rozcierają farby. Uzyskuje się przez to fakturę, kolor i całą wizję obrazu. To jest ułuda, że coś jest perfekcyjne.
Jeśli uznam, że obraz jest gotowy, to kończę pracę. Czasami obraz stoi u mnie tydzień na warsztacie. I potrafię na nim jeszcze coś domalować albo nawet go przemalować. Albo dołożyć, albo odjąć.
Maluję przeważnie w nocy, przy sztucznym świetle. Światło nie ma dla mnie większego znaczenia. Moje prace, przy różnym oświetleniu, dają różne efekty świetlne. Maluję przy półmroku, z dobrą muzyką, czasami z kieliszkiem wina i herbatą na stole. Maluję też czasem do południa, kiedy Michałek śpi, a Hania jest w przedszkolu. Bycie artystą to dla mnie bycie wszechstronnym. I radzenie sobie w różnych sytuacjach.
– Jak widzisz swoją przyszłość?
– Chciałabym poeksperymentować jeszcze bardziej z formą i jeszcze bardziej z wypukłością. Chciałabym robić również reliefy – kompozycje wykonane na płycie kamiennej z pozostawieniem na niej tła. Takie dzieło uzyskuje się poprzez rzeźbienie, kucie lub odlewanie. Chciałabym tworzyć reliefy na wzór barokowych dekoracji, ale nie kwiatowych, tylko bardziej strukturalnych i abstrakcyjnych. Relief jest lekko rzeźbiony. I chciałabym znaleźć taką technikę, która mi to umożliwi. Takiej decyzji jednak jeszcze nie podjęłam. Myślę też o pójściu do stojącej rzeźby, ale brakuje mi na to warsztatu i dużej przestrzeni na tworzenie konkretnych pomysłów. Korci mnie bardzo kamień. I chciałabym zająć się jego obróbką. Myślę, że kamień w Polsce jest ciągle niedoceniany i że kojarzy się np. z nagrobkami i sztuką cmentarną. A kamień może mieć duże zastosowanie w formie dekoracyjnej.
Na studiach pasjonowały mnie różnego rodzaju kamieniołomy w Polsce. Sztuka barokowa opierała się głównie na nagrobkach, ze względu na to, że wszystko inne zostało zniszczone. Szczególnie interesuje mnie kamieniołom pod Chęcinami, bo tam są nadal złoża marmuru i różanki. A są to przecież kamienie półszlachetne. I im więcej taki kamień ma skaz, tym jest dla mnie ciekawszy. Mam, jak widać, dużo pomysłów.
Szykuję ciekawą wystawę na 8 marca 2022 roku. To na razie wstępny projekt. Będą tam cztery artystki i ich cztery spojrzenia na sztukę.
– Powiedz coś jeszcze o sobie samej.
– Jestem z Radomia. Swoją edukację artystyczną rozpoczęłam właśnie tam, w Zespole Szkół Plastycznych im. Józefa Brandta. Z wykształcenia jestem kulturoznawcą Europy Środkowo-Wschodniej, studia – historię sztuki – ukończyłam na Uniwersytecie Warszawskim. To była nauka teorii i głównie dat. Mam męża finansistę i dwójkę dzieci. Mąż śmieje się twierdząc, że marzył o żonie kreatywnej. I nie sądził, że moje zainteresowania pójdą w kierunku artystycznym. Bardzo lubi chodzić ze mną na wystawy czy wernisaże. Jestem pasjonatką barw i piękna. Do moich największych sukcesów zaliczam tapety z wzorami moich obrazów. Mam już jedną taką kolekcję za sobą i za rok będzie wypuszczona na rynek kolejna.
Jestem bardzo oszczędna, jeśli chodzi o materiały i staram się zawsze wykorzystywać je do końca. Jestem ekologiem i wiem, ile czego zużywam i jak bardzo dużo tego produkuję. Dlatego właśnie staram się zużywać farby do końca.
– Dziękuję za rozmowę. Życzę samych sukcesów i realizacji wszystkich planów i zamierzeń!
Leszek Wątróbski
zdjęcia:
Magda Lenartowicz (fot. Kala Kiełbasińska)
2, 3, 4. Pace Magdy Lenartowicz (fot. archiwum)