Lucyna Kondrat
Od 6 marca narasta w Polsce atmosfera wznowionej wojny z Kościołem. Do jej wybuchu doszło za sprawą reportażu Marcina Gutowskiego wyemitowanego przez telewizję TVN 24 pt. Franciszkańska 3 oraz opublikowanej jednocześnie książki Ekke Overbeeka pt. Maxima Culpa. JP II wiedział. Reportaż i książka oskarżają świętego papieża, że jako metropolita krakowski miał wiedzieć o przestępstwach seksualnych księży w swej archidiecezji i chronił ich. Autorzy oraz antykościelni komentatorzy, zbłąkani katolicy i polityczni gracze tworzą głęboko zafałszowany przekaz medialny dla polskich odbiorców. Operacja ta, mająca wywołać złe emocje w Polakach, jest w istocie przejawem nowego sądu przed Pilatem. Ci, którzy tę wojnę wznowili, nie szukają ani prawdy, ani sprawiedliwości. Sąd odbywa się na papieżu Polaku, którego naukę i świętość trzeba zniszczyć przy pomocy ubeckich dokumentów, niewiarygodnych świadków, pomówień oraz fałszywych wniosków, gdyż dowodów przestępstwa nie ma. Idzie o to, by zohydzić największego bohatera naszej świadomości narodowej i wielkiego świętego, a wraz z nim wdeptać w błoto kardynała Adama Sapiehę tak, by z autorytetu Kościoła i z wiary Polaków słuchających się jeszcze katolickiej nauki nt. życia, rodziny, małżeństwa i seksualności nie zostało nic poza goryczą i buntem. Po trupie Kościoła Polska ma być poddana powszechnej rewolucji genderowej.
Reportaż Franciszkańska 3 portretuje kilku krakowskich kapłanów oskarżonych o pedofilię i oskarża samego kard. Sapiehę o molestowanie seminarzystów oraz osądza reakcję kard. Karola Wojtyły na opisane sprawy. Całość uzupełniają komentarze wybranych osób, m.in. holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka, red. Tomasza Terlikowskiego, byłego dominikanina Thomasa Doylego i red. Tomasza Krzyżaka. Trudno nie uznać udziału Overbeeka za przejaw cynizmu. Twórcy reportażu o Kościele w Polsce liczyli pewnie na to, że większość widzów nie skojarzy zaraz Overbeeka z tym samym holenderskim dziennikarzem, który przed paru laty wypromował skandal z oszustem Markiem Lisińskim – rzekomą ofiarą polskiego księdza. Promowana przez Overbeeka ofiara pedofila w sutannie okazała się cynicznym kłamcą, wyrachowanym karierowiczem i oszczercą. Prawdziwą ofiarą był niewinny ksiądz, któremu Lisiński przy pomocy Overbeeka zniszczył życie. Reportaż Franciszkańska 3 chce przekonać widzów, że materiały, do których dotarł Gutowski, potwierdzają tezę, iż kardynał Wojtyła wiedział o wielu przestępstwach seksualnych księży w swej archidiecezji i krył winowajców, zamiast ich karać. Źródłem wiedzy są ubeckie dokumenty z IPN, wyznania ofiar z dawnych lat oraz komentarze różnych osób.
Materiały pokazane w filmie nie są ani obiektywne, ani wiarygodne i nie stanowią źródła rzekomo przełomowej wiedzy. Są chytrze spreparowanym tłem mającym wspierać przyjętą z góry tezę Gutowskiego o winie kardynała Wojtyły. Z wyjątkiem red. Krzyżaka z Rzeczpospolitej, wypowiedzi pozostałych komentatorów także wspierają tę tezę, bez oglądania się na etykę i wymóg udokumentowanej, rzetelnej wiedzy. Obrazy w filmie zmieniają się z rozmysłem i nieprzypadkową kolorystyką, a sugestywna muzyka tworzy klimat narastającego zła. Chodzi o to, by widz nie oglądał filmu z krytycznym namysłem, ale poddał się sugestywnemu przekazowi i przyjął go za udowodniony.
