piątek, 17 maja, 2024

Otwarcie puszki Pandory

Jacek K. Matysiak

W zasadzie nie interesują mnie polskie partie polityczne jako takie, ale to, czy i w jakim stopniu swoim postępowaniem umacniają suwerenność Polski, czy też ją osłabiają. Każdy, nawet średnio rozgarnięty Polak wie, że niszczący polską suwerenność walec tym razem nadchodzi z kierunku Berlin/Bruksela. To tam mają pragnienie imperialnego zdominowania europejskiego obszaru i w konsekwencji wysterylizowania lokalnych patriotyzmów. Przykro patrzeć, że spora część polskich polityków jedząc im z ręki, na to właśnie się zgadza. Za garść zaszczytów gotowi są sprzedać polską tożsamość, godność, patriotyzm i tysiącletni wysiłek Polaków, którzy nie raz wielkimi kosztami utrzymywali przy życiu POLSKĘ. Tym bardziej to zaskakujące, że część liderów politycznych w Polsce to historycy (Tusk, Komorowski, Morawiecki, Sienkiewicz, Macierewicz, Błaszczak, Klimczak, etc.), którzy wiedzą, jak trudno przywrócić Polskę na mapę świata po lekkomyślnej (choć może dla elit zyskownej) zdradzie narodowych interesów dla dobra sąsiadów.

Przecież mąż stanu powinien wiedzieć, że reprezentuje Naród z jego mandatu i krótkowzroczną głupotą jest nawet zyskowne zaprzedanie się interesom sąsiedniego imperium. Niemcy zawsze śniły o „zjednoczeniu” (podporządkowaniu sobie) Europy – czy to w I wojnie światowej, czy w II, narażając dobrostan Polaków na ogromne zniszczenia i cierpienia. Podobne doświadczenia mamy z głodną imperialnie Rosją. 

Tak naprawdę dziś Niemcy sami są w łapskach globalnych sił, które wykorzystują ich historyczne dążenia w celu zniszczenia fundamentów cywilizacji łacińskiej. Są zatrudnieni w projekcie zbudowania nowego światowego kołchozu/kibutzu z rządzącą elitą i ściśle kontrolowanymi (zaczipowanymi), coraz mniej potrzebnymi im poddanymi. Jak łatwo można być kolorową wydmuszką, bez rdzenia, oślepioną blichtrem zaszczytów władzy i miejscem wśród decyzyjnych elit, jednocześnie gardząc własnymi historycznymi korzeniami. Wstyd pomyśleć, że nasi liderzy nie pachną Polską, ale cuchną ideą demolki cywilizacji aktywistów Sorosa.

Ekologiczne plany biurokratów brukselskich wrzucają Polskę w wir zguby. Zdumienie budzi pogarda partyjnych liderów dla obywateli i przeniesienie zasad i atmosfery gry dwóch w sumie prowincjonalnych zespołów z boiska na stadion narodowy. Gdzie wypadałoby nie myśleć o transferach, ale wykazać godność i jasne zrozumienie, że obydwa zespoły szanują ten sam hymn i grają ku chwale tej samej, wierzącej w ich zdolności publiczności. Komu w Polsce służy łamanie i obchodzenie prawa, podgrzewanie walk „plemiennych” i partiokracja? To przecież destabilizuje państwo, obniża jego wiarygodność i niszczy prestiż.

Nie czas, aby dawać się rozgrywać sponsorom z zewnątrz i walczyć między sobą. Czas zrozumieć, że nadchodzi sponsorowane niebezpieczeństwo zagrażające dalszemu istnieniu naszej 1000-letniej tożsamości, tradycji, kultury, patriotyzmu i państwu. Czy istnieje cena, za którą obdarzony mandatem polskich wyborców, świadomy polskości i czyhających zagrożeń lider może zdradzić ojczyznę? Czy interesy systemu partiokracji są ważniejsze od losu ojczyzny? Czy tak naprawdę partyjnych liderów nie łączy wspólny interes pomyślnej przyszłości Polski? 

