czwartek, 21 listopada, 2024

O sałatkowej traumie

Wojtek Wroceński

Mój facebookowy znajomy zamieścił na swojej witrynie internetowej pytanie o treści następującej: „Które potrawy były przyczyną twojej traumy w dzieciństwie?” (What meal traumatized you as a kid?). Dla wyjaśnienia dodam, iż terminów takich jak znajomy czy koleżka używam w znaczeniu luźnym – w facebookowej nibylandii wszyscy są znajomymi albo znajomymi znajomych, co w praktyce oznacza, iż wszyscy ćwierkają jednym i tym samym głosem. A jeżeli nie ćwierkają, to już nie są znajomymi.

Zapytanie koleżki, którego nigdy na oczy nie widziałem i pewnie nie zobaczę, doczekało się kilkunastu intrygujących wpisów. Ich autorami byli jego współbratymcy i towarzysze niedoli z tzw. pokolenia Z, a więc osoby urodzone po 1995 roku. Odpowiedzi były różne – szczyt niepopularności zdobyła wątróbka, która kilkakrotnie uznana została za najbardziej traumatogenną. Oprócz niej na czarnej liście znalazły się m.in.: sałatka z jajek, pieczony indyk (sic!), oliwki, pizza z kiełbasą i zapiekanka pasterska. Nie będę polemizował z facebrookowcami na temat ich wyborów, chociaż te potrawy, które zrujnowały im dzieciństwo, były jednymi z moich ulubionych. Z wyjątkiem kapitalistycznej pizzy z kiełbasą, którą poznałem dopiero w wieku dojrzałym, a o której istnieniu wiedziałem jedynie z książek. Ale sprzeczać się nie będę, bo są gusta i guściki lub też haftki i guziki, jak mawiała nasza osiedlowa krawcowa. Ostatecznie każdy ma prawo do swawolnych wyborów, a poza tym to nie o potrawy mi chodzi ani też o powody, dla których wpadły one w niełaskę czyichś tam pociech.

Zacznijmy może od tego, iż słownikowe znaczenie słowa „trauma” to uszkodzenie organizmu będące następstwem obrażenia ciała lub też trwała zmiana w psychice spowodowana urazem psychicznym. Przypuszczam, iż autorzy wpisów nie mieli na myśli traumy fizycznej, czyli obrażeń cielesnych spowodowanych np. oliwkami lub wątróbką, którymi to rodziciele lub opiekunowie mogliby obrzucać niesfornych pupilków. Niewątpliwie mieli oni na myśli uraz psychiczny, który według słownikowej definicji spowodowany jest gwałtownym i przykrym przeżyciem, zwykle związanym z zagrożeniem zdrowia lub nawet życia i którego skutki są odczuwane przez wiele lat. 

Żywieniowe urazy facebookowych cierpiętników oczywiście nie odpowiadają książkowemu opisowi traumy, co może rodzić pytanie o kondycję psychiczną pokolenia Z. I nie jest ona zapewne najlepsza, skoro wątróbka czy sałatka jajeczna nie tylko niszczyły spokój ogniska domowego, zrujnowały dzieciństwo, ale i odbiły się psychiczną czkawką w wieku dojrzałym. 

Tak na marginesie, generacja Z zawdzięcza swoją nazwę… alfabetowi łacińskiemu. W nazewnictwie pokoleń wyczerpały się nam litery alfabetu. Pokolenie Z jest generacją następującą po pokoleniu X i Y. Dodajmy, iż generacja X to ludzie urodzeni w drugiej połowie XX w.; to społeczeństwo zagubione w chaosie współczesności, które nie wiedziało, dokąd zmierza; stąd symbol X, który oznacza niewiadomą. Pokolenie Y lub też milenialsi to ludzie urodzeni w latach 80. i 90. XX wieku, którzy stopniowo uczyli się cyfrowego świata. Gwoli ścisłości dodajmy, iż baby boomers z lat 1946-1964 są najczęściej rodzicami osób z pokolenia X albo starszych milenialsów i dziadkami pokolenia Z.