Pierwszy z oskarżonych o pedofilię kapłanów portretowanych w filmie to ks. Bolesław Saduś. Według reportażu kard. Karol Wojtyła miał wysłać ks. Sadusia do Austrii, by ukryć, że duchowny dopuścił się molestowania seksualnego małoletnich. Jest faktem, że kard. Wojtyła wysłał ks. Sadusia do Austrii, pisemnie poprosiwszy kard. Koeniga o przyjęcie go, by mógł podjąć tam pracę naukową. Ale to nie jest automatycznie dowód, że Karol Wojtyła wysłał księdza pedofila za granicę, by go ukryć. W piśmie krakowskiego kardynała – co zarzucają rozmówcy w filmie – nie pojawia się ani informacja o winie duchownego, ani nie został on napiętnowany. Dla współtwórców reportażu to automatycznie „dowód” ukrywania winy księdza przez Karola Wojtyłę. Komentując to, oburzony red. Terlikowski nazywa pismo kard. Wojtyły „skandalicznym”. Ani reżyser Gutowski, ani red. Terlikowski nie uzasadniają swych oskarżeń.
To, że w piśmie kard. Wojtyły nie ma mowy o rzekomej winie księdza i jego napiętnowania, nie jest dowodem jej ukrywania. W czasach komunistycznych w Polsce (i w innych krajach) takie sprawy załatwiało się najpierw osobiście lub ewentualnie w kontaktach telefonicznych ze względu na kontrolę listów wysyłanych za granicę. Marcin Gutowski nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, czy kard. Wojtyła nie rozmawiał wcześniej na ten temat z kard. Koenigiem. Czy poznał inne dokumenty w tej sprawie? Nie można formułować wniosków na podstawie jednego zaledwie pisma, szczególnie, że oskarżony kapłan nie żyje i nie może niczego wyjaśnić. Na jakiej podstawie Gutowski i jego komentatorzy są przekonani, że kard. Wojtyła powinien poinformować kard. Koeninga, iż powodem wyjazdu ks. Sadusia do pracy w parafii w Austrii było ukrycie go przed odpowiedzialnością za pedofilskie przestępstwa? Nie przedstawiają żadnych dokumentów na ten temat. Do dziś nie są znane żadne źródła, które informowałyby, jakoby w Austrii ks. Saduś miał dopuszczać się czynów, które świadczyłyby o jego zachowaniach pedofilskich. Relacja dotycząca pracy ks. Sadusia w Austrii jest w reportażu oparta jedynie na wspomnieniach, że na terenie owej parafii do dziś kultywuje się pamięć o bardzo dobrej relacji ks. Sadusia z kard. Wojtyłą, późniejszym papieżem. W filmie Gutowskiego pojawia się zarzut wobec kard. Wojtyły, że utrzymywał kontakt z ks. Sadusiem, a nawet go odwiedził na parafii w Austrii. Fakt, że w Austrii Wojtyła odwiedził go, może też świadczyć o tym, że był to rodzaj kontroli, czy wszystko tam dzieje się w porządku. A tymczasem te kontakty są przedstawiane jako dowód dobrych relacji, których skutkiem jest tuszowanie nadużyć seksualnych.
Ten obraz uzupełnia informacja świadków, że kard. Wojtyła po odwiedzinach u ks. Sadusia wyjechał z grubą kopertą pieniędzy. Jaki był cel podania tej informacji i jaki miał związek z badaną sprawą? Dla kogo były te pieniądze? Co się z nimi stało? Gutowski nie podjął nawet próby wyjaśnienia tego faktu. Jak przypomina znawczyni życia kardynała i papieża z Krakowa prof. Dominika Żukowska-Gardzińska, Karol Wojtyła żył bardzo ubogo, a wszystko, co miał, rozdawał potrzebującym. Było to dość powszechnie znane za jego życia. Nie jest też tajemnicą, że w czasach PRL pieniądze dla antykomunistycznej opozycji przekazywane były często za pośrednictwem hierarchów kościelnych. Dlaczego Gutowski zostawia ten wątek w reportażu bez wjaśnienia?
Z jego filmu nie można się także dowiedzieć, czy kard. Wojtyła spotkał się podczas wizyty w Austrii z kard. Koeningiem, kiedy mógł rozmawiać osobiście nt. kapłana. Tak wykreowany na końcu obraz ks. Sadusia pozostawia odbiorcę z założoną od początku tezą, że kard. Wojtyła przenosi pośpiesznie przestępcę seksualnego do Austrii i… czerpie z tego korzyści finansowe. Nikczemny podprogowy komentarz!
