MIROSŁAWA KRUSZEWSKA
Kiedy Karol Wojtyła miał 30 lat, napisał cykl wierszy pt. „Matka”. W jego kardynalskim herbie, a także w herbie papieskim, jest umieszczona litera „M”. Ta litera w języku polskim nasuwa sobą oczywiste analogie: Maria, matka, miłość, miłosierdzie… W symbolu tej litery jest zawarty poniekąd maryjny kult Karola Wojtyły, ale także miłość do matki, którą poeta utracił w dzieciństwie.
Fakt, że Karol Wojtyła stracił matkę, gdy miał zaledwie lat 9, jest psychologicznie niesłychanie istotny dla całej jego twórczości, jak również wywarł on zasadniczy wpływ na całe jego dalsze życie. Wczesna utrata matki, przeżycie tragiczne dla dziecka, i cała tragedia, którą przeżył do głębi swego jestestwa, przetworzyły się dramatycznie w osobowość genialną, w talent artystyczny o duchowości mistycznej. Anglicy nazywają to „deprivation” – a jest nim to, co stoi u podstaw każdej twórczości. Analizując biografie ludzi piszących z tego punktu widzenia, dochodzimy szybko do przekonania, że każde tragiczne przeżycie formułuje styl, wyobraźnię, wpływa na dobór tematów i język, daje młodemu poecie bardzo wcześnie dojrzałość artystyczną, której nie ma najczęściej ten twórca, który przeszedł tzw. normalną drogą swoje dzieciństwo i młodość.
Mówi się, że wielka sztuka jest skokiem w nieznane. Całe życie Karola Wojtyły jest jednym wielkim skokiem w nieznane – w filozofię, w poezję, a także w to, co wreszcie zaskoczyło cały świat, co było wielką niespodzianką, może nawet największą niespodzianką XX wieku.
Wiemy dziś, że poeta, który w latach 1950-1978 publikował wiersze w polskich pismach katolickich pod pseudonimami Andrzej Jawień, Stanisław Andrzej Gruda i Piotr Jasień, to nikt inny tylko Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II. On sam wspominał kiedyś żartobliwie, że jego utworami poetyckimi świat zainteresował się głównie dlatego, że ich autor został papieżem, przedtem natomiast zdarzało się, że w redakcji Tygodnika Powszechnego jego wiersze odrzucano z adnotacją, że… „na druk jeszcze za wcześnie”… (!)
Przygoda Karola Wojtyły z Tygodnikiem Powszechnym nie jest, niestety, odosobniona. Pismo to znane było zawsze z hermetyczności w doborze autorów, co z czasem zmieniło się w zastanawiający brak czujności na sprawy najnowszej polskiej poezji w ogóle. Jak długo bowiem „mielił” tam nadsyłane do redakcji wiersze niejaki pan Bronisław Mamoń, którego ofiarą padały utwory znanych i uznanych już często poetów polskich, publikowane z powodzeniem w innych czasopismach literackich, pismo krakowskie, dyskryminujące jawnie polskich poetów emigracyjnych (z wyjątkiem Czesława Miłosza, który w T.P. miał swoje prywatne układy), było uważane długo za niezdolne do kontaktu z aktualną rzeczywistością literacką. Tygodnik Powszechny bowiem, pod pozorem bycia elitarnym pismem inteligencji katolickiej, stosował daleko idące literackie kumoterstwo.
Lapsus Karola Wojtyły nie jest jedynym przykładem tego, że aby drukować na łamach Tygodnika Powszechnego sam talent poetycki nie wystarczał – trzeba było tam mieć obowiązkowo odpowiednie koneksje towarzyskie, czego ukryty pod pseudonimem Wojtyła, późniejszy kardynał i papież, w uczciwości swej nigdy nie miał zamiaru wykorzystywać. I słusznie.