Wokół zamęt, nie tylko w Polsce. Wojna na Ukrainie, podobnie w Izraelu/Palestynie, zapowiedź ataku na Tajwan i Gujanę, przepychanki w międzynarodowym układzie sił między USA a państwami BRICS. Niepewny wynik nadchodzących wyborów w USA i do tego w Polsce wewnętrzny bałagan rozgrywany tak, jakby jej już nie było, a najważniejszym jest, która partia kontroluje narodowe zasoby i za jaki udział w pakiecie kontrolnym może je opylić swoim zagranicznym sponsorom. I to ma być Polska? 

Czy po to były wybory, które miały oddać przyszłość polskich spraw i zasobów w ręce takich liderów? Jeśli któryś z nich czuje się bardziej Europejczykiem niż Polakiem, to powinien przeprowadzić się do tej części Europy, która jest mu najbliższa i nie zawracać głowy (czy czegoś niżej) polskim wyborcom. 

Zapowiadane wyrzucanie dziennikarzy w mediach, niszczenie archiwów i użycie „siłowników” do blokowania dostępu pracownikom do biur automatycznie kojarzy się z przewrotem gen. Jaruzelskiego, też z 13 XII. Słyszymy, że te łamiące prawo czyny mają miejsce w ramach dbania o demokrację i lepsze prawo. 

Polska jest w nieciekawej sytuacji. Od początku wojny na Ukrainie granicę między tymi dwoma państwami przekroczyło 17,7 mln ludzi, część powróciła, ok. 1,5 mln zostało w Polsce, 4 mln przeniosły się na zachód Europy. Ukrainę opuściło, uciekając przed mobilizacją, ok. 650.000 mężczyzn w wieku poborowym, choć są pilnie potrzebni na froncie. Szerzy się korupcja, nadal dominuje oligarchia, jakoś przepada ok. 20 proc. pomocy z Zachodu. 

Komentatorzy podają, że ok. 30 proc. zasobów Ukrainy znajduje się już w posiadaniu największej korporacji świata BlackRock, na której czele stoi Larry Fink (wart ok. $1 mld). Trwa kosztowna wojna pozycyjna, wyniszczająca infrastrukturę i zasoby (w tym ludzkie) Ukrainy, która pustoszeje. Pamiętam, że w 1991 r. Ukraina liczyła ok. 52 mln mieszkańców, teraz ich liczbę szacuje się na ok. 28 mln. Amerykańscy republikanie posiadają większość w Kongresie i nie są skorzy do dalszego finansowania tej wojny na wyniszczenie stron. Sankcje nałożone na Rosję mocno uderzyły w Zachód, który sam je omija, handlując z Rosją przez Kazachstan i innych pośredników. Ten układ cieszy Chiny, które używają własnej waluty np. na zakup rosyjskiej ropy z 40-proc. zniżką. 

Izrael nadal kolonizuje Palestynę, ok. 70 proc. budynków w północnej Gazie leży już w gruzach, zabito już ponad 20.000 Palestyńczyków, z których 70 proc. to kobiety i dzieci, wiele tysięcy rannych, reszta zepchnięta na południe Gazy. Komentatorzy porównują bombardowania strefy Gazy do bombardowania Hamburga podczas II wojny światowej, gdzie w gruzach legło ok. 75 proc. budynków, czy Kolonii – ok. 61 proc. Przypomnijmy, że pierwszym zarejestrowanym terrorystą był biblijny Samson, a swego czynu dopuścił się przeciwko Filistynom właśnie w Gazie. Na całym świecie jest ok. 2,3 mld chrześcijan, w minionym roku nie było uroczystości w miejscu narodzin Jezusa. Jest wojna.