W ub. roku red. Tomasz Krzyżak przedstawił rzetelny materiał dziennikarski nt. ks. Sadusia w artykule opublikowanym na łamach Rzeczpospolitej. Po emisji reportażu Franciszkańska 3 red. Krzyżak zabrał głos mówiąc, że na podstawie dokumentów w IPN nie da się potwierdzić tezy Gutowskiego, jakoby kard. Wojtyła wysłał ks. Sadusia do Austrii, by go tam ukryć za przestępstwa na małoletnich. Co więcej, dokumenty IPN nie potwierdzają nawet tezy, że ks. Saduś był pedofilem. Red. Krzyżak powiedział, że „w ogóle nie ma pewności, czy ks. Saduś dopuścił się przestępstwa pedofilii. Dokumenty mówią jedynie, że miał skłonności homoseksualne. O tym fakcie wiedziała bezpieka i te skłonności były m.in. podstawą do tego, by Sadusia mocniej związać z bezpieką, choć był on tajnym współpracownikiem, z krótką przerwą, od 1949 r. i pozostał nim nawet jak już wyjechał z kraju pod koniec 1972 r.” (Misyjne.pl)
Według dokumentów bezpieki z IPN ks. Saduś został odwołany z parafii św. Floriana w 1972 r. w następstwie skandalu. Nie był to jednak skandal o podłożu pedofilskim, lecz homoseksualnym. Nawet SB nie wiedziała, co się stało. Usiłowano się dowiedzieć od innych tajnych współpracowników wśród kleru. Według jednego źródła powodem wyjazdu ks. Sadusia do Austrii był jego romans z kobietą. Inny informator wspominał o młodych chłopcach, a jeszcze inny o zdeprawowanych uczniach. Ale – jak stwierdza red. Krzyżak – w żadnym dokumencie nie znajdziemy wieku poszkodowanych. Co istotne, w aktach ks. Sadusia stwierdzenie „nieletni” pada tylko raz – w sporządzonej dopiero w 1979 r. (czyli 6 lat po wyjeździe ks. Sadusia z Polski) notatce szefa krakowskiej bezpieki, sporządzonej na żądanie pułkownika SB Zenona Płatka. Starsi Polacy pamiętają, że płk Płatek w latach 70. był szefem Sekcji „D” Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zajmującej się walką z Kościołem. Związki późniejszego generała Płatka z uprowadzeniem i zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki są ciągle nie do końca zbadane.
Jak ujawnił red. Krzyżak, na polecenie Płatka – 6 lat po wyjeździe ks. Sadusia i 2,5 miesiąca po tym, jak Karol Wojtyła został papieżem – powstała notatka, według której ks. Saduś miał zdeprawować nieletnich chłopców, a kard. Wojtyła miał umożliwić mu szybką ucieczkę za granicę. Rodzi się pytanie, dlaczego Marcin Gutowski i jego ekipa nie zbadali tego ważnego wątku ani nie skojarzyli nazwiska Płatka. Jak słusznie zauważył red. Krzyżak: „Przecież to intrygujące, że w 1972 r. bezpieka nie miała pewności, na czym polegał skandal wokół ks. Sadusia i nagle, zaraz po wyborze Wojtyły na papieża, taką pewność uzyskała. Każdy uczciwy badacz musi się na tym zatrzymać. Nie sposób tego nie odczytać tak, że kiedy Polak został papieżem, bezpieka szukała na niego haki”.
Red. Krzyżak wyjaśnił również, że nie jest prawdą, jakoby decyzja o wyjeździe ks. Sadusia za granicę była nagła. „On o wyjeździe za granicę mówił swojemu oficerowi prowadzącemu już w grudniu 1971 r. Najpierw miał jechać do USA, potem do Niemiec. Przygotowywał się do tego. Fakt, że w połowie 1972 został wysłany do Austrii, mógł być związany z tajemniczym skandalem, ale raczej nie była to chęć ukrycia pedofila, lecz zdjęcia z oczu księdza siejącego zgorszenie”.
Na podstawie badań dokumentów w IPN red. Krzyżak uważa, że aby właściwie ocenić rolę kard. Wojtyły w tej sprawie, trzeba „przeniknąć za mury pałacu przy Franciszkańskiej 3”. „Bezpiece się to udawało, ponieważ miała w kurii wielu tajnych współpracowników. Jednym z nich był właśnie ks. Bolesław Saduś, który w swoich donosach przyznawał, że nie wszystkie informacje docierały do kard. Wojtyły i że zdarzało się nawet niszczenie zaadresowanej do niego korespondencji”. Jeden z historyków IPN, dr Marek Lasota, zwrócił uwagę, że „w kurii krakowskiej nie pojawił się nawet wniosek o dostęp do materiałów źródłowych na temat czterech duchownych, o których pisze w swej książce Overbeek”. Dodał, że podobnie jest w przypadku reportażu Gutowskiego.