W istocie wiersze Karola Wojtyły mogły pozostać poza kręgiem uwagi skostniałych redaktorów oraz tych czytelników, którzy szukają w poezji przede wszystkim barwnych i zaskakujących obrazów, udziwnionych metafor czy też pseudonowoczesnych odkryć w dziedzinie języka. Wyłamują się też one zdecydowanie spod działania panującej powszechnie modzie na awangardowy, pseudopoetycki bełkot. Wiersze Karola Wojtyły pisane są szeroką frazą, w nieśpiesznym rytmie zamyślenia nad moralnymi sprawami człowieka, są bardzo retoryczne, a odwołując się do wielkiej tradycji biblijnej symboliki stroniły od niespodzianek serwowanych redaktorom pism literackich przez tzw. „nowoczesnych” poetów.
Treści poezji Wojtyły skierowane są bowiem nie do redaktorów pism literackich, lecz do czytelnika wrażliwego na tematy moralne, patriotyczne, religijne i filozoficzno-intelektualne. Można w nich doczytać się ech osobistych, trudnych doświadczeń autora. Na przykład, w utworach poświęconych matce czy w cyklu z roku 1957 pt. „Kamieniołom”, który wśród strasznych utworów socrealistycznych epoki wydaje się jedynym uczciwym przekazem o robotniku i pokłonem wobec jego trudu. „Kamieniołom” jest spojrzeniem wstecz w przeżycie, kiedy młody Karol Wojtyła był robotnikiem w kamieniołomach pod Krakowem.
W czytaniu utwory Karola Wojtyły wymagają od odbiorcy pewnego wysiłku, skupienia. Bardziej niż inne wiersze polskich poetów drukowanych na łamach katolickich pism literackich. Różnią się też one zasadniczo od utworów innych poetów-kapłanów, na przykład ks. Jana Twardowskiego czy ks. Janusza St. Pasierba, których poezja utrzymana jest w nastroju medytacji moralno-religijnych i w klimacie biblijnych przypowieści. Gdyby dokładnie poszukać, to poezja Wojtyły najbliższa okazałaby się twórczości ks. prof. Janusza Ihnatowicza, poety o niezrównanym intelekcie i mocy przekazu.
Trzeba podkreślić, że cała twórczość autora „Kamieniołomu” – ta wczesna i ta późniejsza – chroni zawsze intelekt od wulgaryzacji i propagandy, która zabija myśl. W jego przypadku mamy zjawisko literackie fenomenalne, a to dlatego, że następuje tutaj pewne sakramentalne zbliżenie między poetycką wizją świata a wizją kapłańską. On sam, pisząc wstęp do Słów na pustyni, antologii poezji kapłańskiej, wydanej przez Oficynę Poetów i Malarzy w Londynie, w roku 1971 – w której notabene nie ma ani jednego jego wiersza (sic!) – zastanawia się nad tym, jaka jest współzależność między powołaniem kapłańskim a powołaniem poety i jak one na siebie wzajemnie współdziałają.
Sam Karol Wojtyła zaczął pisać wiersze w wieku, kiedy najczęściej młodzi ludzie chwytają za pióro. Jego pierwsze, młodzieńcze utwory noszą datę 1939. Ich autor miał wówczas lat dziewiętnaście i nie podjął jeszcze decyzji poświęcenia się kapłaństwu. Z tego okresu pochodzi trzyzwrotkowy liryk poświęcony matce, jak również hymn „Magnificat”. Obydwa utwory znaleźć można w rękopiśmiennym zbiorku pt. Renesansowy psałterz, ukończonym „na Święty Jan 1939” i przechowywanym w krakowskiej Kurii Metropolitalnej.
Już jednak właśnie juwenilia młodego maturzysty wskazują niezbicie, że jego wyobraźnię i myśli żywo zajmują sprawy wiary oraz problematyka religijna. Znajomość tekstów biblijnych kształtuje nie tylko jego postawę, ale i formę literacką jego utworów. Świadczą o tym także dwa pierwsze dramaty K. Wojtyły – Hiob i Jeremiasz – które napisał w roku 1940 jeszcze jako student podziemnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Także i późniejsze jego utwory dramatyczne i poetyckie.
Lektura utworów Karola Wojtyły z dojrzałego okresu jego twórczości nasuwa przypuszczenie, że poezja była dla niego jakby laboratorium serca, wyobraźni i umysłu zarazem. W laboratorium tym poddaje próbom to, czego w inny sposób nie da się wyrazić: tajemnicę ludzkiej miłości, Kościoła, macierzyństwa, ojcostwa, ludzkiej śmierci, ale też i tajemnicę strumienia w górach i kamieni…
W literaturze światowej było kilku wybitnych kapłanów-poetów. W literaturze angielskiej najbliższy Karolowi Wojtyle jest Gerard Manley Hopkins, jezuita. U obu znaleźć można to samo poszukiwanie konkretu, istoty rzeczy, świadczenie o ważności energii duchowej i energii materialnej, którą duch przenika. Podobne zbliżenie dotyczy św. Jana od Krzyża (1542-1591) i wczesnych utworów Wojtyły. W tradycji św. Jana od Krzyża jest mądrość negacji i paradoksu. Kim jest ten Stwórca, który stworzył paradoksy i tajemnice? – pyta poeta-ksiądz uwięziony przez swój własny zakon. On sam, w czasie niewidomej nocy, szukał Boga w ciemności. Polski ksiądz-poeta natomiast szukał Boga w ciemności Polski lat 50-ych, gdzie noc duszy – la noche oscura – była przeżyciem każdego wierzącego. Sam napisał pracę doktorską o problemach wiary u św. Jana od Krzyża. Jest niesłychanie znamienne, że wielki mistyk hiszpański był jednym z tych, którzy wskazywali drogę młodemu kapłanowi-poecie.
Jawień. Do dziś są jeszcze spory, czy był to zbieg okoliczności, że wybrał nazwisko, które występuje w powieści Parandowskiego (Niebo w płomieniach). Istotna jest symbolika samego imienia, jakie przybrał: Andrzej Jawień – „ten na jawie”. Ten, który był ukryty pod pseudonimem – nagle, po wyborze na papieża, Jawień wyjawił się jako poeta, jako Karol Wojtyła. Fascynująca jest przygoda duchowa poety-kapłana, którą przeżywaliśmy wspólnie z nim jako Polacy i jako chrześcijanie.
Wśród wierszy Karola Wojtyły jest cykl napisany w roku 1957 i zatytułowany Profile Cyrenejczyka. Jest to 14 wierszy o zastanawiających tytułach: „Dziewczyna zawiedziona w miłości”, „Schizotymik”, „Robotnik z fabryki samochodów”, „Robotnik z fabryki broni”, „Magdalena”, „Szymon z Cyreny”. Są to profile ludzi na tle profilu człowieka, który pomógł Chrystusowi dźwigać krzyż. Profile Szymona z Cyreny są w nas, wśród zwykłych ludzi. I na samym początku tego cyklu padają słowa:
Weź myśl – jeśli potrafisz – weź myśl, pozakorzeniaj
w palcach rękodzielników albo też w palcach kobiet
piszących na maszynie po osiem godzin codziennie,
czarne litery u zaczerwienionych powiek.
Weź myśl i dokończ człowieka
lub też mu pozwól rozpocząć siebie na nowo,
lub też inaczej: niech on Ci tylko pomaga,
a Ty go prowadź (…)
I zaraz potem znajdujemy pytanie, które tłumaczy tytuł cyklu:
(…) Dlaczego nie jest tak? Magdaleno, Szymonie z Cyreny?
Czy pamiętasz ów pierwszy krok, którym dotąd idziesz bez przerwy?
Profil Szymona z Cyreny, profile ludzkie na tle profilu Chrystusa. Łączą się i rozdzielają, by na nowo przenikać się wzajemnie.
Cykle poetyckie u Karola Wojtyły są ważne, ponieważ ukazują proces myślenia poety-filozofa, a jednocześnie ukazują zmieniające się profile poety. Pierwsza encyklika papieża Jana Pawła II to Redemptor hominis – „Odkupiciel człowieka”. W Profilach Cyrenejczyka i w innych cyklach, np. w Kamieniołomie, jest człowiek, człowiek o różnych swoich profilach. Natomiast Odkupiciel to odkupiciel wszystkich ludzi. Kiedy czytamy te wiersze, zastanawiamy się, jaką znaleźć do nich drogę. Często wracamy w pamięci do poezji Cypriana Norwida, który mówił o profilu Bożym – piękno jest profilem Bożym – Bóg objawia się w profilach na ziemi: Nie można Go oglądać twarzą w twarz, bo oślepiłby nas swoją miłością.
