piątek, 17 maja, 2024

Święta noc

Marian Izdebnik

Minęło ponad dwa tysiące lat, od kiedy nad stajnią w małym miasteczku Betlejem zajaśniała gwiazda zwiastująca wielkie dla ziemi wydarzenie. W tej dotąd nic nie znaczącej mieścinie narodziło się bowiem Dziecię, które zmienić miało bieg świata i wywrzeć przemożny wpływ w przyszłych dziejach ludzkości.

Stwórca dla osiągnięcia swoich celów często posługuje się ludźmi prostymi, mało znaczącymi w swoich środowiskach. Wiemy, że Matka Chrystusa była zwykłą kobietą z Nazaretu, Józef zaś, opiekun Syna Bożego, rzemieślnikiem – stolarzem. I ten biedny dom ciężko pracującego człowieka wybrał Bóg dla swojego Jedynego Syna, którego posłał do nas z orędziem miłości.

 Betlejem jest miejscem jakże ważnym dla religii i historii Izraela: tu prawdopodobnie urodził się Dawid, pasterz owiec i nadworny grajek namaszczony na króla, ojciec rodu Dawidytów, którego potomkiem był Józef, opiekun Jezusa. Nie mniej ważne jest to miejsce dla chrześcijan: to tutaj „nie było miejsca w gospodzie” dla brzemiennej Maryi. Swoje Dziecię porodziła w stajence, ułożyła w żłobie i okryła sianem. Tak przyszedł na świat Król Królów, któremu nie było równego na ziemi.

Czy to nie lekcja wielkiej pokory? Czy to zdarzenie nie jest pełne wielkiej symboliki? Syn Boży przychodzi na świat w stajni. A przecież mogło to się stać we wspaniałej komnacie Herodowego pałacu, w miejscu kapiącym od złota… Inne były jednak zamiary Stwórcy…

Tam, w Betlejem, przed ponad dwoma tysiącami lat, zrodziła się dla ludzkości Wielka Nadzieja. Bóg stał się Człowiekiem i przyszedł na świat do ludzi, aby przynieść im zapowiedź wiecznego życia i szczęśliwości, jak również wielkie orędzie miłości. Bo to On przecież powiedział: „miłujcie nieprzyjaciół waszych”. On też wskazał drogę wiodącą do Domu Ojca. On głosił nową moralność i podejście do życia.

Ale tam, w Betlejem, Józef może nie zdawał sobie jeszcze w pełni sprawy z wydarzenia, w którym uczestniczy, natomiast Matka Chrystusowa wiedziała, nosiła bowiem w pamięci chwilę Zwiastowania Anioła, a nawiedzając swoją krewną Elżbietę wymówiła znamienne słowa, że zwać ją będą błogosławioną przez wszelkie narody. Na pewno rozumiała chwilę wielką, ale Józef, patrząc na to drobne Dzieciątko chyba jeszcze w pełni nie wiedział, że wita Mocarza nad Mocarzy, który będzie miał przeogromny wpływ na bieg historii.

Na pewno nie myśleli o tym wszystkim, przejęci troską o Nowo Narodzonego, chociaż przybycie pasterzy i Mędrców ze Wschodu przekonało ich, że są bohaterami niezwykłego wydarzenia.

Minęło wiele setek lat od tego Wielkiego Momentu. Dzisiaj w świątyniach na wszystkich kontynentach uroczyście upamiętnia się te znamienne chwile Wielkiej Nocy. Idea Chrystusa podbiła świat, a symbol Jego męki jest godłem wiary miliardów ludzi.

W okresie świąt Bożego Narodzenia warto zastanowić się nad tym, jak wykorzystał świat posłannictwo Chrystusowe, jak zrozumiał Jego naukę? Wydawać się dzisiaj może, że ludzie bardzo często nie pamiętają o słowach Mistrza z Nazaretu. On bowiem głosił miłość. Ileż to krwawych wojen prowadzono od chwili Jego śmierci na krzyżu… Ile rozlano krwi, do jakich wielkich tragedii ludobójstwa doprowadzili ludzie na przestrzeni wieków. A On przecież pouczał swoich wyznawców o tym, jak między sobą mieli się miłować.

Wielokrotnie ludzie wypaczali Jego słowa. Naginali Jego naukę do własnych, małych celów. W imię Chrystusa, który głosił miłość, palono ludzi na stosach, prowadzono zaborcze wojny, torturowano, zadawano cierpienia, niszczono całe narody. A przecież On nigdy tego nie zalecał, przeciwnie, nakazywał pokorę, miłość i dobroć.

