piątek, 22 listopada, 2024

Piętnaście miesięcy „współpracy”, której nigdy nie było

Jolanta Hałaczkiewicz

Minęło wiele miesięcy od czasu pierwszego listu otwartego wysłanego do Rady Regentów Polonijnych Zakładów Naukowych w Orchard Lake (Orchard Lake Schools) w stanie Michigan, opublikowanego na łamach Gwiazdy Polarnej w lutym 2021 roku, a dotyczącego seminarium i Polskiej Misji. Czytelnik z pewnością pamięta przedziwną sytuację, jaka zaistniała w tym starym ośrodku polonijnym istniejącym od 1885 roku. Zakłady straciły dwóch ostatnich, zasłużonych księży polskiego pochodzenia, od ponad 35 lat pracujących w Seminarium Świętych Cyryla i Metodego. Na kampusie nie było kanclerza ani rektora, a młodzi księża pracujący w seminarium nie znali historii i tradycji tego ośrodka tak dobrze jak ich poprzednicy. Do tego od ponad roku nie było dyrektora Polskiej Misji i praktycznie ani galeria, ani muzea, ani archiwa nie były dostępne dla zainteresowanych. Oczywiście nikt z regentów nie zareagował i nie raczył odpowiedzieć na pytania postawione w liście, chociaż formalnie byli odpowiedzialni za sytuację, jaka wówczas miała miejsce. Należało spodziewać się, że nic dobrego nie wyniknie z ich milczenia.

Prawdziwa tragedia została ujawniona, gdy na początku lipca Polonia dowiedziała się o planowanym zamknięciu seminarium z końcem roku szkolnego 2021-2022. Przygnębiające, ale wszyscy z Rady głosowali za zamknięciem. W Polonii nastąpiło wielkie poruszenie. Rozpoczęto akcję zbierania podpisów i walkę o seminarium. Grupy wolontariuszy poruszonych faktem zamykania po 137 latach jedynego polskiego seminarium w Stanach Zjednoczonych, zbierały podpisy po mszach pod kościołami, wśród znajomych, katolików różnych narodowości i miłośników tradycji. Rozpoczęła się prawdziwa walka o seminarium i utrzymanie polskości na kampusie, trwająca do dziś, ponad piętnaście miesięcy.

Miłośnicy seminarium próbowali zrozumieć, dlaczego regenci podjęli taką decyzję, właśnie w tym czasie. Oficjalny komunikat, mówiący o braku kandydatów, wydawał się dziwny, gdyż około dziesięciu seminarzystów ciągle studiowało w seminarium i nic nie wskazywało na to, że rezygnują z nauki. Jak się później okazało, mogło być ich więcej, ale wstrzymano przyjęcia na nowy rok szkolny. Podejrzewano związek pomiędzy sprawą sądową wytoczoną przez byłych pracowników Zakładów, ale żaden z nich nie był zatrudniony przez seminarium, tylko przez Radę Regentów, czyli Polonijne Zakłady Naukowe. A przecież nikt z tego powodu nie zamykał np. szkoły średniej i nikt, poza jedną osobą, którą wysłano na „płatny urlop”, nie stracił pracy. Zrodziło się wiele pytań bez odpowiedzi i nie było nikogo, kto chciałby szczerze porozmawiać i wyjaśnić zaistniałą sytuację. Doprowadziło to do zorganizowania się grupy około tysiąca zainteresowanych dalszym losem seminarium, którzy zjednoczyli się przybierając nazwę Polskie Lobby. Tak rozpoczęła się trwająca już piętnaście miesięcy „współpraca” tej grupy z Radą Regentów.

