ROBERT STRYBEL
– Tak, wróciłem. Wróciłem na 100 procent! – powróciwszy z dobrowolnego, siedmioletniego brukselskiego wygnania, tymi słowy Donald Tusk przywitał się w Warszawie z zebranymi na sali działaczami Platformy Obywatelskiej. Gorąco go witali jako przysłowiowego rycerza na białym koniu, który uratuje rozsypującą się partię.
Platformę Obywatelską rozrywają tarcia frakcyjne między zwolennikami jej dotychczasowego lidera Borysa Budki a drapieżnie ambitnego prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który zgłosił gotowość przejęcia władzy w PO. Na szansę powrotu za kulisami czeka też zdetronizowany przez Budkę Grzegorz Schetyna. Spada poparcie dla Platformy, a nowa partia Polska 2050 Szymona Hołowni zepchnęła Platformę na trzecie miejsce w sondażach. Do Hołowni uciekło też kilku platformerskich posłów.
Tusk najwidoczniej nie zrozumiał, że spadające poparcie dla PO wynika m.in. z niechęci większości Polaków do wyniszczającej wojny polsko-polskiej, bezskutecznej polityki anty-PiS i braku konkretnego programu dla Polski. Zamiast tego powrócił do „przemysłu pogardy”, któremu przewodniczył do 2014 r., gdy jako protegowany niemieckiej kanclerz Angeli Merkel został „prezydentem Europy”.
Nie bawiąc się w analizy, diagnozy czy jakiekolwiek subtelności, Tusk wrócił z prostym przekazem, że Prawo i Sprawiedliwość to czyste zło, które Platforma musi zwalczać. Przyznał też, że ogarnia go furia, gdy ktoś mówi: „może PiS jest zły, ale parę rzeczy zrobił”. Dla byłego premiera RP „zło, które czyni PiS, jest tak ewidentne, bezwstydne i permanentne (…), że ludzie w Polsce jakby opuścili ręce i mówią: »No nie, oni są już tak bezczelni w tych złych sprawach, że chyba nic się nie da zrobić«”.
Budka zrzekł się swego stanowiska na rzecz Tuska, który zagrzewał platformersów do walki na śmierć i życie. Uważa, że Polacy o niczym innym nie marzą jak o zakończeniu „złego snu” rządów prawicy. Tymczasem sondaż przeprowadzony dla proplatformerskiej stacji TVN wykazał, że aż 60 proc. rodaków była przeciwna jego powrotowi do krajowej polityki. Wśród najmłodszych, którzy po raz pierwszy zagłosują w 2023 r., niewielu wie cokolwiek na jego temat i mało który jego powrotem się interesuje.
Ale Tusk to twardy, zaprawiony w boju polityk wagi ciężkiej. Trudno go sprowokować czy wytrącić z równowagi, a na zaczepne pytania nieprzyjaznych dziennikarzy zawsze znajdzie gotową odpowiedź. Niedawno nazwał oskarżonego o malwersację swego byłego ministra Sławomira Nowaka „więźniem politycznym” PiS. Obecnie zaś nie chciał sprawy komentować i zbył pro-PiS-owskiego reportera mówiąc, że „jest to sprawa między Nowakiem a prokuraturą”.
Należący w 2001 r. do lewicującej Unii Wolności Tusk założył z byłym PRL-owskim szpiegiem gospodarczym Andrzejem Olechowskim i członkiem Akcji Wyborczej Solidarność Maciejem Płażyńskim Platformę Obywatelską. Początkowo nie miała to być zwykła partia polityczna, a coś nowego, innego – ruch, stowarzyszenie, forum, platforma. Zwał jak zwał, ale do 2003 r. Tusk wykosił dwóch rywali i przejął całą władzę w PO. A formację tę miało prowadzić „trzech tenorów”, jak o nich mawiano.
Według niektórych, powrót Tuska prędzej czy później musi doprowadzić do ostatecznego pojedynku z Jarosławem Kaczyńskim, jego arcyrywalem. Niechęć do Kaczyńskiego wzięła się głównie z upokorzenia, jaką PiS zadało Platformie. Przed wyborami 2005 r. w całym kraju bilbordy apelowały o poparcie dla prezydenta z Kaszub (Tuska) i premiera z Krakowa (Jana Marii Rokity). Wyborca zaś zadecydował inaczej i prezydentem RP został Lech Kaczyński, a parlamentarne wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość.
Podczas kampanii PiS twierdziło m.in., że dziadek Tuska zapisał się do armii hitlerowskiej na ochotnika. Faktycznie został do niej przymusowo wcielony, ale faktem pozostało, że Tusk miał „dziadka w Wehrmachcie”. Mściwy i pamiętliwy Tusk tych upokorzeń nie zapomniał i nie wybaczył. Do dziś Kaczyńskiego uważa za śmiertelnego wroga.
PO to już druga partia współtworzona przez Tuska. Już w 1991 r. był jednym z organizatorów Kongresu Liberalno-Demokratycznego i stał się jego przewodniczącym. KLD wyznawał neo-liberalną politykę Leszka Balcerowicza, który wyprzedał za bezcen krajowy przemysł, a resztę doprowadził do ruiny. Spowodowało to wielomilionowe bezrobocie, co umożliwiło liberałom reklamowanie Polski jako kraju taniej robocizny dla zagranicznych inwestorów.
Prasa niemiecka na ogół pozytywnie, nawet entuzjastycznie oceniła powrót znanego z proniemieckich sympatii Donalda Tuska. „Jego charyzma i oratorski kunszt nie podlegają dyskusji” – uważa publicysta wpływowego dziennika Süddeutsche Zeitung. „Wystarczyła chwila przy mównicy, żeby zrozumieć, dlaczego wiele osób pragnęło jego politycznego powrotu. (…) Oczarował uczestników zjazdu płomiennym przemówieniem i atakami na rząd PiS. Zarzucił rządzącym ciężkie błędy w walce z pandemią, zadłużanie państwa, kumoterstwo i politykę zagraniczną, która doprowadziła do izolacji Polski. W wielu sprawach PiS realizuje rosyjską agendę i jest antyeuropejski” – uważa monachijska gazeta.
Kiedy niedawno Polsce i krajom bałtyckim udało się zablokować lansowany przez Niemcy i Francję szczyt UE-Rosja, prezydent Francji Macron w desperacji nazwał ich obywateli „rusofobami”. Merkel natomiast wyraźnie dała do zrozumienia, że straciła do Polaków cierpliwość.
Wśród obserwatorów politycznych nie brak opinii, że Brukseli, Berlinowi i Paryżowi wcale nie chodzi o ratowanie Platformy. Tuskowi bowiem podobno powierzono misję poskromienia buńczucznych Polaków i posprzątania po PiS-ie. Czy tak jest naprawdę i jak to wszystko przebiegnie, dopiero się okaże.
Robert Strybel