czwartek, 21 listopada, 2024

Trump staje do otwartej walki!

Jacek K. Matysiak

Zdefiniujmy scenę. W politycznej Ameryce wrze, mocarstwo przeżywa poważny kryzys. Nadchodzą prezydenckie wybory 2024 r. Politycy, kandydaci, lobbyści powoli schodzą z chmur propagandowego jestestwa, aby twardo postawić swoją stopę, zdominować, rzucić wyzwanie, rękawicę po najwyższy urząd w PAŃSTWIE. W epoce dominacji i triumfu potężnych międzynarodowych korporacji w sektorach HIGH TECH, BIG PHARMA, BIG MEDIA, przemysłu zbrojeniowego, nawoływanie do obrony interesu i wartości państw narodowych wydaje się niezwykle trudną, wprost niebezpieczną próbą, wsteczną sztuką zaklinania rzeczywistości błyskawicznie demontowanej chrześcijańskiej cywilizacji. Ludzie, jak śmiertelnie zaczarowane ryby, zwykle idą z prądem, aby dołączyć, przeżyć, kontynuować swoje istnienie. Na tym etapie właśnie jesteśmy; czy jednak się obudzimy?

Wydawałoby się, że w tym politycznie administrowanym cyrku wszystkie miejsca są już zajęte. Jednak podobnie było w 2016 r., kiedy słynny nowojorski deweloper, trybun ludowy, kompletny nuworysz w polityce supermocarstwa bezczelnie zaproponował respektowanie demokratycznych, konstytucyjnych norm oraz zasad zdrowego rozsądku. Trump był granatem rzuconym przez Opatrzność i dobijaną zachodnią cywilizację w oczy konsolidującej się światowej globalistycznej ośmiornicy, dążącej do przeniesienia nas w niewolniczy stan feudalny. Wiemy, że Trump nie jest doskonałym, wymarzonym rycerzem, jednak ma potencjał, aby pomóc nam obronić nasze utożsamiane wartości wobec biurokratycznego tsunami rozmaitych głupot i świństw w naszej rzeczywistości wdrażanych przez globalistyczną brukselską czy inną ponadstanową centralę.

Ci ludzie znudzili się już opanowanym imperium kontrolującym pieniądz. Teraz chodzi o totalną kontrolę, oczywiście przy zachowaniu kontroli pieniądza, ale w formie elektronicznej, która będzie w stanie rejestrować i „skorygować” naszą codzienną aktywność i zakupy. Słysząc, czytając o tej polityce nie mamy zielonego pojęcia, że każdego dnia tracimy swoje prawa obywatelskie, które poszczególne rządy tłumaczą koniecznością obostrzeń klimatycznych, pandemicznych czy związanych z wojną w sąsiedztwie. Może nastał czas nazywania zagrożeń po imieniu? Żyjemy w czasie „zdrady elit”, ale to zbyt obszerny temat, więc zostawmy go na inną okazję.

Podczas niedawnej republikańskiej konferencji CPAC byliśmy świadkami  wystąpień i prezentacji poszczególnych aspirantów kandydujących na prezydenta USA w Centrum Portu Narodowego w Maryland. 

Konferencja konserwatywnego odłamu republikańskiego CPAC została kompletnie zdominowana przez byłego prezydenta Trumpa, który jeszcze przed swoim wystąpieniem w sondażu otrzymał 62 proc. Poparcia; drugim był gubernator Florydy Ron DeSantis z 20 proc. poparcia. Podczas obrad CPAC wystąpili jeszcze konkurenci: była gubernator i ambasador Nikki Haley i były sekretarz stanu Mike Pompeo. Nie pojawili się inni nagłaśniani pretendenci jak Mike Pence czy główny konkurent Trumpa DeSantis, który poleciał do Kalifornii na spotkanie z poważnymi donatorami z klubu Club for Growth. Sondaż na najlepszego wice dla Trumpa zdecydowanie wygrała była kandydat na gubernatora Arizony, bardzo medialna Kari Lake.

Trump wystąpił w półtoragodzinnej tyradzie, przedstawiając siebie jako wojownika walczącego o powstrzymanie postępującej degrengolady Ameryki. Jest dobrym mówcą, więc bez trudu nawiązał do polityki Bidena niszczącej Amerykę w aspekcie rozłożenia jej przemysłu energetycznego i pogoni za ekologicznie szkodliwym przestawieniu użytkowników na kosztowne auta elektryczne (wytwarzanie i składowanie zużytych toksycznych baterii). 

Ostrzegł zgromadzonych aktywistów, że Biden swoimi posunięciami prowadzi świat do III wojny światowej, dodając, że on za swojej prezydentury nie rozpoczął żadnej wojny, a nawet ukończył rozpoczęte. Podkreślił, że jeśli zostanie wybrany prezydentem, to dzięki jego dobrym relacjom z Putinem wojna na Ukrainie zakończy się w ciągu 24 godzin i zadba o to, aby państwa europejskie bardziej zatroszczyły się o własne bezpieczeństwo. Natomiast jeżeli Trump przegra, będzie wojna, swoją pozycję na świecie straci też Ameryka, również z powodu otwartych granic, narastającej przestępczości, napływu narkotyków i skończy jako „brudne komunistyczne państwo”.

Jeśli wygra wybory, ukończy budowę granicznego muru, zwiększy liczbę pograniczników, zatrzyma napływ nielegalnych narkotyków, ukróci przestępczość, wprowadzi papierowe jednodniowe osobiste głosowanie, zatrzyma zwariowany genderyzm i trans z chemicznym i chirurgicznym okaleczaniem dzieci. Przywróci kontrolę rodziców nad edukacją ich dzieci przy pomocy systemu voucher i zwiększonego kredytu podatkowego na dzieci, jak również stworzenie mechanizmu wyborów pryncypała szkoły przez rodziców. Trump zapowiedział też budowę „miast wolności” z premiowaniem posiadania własności na wielkich przestrzeniach Ameryki.

Z pozycji swojego doświadczenia z poprzedniej kadencji rozprawi się i ograniczy wpływy Deep State, głodnych wojen neocons, globalistów, komunistów i całej politycznej klasy, która nienawidzi Ameryki i prowadzi ją do zguby. Zapowiedział też pozbycie się z Partii Republikańskiej RINO’s zwolenników otwartych granic, neocons, globalistów i liderów takich jak Paul Ryan, Karl Rove czy Jeb Bush. Również postulował zarządzanie i kontrolę Waszyngtonem D.C. przez rząd federalny.

Na zakończenie swojego wystąpienia kandydat Trump ogłosił, że będzie nie tylko głosem zawiedzionych rozwojem sytuacji Amerykanów, ale i wojownikiem walczącym o przywrócenie wartości narodowych, sprawiedliwości i prosperity: – Nie mamy innego wyjścia. Jeżeli się tego nie podejmiemy, nasz kraj zostanie utracony na zawsze.                                                   

Jak widać, Trump niczego nie owija w bawełnę, wszystko nazywając po imieniu i zapowiadając otwartą walkę z całym dobrze okopanym systemem państwa. Zapewne system Deep State w swoim interesie będzie nadal starał się go w jakiś sposób zatrzymać. Trump rozumie, jakie siły ma przeciwko sobie i dlatego zwraca się bezpośrednio do zwykłych, patriotycznych Amerykanów. Historycznie biorąc, nawiązuje do prezydentów Eisenhowera i JFK.

Kampania prezydencka zapowiada się naprawdę fascynująco.

Jacek K. Matysiak

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze