czwartek, 21 listopada, 2024

Prezydenckie przymiarki i Ukraina

MAREK BOBER

Końcówka roku 2022 nakazuje nam patrzeć na przyszłe relacje polsko-amerykańskie jako na relacje bez zaskoczeń. Ten sojusz strategiczny – jak mówi się o nim nad Wisłą – będzie trwał; a że mógłby być lepszy, to inna sprawa. Końcówka roku sprawia, że nie ma z kolei nadziei na rychłe powstrzymanie marszu amerykańskiej „postępowej, socjalistycznej, progresywnej” lewicy, marszu przez instytucje, kulturę, administrację, prawo i mentalność. Końcówka roku powoduje jeszcze obawy, czy człowiek, który piastuje najważniejszy urząd w Białym Domu i w ogóle jest najważniejszym przywódcą tzw. demokratycznego świata, wie jeszcze o co chodzi i co się wokół niego dzieje. Ale ten człowiek, niemogący często trafić do drzwi, odniósł ostatnio – o dziwo – kilka sukcesów, nie za swoją przyczyną przeważnie, jednakże odniósł. I sprawia to, że ów zniedołężniały polityk, namawiany nawet przez własne środowisko, aby nie myślał o reelekcji, staje się naprawdę poważnym kandydatem w wyborach. A to jest groźne, straszne i smutne.

W listopadzie Amerykanie zdecydowali w wyborach, że Izba Reprezentantów będzie należeć do republikanów, Senat natomiast do demokratów. Nieco niżej jedni i drudzy w wyborach lokalnych coś zdobyli, coś stracili, słowem – podział władzy jest taki sam, jak podzielone jest społeczeństwo. Generalnie uznano, że wybory środka kadencji prezydenckiej republikanie przegrali, tzn. nie wygrali tak wysoko, jak się spodziewano, zyskał zaś – mimo wszystko – urzędujący prezydent.

Co nas czeka przez następne dwa lata? Co będzie się działo do czasu wyboru nowego (starego?) prezydenta? Z pozoru niewiele, oprócz politycznej nawalanki. Ale to z pozoru, bowiem jakieś decyzje zapadać będą, na przykład dotyczące Ukrainy. 

Nowy Kongres, 118. w historii, zbierze się po raz pierwszy 23 stycznia. Zdobycie większości w Senacie przez demokratów daje im przewagę nie tylko psychologiczną, ale konkretną. Nadal bowiem będą mogli zatwierdzać prezydenckie kandydatury na stanowiska w administracji czy dyplomacji, a także sędziów federalnych, głównie tych o skrajnie lewackich poglądach, szczególnie wyróżnianych przez obecny Biały Dom, bo to jest w modzie. Senat może ciągle prowadzić różnego rodzaju przesłuchania i śledztwa, chociażby dotyczące byłego prezydenta Donalda Trumpa. Może także, co bardzo istotne, posługiwać się wezwaniami sądowymi (subpoena). No i Senat może, a na pewno będzie, spowalniał wszelkie inicjatywy ustawodawcze wychodzące z Izby Reprezentantów.

Co zrobią republikanie, mając większość w Izbie Reprezentantów? Na pewno będą powstrzymywać wszelkie „progresywne”, lewackie inicjatywy i decyzje Joe Bidena, w głównej mierze te fiskalne, związane z potężnymi wydatkami. Będą próbować osłabić obecną administrację, grożąc np. impeachmentem nie samego Bidena a na przykład Alejandro Mayorkasa, sekretarza ds. bezpieczeństwa wewnętrznego (chodzi o brak zabezpieczenia południowej granicy z Meksykiem i masowy napływ emigrantów). Republikanie są w stanie – i raczej na pewno to zrobią – przeprowadzić kilka ciekawych śledztw, np. genezy wirusa COVID-19 i laboratoriów biochemicznych w chińskim Wuhan (jakieś pieniądze amerykańskie tam trafiały) lub niejasnych, korupcyjnych powiązań syna obecnego prezydenta, Huntera, np. z ukraińską firmą Burisma. 