Od samego początku członkowie Polskiego Lobby mieli trudności w nawiązaniu jakiejkolwiek kooperacji z Radą. Regenci nigdy, jak dotąd, nie musieli tłumaczyć się ze swoich posunięć i nie czuli potrzeby do współpracy czy jawności działania. Cała Rada (32 regentów!) była i jest mało zorientowana w codziennych kłopotach Zakładów. Na co dzień tak zwany Komitet Wykonawczy (Executive Committee), w skład którego obecnie wchodzą: zastępca kanclerza, przewodniczący Rady Regentów i jego zastępca, przewodniczący Rady szkoły średniej zwanej Prep-em i Polskiej Misji, de facto sprawuje władzę, decydując o wszystkim. Podsuwają regentom informacje i nowe zarządzenia do przegłosowania kilka dni przed walnymi zebraniami odbywającymi się dwa razy w roku, na wiosnę i jesienią. Jednak w niczym to nie usprawiedliwia działalności Rady Regentów, gdyż zgodnie z prawem tylko jej członkowie są odpowiedzialni za to, co robią, jak głosują, kogo wybierają do Komitetu Wykonawczego, kogo zatrudniają na stanowisko kanclerza, jak dbają o dobro Polonijnych Zakładów Naukowych i w jakim stanie zostawią je, po upływie swoich kadencji, przyszłym pokoleniom.

Warto przypomnieć, iż pomimo ciągłej pomocy finansowej Polonii i polsko-amerykańskiej społeczności regenci nie przejawiają potrzeby dzielenia się informacjami ani jakąkolwiek współpracą z dawcami, podkreślając, że są niedochodową, ale prywatną korporacją. Nic dziwnego, iż podobnie potraktowali Polskie Lobby. Na pytania zadawane listownie administracja straszyła i ucinała jakąkolwiek próbę komunikacji. Na listy otwarte, publikowane w prasie polonijnej, nie odpowiadano.

Członkom Polskiego Lobby udało się jednak zorganizować spotkanie z regentami polskiego pochodzenia. To było jedyne publiczne zebranie w ciągu ostatnich piętnastu miesięcy. Trzech regentów spotkało się z licznie przybyłą na te rozmowy grupą zainteresowanych losem seminarium. Na dalsze próby spotkań otrzymali odpowiedź od przewodniczącego Rady, że nie zgadza się na bezpośrednie rozmowy Polonii z regentami. Po rocznej korespondencji przewodniczący Rady Regentów zaproponował spotkanie, ale tylko z nim.

Do bezpośredniej rozmowy doszło w lipcu tego roku. Jej wynikiem było lepsze zrozumienie postawy przewodniczącego i grupy, którą reprezentuje wobec Polonii. Oczywiste stało się dla członków Polskiego Lobby, że bez względu na historyczną łączność z seminarium i pieniądze, które przez 137 lat dawali polonijni dobroczyńcy na utrzymywanie szkół w Orchard Lake, ani oni, ani członkowie PL nigdy nie będą traktowani jako partnerzy. Bardzo autokratyczne i tajne działanie Rady Regentów ma na celu utrzymanie Polonii w przekonaniu, że powinna dalej wspomagać szkoły i nie oczekiwać niczego w zamian. Paradoksalnym wydaje się to, że zgodnie z założeniami wszyscy regenci wybierani są tylko na okres tymczasowy. Nie są właścicielami ani współudziałowcami, tylko tymczasowo wybranymi zarządcami Polonijnych Zakładów Naukowych, których obowiązkiem jest dbanie o interes wszystkich organizacji należących do tej korporacji. Takie jest założenie według statutu i dokumentów rejestracyjnych tej organizacji w stanie Michigan. 

Latami starano się przestrzegać zasady równości pomiędzy szkołami, aż do ostatnich kilku lat. Sytuacja zaczęła się zmieniać na korzyść Prep-u kosztem wszystkich innych. Seminarium od samego początku istnienia wspierało szkołę średnią i kolegium. Gdy w 2019 roku, obawiając się bankructwa Prep-u, przegłosowano utworzenie szkoły średniej dla dziewcząt, zwolennicy seminarium nie oponowali. A szkoda, bo powinni przewidzieć, że w ten sposób „otwierają bramę” prowadzącą do zamknięcia seminarium. Skąd takie myśli? To prosta odpowiedź. Trzy lata temu nie było pieniędzy na utrzymanie Prep-u, a w tym roku szkolnym oddano do użytku nowy budynek, którego budowa kosztowała ponad 10 milionów dolarów. Powinni przewidzieć, że otwarcie nowej szkoły, gdy nie ma pieniędzy na utrzymanie starej, pociągnie za sobą ogromne wydatki, możliwe prawdopodobnie tylko dzięki pieniądzom do tej pory przeznaczonym na inne cele, w tym przypadku na seminarium. Opłaty za naukę nie wystarczają na pokrycie kosztów utrzymania szkoły. Pieniądze na codzienne wydatki dokładane są z procentów od zapisów pieniężnych, jakie otrzymały Zakłady od ofiarodawców, w większości polskiego pochodzenia i organizacji polonijnych. 

Bądźmy szczerzy, Polonia zawsze wspomagała i będzie wspomagać organizacje kościelne, jaką jest seminarium. Chwała jej za to! W tym seminarium wykształciło się ponad 2 tysiące księży. Polakom-katolikom byli i są potrzebni kapłani mówiący w ich ojczystym języku. Oczywiście należy docenić wieloletnią rolę, jaką w przeszłości odegrał Prep w kształceniu polonijnych chłopców. Ale tak nie jest obecnie. Nieznana jest nam liczba studentów polskiego pochodzenia, ale z pewnością nie jest duża. Kiedyś każdy uczeń Prep-u musiał zaliczyć parę semestrów języka polskiego, a teraz nie ma nawet nauczyciela, który mógłby poprowadzić taki lektorat, gdyż ostatniego wyrzucono z pracy w 2018 roku. Większą uwagę przykłada się do sportu niż do polskiego charakteru tej szkoły. Nic więc dziwnego, że dla Polonii to nie jest tak ważna instytucja jak seminarium.

Gdy współpraca z Radą Regentów praktycznie nie istniała, członkowie Polskiego Lobby rozpoczęli kampanię pisania listów do przedstawicieli polskiego i amerykańskiego kleru. Zwrócono się listownie do arcybiskupa Detroit, jednocześnie nawiązując bezpośredni kontakt z bp. Robertem Fisherem odpowiedzialnym z ramienia Archidiecezji za Polskie Seminarium. Na spotkaniu z biskupem przekazano list do arcybiskupa z prośbą o niezamykanie seminarium, wyjaśniając stanowisko Polonii w tej sprawie i długą historię, jaka łączy ją z seminarium, Kościołem katolickim i Zakładami Naukowymi w Orchard Lake. Jednocześnie zostało wyjaśnione stanowisko polskiego Kościoła w sprawie wysyłania z Polski potencjalnych kandydatów do seminarium w Orchard Lake. W wyniku tej kampanii i rozszerzonych kontaktów ze zwolennikami utrzymania seminarium okazało się, że główny powód zamknięcia, na który powoływała się Rada Regentów w oparciu o informacje przekazane im przez Komitet Wykonawczy, był nieprawdziwy.

W międzyczasie część regentów polskiego pochodzenia, może poruszona reakcją Polonii i Amerykanów polskiego pochodzenia, a może widząc, że powody do zamknięcia seminarium, które im przedstawiono, nie były zgodne z prawdą, doprowadziła do wydania zgody na danie szansy nowemu rektorowi na przygotowanie planu ratowania seminarium. Było to dla Polskiego Lobby jakąś nadzieją, słabym światłem w tunelu, że może jest szansa zdrowej, opartej na konkretach dyskusji o przyszłości tej instytucji. W efekcie końcowym okazało się naiwnością, wynikającą z uczciwości i wiary w dobre intencje wszystkich regentów. Dla tych, którzy nie chcieli seminarium, okazało się zagwarantowaniem sobie kilku miesięcy ciszy i spokoju od „natarczywości” członków Polskiego Lobby. Krótko mówiąc, oszukano Polonię i wszystkich przyjaciół seminarium.