Drugim negatywnym bohaterem reportażu jest ks. Eugeniusz Surgent. Z filmu dowiadujemy się, że dopuścił się wielu czynów pedofilskich wobec chłopców, że ofiary chcą pozostać anonimowe, a wypowiadają się tylko na potrzeby filmu, ponieważ ktoś do nich przyjechał i zadał pytania o bolesną przeszłość. Reportaż mówi, że milicja aresztowała ks. Surgenta za przestępstwa na nieletnich. Zarówno on, jak i ks. Józef Loranc – trzeci negatywny bohater reportażu – zostali prawomocnie skazani, odbyli kary więzienia i zostali usunięci z archidiecezji przez kard. Wojtyłę. Jednak zdaniem redaktora filmu byli potraktowani zbyt łagodnie.
Zarzut postawiony kard. Wojtyle przez twórców reportażu w przypadku ks. Surgenta polega na tym, że zwolnił kapłana z pracy w archidiecezji, by ubiec SB i chronić duchownego. Fakty są takie, że kard. Wojtyła dowiedziawszy się z anonimowego listu o niegodnych czynach ks. Surgenta w czerwcu 1973 r. natychmiast wezwał go do kurii, a po rozmowie zwolnił go z obowiązków duszpasterskich i oddał do decyzji macierzystego biskupa.
Ks. Surgent był kapłanem administratury apostolskiej archidiecezji lwowskiej w Lubaczowie. Choć pracował na terenie archidiecezji krakowskiej, to nie był do niej inkardynowany, ale podlegał jurysdykcji aktualnego administratora apostolskiego w Lubaczowie. Kard. Wojtyła nie posiadał kompetencji do tego, aby nałożyć na ks. Surgenta karę i postawić go przed trybunał kościelny. Ale w momencie powzięcia informacji o jego niegodnym zachowaniu i po rozmowie z nim, podjął szybko decyzję o usunięciu go z archidiecezji krakowskiej i oddaniu do decyzji biskupa administratury apostolskiej w Lubaczowie. O złych czynach ks. Surgenta dowiedziały się jednocześnie władze świeckie. Po śledztwie ks. Surgent został aresztowany 24 sierpnia 1973 r., następnie osądzony i osadzony w więzieniu.
I podobnie jak w przypadku ks. Loranca, w toku analizowania dokumentów zebranych w trakcie śledztwa przez stronę państwową, historycy IPN nie natknęli się na żadne zarzuty pod adresem kard. Wojtyły czy kurii o zbyt późną bądź niewłaściwą reakcję wobec ks. Surgenta. W aktach bezpieki zanotowano, że w dniach 18-22 czerwca 1973 r. krakowska kuria przeprowadziła dochodzenie i rozmawiano z chłopcami na plebanii ks. Surgenta. Widać, że kuria nie tuszowała niczego, ale natychmiast podjęła działania. Widać szybką reakcję i chęć zbadania sprawy. Wynikiem tego śledztwa była decyzja kard. Wojtyły, aby ks. Surgenta natychmiast usunąć z diecezji i oddać do dyspozycji biskupa, któremu podlegał. „Na to, że ks. Surgent po wyjściu z więzienia pracował jeszcze w dwóch innych diecezjach, ówczesny metropolita krakowski nie miał żadnego wpływu” – przypominają znawcy sprawy – red. Krzyżak i red. Litka, którzy badali dokładnie materiały dostępne w IPN. Tymczasem w reportażu nie ma o tym ani słowa. W zamian za to jest przekaz: Wojtyła „podrzucił” go diecezji lubaczowskiej, przeniósł na inny teren, dzięki czemu mógł tam dalej „działać”. Ewidentnie zmanipulowana teza twórców reportażu.
