Robert Strybel
Byli sobie raz dwaj petersburczycy (właściwie leningradczycy) i do tego dość do siebie podobni. Wołodia (Władimir Putin) był od Żenii (Jewgenija Prigożina) o 11 lat starszy i nieco tęższy pod sufitem. Wołodię i Żenię łączyło jednak niemało wspólnych cech. Obaj byli nadzwyczaj ambitni, zdeterminowani i obrotni, mieli sporo życiowego sprytu i byli gotowi dążyć po trupach do wyznaczonego sobie celu. Różnili się głównie narzędziami i ścieżkami dotarcia.
Putin był praworządnym, że aż wiernopoddańczym obrońcą „sowieckiego miru”, który krok po kroku skrupulatnie wypełniał rozkazy swoich mocodawców, odznaczał się pilnością i poważnym traktowaniem zadań.
Prigożin także rozwijał karierę krok po kroku, z tym że nierzadko na bakier z prawem. Różnicę tę najdobitniej zilustruje to, jak spędzili 18. urodziny. Putin w tym dniu zgłosił się do urzędu KGB, deklarując chęć zostania agentem tej instytucji. I dopiął swego. Prigożin u progu dorosłości zaliczył swój pierwszy sądowy wyrok. W sumie za kradzież, rabunek, defraudacje i wciąganie nieletnich do działalności przestępczej za kratkami spędził dziewięć lat. Po wyjściu na wolność, dzięki pomocy matki i ojczyma, zaczął handlować hot dogami z budek ulicznych, które cieszyły się dużym wzięciem. Potem założył sieć fast foodów o nazwie Blin Donalt (chyba mającej sugerować amerykańskiego McDonalds’a), aż wreszcie stworzył spore przedsiębiorstwo cateringowe.
I tu obaj panowie się wreszcie spotkali. Putinowi spodobała się restauracja Prigożina „Nowa Wyspa”, znajdująca się na statku wycieczkowym zacumowanym na Newie. W 2001 roku Putin uczestniczył tam we wspólnym obiedzie z ówczesnym prezydentem Francji Jacquesem Chirakiem, a Prigożin osobiście ich obsługiwał przy stole. Tak to wszystko przypadło do gustu Putinowi, że poprosił Prigożina o zorganizowanie dlań urodzinowego bankietu. W tejże pływającej restauracji Putin też przyjmował m.in. japońskiego premiera Mori i amerykańskiego prezydenta Busha młodszego. W ten sposób do Prigożina przylgnął przydomek „kucharza Putina”.
Dla Żenii kontakt nawiązany z Putinem był nie łutem a rogiem obfitości i szczęścia. Dopiero wtedy jego imperium gastronomiczne zaczęło rozwijać skrzydła. W kolejnych latach wygrywało różne korzystne przetargi i podpisywało lukratywne kontrakty z państwowymi organami. Prigożin zaczął zaopatrywać moskiewskie stołówki szkolne, później rozszerzył działalność na wojsko a już rok później kontrolował 90 proc. dostaw żywności dla armii rosyjskiej. Ale bynajmniej nie ograniczał się do branży gastronomicznej.
W 2013 r. Prigożin założył w Sankt Petersburgu Agencję Badań Internetowych, potocznie zwaną „farmą troli”. Firma ta miała rozprawiać się z mediami i dziennikarzami, którzy oczerniali czy wyśmiewali „wielki naród rosyjski”. Kongres USA oskarżył Prigożina o ingerowanie w amerykańskie wybory prezydenckie. Owa Agencja Badań Internetowych za pomocą fikcyjnych profili oraz skradzionych tożsamości obywateli amerykańskich na całego siała dezinformację podczas amerykańskiej kampanii prezydenckiej.
USA wystawiły list gończy za Prigożinem, obłożyły go sankcjami i oferowały nagrodę $10 milionów za informację o nim. Prigożin cały czas zaprzeczał, jakoby mieszał się do procesu wyborczego USA aż dopiero w listopadzie 2022 r. publicznie przyznał się do winy: „Proszę państwa: interweniowaliśmy, interweniujemy i będziemy interweniować. Ostrożnie, dokładnie, z chirurgiczną precyzją i po swojemu, tak jak potrafimy”. Miesiąc wcześniej przyznał się, że jest właścicielem Grupy Wagnera, czemu od 2014 r. zaprzeczał.
W swojej karierze Prigożin związany był m.in. z siecią petersburskich sklepów spożywczych, jak i pierwszym w tym mieście kasynem gry. Założył też firmę konsultingową, napisał książkę dla dzieci i sfinansował film. Ale szczególne miejsce w tej przedsiębiorczości zajmuje jego prywatna armia najmitów, zwana Grupą Wagnera. Latem 2014 r., w szczytowym momencie pierwszej agresji przeciw Ukrainie, dokonywanej jeszcze rękami „zielonych ludzików” (rosyjskich sołdatów bez identyfikujących ich insygniów), formacja ta powstała z inicjatywy GRU (rosyjskiego wywiadu wojskowego). Szczegóły zawdzięczamy pewnemu b. oficerowi, który z bliska obserwował te działania.