Wigilia wielkanocna jest dużym cyklem, złożonym z siedmiu części, napisanym w roku 1966, na rok przed ważnym momentem w życiu Karola Wojtyły, kiedy został kardynałem. Od tego faktu zaczyna się jego droga do papiestwa. Jest to następny etap w twórczości poety, która jest drogą człowieka odnajdującego różne profile. Jest on jednocześnie etapem, który stoi bardzo blisko modlitwy i poetyki ostatnich lat przedwojennych, na której wychował się Wojtyła i cała generacja jego rówieśników, dla których Norwid był głównym nauczycielem. Był to wzór poezji mającej być poezją nie tylko serca, ale także intelektu. Bez serca i bez intelektu poezja nie może istnieć. Poezja, która potrafi połączyć te dwa nurty osobowości: serce bijące i rozważny intelekt, jest poezją wielką, taką, jaka jest poezja Norwida.
Aby zrozumieć poezję Karola Wojtyły, trzeba zgodzić się na niedopowiedzenie, na namysł, który dzieje się między liniami wierszy i jest bardzo istotny dla sensu wiersza, wreszcie na niespodziankę przygotowaną przez poetę. Nawet w utworach wydających się nam bardzo prostymi trafiamy na zaskakujące pytanie, jak np. w wierszu „Robotnik z fabryki samochodów”: „skąd wiesz, że na wadze świata przeważa człowiek?”.
Skąd o tym wiesz?
Pytanie bardzo dzisiaj istotne. Dziwna jest też aluzja w wierszu o niewidomym, którego pointą jest pytanie ślepego skierowane do Boga: „czy może być szczęście w ślepocie?”.
W wierszach tego typu, szczególnie w cyklach, nieustannie słyszymy dialog wewnątrz tekstu. Niektóre wiersze są trudne do rozwikłania dlatego, że dialog nie jest w nich oznaczony jak w dramacie, głos przechodzi w głos – i to jest najbardziej intrygująca i tajemnicza technika poezji Karola Wojtyły, podobna nieco do wierszy gnomicznych, które znajdujemy w Vade-mecum Norwida. Gdy patrzymy na takie utwory jak „Schizotymik” czy też na drugą rozmowę w Wigilii wielkanocnej, dialog w nich przechodzi z frazy we frazę, by potem zlać się w jedno. W drugiej rozmowie z Wigilii wielkanocnej można odnaleźć w tych głosach to, że jeden z nich jest głosem materialisty, który nie wierzy w Boga, a drugi – głosem człowieka, który wierzy w uduchowienie materii, który wierzy w Boga. I gdy taki wiersz czyta się do końca, dochodzimy do wniosku, że ten dialog jest właściwie dialogiem, który musi trwać dalej. Co więcej, jest on stale powtarzany, bo życie powtarza się w podobny sposób – stawia te same pytania.
Język poezji Karola Wojtyły nie zawsze ma tę spontaniczność, jaka cechuje poetów, u których logika wyobraźni działa bez żadnego intelektualnego rusztowania. Karol Wojtyła jest poetą intelektualnym, jego myśl szuka nieraz oparcia w obrazie, choć zdarza się i tak, że jego system obrazowania poetyckiego oraz komunikowania się z odbiorcą jest funkcją ścisłości tej myśli. Słowo poetyckie jest u niego wcielone tak, że ma ono siłę i zadanie przywrócenia człowiekowi odpowiedzialności wobec siebie samego, a także to, iż poeta poprzez dar, jaki został mu dany, jest jednym z autentycznych świadków człowieka, jego prawdy, jego tajemnicy, jego stosunku do Boga i do innych ludzi.