Przedstawiciele pokolenia Z („zetki”), popularnie zwani są „płatkami śniegu” lub też po prostu „śnieżynkami”. Nietypowa nazwa została zaczerpnięta z książki Fight Club Chucka Palahniuka. Chociaż brzmi enigmatycznie, to oznacza, iż od początku świata nie urodził się nikt taki jak on/ona/ono etc., z czym oczywiście trudno polemizować.  

„Śnieżynki” to pokolenie dorastające już w pełni skomputeryzowanym społeczeństwie, dla którego cyfrowy świat istnieje od zawsze. Nie wiadomo, czy wyssali miłość do Internetu z mlekiem matki, ale faktem jest, iż mało czasu spędzają w „realnym” świecie; używając sportowej terminologii możemy powiedzieć, iż nie są oni „ograni” w szarości i tarapatach dnia codziennego. Może właśnie dlatego „zetki” są nie tylko przekonane o swojej wyjątkowości, ale i mają olbrzymie oczekiwania wobec życia, którego nie znają. Ale przekonani o swojej wyjątkowości przeceniają posiadane kompetencje i już na starcie oczekują zbyt dużej – w stosunku do wiedzy i umiejętności – gratyfikacji.

Gdzie więc przedstawiciele pokolenia Z czują się najlepiej? Zdecydowanie wśród swoich rówieśników i… w świecie wirtualnym, który znają od podszewki i który mogą urządzać w sposób dla nich wygodny i tylko dla nich zrozumiały. Świat zdominowany przeglądaniem profili znajomych, lajkowaniem, komentowaniem i podglądaniem czyjegoś życia. 

Co ukształtowało pokolenie płatków śniegu? Największy wpływ na charakter śnieżynek mieli ich nadopiekuńczy rodziciele, często określani jako tzw. „rodzice-helikoptery”. To ojcowie i – przede wszystkim – matki, którzy przedkładali i przedkładają potrzeby dzieci ponad wszystko inne. O ile w poprzednich pokoleniach rodzice rozumieli, że ich zadaniem jest przygotowanie dzieci do opuszczenia domu i samodzielności, to protoplaści „śnieżynek” w trosce o ich bezpieczeństwo wyręczają je w ich obowiązkach. I zamiast przygotować się do dorosłego życia, nowa generacja utwierdza się w przekonaniu, że nic nie musi, że wiele może i że należy się jej wszystko; za darmo, bez wysiłku i bez zobowiązań. 

Wielkimi winowajcami w kreowaniu i utrwalaniu takich postaw pełnią media społecznościowe. To dzięki nim mogą oni snobować się na takich, którymi chcieliby być, a nie okazywać, czym są naprawdę. To one rozbudowują i utrwalają w młodych ludziach kuriozalne przekonania na własny temat, będące mieszanką fantazji, fotoszopa i szczyptą realnego zaświata. Dodajmy do tego sprytne algorytmy stosowane przez włodarzy stron internetowych. To one uczą się preferencji i serwują tylko te wiadomości, które „zetkom” schlebiają i co jeszcze bardziej umacnia ich w swoich poglądach. Nie zapominajmy też, że to gospodarze Facebooka i innych mediów społecznościowych decydują o tym, co ma ujrzeć światło dzienne, a co zostać zakopane, wpisując się w prostą i skuteczną metodę tzw. prania mózgów.

Oczywiście można rozważać, czy to media społecznościowe ukształtowały pokolenie Z, czy też generacja Z zbudowała media społecznościowe. Ale byłoby to pytanie z gatunku „co było na początku: kura czy jajko?”. Jedno jest pewne, iż bez siebie ani jedni, ani drudzy istnieć nie mogą.

Ale zima zdaje się powoli mijać i już wkrótce zapewne śnieżynki rozpuszczą się w szufladach historii. Na horyzoncie pojawiają się już alfowcy – przedstawiciele następnego pokolenia zwanego generacją Alfa, czyli… zaczynamy alfabet od początku. Ale póki co musimy sobie jakoś radzić z fanaberiami i kulinarnymi koszmarami zetek. Wbrew pozorom nie będzie to zadanie łatwe. Trudność zda się polegać na tym, iż „śnieżynki” znalazły pomagierów i kibiców wśród politycznych graczy, którzy za wyborcze głosy obiecują im zimę w lecie i zamki na lodzie. A jak trzeba, to i postraszą globalnym ociepleniem.

Wojtek Wroceński

Najnowsze