Prezes IPN – dr Karol Nawrocki – powołując się na dostępne źródła wyjaśnił, że „w sprawie tego duchownego powodem przenosin do innych parafii nie były sprawy obyczajowe – a takie sugestie pojawiły się w reportażu i w książce Overbeeka – lecz tarcia z kolejnymi proboszczami przy jednoczesnym zjednywaniu sobie parafian, co wywoływało wewnętrzne konflikty. Funkcjonariusze bezpieki pisali o tym w aktach wielokrotnie”.
Jeśli idzie o ks. Józefa Loranca, to od święceń kapłańskich w 1958 r. aż do śmierci w 1992 r. był duchownym archidiecezji krakowskiej. Na początku marca 1970 r. kard. Wojtyła został powiadomiony przez proboszcza parafii, w której pracował ks. Loranc, o molestowaniu przez niego dziewczynek. Doniosły o tym proboszczowi matki. W rozmowie ze zszokowanym kard. Wojtyłą ks. Loranc przyznał się do winy. Kardynał natychmiast zakazał ks. Lorancowi powrotu na parafię, nakazał mu udać się do swej rodziny i tam czekać na dalsze decyzje. Jeszcze w tym samym tygodniu przekazał proboszczowi decyzję o nałożeniu na wikariusza suspensy. Oznacza to zakaz wykonywania wszelkich czynności kapłańskich i prowadzenia katechizacji. Wojtyła nakazał ks. Lorancowi udać się do klasztoru cystersów w Mogile i tam odbywać rekolekcje, poddać się leczeniu i oczekiwać wyniku dochodzenia prowadzonego przez stronę kościelną.
O zachowaniu ks. Loranca dowiedziała się również terenowa bezpieka i podjęła czynności sprawdzające. 12 marca prokurator wszczął śledztwo i niedługo potem wydał nakaz aresztowania. Ks. Loranc został zatrzymany przez milicję 18 marca na terenie klasztoru w Mogile. Jak mówi historyk krakowskiego oddziału IPN, dr hab. Łucja Marek, która pracowała nad tymi samymi dokumentami bezpieki, które były dostępne twórcy reportażu Franciszkańska 3, jej badania przyniosły wnioski inne niż Gutowskiego i Overbeeka. Podkreśla ona, że „w żadnym momencie badania sprawy ks. Loranca ani funkcjonariusze SB, ani prokuratura nie formułują jakichkolwiek zarzutów o zaniechanie, tuszowanie sprawy czy zbyt późne reagowanie, ani w stosunku do księdza proboszcza, ani kurii, ani kard. Wojtyły. Nie spotykamy się również z takimi zarzutami ze strony matek ofiar, które były przesłuchiwane w czasie śledztwa. Z zachowanej dokumentacji SB nie wynika – a to insynuuje Overbeek – że arcybiskup Wojtyła miał problem z księdzem Lorancem, zanim wysłał go do Jeleśni. Nie wynika z niej również, aby po odbyciu kary więzienia ksiądz ten dopuścił się recydywy”.
Ks. Loranc został skazany sądownie na karę 2 lat więzienia oraz grzywnę. Wyszedł na wolność warunkowo po odbyciu połowy kary, chyba w połowie 1971 r. (brak na ten temat dokumentów). Jesienią 1971 r. duchowny osiadł w Zakopanem. Kard. Wojtyła napisał do niego list, który przechwyciła bezpieka, stąd znana jest kopia listu. Metropolita krakowski wyraził zgodę na pobyt ks. Loranca przy jednej z parafii w Zakopanem, ale oddał też jego sprawę pod osąd Trybunału Metropolitalnego w Krakowie. Sąd kościelny skorzystał z przysługującego mu prawa łaski i powstrzymał się od wymierzenia kary. Karol Wojtyła wyjaśnił to ks. Lorancowi pisząc: „Zaniechanie wymiaru kary przez trybunał kościelny ani nie przekreśla przestępstwa, ani nie zmazuje winy. Każde przestępstwo winno być ukarane”.