W 1948 r. Palestyńczycy stanowili aż 89 proc. mieszkańców Palestyny. Dziś 73 proc. populacji Izraela to Żydzi, 21 proc. Palestyńczycy. Na świecie, głównie na wygnaniu, żyje ok. 12 mln Palestyńczyków (ok. 6 proc. to chrześcijanie); dla porównania na świecie żyje ok. 14,5 mln Żydów (z czego połowa w Izraelu). Pacyfikacja Gazy spotkała się z silnym sprzeciwem muzułmanów w USA, również protestuje lewica (w tym Żydzi), szczególnie studenci uniwersytetów. Największymi zwolennikami polityki Netanjahu są tradycyjnie republikańscy ewangelicy, no i oczywiście neocons, czyli byli (głównie żydowskiego pochodzenia) marksiści-trockiści, którzy opuścili demokratów i za prezydentury Reagana przyłączyli się do Partii Republikańskiej, sponsorując wojny. 

Wiem, że brutalne bombardowania Palestyńczyków wzbudzają ludzki sprzeciw. Z drugiej jednak strony wiemy, że wyznawcy islamu w swoich krajach niezbyt dobrze odnoszą się do chrześcijan i nie grzeszą tolerancją (np. Pakistan) wobec naszej wiary i religijnych praktyk, zresztą podobnie jak i ortodoksyjni Żydzi w Izraelu.

Wracając do Polski. Rozumiemy, że celem partii politycznej jest zdobycie i utrzymanie władzy, jednak zasmuca pogarda dla ustanowionego prawa i dopiero co tak wychwalanej konstytucji. Trudno coś sensownego wspólnym wysiłkiem zbudować, ale zniszczyć można bardzo łatwo. Czyżby głównym celem nowego premiera było stworzenie chaosu? Tak mierzi go i jego popleczników próba ocalenia Polski spod globalistycznego brukselskiego walca, że gardzą porządkiem konstytucyjnym i bezwstydnie i pośpiesznie zmieniają ustawy uchwałami Sejmu, sugerując, że ich konkurenci robili podobnie? Zła wola, głupota zacietrzewionych kogutów czy agentura?

Przecież nowa parlamentarna większość mogła przejąć kontrolę nad mediami publicznymi legalnie, z poszanowaniem prawa. Skąd ten pośpiech i wprowadzenie elementów puczu w stylu bananowej republiki – czy może taki jest właśnie cel? Jaka będzie przyszłość takiego państwa? Gdzie podział się instynkt państwowy liderów? Może kandydatom na wyższe urzędy trzeba badać stopień patriotyzmu? 

A może ta nikomu niepotrzebna awantura o brutalne zawłaszczenie mediów z celowym pogwałceniem prawa i ominięciem prezydenta Dudy miała przykryć uchwalenie w Brukseli szeregu zmian niekorzystnych dla dalszej polskiej państwowości i ściślejszego podporządkowania jej niemieckim planom utworzenia Mitteleuropy? Cytując klasyków, można zapytać: „po co nam demokracja jak jest w Berlinie?”. Czy możliwa jest refleksja nad nadchodzącym niebezpieczeństwem w obliczu zaprogramowanej widowiskowej inscenizacji zarządzania kryzysem? Czy wystarczy kopać po kostkach w niekończącym się podwórkowym stylu?

Polska nie jest łupem do zdobycia i podziału (no może w oczach jej wrogów). Polska to nasza wielka wspólnota, o interesy której trzeba dbać i układać się, aby była jak najbardziej wolna, silna, zasobna i niepodległa. 

W starożytności w czasie rozkwitu ateńskiej demokracji (VI/V wiek przed Chrystusem) istniał interesujący mechanizm zwany ostracyzmem, w którym obywatele w tajnym głosowaniu skazywali na wygnanie osobnika (z miasta na 10 lat), który w ich mniemaniu mógłby wprowadzić tyranię. Może by tak się temu demokratycznemu zwyczajowi bliżej przyjrzeć?

Jacek K. Matysiak

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze