piątek, 17 maja, 2024

„Nowe otwarcie przyjaznych relacji” – korzystne, ale nie dla Polski! 

MARIA LEGIEĆ

Jeszcze piana agitek na ustach tak zwanej opozycji pod wspólnym hasłem „odsunąć PiS od władzy” (to jest wyrażenie salonowe, w wypowiedziach publicznych brzmiało wulgarnie), jeszcze nie zaczęły się te setki drobnych ugrupowań w łonie opozycji ostatecznie dogadywać – a już rząd nad Szprewą I media niemieckie nie potrafią się powstrzymać od okrzyków: „Hurra! Wygraliśmy!”.

Liczba mnoga jest tu symbolem od dłuższego czasu trwającej w Niemczech i Parlamencie Europejskim narracji: „to my obalimy rząd PiS”, co można było (dosłownie!) usłyszeć w wypowiedzi przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej Manfreda Webera, która ukazała się w FAZ 28 czerwca 2023 r.: „Jesteśmy jedyną siłą, która może zlikwidować PiS w Polsce”. I jeszcze: „Niemiecka AfD, podobnie jak Le Pen we Francji czy PiS w Polsce, są dla nas przeciwnikami i będą przez nas zwalczane”. Zaś szefowa KE Ursula von der Leyen podczas kongresu Europejskiej Partii Ludowej w Rotterdamie na początku czerwca ub. roku, żegnając Tuska odchodzącego z funkcji przewodniczącego zapowiedziała: „Kiedy znów cię spotkamy, zobaczymy cię jako premiera”. 

I życzenie to, które można zrozumieć jako wydanie „rozkazu do wykonania”, przybrało realny kształt 15 października tego roku. Przyczyny takiego stanu rzeczy są nam, Polakom (bardzo wielu), dobrze znane. W Niemczech i rząd, i media mają charakter liberalno-lewicowy. Panuje tu od długiego czasu przekonanie, że jedyną przeszkodą dla przyjaznych relacji polsko-niemieckich był rząd Zjednoczonej Prawicy. Domaganie się spłaty wojennych odszkodowań przez ten rząd stało w opinii Niemców na przeszkodzie tej relacji. Teraz po – jak uważają – usunięciu tej przeszkody można spodziewać się nowego otwarcia w relacjach Berlina z Warszawą i spolegliwości wobec Niemców nowego, przyszłego premiera Polski. 

Teraz, wraz z nowo utworzonym rządem nad Wisłą – twierdzą autorzy tekstów – Europa stanie się ponownie znacznie bardziej zdolna do działania. Jej (Unii Europejskiej?) błędy zostaną zaraz usunięte, bo: „Jeżeli opozycji w Polsce jako największemu państwu UE w Europie Środkowo-Wschodniej uda się przejąć władzę w Warszawie – a odpowiednie partie zapewne zrobią wszystko, by to osiągnąć – to Polska przestanie być częstym blokerem europejskich kompromisów. Polsko-węgierskie zwarcie szeregów przejdzie wówczas do historii” – stwierdziła Johanna Herzing w Deutschlanfunk (21.10.2023).

Po podaniu ostatecznych wyników przez IPSOS, a nawet już w dniu wyborów o godzinie 12.00, wielka radość opanowała gazety niemieckie. Mimo że jeszcze nie wszystkie głosy były policzone, a pierwsze dane pokazywały procentowe zwycięstwo partii rządzącej (36,8%), już hucznie ogłoszono zwycięstwo Donalda Tuska i jego grupy niebędącej jeszcze wówczas koalicją. 

Przyczyny zaplanowanego i wymarzonego przez Niemców odsunięcia PiS-u od władzy były dla mediów jasne, np.:

– „Partia rządząca w Polsce miała niewiele do zaoferowania w kampanii wyborczej poza nienawiścią i podsycaniem strachu. Strachu przed wszystkim: przed obcokrajowcami i migrantami, Niemcami, Rosją, Europą, zmianami i przyszłością”.

 – „Partia rządząca polegała na swoim podstawowym elektoracie i, co fatalne, na politycznym braku zainteresowania”.

