Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie od początku wzbudzały wiele kontrowersji. Samo przyznanie ich Chińczykom tuż po tym, jak organizowali w tym mieście letnią olimpiadę, może zastanawiać, jakie siły stoją za przyznawaniem prawa organizacji. Poza tym igrzyska odbywały się w cieniu pandemii, która była do granic możliwości wykorzystywana przez organizatorów. Niezliczona ilość testów, którym musieli poddawać się zawodnicy, maniakalne nakazywanie używania masek w każdym miejscu i przez każdego uczestnika. Na szczęście zawodnicy podczas zawodów nie walczyli o medale w maskach, ale tuż za linią mety, nawet bez chwili odpoczynku, przymuszani byli do ich zakładania.
O zgubnym wpływie tych obostrzeń na własnej skórze przekonała się polska panczenistka Natalia Maliszewska, która miała poważne szanse na zdobycie złotego medalu w short-tracku. Niestety Polka nie została dopuszczona do wyścigu eliminacyjnego. Maliszewska miała pozytywny wynik testu tuż po przylocie do Chin. Została skierowana na izolację, gdzie po kilku dniach uzyskała wynik negatywny. Wróciła do wioski olimpijskiej i zaczęła trenować. Jednak znowu kazano jej zrobić test i okazał się pozytywny i ponownie została zamknięta w izolacji. Zawodniczka straciła tym samym szansę na start w zawodach.
Od początku mówiło się też, że była to olimpiada, gdzie wykorzystywano mnóstwo sztucznego śniegu. Właściwie dopiero po tygodniu zawodów w Chinach spadł prawdziwy śnieg. A wcześniej zużyto miliony hektolitrów wody i ogromną ilość energii elektrycznej, by wyprodukować sztuczny.
Sporo dyskutowało się także na temat infrastruktury imprezy, która często nie przywołuje na myśl typowych zimowych krajobrazów. Bardziej przypominała się bezkresna, szara tundra niż porośnięte jodłami stoki z serpentynami tras zjazdowych. Ale największe zdziwienie wzbudziła skocznia, na której odbywały się zawody w narciarstwie dowolnym polegające na wykonywaniu różnych skoków, sztuczek i zwrotów podczas zjazdu. Takie zawody zazwyczaj odbywają się w miejscach, gdzie w tle słychać muzykę, a krajobraz jest przyjazny i miły dla oka. Nic z tych rzeczy w Chinach. Obiekt postawiono bowiem w otoczeniu gigantycznych kominów przemysłowych. Podejrzewam, że większość kibiców przed telewizorami zastanawiała się, kiedy nagle z kominów buchną kłęby dymu. Na szczęście nic takiego się nie stało, ale niesmak pozostał. Skocznia została wybudowana na terenie dawnej huty stali, która na szczęście przestała działać 15 lat temu.
Decydując się na wybór nietypowego miejsca, chińscy urzędnicy chcieli pokazać, jak można wykorzystać dawny teren przemysłowy w zrównoważony sposób. Czy komukolwiek pomysł ten przypadł do gustu? Śmiem wątpić.
Jacek Hilgier
pointpub@sbcglobal.net