A i dzisiaj, w imię „unowocześnienia” usiłuje się „złagodzić” Jego zalecenia, jak godnie przeżyć życie. Jakże daleko odeszliśmy od wiary pierwszych chrześcijan, którzy zawsze żyli w gotowości ponownego spotkania Zbawcy. Oni wiedzieli, co jest dobre, a co złe. Dzisiaj można dostrzec, że chrześcijaństwo wydaje się być zmęczone. Zapominamy o tym, co przekazał nam w swojej Ewangelii św. Mateusz: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. (…) O dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec”.

Te słowa warto przypomnieć tym wszystkim, którzy dążą do unowocześnienia Kościoła i domagają się złagodzenia nakazów stawianych wiernym. Chrystus jednak jasno powiedział nam, czego Bóg wymaga od człowieka. Nikt nie ma prawa zmieniać i wypaczać nauki Zbawiciela. 

I tu rodzi się pytanie: jak mogą ludzie walczący o aborcję, prokreację in vitro czy związki jednopłciowe nazywać się chrześcijanami? Dlaczego ludzie deklarujący swoją przynależność do Kościoła Chrystusa stają się bojownikami zabijania dzieci poczętych i powoływania do życia istot z probówki? Przecież Bóg jest dawcą wszelkiego życia i On to nakazał prokreację i korzystanie z dobrodziejstw świata, który miał być człowiekowi poddany.

Człowiek nie może łagodzić i opacznie tłumaczyć wymogów stawianych mu przez Stwórcę. Chrystus potwierdził to wszystko, co nakazał Bóg ludziom w swoich przykazaniach. Nikt nie ma prawa zmieniać i wypaczać Bożego prawa. A sama aborcja jest zaprzeczeniem miłości i zabójstwem, czyli tym, co obraża Boga. Nie mogą temu zaprzeczyć najbardziej pokrętne tłumaczenia i łagodzenie znaczenia tego śmiertelnego grzechu ludzkości.

Jedynie drogą, którą wskazał nam Jezus Chrystus, dojdziemy do Boga i wiecznego życia w Domu, który przygotował nam przed Czasem. Na pewno niełatwo nią iść. Ale jest to jedyna droga, której nie można pokonać idąc na przełaj. Życie trzeba przeżyć tak, jak to nam potwierdził swoim krzyżem Zwiastun Dobrej Nadziei.

Rocznica przyjścia na świat Zbawiciela powinna zatem być chwilą refleksji i zadumy nad własnym życiem i światem. Czy postępujemy rzeczywiście tak, jak nakazuje nam prawo Dziesięciu Przykazań, przekazane narodowi wybranemu, i nauczanie Jezusa Chrystusa, a stanowiące jedno? Czy rzeczywiście postępujemy tak, jak nam nakazuje Prawo Boże? Czy stanowi ono istotę naszego postępowania? Czy wypełniamy zalecania Chrystusa? Czy staramy się brać udział w Jego wielkim Misterium Miłości?

Odpowiedź na to pytanie musimy sobie dać sami, nikt tego za nas nie zrobi. Popatrzmy na nasze codzienne życie, oceńmy nasz stosunek do bliźnich, zastanówmy się nad tym, co pragniemy osiągnąć. Pomyślmy wreszcie, czy w XXI wieku, w czasie olbrzymich osiągnięć nauki i wieku olbrzymich zbrodni z ludobójstwem na czele, niesprawiedliwymi, zaborczymi wojnami, kryzysem nauczania Stolicy Apostolskiej, jesteśmy jeszcze godni określać się mianem chrześcijan czy dzieci Bożych?

Istnieje zawsze możliwość naprawienia zła – Bóg wie bowiem, jak ułomną istotą jest człowiek. Są więc możliwości odwrócenia się od tego wszystkiego, co jest niezgodne z nauczaniem Jezusa Chrystusa. Musimy przecież zrozumieć, że na tym kruchym świecie jesteśmy tylko gośćmi, ale tu właśnie mamy zapracować na nagrodę, którą ma być żywot wieczny. Chrystus obiecał nam inne życie, lepsze i bardziej szczęśliwe. Aby je osiągnąć, musimy nie tylko dać wiarę Jego słowom, ale się do nich dostosować.

Możemy to zrobić zaraz, poczynając od własnego domu. Małymi krokami można z czasem pokonać wielkie przestrzenie, jeśli tylko idzie się wytrwale. Udajmy się zatem wszyscy w tym kierunku, który wskazał nam przed wiekami Syn Boży, Jezus Zbawiciel, Bóg z Boga, światłość ze światłości, Bóg Prawdziwy z Boga Prawdziwego, współistotny Ojcu, a przez Niego wszystko się stało.

Marian Izdebnik

Najnowsze