– „PiS dosłownie zignorował fakt, że istnieje silne pragnienie wyraźnej zmiany kursu. Dwie ogromne demonstracje opozycji w okresie poprzedzającym wybory były ledwie wspomniane w kontrolowanym przez rząd i przez lata tylko groteskowym programie państwowych mediów”.

– „PiS stał się ofiarą własnego wypaczonego światopoglądu i agitacji”. 

– „Młodzi wyborcy zostali przez PiS jedynie zniechęceni, a jednocześnie mimowolnie upolitycznieni”.

Natomiast sumę win przegranej partii wyrażono w zdaniu: „Praworządność została całkowicie podważona, państwowe media zostały przekształcone w narzędzia propagandy, wyhodowano ogromny nepotyzm, grupy społeczne zostały zmarginalizowane i dyskryminowane. Kiedy myśli się o kobietach i sztywnym prawie aborcyjnym, nie jest przesadą stwierdzenie: ich życie było zagrożone”.

We wszystkich niemieckich wypowiedziach medialnych Tusk jest ukazywany jako ofiara nienawiści ze strony obozu rządzącego, jako narażony na zaciekłe ataki i oszczerstwa ze strony PiS, a szczególnie państwowej telewizji TVP.

Na jego temat brakuje dziennikarzom słów podziwu. Program jego partii jest gloryfikowany jako powrót Polski do prawa UE i praworządności, jest przeciwieństwem pisowskiego prawicowego populizmu i autokratycznych tendencji. Podczas wizyty w Polsce i na Litwie (29 lipca 2022) o szefie rządzącej partii Jarosławie Kaczyńskim tak wypowiedział się szef niemieckiej opozycyjnej partii Chrześcijańskich Demokratów (CDU) Friedrich Merz: „Kaczyński jest być może najważniejszym politykiem w kraju, ale tragicznie utknął w przeszłości i nie może dokonać skoku w przyszłość”.

Ten „skok w przyszłość” to według Niemców impuls do przygotowania i wprowadzenia w życie nowego traktatu unijnego, który ma pomóc scentralizować Unię (i w konsekwencji ograniczyć kompetencje poszczególnych państw). Został on najpierw zaproponowany przez ekspertów niemiecko-francuskich, później w dużym stopniu powtórzony w propozycji Parlamentu Europejskiego, grup przedstawicieli frakcji liberalno-lewicowych. Zmierza on do przekazania jeszcze większej władzy nad Unią Europejską Niemcom (i Francuzom), jest realizowany poprzez promowanie centralizacji uprawnień, czyli przenoszenie ich z poziomu narodowego na europejski i poprzez jednoczesne wzmocnienie władzy Paryża i Berlina w instytucjach pomiędzyrządowych. Jedną z propozycji zmiany traktatu jest przymus przynależności do strefy euro, przeniesienie polityki klimatycznej jako wyłącznej kompetencji Unii Europejskiej oraz potężna ofensywa ideologiczna, promująca lewicowe wartości, równość gender, również prawa mniejszości seksualnych w debacie publicznej, upowszechnianie idei gender w systemie edukacyjnym, który ma stać się kompetencją dzieloną między UE i poszczególnymi państwami.

A więc dużo zmian, które są niekorzystne z punktu widzenia małych i średnich państw, ich suwerenności i wpływu na decyzje. Są też niekorzystne dla obywateli mających chadeckie czy konserwatywne poglądy, jak w Polsce. Dla takich więc jak my w Unii Europejskiej już nie będzie miejsca. 

Niemcy oczekują, że dla takiej rewizji traktatów zapali się zielone światło po wygranej „ich” polityka, Donalda Tuska. Liczą na zamiecenie pod dywan tematu reparacji wojennych, na rezygnację przez nowy polski rząd z różnych projektów infrastrukturalnych, takich jak zagospodarowanie i udrożnienie Odry, CPK, budowa elektrowni atomowych i wiele innych inicjatyw gospodarczych, które służą wzrostowi dobrobytu Polski. 

Widać jak na dłoni, że to „nowe otwarcie przyjaznych relacji” wkrótce rządzących Polską, które tak bardzo cieszy Niemców, jest dla nich korzystne – ale naszym kosztem.

Maria Legieć

Najnowsze