Do wymiaru kary kościelnej nie doszło ze względu na specjalne okoliczności przewidziane w Kodeksie Prawa Kanonicznego. Okolicznością specjalną był wyrok sądu państwowego, a więc wcześniejsze ukaranie księdza więzieniem przez władze świeckie. Szło o to, by nie karać winowajcy dwa razy za to samo przestępstwo. Ksiądz nie mógł jednak zamieszkać przy parafii zakopiańskiej, ale w klasztorze albertynów. Miał ponadto zakaz katechizacji dzieci i młodzieży oraz spowiedzi. Wolno mu było odprawiać Mszę św. Zajmował się głównie przepisywaniem tekstów liturgicznych. W lipcu 1974 r. bezpieka spreparowała anonimowy donos. Ktoś podający się za wiernego zakopiańskiej parafii, napisał do kard. Wojtyły, że „autorytet Kościoła Świętego nie jest godnie reprezentowany przez księży naszej parafii”. I „krążą coraz głośniejsze wypowiedzi na temat postawy księdza Loranca, który niedwuznacznie zachowuje się wobec dziewczynek wychodzących z religii, bądź przebywających czasami na wikarówce”. Jak ocenia sprawę red. Krzyżak, nie można wykluczyć, że ks. Loranc zachowywał się niewłaściwie wobec dziewczynek, ale bardziej prawdopodobne jest to, że była to prowokacja bezpieki. Nie wiadomo, czy kard. Wojtyła otrzymał ten anonim ani czy kuria go sprawdziła. Wiadomo, że następnego roku ks. Loranc został przeniesiony do innej parafii jako kapelan miejscowego szpitala. Pełnił tę funkcję do 1983 r. Zmarł w 1992 r.
Według twórców reportażu kardynał miał być pobłażliwy wobec przestępców, bez empatii dla ofiar, a w samej kurii nikt nie oferował pomocy pokrzywdzonym. Jak zauważa ekspert, prof. Dominika Zukowska-Gardzińska, „w tej części filmu nie ma komentarza, że zdanie »oferowanie pomocy ofiarom« jest naszą współczesną wypracowaną ścieżką budowania zadośćuczynienia i wsparcia. 50 lat temu panowała inna mentalność, dominowała zasada dyskrecji, co nie oznaczało przecież akceptacji dla pedofilii!”. Trzeba też wiedzieć, że ówczesna psychiatria uznawała pedofilię za chorobę, którą można leczyć za pomocą terapii oraz zamiany środowiska.
Według historyków IPN oraz znających sprawę dziennikarzy Rzeczpospolitej badania przeprowadzone przez Marcina Gutowskiego i Ekke Overbeeka nie są zgodne z warsztatem badań historycznych ani nawet z rzetelnym warsztatem dziennikarskim. Jest to ahistoryczna interpretacja i ahistoryczna ocena źródeł dawnych UB i SB znajdujących się w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Ich „ahistoryczność polega na tym, że zachowania i decyzje ówczesnych ludzi, w tym kard. Karola Wojtyły, oceniane są przez pryzmat dzisiejszego stanu wiedzy, przy jednoczesnym braku uwzględnienia realiów tamtej epoki. Autorzy nie biorą pod uwagę także ówczesnej świadomości społecznej, a szczególnie sytuacji Kościoła w totalitarnym państwie”. Władze PRL traktowały Kościół katolicki jako wroga do zniszczenia. Każdy seminarzysta, każdy ksiądz i zakonnik, każdy biskup miał na UB/SB teczkę personalną zwaną TEOK (Teczka Ewidencji Operacyjnej Księdza). Gromadzono w nich wszelkie zdobyte o nich informacje, plotki, donosy, oszczerstwa i ewentualne wpadki obyczajowe. Bezpieka tworzyła też fałszywki i prowokacje. Wszystko to wykorzystywano do walki z Kościołem, często jako kompromaty do szantażu przy werbowaniu duchownych do tajnej współpracy z bezpieką.
Ponadto, Gutowski i Overbeek nierzetelnie traktowali dostępną w IPN dokumentację. Wybierali tylko te informacje i te fragmenty, które w jakiejś mierze korespondują z ich tezą, jakoby kard. Wojtyła ochraniał przestępców w sutannach. Tendencyjne analizy, nieuprawnione naditerpretowanie oraz brak analiz i wnioskowania na podstawie całości zachowanych materiałów w danej sprawie przeczą oficjalnym deklaracjom Gutowskiego i Overbeeka, że idzie im rzekomo o prawdę i sprawiedliwość dla ofiar. Teza, że kard. Wojtyła dopuścił się zaniedbań w przypadku ks. Surgenta i ks. Loranca, jest nieuprawniona. Redaktor filmu i osoby komentujące materiał wiedzą, że Wojtyła podjął przewidziane w prawie kanonicznym kroki wobec tych księży i ukarał ich zgodnie ze swoimi kompetencjami. Mimo to wciąż stawiają tezę, że celowo dokonywał zaniechań, bo chciał ukryć te sprawy przed opinią publiczną.
