sobota, 23 listopada, 2024

Wirus zadłużenia

Jan Czekajewski

Idea idealnego komunizmu, jaki reprezentował Karol Marks, jest ciągle żywa, aczkolwiek ukrywa się pod inną, liberalnie-demokratyczną nazwą. Zresztą nie tylko idea komunizmu jest ciągle żywa. Także kapitalizm przeszedł swoistą metamorfozę – z kapitalizmu przemysłowego, jaki opisywał Karl Marks, do nowej formy kapitalizmu zakażonego swoistym wirusem ekonomicznym, którą nazwałbym „kapitalizmem zadłużenia”. Interesujące jest, że komunizm, albo raczej jego sowiecką wersję, też cechował swoisty wirus, prawdopodobnie zainstalowany tam przez Lenina, który polegał na pomyśle „centralnego planowania”. Pomysł ten doprowadził sowiecki komunizm do implozji z uwagi na idiotyczność założenia, że całą gospodarkę można planować z centralnego punktu. 

I tak 30 lat temu sowiecki model ekonomii zbankrutował i na polu bitwy ostał się amerykański model, w którym od jakiegoś czasu kiełkował wirus zadłużenia – metody oparcia całej ekonomii o system bankowy i sterowany poprzez kredyty udzielane nie tylko przemysłowi, ale z czasem i indywidualnym ludziom w postaci kart kredytowych i pożyczek na szereg innych produktów jak samochody, domy (hipoteki), meble i artykuły codziennego użytku lub luksusów a nawet wykształcenia. To omotanie społeczeństwa kredytami nie jest niczym innym tylko formą niewolnictwa, podobną do XIX-wiecznego przywiązania chłopów do ziemi. Niewolnictwa stosowanego zgodnie z literą prawa. Niewolnictwa „liberalnego”, jako że w odróżnieniu od komunizmu nikt nam nie przystawiał pistoletu do potylicy, abyśmy zaciągnęli wymarzony kredyt. 

Tego rodzaju kapitalizm doprowadził do szybkiego rozwarstwienia klasowego poprzez zubożenie klasy średniej z powodu niemożliwych do spłacenia kredytów i powstania klasy bankierów, którzy tymi kredytami zarządzają. Mówiąc o klasie bankierów, nie mam na myśli rzeszy słabo płatnych kasjerów i innych urzędników pracujących w sektorze bankowym, ale właścicieli tego sektora ekonomii pasożytniczej, jaki stanowią banki i firmy ubezpieczeniowe zdzierające ze społeczeństwa olbrzymie premie, bez dostarczenia liczącej się wartości, np. w postaci ubezpieczeń chorobowych. Kapitalizm kredytowy opiera się na założeniu stabilności całego dokładnie wyreżyserowanego systemu ekonomicznego. Jego funkcjonalność nagle się załamuje, jeśli do gry ekonomicznej zakrada się jakiś uboczny, niekontrolowany przez rząd czy banki element. A tym elementem w ostatnich latach stała się pandemia wirusa Covid-19. Nagle, z dnia na dzień kraj, a wręcz świat zalała rzesza bezrobotnych, niezdolnych do spłacania zaciągniętych kredytów. Co gorsze, życie na kredyt nie dotyczy tylko społeczeństwa, ale także całego aparatu rządowego, łącznie z armią, jak i opieką socjalną nad rzeszą ubogich, a jest ich w USA masa. 

Wirus konsumeryzmu

Wirus zadłużenia nie mógłby istnieć bez konsumeryzmu. Jest to nieodzowna symbioza tych dwu społecznych zachowań. Nad przekonaniem nas, że jest coś nam potrzebne, a raczej nieodzowne, pracują tysiące specjalistów od marketingu, czyli propagandy. Można by powiedzieć, że konsumeryzm poprzedza zadłużenie, stwarzając nieodzowny klimat do zaciągnięcia długu, aby spełnić marzenia posiadania „czegoś” zaszczepione w naszym umyśle jako konieczne i nieodzowne. 

Jest jeszcze trzeci wirus, tym razem nie indywidualny, ale na skalę całego kraju. To wirus zadłużenia w handlu międzynarodowym. W amerykańskim i europejskim przypadku jest nim deficyt handlowy z Chinami. Ten wirus pod różnymi postaciami zaczął się chyba od mementu, kiedy prezydent Nixon i jego doradca Henry Kissinger udali się do Chin i przekonali Mao, że współpraca z USA jest bardziej korzystna niż współpraca z ZSSR. W tamtym czasie USA były ciągle krajem technologicznie przodującym i uprzemysłowionym. Kupowanie od Chińczyków tenisówek, majtek lub koszul nie zagrażało amerykańskiej dominacji ekonomicznej. Kissinger i Nixon nie przewidzieli jednak konsekwencji, jakie stały się skutkiem ich porozumienia z Mao. Z czasem liczba produktów importowanych z Chin wzrosła do tego stopnia, że bilans w handlu z Chinami stał się dla USA negatywny. Czyli kupowaliśmy więcej niż sprzedawali. Ponadto nikt nie przewidział, że amerykańscy importerzy, aby sprzedawać więcej na wymagającym rynku amerykańskim, będą musieli nauczyć Chińczyków, jak produkować lepiej i taniej. Najprościej było przenieść produkcję do Chin, ponieważ związki zawodowe w USA domagały się wysokich płac dla rodzimych pracowników. Więc z czasem razem z importem z Chin sprzężony został eksport amerykańskiej myśli technicznej i idące za tym zdruzgotanie amerykańskiego przemysłu produkcyjnego, jaki widzimy dzisiaj. Od jakiegoś czasu nasza gospodarka stała się gospodarką usługową. Prezydent Trump był pierwszym, który to publicznie zauważył, ale od obserwacji do naprawy jest bardzo długa droga. Trzeba wychować nowe pokolenie zarówno inżynierów, jak i wykwalifikowanych robotników, a to zabierze jedno albo dwa pokolenia. Trzeba też zmienić mentalność przeciętnego Amerykanina, który dzisiaj uważa, że najważniejszą miarą jego wartości jest zdolność do zaciągania kredytów. Trzeba też przekonać miliony młodych ludzi, że nie bogactwo jest miarą człowieka, ale jego satysfakcja z wykonywanej pracy, która niekoniecznie musi się przekładać na ilość posiadanych dolarów, których wartość może zdmuchnąć czyhającą za rogiem inflacja. 

Jan Czekajewski

Najnowsze