Obu partiom pozostaje ok. pół roku na pozycjonowanie się przed wyborami prezydenckimi i wyłonieniem kandydatów do prawyborów. Jedynym oficjalnym zgłoszeniem jest to z 15 listopada, czyli decyzja Donalda Trumpa, że po raz trzeci stanie w wyborcze szranki. Demokraci i jego przeciwnicy wszelkiej maści (także w gronie własnej partii) nie ułatwią mu zadania. Prokuratura w Nowym Jorku już postawiła zarzuty wobec jego firm o nadużycia finansowe i podatkowe. Tzw. komitet ds. ataku z 6 stycznia (United States House Select Committee on the January 6 Attack) chce, aby Departament Sprawiedliwości postawił Trumpowi cztery oskarżenia kryminalne dotyczące słynnych wydarzeń na Kapitolu. 

Jeszcze pół roku temu wydawało się, że obecny prezydent nie ma jakichkolwiek szans na reelekcję i jedynym pytaniem było, kiedy ogłosi, że nie zamierza po raz drugi ubiegać się o przywództwo wciąż największego supermocarstwa świata. Stan zdrowia, fatalne sondaże i ogólne niezadowolenie Amerykanów z sytuacji i kierunku, w jakim podąża kraj powodowały, że zaczęto patrzeć już za jakimkolwiek kandydatem, byleby nie był to Biden. Okazało się jednak, że dla dużej części społeczeństwa nie są ważne nadal wysokie ceny, spora inflacja, wynosząca już miliony ludzi fala emigrantów na południowej granicy i potężna przestępczość w dużych miastach. Dla owej części Amerykanów, zwłaszcza tych młodszych, ważniejsze są urojona konieczność walki z rasizmem i nietolerancją, ważna jest aborcja i LGBT, ważna jest postępowość i progresywizm, cokolwiek by to miało znaczyć. To oni spowodowali, że Joe Biden nie może listopadowych wyborów uznać za przegrane i to przysporzyło mu politycznych oraz sondażowych punktów. Dodać do tego znaczny (naprawdę) spadek cen benzyny i mamy zupełnie inną sytuację: z politycznego trupa Joe Biden (choć za spadkiem cen benzyny nie miał nic wspólnego) stał się, przynajmniej na chwilę, poważnym pretendentem do prezydenckiego fotela. Czy jednak na to się zdecyduje ostatecznie, czy w ogóle dożyje do czasu wyborów? Zobaczymy.

Najistotniejsze z punktu widzenia Polski będą mimo wszystko wydarzenia w Waszyngtonie związane z Ukrainą. Przybył do stolicy USA prezydent tego kraju, Wołodymyr Zełenski, przemówił przed połączonymi izbami Kongresu, otrzymał formalnie 28. transzę pomocy. Tej pomocy amerykańskiej, bez której Ukrainy już by nie było, nikt nie policzy. Niektórzy twierdzą, że w niecały rok w różnej formie (broni, pieniądzy i pomocy humanitarnej,) Amerykanie wyasygnowali ok. 150 miliardów dolarów. 

Czy to się zmieni? Tak, zmieni się, gdyż nad wydatkami tymi będzie większa kontrola. Tego domagają się republikanie. Bowiem przejrzystości tego, co się dzieje z bronią i pieniędzmi, które trafiają na Ukrainę, nie ma. Informacje, że przynajmniej część broni trafia na czarny rynek i część pieniędzy jest defraudowana, jest coraz więcej. Wywiad o tym wie, ale siedzi cicho. Czy broni i pieniędzy dla Ukrainy będzie mniej? Całkiem prawdopodobne. A raczej na pewno pomoc będzie trafiać nieco wolniej.

Nikt oficjalnie nie powie, że Ukraina może się spodziewać mniejszej pomocy ze strony USA, nadal będą pojawiać się głosy o wparciu konkretnym i wsparciu politycznym. Ale pojawiać się będą coraz częściej głosy o większej roztropności na udzielaniem pomocy Ukrainie. Pojawiać się też będą w trakcie kampanii wyborczej (zresztą, już się pojawiają) głosy: a ileż można w końcu pomagać, te pieniądze są potrzebne tu, w Ameryce. Byłbym ostrożny w 2023 r. w ocenach o bezgranicznej i niekontrolowalnej jak dotychczas szczodrobliwości amerykańskiego podatnika. Wszystko ma swoje granice, nawet jeśli sprawa jest słuszna. 

Zdjęcie:

Czy Joe Biden zdecyduje się na start w kolejnych wyborach prezydenckich na tę chwilę pozostaje bez odpowiedzi

fot. Archiwum

Najnowsze