Reportaż Gutowskiego i książka Overbeeka próbują także przedstawić w skrajnie złym świetle kard. Adama Sapiehę – duchownego opiekuna i mentora Karola Wojtyły. Wykorzystując mocno podejrzane materiały bezpieki, portretują go jako seksualnego drapieżcę. Ma z nich wynikać, że molestowanie kleryków za czasów kard. Sapiehy było systemowe. W lutym br. Gazeta Wyborcza napisała, że niezależne śledztwo Overbeeka i Gutowskiego pozwoliło odkryć, iż kard. Sapieha dopuszczał się homoseksualnych czynów wobec seminarzystów pozostających pod jego opieką. Overbeek oskarżył kard. Wojtyłę i później Jana Pawła II o to, że wiedział o przestępstwach seksualnych księży, opierając się na donosach ks. Anatola Boczka, wieloletniego współpracownika bezpieki (ps. „Luty”), który przez lata był skonfliktowany z kard. Sapiehą. Kłopoty księdza wynikały m.in. ze spraw obyczajowych i alkoholizmu oraz przynależności do współpracującej z komunistyczną władzą organizacji „księży patriotów”.
Gutowski również odwołał się do zeznań ks. Boczka, ale z pewną rezerwą, a swoje tezy oparł o zeznania ks. Andrzeja Mistata, byłego sekretarza kard. Sapiehy, złożone w czasie śledztwa w 1949 roku.
Według red. Krzyżaka i red. Litki z Rzeczpospolitej w dokumentach IPN znajduje się teczka podzielona na dwie części zatytułowana „Materiały dot. kard. Stefana Sapiehy i jego zatargu o zwłoki marszałka Józefa Piłsudskiego” i znajdują się w niej m.in.: donos ks. Anatola Boczka oraz zeznanie ks. Andrzeja Mistata. Jak odkryli dziennikarze Rzeczpospolitej, oba dokumenty są odpisami, które w 1950 roku wysłano do Warszawy. Obydwie kopie sporządził ppor. Krzysztof Srokowski. Ważna postać w tej historii. Srokowski był oficerem prowadzącym niesławnego ks. Boczka. Dziennikarze Rzeczpospolitej udowadniają, jak i w jakim celu Srokowski miał sfałszować dokumenty, które później stały się podstawą do oskarżania kard. Sapiehy o molestowanie kleryków. Od połowy 1950 r. posada Srokowskiego w krakowskiej bezpiece była silnie zagrożona ze względu na liczne nieprawidłowości, których się dopuszczał i stawiane mu zarzuty kryminalne. We wrześniu 1950 r. do Warszawy trafiły odpisy, a nie oryginalne dokumenty świeżego donosu ks. Boczka na kardynała Sapiehę, w którym ten relacjonuje, jak krakowski metropolita miał się „dobierać” do Boczka i innych księży oraz odpis rzekomych zeznań ks. Mistata datowanych na 1949 rok.
Relacja ks. Mistata, która miała ponoć powstać rok wcześniej, jest niezwykle podobna do relacji ks. Boczka nt. rzekomych ekscesów homoseksualnych Adama Sapiehy. Sęk w tym, że oryginału zeznania ks. Mistata w ogóle nie znaleziono w aktach sprawy karnej. Poza tym ów proces odbył się w 1953 r., nie w 1949 r., i kardynał Sapieha w nim nie uczestniczył, ponieważ zmarł w 1951 r. Po przeanalizowaniu różnych materiałów dziennikarze Rzeczpospolitej doszli do wniosku, że Srokowski najpewniej dla ratowania skóry sporządził i antydatował te relacje we wrześniu 1950 r. To tłumaczyłoby brak oryginału zeznania w aktach sprawy ks. Mistata. Srokowski nie prowadził żadnych innych przesłuchań Mistata, więc wydaje się dziwne, że miałby prowadzić tylko to, którego protokół akurat zniknął. Oba te dokumenty trafiły do Warszawy do teczki z materiałami na Sapiehę. Ostatecznie Srokowski pod wpływem stawianych mu zarzutów zdezerterował; uciekł z bronią w 1952 roku. Aresztowano go w Zakopanem w trakcie biesiady z… ks. Boczkiem, agentem UB i alkoholikiem. W czasie procesu przed Sądem Wojskowym udowodniono Srokowskiemu m.in., że defraudował pieniądze i fałszował dokumetny. Został skazany na pięć lat więzienia, z których dzięki amnestii odsiedział trzy.
Sprawa ks. Andrzeja Mistata, w której miał opisywać erotyczne zachowania kard. Sapiehy, dotyczyła zupełnie innej kwestii. Bezpieka aresztowała ks. Mistata, byłego sekretarza kard. Sapiehy, w 1949 r. w sprawie karnej. Chodziło o zarzut przekazania delegatowi gen. Andersa w Rzymie materiałów o charakterze wywiadowczym, a nie o sprawy obyczajowe. W tamtym czasie za zarzut szpiegostwa groziła kara śmierci. Przesłuchania prowadziło dwóch oficerów UB, w trakcie których ks. Mistat był torturowany. W dziewiątym dniu stalinowskiego śledztwa ks. Mistat załamał się i złożył zeznania przeciwko kard. Sapieże. Jednak później, w trakcie procesu kurii krakowskiej w 1953 r., dowieziony do sądu z więzienia, odwołał zeznania i bronił dobrego imienia kard. Sapiehy oraz kurialistów krakowskich. Otrzymał wyrok 10 lat więzienia, z czego odsiedział pięć. Należy pamiętać, że ks. kard. Sapieha w czasie zarzucanych mu czynów miałby 83 lata. Był wtedy mocno schorowanym człowiekiem, niezdolnym nawet fizycznie do przypisywanych mu przez ubeckie fałszywki orgii.
Znamienne, że sama bezpieka nie wykorzystała sensacyjnych oskarżeń ks. Boczka do rozprawy ze znienawidzonym przez siebie Adamem Sapiehą za jego życia. Choć z całych sił zwalczała Kościół, to nigdy nie wykorzystała donosów ks. Boczka przeciwko jego wielkiemu autorytetowi – kard. Sapieże. Najwyraźniej uznała informacje na jego temat za bezwartościowe operacyjnie, zapewne z powodu oceny jej źródła. Nie dałoby się na ich podstawie spreparować skazującego procesu.
To, że Gazeta Wyborcza, reportaż Gutowskiego w TVN oraz Ekke Overbeek (i inni) wyciągają dzisiaj niewiarygodne oskarżenia ze starych ubeckich fałszywek, wskazuje, że mamy do czynienia ze zorganizowaną próbą skompromitowania najważniejszych hierarchów polskiego Kościoła. Prawda jest taka, że kard. Sapieha był niezłomnym obrońcą wiary i godności człowieka w trudnych czasach okupacji i komunizmu, na co jest wiele udokumentowanych świadectw.
Reportaż Marcina Gutowskiego Franciszkańska 3 i książka Overbeeka pozostawiają odbiorcę z jednoznacznie ukierunkowaną tezą, że metropolita krakowski Karol Wojtyła wiedział o wielu przestępstwach pedofilii wśród księży swej archidiecezji i zamiast karać, krył ich. Co więcej, jego poprzednik – kard. Adam Sapieha – którego traktował jako ojca i wzór kapłaństwa, miał „przyzwyczaić młodego Wojtyłę, że pedofilia zdarza się w Kościele i nie należy z nią walczyć”. Równie haniebną tezą jest podsumowanie Ekke Overbecka, że wyjawienie tych faktów może tłumaczyć, dlaczego Karol Wojtyła nie chciał jako papież wiedzieć o przestępstwach pedofilii wśród kapłanów i duchownych Kościoła katolickiego.
Nikczemność tych tez domaga się od nas odpowiedzialnej postawy: konfrontowania faktów z fikcją i odmowy milczenia wobec manipulacji, zniewag i fałszerstw masowo narzucanych Polakom przez media głównego nurtu. Najbardziej zagrożeni są młodzi Polacy, więc im szczególnie jesteśmy winni obronę prawd nauczanych przez Kościół i jego wielkich postaci. Młodzi nie pamiętają ani św. Jana Pawła II, ani tego, co mu zawdzięczamy, także niewierzący. Trzeba przywracać pamięć nauk, które nam niegdyś z taką mocą głosił:
„Proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię »Polska«, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy. Proszę was, abyście mieli ufność nawet wbrew każdej swojej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało; abyście od Niego nigdy nie odstąpili; abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On wyzwala człowieka; abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest największa, która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu”.
Lucyna Kondrat