niedziela, 24 listopada, 2024

Polonijne remanenty

Sukces, czyli demolka w kościele

MAREK BOBER

Zadęto w fanfary, aby oznajmić, że Polonia w Chicago jest silna, wpływowa i skuteczna, że należy się z nią liczyć. Zadęto mocno, aby oznajmić Bogu i światu, że tzw. zorganizowana Polonia jest tworem poważnym. A stało się jak zawsze – to tylko wydmuszka.

Ale po kolei. Przed laty miłościwie nam panujący arcybiskup Chicago, teraz już kardynał, Błażej Cupich, wymyślił, że katolicy jako tacy i Kościół jako taki muszą wzmocnić wiarę, gdyż jest pod tym względem źle. Aby ta wiara była mocniejsza i twarda jak skała, tęczowy arcybiskup wydał rozkaz, że należy z ponad 300 kościołów katolickich, jakie są w archidiecezji, zlikwidować 120, a dokładnie – jedne zamknąć na kłódkę, inne czasami połączyć i co się da sprzedać jak leci. Jak na tęczowego arcybiskupa przystało, wszystko skodyfikował w programie, który ładnie nazwał „Renew my Church” i rozporządzenie weszło w życie. Powieka mu nie drgnęła. 

I tak na przykład zamknięto ponad 100-letnią parafię św. Tekli. Choć sama świątynia dziełem wielkiej architektury nie była, to miała swoją ciekawą historię, w tym polonijną; dobrze funkcjonowała szkoła katolicka, a i mieściła się przy niej szkoła polonijna im. gen. Władysława Andersa. I parafia miała sporo dolarów na koncie, nawet bardzo sporo. Wcale nie upadała. No, ale miała też duży parking, parę ładnych i obszernych budynków oraz dobre położenie. W imię wzmacniania wiary parafię zamknięto. Budynki i obszerny plac kupił jakiś przedziwny kościół – First Romanian Baptist Church. Tylko że lata lecą i pieniędzy z tej sprzedaży nie widać. Ale w końcu kiedyś to się sprzeda, będą apartamenty albo sklep.

Próbowano dobrać się do bardzo silnej parafii św. Konstancji, także ze szkołą katolicką i szkołą polonijną. Likwidacja była ryzykowana, bo szum się zrobił, połączoną więc ją z jeszcze jedną, dając wiernym jakiś przedziwny twór. Nieposłusznym wiernym gęby zamknięto.

Najgłośniej zrobiło się w 2016 r., kiedy miłosierny arcybiskup upatrzył sobie ponad 100-letni kościół św. Wojciecha w dzielnicy Pilsen. Upatrzył sobie i postanowił zamknąć. Wybudowali go nasi rodacy i wystawili godnie, na bogato – to rzeczywiście perła architektury i łza się w oku kręci, że komuś do durnego łba przyszło, aby taką świątynię likwidować. W dzielnicy nie ma już za dużo Polaków, przeważają Latynosi, Meksykanie głównie. Zrobił się meksykańsko-polski ferment, i słusznie. W środowisku polonijnym sprawę nagłośniła pani Julia Sawicka, która jak na osobę urodzoną w Ameryce nic z polskości nie straciła. Powstał jeden komitet obrony kościoła, potem drugi, włączyły się w akcję jakieś grupki i grupy. Włączył się nawet sam nadprezes Polonii, czyli Frank Spula, który ogłosił zbiórkę pieniędzy na obronę kościoła i chyba nadal zbiera, bo nie wiadomo do tej pory, ile zebrał a jak zebrał, to co z efektami zbierania zrobił. 

Do 2019 r. sporadycznie odprawiano w kościele polskie msze, frekwencja była niezła, jako że była to dla niektórych okazja do zdjęcia. Pojawiali się tzw. liderzy polonijni, były więc zdjęcia i oczywiście ważne i superważne przemówienia. Archidiecezja próbowała kościół sprzedać, nawet wprowadziła się do niej jakaś „afroamerykańska” szkoła muzyczna, ale jak się okazało, że nie mają kasy, to ich wyrzucili. Ale co sobie pograli w zdekonsekrowanych już murach, to sobie pograli. 

Arcybiskup Błażej, który po drodze z tęczowym trendem został w Watykanie mianowany kardynałem, zdania nie zmienił. Ludzie mogą protestować, pisać sobie do papieża, mogą argumentować, że to zabytek i w ogóle lamentować, iż dzieje się szkoda, ale zamknąć trzeba i basta. 

Działać zaczął lokalny radny, latynoskiego pochodzenia, ale jakoś tak działał, że dużo zapowiadał, ale te zapowiedzi nie pokrywały się z czynami. Na przykład mówił, że tak zmieni plany zabudowy, czyli po polonijnemu zoning, że nie będzie można w tym miejscu wybudować choćby apartamentów i że chętny na zakup się w ten sposób nie znajdzie. No dobrze, zapowiadał, ale tak po prawdzie wniosek, mimo upływu lat, nigdy nie stanął na radzie miasta. 

Teraz nastało ogólnopolonijne podniecenie, bowiem radnemu udało się przedstawić przed odpowiednią komisją miejską wniosek o przyznanie kościołowi i jego otoczeniu statusu zabytku. Na specjalne posiedzenie tejże komisji apeli o gremialne przybycie było wiele. Stawili się tzw. liderzy polonijni, niektórzy nawet przemówili, stawili się picerzy, czyli tacy, którzy udają, że są ważni, były zdjęcia, wywiady radiowe i tak dalej. Było i jest ogólne zadowolenie, że jesteśmy, walczymy i nie pozwolimy, bo my zwarci i gotowi. Nikt już nie pytał, dlaczego takiego wniosku nie złożono siedem lat temu albo pięć lat temu. 

Co tak po prawdzie osiągnięto? Nic! Oprócz samozadowolenia Polonii, tzw. liderów tudzież krzykaczy i owych polonijnych picerów, więc oprócz zachwytów, że jesteśmy w mieście mocni i arcybiskup może nam podskoczyć – nic nie osiągnięto. 

Kościół i parafialne budynki rzeczywiście zostały wpisane na tymczasową listę zabytków, znalazł się bodajże w punkcie drugim na 7-punktowej skali. Za ileś lat może tym zabytkiem będzie. Albo i nie będzie. A na dzisiaj oznacza to tyle, że murów nie można ruszyć, ale wszystko inne jak najbardziej. 

No i co z tych murów, droga Polonio? Trwa w najlepsze rozbiórka i demolka tego, co najcenniejsze. Wymontowano witraże, wywożone są figury i obrazy, czekać tylko, aby 30-tonowy ołtarz z pięknego marmuru został potraktowany młotami, bo przecież w całości do vana się nie zmieści. Ktoś gdzieś to wywozi, a może rozkrada, wszystko w obstawie ochroniarzy. Ponoć jeden czy drugi proboszcz zaoferował się, że przygarnie jakiś witraż czy obraz, ponoć to, ponoć tamto… Na oczach zadowolonej z siebie Polonii następuje niszczenie i rozkradanie prawdziwej perły architektonicznej i tylko prosić Boga niech to się wszystko zawali, bo może lepiej tak będzie. 

Polonijni tzw. przywódcy udają, że coś robią, a biskup pomocniczy Andrzej, przepraszam – Andrew Wypych zajmuje się przesyłaniem ludziom na Facebooku życzeń i nawet słowem nie piśnie, że za jego biskupowania zamknięto mu pod nosem (a pewnie i za zezwoleniem) co najmniej kilka najcenniejszych polskich świątyń, najcenniejszego materialnego dorobku polskiego wychodźstwa. Nawet słowem nie piśnie on, ale i inni polonijni duchowni, że na ich oczach i za ich przyzwoleniem dokonuje się najtragiczniejsza zbrodnia na polskich świątyniach w Chicago.

Nie łudźmy się, kościoła św. Wojciecha już nie ma i nie będzie. Będzie tam może sklep, galeria, może przedszkole. Może być tak, że wprowadzi się jeszcze „afroamerykańska” szkoła muzyczna. Takie są skutki bezsilności Polonii. Takie są skutki wciskania kitu, że Polonia jest silna i zjednoczona.

Marek Bober

Zdjęcia:

W kościele św. Wojciecha w Chicago ekipy wywózkowe pracują na całego

fot. WD

Najnowsze