Od początku wypłynięcia informacji, że bp Fisher znalazł kandydata na rektora seminarium, jeszcze kilka miesięcy przed ogłoszeniem zamknięcia, Polonia zaczęła się interesować, kim jest przyszły rektor i dociekać, kiedy wreszcie przyjedzie do Orchard Lake, żeby zająć się ratowaniem tej szkoły. Jak się okazało, niestety i w tym wypadku to, co mówiono na ten temat, nie miało nic wspólnego z tym, co robiono w tej sprawie. Dopiero w sierpniu Komitet Wykonawczy i administracja wystąpili po wizę pracowniczą dla nowego rektora, czyli kilka miesięcy po powołaniu go na to stanowisko. Nic dziwnego, że nowy rok akademicki rozpoczął się, a rektor ciągle był nieobecny, bo legalnie nie mógł przyjechać do Stanów Zjednoczonych do pracy. 

Wszystko to wyszło na jaw dopiero, gdy członkowie Polskiego Lobby, nie ustając w zadawaniu pytań odnośnie przyjazdu rektora i nie mogąc otrzymać szczerej odpowiedzi, rozpoczęli kampanię u swoich kongresmenów i senatorów szukania poparcia i przyspieszenia załatwienia dla niego wizy, niezależnie od administracji w Orchard Lake. Trudno im było uwierzyć w to, co słyszeli od swoich przedstawicieli. Jeszcze trudniej, gdy uświadomili sobie, jak potraktowano polskiego księdza w tej katolickiej instytucji.

Nowy rektor, ks. Bernard Witek, pracował nad planem ratowania seminarium w Polsce. Może kiedyś dowiemy się więcej, do jakiego stopnia miał pomoc od członków Rady Seminaryjnej. Na dziś możemy tylko domyślać się, że pomoc otrzymał, ale nie do końca na poziomie dostatecznym. W czasie rozmowy z przewodniczącym Rady Regentów Polskie Loby usłyszało, że plan miał dwa podstawowe nierozwiązane problemy: finanse na prowadzenie seminarium i znalezienie odpowiedniego ubezpieczenia. Dziwne to zarzuty i trudne do zrozumienia. Po pierwsze, nie wiemy, czy ks. Witek miał wgląd w informacje finansowe, ale analizując dotychczasowe tajemnicze zachowanie administracji, wydaje się to mało prawdopodobne. Po drugie, jak można oczekiwać od osoby nieznającej realiów życiowych w Stanach Zjednoczonych poszukania odpowiedniego ubezpieczenia? To wszystko świadczy o nieszczerych intencjach i prawdopodobnie minimalnym zainteresowaniu planem przez regentów. Warto byłoby dowiedzieć się, ilu z nich przestudiowało szczegółowy plan odbudowy seminarium. 

Dzięki niestrudzonym wysiłkom członków Polskiego Lobby, ks. Witek przyjechał na początku kwietnia. Nadzwyczajne zebranie Rady Regentów odbyło się w kilka tygodni po jego przyjeździe. Nie licząc się z pracą, którą włożył w plan ratowania seminarium i z decyzją Rady Seminaryjnej, która wcześniej postanowiła utrzymać seminarium, regenci przegłosowali zamknięcie głosami 16 do 13. Zwolennicy Prep-u mieli większość i bez skrupułów i szacunku dla tej starej instytucji postawili na swoim. Żeby pokazać, kto rządzi i jak niewiele Polonia ma do powiedzenia, w dniu oficjalnego protestu zorganizowanego przez PL z udziałem katolików innych narodowości i kilku regentów polskiego pochodzenia administracja Orchard Lake bezceremonialnie ogłosiła w kampusowej gazecie oficjalne zamknięcie. Nie licząc się z nikim i z niczym, pokazano jak mało ich obchodzi to, co czuje i myśli polska mniejszość.

W ciągu następnych kilku tygodni wielokrotnie Polonia mogła się przekonać, że nic nie ma znaczenia, poza tym, co w danym momencie postanowią regenci i w ich imieniu zrobi Komitet Wykonawczy. Gdy uznano, że potrzeba dodatkowych pomieszczeń szkolnych dla dziewcząt, zlikwidowano bibliotekę, wynosząc książki i częściowo rozdając te, które uznano za niepotrzebne, a resztę książek w pudełkach przewieziono do opustoszałych pomieszczeń seminaryjnych. Już kiedyś, ponad dziesięć lat temu, polskie książki zwiezione z całego kampusu włożono w pudła, położono w pokoju w dolnej części biblioteki i nikt przez dwanaście lat nimi się nie zajął. Można obawiać się, że i te, które teraz wygnano z biblioteki, spotka podobny los. Oficjalnie poinformowano zaniepokojoną Polonię, że skoro nie ma seminarium, to niepotrzebna jest biblioteka. Widocznie młodzież z ich szkoły średniej nie czyta lektur i nie robi prac badawczych wymagających dostępu do biblioteki. Nikt z nich nie przejmuje się mieszkańcami stanu Michigan, których pozbawiono możliwości dostępu do unikalnych zbiorów, jakie znajdowały się w tej bibliotece. Na zakończenie, rozbudowę tej biblioteki wykonano za pieniądze darczyńców polskiego pochodzenia i polonijnych organizacji, ale nie konsultowano się z nimi likwidując ją.

Innym przykładem „wy sobie protestujcie a my będziemy robić, co chcemy” jest rozbiórka garaży i ponadstuletniego zabytkowego budynku. Warto poinformować czytelników i miłośników zabytków, że Polonijne Zakłady Naukowe w Orchard Lake są na liście narodowych obiektów zabytkowych Stanów Zjednoczonych. Te garaże i budynek w stylu wiktoriańskim są na tej liście od 1982 roku. Nie informując nikogo, pewnego dnia przyjechała ekipa, zburzyła, zaorała i wyrównała ziemię i nie ma śladu po zabytkach. Argumentem za rozbiórką ponoć była czarna pleśń. Czy tak samo postąpią z innymi budynkami? Jaki los spotka Zamek, w którym mieszkał w czasie swoich wizyt na kampusie św. Jan Paweł II?

Od kwietnia wiedziano, że trzeba przedłużyć wizę ks. Witkowi. Jeszcze dwa dni przed upływem jej ważności jego aplikacja nie była złożona. Dopiero reakcja Polskiego Lobby, Polonii i pomoc jednego z regentów doprowadziły do spotkania z adwokatem polskiego pochodzenia i złożenia dokumentów w sposób i o czasie gwarantującym ewentualne, zgodne z prawem amerykańskim, przedłużenie pobytu. Trudno powiedzieć, czy to niekompetencja ze strony administracji, czy złośliwość. W każdej szanującej się instytucji pracownicy ponieśliby konsekwencje za takie zachowanie, ale nie w Orchard Lake. O mały włos nie doszło do pozbycia się ostatniego polskiego księdza z tej 137-letniej polskiej placówki. 

Podsumowując, należy być świadomym, jak beznadziejnie wygląda współpraca z Radą i mało prawdopodobne, że mając do czynienia z tymi samymi regentami cokolwiek zmieni się w przyszłości. Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że dla nich bardzo ważne jest przynależenie do grupy, do korporacji i chyba zapomnieli o roli, jaką tam powinni pełnić. Chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, aby nie było kilku spośród 32 regentów, którzy mieliby uczciwe intencje i nie chcieliby zadbać o lepszą przyszłość tego starego polonijnego ośrodka? Muszą wśród nich być odważni ideowcy, dla których los powierzonych im szkół, budynków, zbiorów archiwalnych, książek czy dzieł sztuki, latami oddawanych pod opiekę Zakładów przez polskich emigrantów, ma znaczenie i wartość większą niż koło wzajemnej adoracji, jaką jest korporacja. Członkowie Polskiego Lobby, pomimo dotychczasowego złego doświadczenia, ciągle mają nadzieję, że obudzi się chociaż jedna osoba, otworzy szeroko oczy i zobaczy, ile złego wyrządza się tej starej polonijnej instytucji, zamykając seminarium, i zacznie działać, uświadamiając pozostałych. 

Jolanta Hałaczkiewicz

Najnowsze