Grupa starszych rangą urzędników rosyjskich zebrała się w siedzibie Ministerstwa Obrony, gdzie miała spotkać się z Prigożinem. Był to dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku, trochę przy kości, z ogoloną głową i o grubym, nieco chropawym głosie. Wielu z obecnych znało go tylko jako tego, „co karmi nasze wojsko”. Uczestnikom spotkania nie bardzo podobał się grubiański sposób bycia Prigożina, ale ten już na początku podkreślił swoje bliskie stosunki z Putinem. – To nie jest zwykła prośba, to rozkaz samego Papy – oznajmił stanowczo, używając znanego w kręgach rządowych przydomka głowy państwa. Zażądał od ministerstwa przydzielenia ziemi na poligon do szkolenia ochotników, którzy oficjalnie nie mieliby żadnych związków z rosyjskimi siłami zbrojnymi, choć walczyliby w rosyjskich wojnach. Jak się później okazało, Moskwa wykorzystała wagnerowców do podtrzymywania popieranych przez Rosję dyktatorów na Bliskim Wschodzie i w Afryce oraz do innych utajnionych operacji i brzydkich sztuczek.
Wydawało się, że oto powstało idealne małżeństwo z rozsądku. Kreml mógł realizować różne swoje szemrane interesy i pójść w zaparte, że nie ma z nimi nic wspólnego. Prigożin był niekwestionowanym dowódcą prywatnej armii. Czy to była przyjaźń? Taką nadzieję z pewnością żywił Prigożin. Raz pytany o to, powiedział nieco okrężnie: – Władimir Putin widział, jak zrobiłem biznes z ulicznego kramu. Widział, że nie wzbraniam się przed usługiwaniem przy stole koronowanym głowom, które przychodziły do mnie w gości. Sugeruje to, że Putin mógł kiedyś wyrazić podziw dla jego przedsiębiorczości, ale jeśli nawet, to chyba tylko przez grzeczność lub w jakimś konkretnym, doraźnym celu. Kiedyś pytany o Prigożina, jeszcze grubo przed krótkotrwałą czerwcową rebelią, Putin sucho odparł: – Znam tego człowieka, ale nie zalicza się do moich przyjaciół.
Wracając do marszu na Moskwę, dopiero z opóźnieniem niektóre brakujące elementy układanki powoli zaczęły się pojawiać. W pierwszym tygodniu po jednodobowym buncie główne pytanie brzmiało: gdzie jest Prigożin? Główny kanał rosyjskiej telewizji natomiast nadał sfilmowaną rewizję, jaką bezpieka przeprowadziła w luksusowej willi rodziny Prigożinów. Pokazywano sztabki złota i inne kosztowności, 10 miliardów rubli (prawie $111 milionów) w gotówce, broń palną i amunicję oraz szafę pełną damskich peruk i przyklejanych bród. Czy Prigożin przebierał się za kobietę, aby zmylić śledzące go służby? Następnie rzeczy skonfiskowane w jego willi zostały Prigożinowi zwrócone.
Czy już jest na Białorusi, gdzie miał przebywać na wygnaniu w zamian za obiecaną przez Putina amnestię? W pewnym momencie białoruski autokrata Łukaszenka powiedział dziennikarzom, że Rosjanina na ziemi białoruskiej już nie ma. Śledzenie satelitarne wykazało, że jego prywatny odrzutowiec odleciał do Sankt Petersburga, stamtąd zaś skierował się do Moskwy. Ale czy sam Prigożin był na pokładzie?
Okazało się, że już 29 czerwca, a więc pięć dni po feralnym marszu, Putin przyjął go na Kremlu wraz z grupą jego dowódców. Ale świat się dopiero o tym dowiedział 10 lipca z lapidarnego briefingu rzecznika Pieskowa. Ok. 35 osób uczestniczyło w trzygodzinnym spotkaniu, na którym według Pieskowa Putin ocenił działalność Grupy Wagnera na polach bitew Ukrainy oraz samą rebelię. Wagnerowcy zadeklarowali bezwarunkową lojalność wobec prezydenta FR. Już w dwa dni później (12 lipca) wagnerowcy kończyli przekazywanie rosyjskim siłom zbrojnym ponad 2000 sztuk ciężkiej broni, jak czołgi, artylerię i wyrzutnie rakietowe, oraz 2500 ton amunicji. Czy to oznacza koniec niezależnej formacji wojskowej Wagnera? Putin dał wagnerowcom do wyboru trzy opcje: włączyć się do wojsk rosyjskich, wyjechać na Białoruś lub skończyć z wojaczką i rozejść się do domów. Prigożin miał odpowiedzieć, że na wcielenie do wojsk rosyjskich „chłopaki się nie zgadzają”.
Nie znamy szczegółów tego kluczowego kremlowskiego spotkania 29 czerwca. Wydaje się jednak, że z tego pojedynku zwycięsko wyszedł gaspadin Putin. Wprawdzie bunt Prigożina był najzuchwalszym wyzwaniem, z jakim władca FR się spotkał w trakcie swoich 23-letnich rządów, ale Putin zrobił wszystko, by naprawić swój nadszarpnięty wizerunek. Najlepszym tego dowodem było chybcikiem zorganizowane lipcowe referendum, w którym według oficjalnych kremlowskich danych 77,9 proc. Rosjan potulnie głosowało, aby Putin mógł pozostać prezydentem aż do 2036 r.
A Prigożin? Podobno wrócił na Białoruś, gdzie jego wagnerowcy szkolą wojska Łukaszenki. Jeśli tak rzeczywiście jest, prawdopodobnie jakiś ciąg dalszy jeszcze nastąpi. Przy okazji prezydent Joe Biden poradził mu pół-żartem, żeby uważał na to, co je.
Robert Strybel