Poetycka intuicja niczego w rozważanej rzeczywistości nie narusza, a jednocześnie wchodzi w jej tajemnicę, która dla Karola Wojtyły zawsze jest święta. Wiersz, który może najwięcej nam mówi o stosunku autora do poezji, posiada tytuł „Myśl jest przestrzenią dziwną”. Oto jego początek:
Bywa nieraz, że w ciągu rozmowy stajemy w obliczu prawd,
dla których brakuje nam słów, brakuje gestu i znaku –
bo równocześnie czujemy: żadne słowo, gest ani znak –
nie uniesie całego obrazu,
w który wejść musimy samotni,
by się zmagać podobnie jak Jakub (…)
Mimo przekonania o niewystarczalności słów, autor pisze wiersz. Na tym polega paradoks i nierozsądność poezji, która pragnie wyrazić niewyrażalne, a przez ten ruch serca i ręki ku Światłu, coś jednak nowego nazywa, czyli odkrywa. W każdym razie, pozostawia ślad dążenia człowieka ku Nieskończoności.
W osobie Jana Pawła II poeta jest tym samym co filozof i teolog. Jednak podchodzi on do człowieka w punkcie jego bytu, którego ani filozofia, ani teologia nie mogą uchwycić z równą bezpośredniością. W jego poezji rozwija się nie tyle rozmyślanie nad człowiekiem, co doświadczenie osobiste i międzyludzkie zarazem, dotyczące samego faktu bycia człowiekiem. Jest ono utrwalone w poetyckim tworzywie, skąd jest nam przekazane.
Jan Paweł II – teolog, filozof, jest przeciwieństwem abstrakcyjnego myślenia. Przed abstrakcją chroni go zresztą nie sama tylko poezja, ale także osobiste doświadczenie ludzkiego bytu, owej „szorstkiej rzeczywistości”, którą wspomina Rimbaud. Karol Wojtyła był pracownikiem fizycznym, robotnikiem w kamieniołomie, a później w fabryce chemicznych wytworów. Ma on bezpośrednią znajomość odporności materii i jej ukrytej uległości. W latach bardzo ciężkich dla swego kraju żył bytem robotniczym, poznał właściwą mu solidarność i serdeczność, przeniknął prawdziwy wymiar historyczny tego świata, różniący się znacznie od wymiaru narzucanego mu przez oficjalną propagandę. Jego poezja jest zatem zaangażowana w historię jego ludu, tu i teraz, przez doświadczenie długich lat, tak okrutnych dla chrześcijan Europy Środkowo-Wschodniej. Jest ona jednocześnie żywo zaangażowana w historię Polski od pierwotnych zaczątków narodu. Narodu, który jest w pierwszym rzędzie formą rzeczywistości duchowej, żyjącą i uwieczniającą się w każdym z nas i w sobie samej. Dla Karola Wojtyły ta przynależność do wspólnoty jest jednym z wyrazów duchowej pełni.
Człowiek wspólnoty historycznej, ale również obcowania świętych. Nie ma tu przerwy między jednym i drugim, lecz konsekwentna ciągłość: historia ludzka dąży do wymiaru zbawienia i Karol Wojtyła, opisując, jak ludzkość osiąga swą pełną miarę w Chrystusie, czyni to w tonie epickim i proroczym o sile godnej jego wiary.
Poezja ma to do siebie, że wymaga perspektywy. Potrzeba lat, żeby umieć spojrzeć na nią właściwie. Z pewnością lepiej rozumiemy teraz wczesne wiersze Karola Wojtyły, bo widzimy w nich, jak trudną drogą szedł ten bardzo młody człowiek – poprzez naukę i poprzez poezję – do realizacji swojej osobowości, tak bogatej, tak złożonej. Spotkanie z jego poezją jest jednocześnie duchowym spotkaniem z nim samym. Są takie duchowe spotkania w życiu. Życie liczy się właściwie tylko wedle tych duchowych spotkań. Każde istnienie człowieka wobec drugiego człowieka jest w końcu niczym innym jak istnieniem spotkań, z których każde, jeśli ma być owocne, powinno być przygodą duchową. Dla wielu z nas spotkanie z poezją Jana Pawła II jest taką właśnie przygodą…
Mirosława Kruszewska